Jesteśmy małżeństwem i nie mamy dzieci. Wiesz dlaczego?
Kiedy mówimy, że polecamy małżeństwo, słyszymy nie raz: "Poczekajcie, aż będziecie mieli dzieci, nie będzie już tak różowo". Poważnie?
Staramy się dbać o naszą relację codziennie. Wspólna modlitwa, praca nad komunikacją, rozmowy, walka z egoizmem, ze swoim gniewem i pychą, gdy trzeba wybaczyć lub poprosić o przebaczenie, zanim pójdziemy spać. To nie są proste rzeczy i wymagają naprawdę sporo wysiłku. Ale ogromnie się opłacą! A co najważniejsze - przynoszą efekty.
Jak wielki to dla nas trud - zwłaszcza w sytuacji, gdy od dłuższego czasu walczymy z różnymi przeciwnościami o powiększenie naszej rodziny - wiemy tylko my sami. Dlatego tak bardzo krzywdzące są słowa, które czasem do nas trafiają, gdy na pytanie: "czy polecamy małżeństwo", odpowiadamy z pełnym przekonaniem, że tak, słyszymy wtedy nie raz: "poczekajcie, aż będziecie mieli dzieci, nie będzie już tak różowo". Poważnie?
W Internecie znajdziemy mnóstwo poradników, artykułów, grup na fb czy innego rodzaju miejsc, z których aż wylewają się rady, jak radzić sobie z dzieckiem, co zrobić kiedy ząbkuje, jak rozpoznać różne choroby, w jaki sposób zaangażować ojca, jak przejść przez rodzicielstwo razem itp. Nie twierdzę, że jest to łatwe, bo też wymaga ogromnego wysiłku i poświęcenia. Ale... No właśnie - jest jedno "ale", które aż krzyczy we mnie w takich sytuacjach. Zazwyczaj uciszam je uśmiechem i nie pozwalam, by mnie jakoś mocno dotknęło.
Test wyszedł negatywny. Pamiętam, jak było mi smutno >>
Pamiętam, jak podjęliśmy decyzję o powiększeniu rodziny. Pierwszy miesiąc i nic. Potem drugi, trzeci, czwarty... Dalej nic. Jak to? Przecież wszystkim dookoła się udaje. Powoli zaczęła pojawiać się frustracja. I pierwsze łzy po kolejnej nieudanej próbie. Pierwszy dzień okresu był dla mnie niesamowicie trudny. Nie mogłam opanować łez. W końcu, po którymś razie, mąż zasugerował mi wizytę u psychologa. Pojawiło się poczucie osamotnienia. Jak to? Jak on może tego nie przeżywać? Jemu pewnie nie zależy... Z kolei mąż myślał, że moja reakcja jest jakaś nadzwyczajna, przesadzona. Dopiero kiedy porozmawialiśmy z ludźmi, którzy mieli podobny problem, okazało się, że nie jestem odosobniona w takim reagowaniu na sytuację. Mąż zrozumiał. Mi ulżyło.
Nikt nam nie powiedział, co robić, gdy dowiemy się o problemach z płodnością. Nikt nas nie nauczył, jak reagować, gdy kolejny test jest negatywny. Gdy pogarszają się wyniki. Gdy pojawia się informacja o kolejnej chorobie. Nie ma poradników, które krok po kroku pokazują, jak poradzić sobie z żalem, gniewem, rozczarowaniem. Z wzajemnym obwinianiem - zwłaszcza tym niezamierzonym.
Badania, leki, obserwacje, specjalna dieta. Oczekiwanie i ufność przeplatana z lękiem. Modlitwy pełne wiary i łzy rozczarowania. I ogromna bezradność. A w tym wszystkim dwoje ludzi, zupełnie różnych od siebie, z marzeniami, pragnieniami, uczuciami. Nie, nie jest łatwo. Ale znacznie trudniej byłoby, gdybyśmy w tym czasie nie dbali o swoją relację, nie walczyli o wzajemną miłość. Gdybyśmy zamknęli się w czterech ścianach własnego smutku, żalu i rozczarowania. Przeżywamy to razem i choć dużo nas to kosztuje, to dużo też zyskujemy - bliskość, wzajemne wsparcie, zaufanie, coraz doskonalszą miłość.
Nie twierdzę, że życie małżeńskie w oczekiwaniu na dziecko jest trudniejsze, niż wtedy, gdy ono się pojawi. Jest po prostu inne. Ale też wymaga ogromnego wysiłku. I warto o tym pamiętać, kiedy następnym razem najdzie nas ochota, by powiedzieć komuś: "Wszystko u ciebie dobrze, bo masz za łatwo". Czasem wszystko jest dobrze właśnie dlatego, że łatwo nie jest.
Skomentuj artykuł