Bo zawsze się na mnie denerwujesz tato!
Wiele strategii manipulacyjnych stosowanych przez dzieci zmierza do stworzenia pułapki emocjonalnej mającej wzbudzić w rodzicu poczucie winy, by w ten sposób dziecko mogło uniknąć bolesnego uznania własnej odpowiedzialności.
Ojcu, mniej identyfikującemu się z dzieckiem, łatwiej jest się bronić przed jego próbami wzbudzenia poczucia winy. Może uciec się do siły rozumowania i w ten sposób przypiera je do muru, demontuje jego zażalenia i pokazuje mu, że samo sobie zaprzecza.
- „przekierowanie" stwierdzeń lub interwencji wychowawczych rodziców, udając, że nie rozumie się ich prawdziwych intencji („Ty chcesz mieć dziecko doskonałe!", oskarża syn, podczas gdy rodzic domaga się od niego jedynie minimalnego zaangażowania);
- przypisywanie wygodniejszej interpretacji umowom zawartym z rodzicem („Ja myślałem, że chodziło o co innego!");
- „robienie z siebie ofiary" w obecności osób trzecich, niesprawiedliwe przedstawianie rodziców jako okrutnych i karzących czy grożenie, że dziecko zadzwoni pod telefon zaufania i zgłosi przypadek znęcania się;
- używanie zdesperowanych reakcji rodziców jako uzasadnienia dla własnych zachowań („Bo zawsze się na mnie denerwujesz!");
- systematyczne nadużywanie formuły „Ty mnie nie rozumiesz", kiedy dziecko zostaje przyparte do muru;
- płacz w celu pokazania rodzicom, „że jednak mam rację", jak to określiło jedno z dzieci;
- „ucieczka w chorobę": ból głowy, brzucha, gorączka, wymioty (istnieje jedynie bardzo cienka czerwona linia pozwalająca na rozróżnienie, kiedy takie objawy są używane instrumentalnie, „symulowane" przez dziecko);
- „problematyzowanie": robienie aluzji do braku sensu życia, samobójstwa, niemożliwości bycia szczęśliwym (kiedy okoliczności skłaniają ku hipotezie, że te stwierdzenia są używane instrumentalnie); sprawianie wrażenia smutku czy przygnębienia, aby wywołać zaniepokojenie rodzica;
- robienie z siebie ofiary prześladowań i niezrozumienia (wszyscy się mnie czepiają, nikt mnie nie rozumie, ciągle na mnie krzyczycie, wszystko, co zrobię, jest złe);
- negowanie oczywistości bez najmniejszego zażenowania, nieustanne wysuwanie gotowych usprawiedliwień czy udawanie, że się „spadło z nieba", w momencie, kiedy rodzic przypomina dziecku coś, co ono samo powiedziało lub zrobiło;
- udawanie zazdrośnika: „Kiedy mama zaszła w ciążę po raz drugi, torturowałem ją swoją zazdrością- przyznaje dwudziestoletni chłopak. Ona do dziś wierzy, że tak strasznie cierpiałem z powodu narodzin brata i że to wciąż jeszcze mi nie przeszło. Dlatego nadal traktuje mnie w specjalny sposób. W rzeczywistości świetnie się rozumiem z bratem i bardzo się cieszę, że nie jestem sam, ale wydaje się, że ona widzi tylko to, co sobie wyobraża".
Szesnastolatek zwraca się do rodziców tym samym tonem pretensji, co zazwyczaj: „Opony w moim motorowerze są łyse - stwierdza w nieznośny sposób - mogę się przewrócić i zrobić sobie krzywdę. Powinniście je wymienić, bo to niebezpieczne. Czy mam iść do szpitala, zanim raczycie mi kupić nowe?". Oto, w jaki sposób ojciec ucina oczywistą próbę szantażu ze strony syna: „To prawda, że jazda na motorowerze z łysymi oponami jest bardzo niebezpieczna. A więc: albo przestaniesz na nim jeździć, albo przyjmiesz zaproszenie wujka i popracujesz z nim, zamiast się obijać po całych dniach! Za zarobione pieniądze będziesz mógł sobie kupić nowe opony, ponieważ niczego innego ci nie brakuje. Jeśli chcesz sobie oszczędzić trudu i zamiast pracować będziesz jeździć na łysych oponach, aż będziesz miał wypadek, to twoja sprawa, a nie moja. Sam zdecyduj, co zrobisz".
Dzięki temu odwróceniu perspektywy tata ustanawia właściwy rozdział odpowiedzialności, narzucając logikę zdarzeń, która wyzwala rodziców spod wpływu „magii", jakiej syn chciał użyć, aby ich „zaczarować". Dzięki temu obywa się bez niepotrzebnych i denerwujących protestów mamy, która, zniewolona przez perspektywę zręcznie podsuniętą przez syna (iż ma się czuć rodzicem nieodpowiedzialnym, jeśli dziecku cokolwiek się stanie), z pewnością poddałaby się, jak zawsze, nieuzasadnionym żądaniom dziecka.
Żarłoczne pisklę, próżniak, cwaniaczek, nieodpowiedzialny - to określenia przewijające się w opisach osobowości wyróżniających się skłonnościami, które mogą zostać spotęgowane przez styl wychowawczy ubogi w elementy ojcowskie. Tendencje wpisane w kodeks matczyny oczywiście nie wytwarzają niedojrzałych zachowań u dzieci, ale mogą się przyczynić do ich rozwinięcia lub (w większości przypadków) do ich utrzymania. Nieobecność kodeksu ojcowskiego w stylu wychowawczym stwarza warunki do tego, by relacje były trudne i stopniowo stawały się nie do wytrzymania, i właśnie matka, wykorzystywana oraz skłaniana do poczucia winy, zostaje „zabita" przez brak respektu i poszanowania, przez destrukcyjne tendencje, jakie w nieświadomy sposób żywi dziecko.
Prawdziwe ryzyko wychowawcze wiążące się z brakiem ojca nie wynika więc zasadniczo z braku postaci „emocjonalnej". Dzieciom brakuje raczej postaci „etycznej", przewodnika, który zachęci je do tego, by nie bały się prawdy, sprawiedliwości, wyrzeczeń koniecznych do tego, by zrealizować coś pozytywnego.
Kiedy ojciec jest nieobecny, matka musi koniecznie pozwolić się kierować tymi samymi „męskimi" aspektami siły i miłości do prawdy, które są obecne w niej samej, walcząc ze wszystkim, co sprawia, że trudno jest jej uznać dziecko za zdolne do zrozumienia i do udźwignięcia brzemienia odpowiedzialności; wreszcie - uznając, że lepiej dać się prowadzić własnemu sumieniu niż potrzebie oszczędzenia dziecku trudu koniecznego do tego, by stało się lepszym człowiekiem.
Skomentuj artykuł