- Mamo, mamo… ta pani nie ma rąk - drze się córka, a swoim piskliwym głosikiem zwróciła uwagę innych. - Rety! Przeproś panią - mówię, bo nic lepszego nie przychodzi mi do głowy. - Ale za cóż ma przepraszać! Wie pani, ja wolę szczerość i zainteresowanie dzieci, niż obojętność dorosłych, albo jakieś takie litowanie się i biadolenie - usłyszałam.
Nie lubię określenia: "niepełnosprawny". Nawet zastąpienie go zwrotem: "osoba z niepełnosprawnością" jakoś uwiera. Jeśli mogłabym decydować, mówiłabym krótko: "chory". A właściwie, to dlaczego różnicujemy ludzi? Dla mnie "osoba niepełnosprawna" brzmi jak jakaś inna. Wolę słowo chory. Dlaczego? Każdy z nas był, jest lub będzie wkrótce chory. Bardziej integrująco to brzmi - zresztą sama jestem chora. Choroba jednoczy, a niepełnosprawność spycha na margines odmienności. Tak to czuję… Pewnie dlatego, mówiąc dzieciom o niepełnosprawności, mówię o chorobach.
Dialog pierwszy
- Mamusiu, dlaczego ta pani jeździ na wózku? - pyta Córka.
- Pewnie ma chore nóżki, albo kręgosłup… albo jest słaba i nie może stać o własnych siłach.
- A czemu ten pan nie ma nogi?
- Nie wiem. Może miał wypadek?
- A czy Ty też możesz się tak rozchorować, że nie będziesz miała siły stać?
- Nie wiem. Tego nie wie nikt.
I tak po dziecięcemu często rozmawiamy. Temat kręcił się zwykle wokół chorych nóg.
Dialog drugi
- Mamo, mamo… ta pani nie ma rąk - drze się Mała
Piskliwym głosikiem zwróciła uwagę innych kupujących. Faktycznie, stała za nami kobieta mniej więcej w moim wieku. Dwie ręce bardzo krótkie i nieco zdeformowane. Brak niektórych palców. Znakomicie sobie radzi z pojedynczymi zakupami, a w cięższych rzeczach pomaga jej druga pani… chyba jej mama.
- Dlaczego pani ma takie dziwne rączki? - Córka ze zdziwienia przechodzi w konwersację, a ja się kurczę ze wstydu.
- Kochanie, nie wolno tak krzyczeć! Bardzo panią przepraszam - bąkam, bo cóż mam powiedzieć.
Kobieta uśmiecha się ciepło.
- Proszę nie przepraszać. Przecież to dziecko. Dziecko jest ciekawe, to pyta - mówi do mnie. Potem zwraca się już do Małej: - Wiesz, taka się już urodziłam. Nie wiem, dlaczego tak się stało, ale takie mam ręce i nic nie poradzę - wyjaśnia.
- Aha. Wie Pani, bo ja się Pani przestraszyłam - wypala znowu Młoda szczerze… a ja modlę się, by kasjerka szybciej kasowała produkty, nim Córka chlapnie coś jeszcze.
- Rety! Przeproś panią - mówię, bo nic lepszego nie przychodzi mi do głowy.
- Ale za cóż ma przepraszać! Wie pani, ja wolę szczerość i zainteresowanie dzieci, niż obojętność dorosłych, albo jakieś takie litowanie się i biadolenie… - usłyszałam.
Lekcja dla mnie!
Dialog trzeci
Odetchnęłam z ulgą, a serce wróciło powoli do bicia w normatywnej skali. Życzymy sobie wzajemnie miłego dnia. Córka macha na pożegnanie. Potem prędko mnie pyta:
- Mamo, ja chyba coś źle zrobiłam. Tak?
- Rozmawiałyśmy już o tym. Tłumaczyłam Ci, że nie wolno głośno komentować czyjegoś wyglądu, np. mówić, że ktoś jest gruby.
- Dlaczego? Często ludzie wykrzykują do mnie, ale masz piękne włosy. I co? Jeszcze mówisz, że mam powiedzieć: “dziękuję".
- Co innego mieć piękne włosy, a co innego nie mieć rąk?
- A jaka jest różnica? Przecież każdy jest jakiś! Czemu o jednym można mówić, a o drugim nie? - uderza mnie dziecko tym pytaniem, jak obuchem w łeb. Nim zdążę odpowiedzieć, sama dodaje:
- I tak wszyscy widzą, że pani nie ma rąk.
- Widzisz. Wszyscy widzą, a nikt nie krzyczy - podaję argument ostateczny, uciekając od istoty rzeczy.
Mała myśli, kombinuje, widzę, że coś jej jeszcze doskwiera… a w końcu pyta.
- Ale rozmawiać z chorymi ludźmi mogę? - …i sama sobie odpowiada: - Myślę, że nawet trzeba!
Córcia solennie obiecuje, że postara się już więcej nikogo przestraszyć. Każe wymienić sobie wszystkie choroby świata i jak mogą wpływać na wygląd osoby. Nie chce więcej być zaskoczona. Potem sama sobie przypomina szpitalne doświadczenia, gdy spotkała dzieci z poparzoną skórą i jeżdżące na wózkach. Dzień kończymy oglądając zdjęcia z książki "Bez nóg, bez rąk, bez ograniczeń" Nicka Vujcica i wspólną modlitwą za wszystkie osoby chore.
Rozmowa z dzieckiem o niepełnosprawności
A Wy rozmawiacie z dziećmi o niepełnosprawności? Ja tak, jak wyżej, choć nigdy jeszcze nie użyłam tego słowa - jakoś mi przez gardło nie przechodzi.
Nie wiem, czy to dobrze, czy źle. Ciężko mi mówić o "niepełnosprawnych". Czemu nikt nie wymyślił lepszego słowa! Zwyczajnie jesteśmy inni. Osoby z orzeczeniem o niepełnosprawności często zaskakują taką błyskotliwością, zaradnością, otwartością i zrozumieniem, że zadaję sobie pytanie, kto z nas jest bardziej sprawny?
Na pytanie córki nie umiem odpowiedzieć do dziś. Jaka jest różnica pomiędzy nami? Wszak zarówno piękne włosy, jak i zbyt krótkie ręce, to dzieło natury. Kto określa kanony piękna? Kto nam dał prawo oceniania, co jest piękne a co nie?
Każdy jest jakiś! A w oczach Boga i... dziecka, wszyscy jesteśmy idealni. Różni, lecz doskonali. Sprawni na różne sposoby.
Skomentuj artykuł