Tam w zakrystii... Odc. 4 "Dieta"
Tyle jest różnych pokus. Strasznie dużo. Jak się im wszystkim nie dać bardzo trudno – chciałoby się dziś zanucić po tym co tu usłyszałem…
Mówię Wam, wiszę sobie w kącie szafy, już od tylu lat. Co ja mówię, od tylu wieków. Mole niby krążą, ale jakoś się mnie nie imają. Nawet bardziej się nimi interesują niektórzy moi słuchacze, niż one mną – te mole znaczy się. Takie śmieszne, co ich nie można złapać, bo cały czas obserwują spod swego oka. Stare ornaty tak mają. Może w ogóle starzy tak mają? Wszystko byłoby jak u Pana Boga na pieczce, gdyby nie głos Średniego:
– A co to, Siostro, za pudełko? – Na szafie, centralnie stało zielone pudełeczko. Bezczelnie połyskiwało chińskimi literami.
– A znalazłam rano, – odpowiedziała bez zainteresowania.
– Jak to? W zakrystii? I Siostra nie wie? Przecież to szczególne miejsce – gorączkował się Średni.
– A dobrze robi, hm, no dobrze robi, na zdrowie – zaczęła Siostra ale nie dokończyła bo przerwał jej Młody:
– Dobre na linię – Młody błysnął okiem.
– Jaką linię? Melodyczną? W gregoriance? – dopytywał Średni.
– Daj spokój – odpowiedział Młody.
– Tak nie może być! A jak to będzie bomba? Albo trucizna? – niestety nigdy nie było wiadomo czy Średni żartował, czy mówił poważnie. Miał taką minę, że… a w dodatku na jego czoło wystąpiły połyskujące krople potu.
Miny Średniego nie robiły na Siostrze żadnego wrażenia. Gorzej słowa. Zajęła się zatem załączaniem mikrofonu i nalewaniem wina do ampułek.
Średni ubierał albę i szukał odpowiedniego ornatu. Z czasem wszyscy zaczęli się zastanawiać nad nieobecnością Starego. Było to wydarzenie bez precedensu, albowiem Stary był zawsze gotowy jako pierwszy. O tej godzinie zawsze stał i wpatrywał się nieruchomo w lustro. Z niewiadomych przyczyn, wisiało ono zawsze dokładnie na wprost jego okrągłej twarzy. Było jednak coś dziwnego w tej twarzy, bo krągłość była złamana pewnego rodzaju suchą ascezą. Ostateczny wynik, to groźna twarz, wywołująca salwy śmiechu, gdy się jej właściciela mija na korytarzu. Ale dziś twarzy w lustrze nie było.
– Coś może się stało? – zaniepokoił się Średni, gdy wreszcie wybrał odpowiedni ornat.
– Jeszcze wystaje metka – rzucił mimochodem Młody.
– Zawsze trzeba odpowiednio się ubierać – odciął się Średni. Ale zaczął energicznie kręcić się wokół swojej osi. Próbował złapać przeciwległy koniec ornatu. Ale im przyspieszał, tym większe tworzyło się wokół niego rondo.
– A niech się uspokoi – zadecydowała Siostra i złapała Średniego w pół.
– O! Tu wyszło – i pełna triumfu w oku, wsunęła metkę na swoje miejsce.
– A, tu jesteś, – jak spod ziemi rozległ się tubalny głos Starego, który ni stąd ni zowąd nagle pojawił się w zakrystii. Prawdopodobnie szukał czegoś za szafą. Może na klęczkach, może inaczej. Nikt tego nie mógł wiedzieć. Jedno jest pewno. Znalazł to, czego szukał – małe zielone pudełko z chińskimi napisami.
– No, już czas, już czas, – ponagliła wszystkich Siostra wskazując na zegarek.
– Ach, cały dzień wczoraj szukałem i dziś rano. Bo nie mogłem się napić swojej ulubionej herbaty – westchnął wyraźnie zadowolony Stary.
– Ale taka? Smakuje jak ziemniaki z mydłem? Ble – mina Średniego nie pozostawiała wątpliwości co na ten temat myśli.
– Doskonała. Lekarka kazała mi zrzucić parę kilogramów – Stary poklepał się jowialnie po całym wystającym ornacie, który nie wiadomo kiedy założył na siebie. Za chwilę dodał: – Ale, widzę, że działa, bo wyraźnie ta alba pod ornatem cośkolwiek luźniejsza jest – zakończył Stary, przeciągając literę "u" i szarpiąc energicznie ornat przez albę.
– Ja piję już dwa lata i nic – Średni patrzył w lustro tępym i smutnym wzrokiem.
– A ja podałam dziś albę o numer większą – wypaliła Siostra, gdy wszyscy ruszyli do ołtarza.
Mówię Wam. Stary to wie, co dobre, oj wie, wie.
Słowniczek okołokościelny
Dieta – dowolna substancja jadalna, która ma regulować grubość tkanki tłuszczowej w kierunku jej zanikania, niezależnie od ogromnej ilości pozostałych substancji jadalnych w ciele. Dawniej o wyborze substancji decydowały kobiety, ostatnio do gry włączyli się mężczyźni. Przykładowo taką substancją nie tak dawno była kapusta.
Pieczka – piec. Po prostu. Ciepła duża ilość płaskiej płaszczyzny, powodująca dobrostan w czasie srogiej zimy.
Metka – część ubrania, wychodząca w najmniej spodziewanym momencie, ułatwiająca błyskawiczną ocenę psychiki i osobowości właściciela lub ułatwiająca dewastację nowo nabytej odzieży.
Chińskie litery – są wszędzie obecne, najczęściej w postaci „zdiełano w kitajcu”. W zakrystii na mikrofonie, na przykład.
Gregorianka – w żargonie kościelnym oznacza śpiew gregoriański.
Śpiew gregoriański – poczucie jakby samochód - typu Mercedes - bezszelestnie poruszał się w powietrzu, na przykład u powały świątyni, powodując w słuchaczu głęboki stan relaksacji.
Żargon kościelny – najczęściej dostępny w kazaniach.
Kazania – do tego kiedyś wrócimy, dziś szukaj w encyklopedii.
Zielona herbata – słomkowa ciecz w smaku przypominająca podgrzane mydło z bananami, ale tylko do pierwszej wypitej beczki. Potem symfonia głębi smaku i nie tylko (Autor chciałby napisać „głębia głębi”, ale Redaktor nie pozwala).


Skomentuj artykuł