Nauczyć dzieci odpowiedzialności
Czasami rodzice w dzieciństwie byli obarczani zbyt wielką odpowiedzialnością i teraz pragną oszczędzić tego swojemu potomstwu. Może powierzano im zbyt dużo obowiązków domowych, w zasadzie zbyt poważnych jak na ich wiek, a ponieważ nie potrafili im sprostać, to często byli za to karani.
Teraz nie chcą przenosić tej presji i nieustannego strachu przed karą na swoje dziecko, dlatego też nie stawiają przed nim żadnych wymagań ani też niczego mu nie nakazują. Dziecko ma być wolne i samo decydować, jak chce postępować.
Jeśli więc chce posprzątać swoje zabawki, to dobrze. Jeśli nie, zrobi to za niego mama. Ma ochotę nakryć do stołu - świetnie. Jeśli jednak ochota mu przejdzie tuż po nakryciu jednego talerza, to też nie ma sprawy.
Rodzice pakują za dziecko rzeczy do przedszkola, potem tornister, troszczą się o to, żeby córka zabrała na wycieczkę swoją ulubioną lalę, i żeby brudne dżinsy wylądowały w koszu na bieliznę. Oczywiście czyszczą klatkę świnki morskiej i troszczą się o pożywienie dla niej, chociaż dzieci obiecały, że o wszystko zadbają, kiedy tylko rodzice zgodzą się na kupno zwierzątka.
Tacy rodzice zbyt mało wymagają od swojej latorośli, tylko dlatego, żeby przypadkiem nadmiernie się nie zestresowała. W takiej sytuacji dziecko nie będzie miało szansy nauczyć się odpowiedzialności.
Dać odczuć konsekwencje
Są też inni rodzice, którzy ciągłe sprzątanie po swoich dzieciach i wyręczanie ich we wszystkim, odbierają jako uciążliwe, a mimo to dokładnie tak postępują. W ich przypadku problem leży w tym, że nie bardzo wiedzą, jak mogliby zadziałać inaczej. "Cóż mam zrobić, jeśli moja córka nie sprząta w swoim pokoju? Przecież jej nie zbiję?" Oczywiście, że nie -nie byłby to najlepszy sposób, by nauczyć dziecko odpowiedzialności. Jeśli jednak matka albo ojciec nie dadzą odczuć dziecku konsekwencji takiego zachowania, to również mu w tym nie pomogą i prawdopodobnie wyrośnie ono na wielkiego egoistę.
A przecież poradzenie sobie z postawionym przed nim zadaniem, wykonanie go, napawa dziecko dumą. Im jest mniejsze, tym więcej potrzebuje przy tym wsparcia i motywacji. Kiedy już na początku nauczy się ponoszenia odpowiedzialności za swoje postępowanie, to najszybciej zrozumie, o co w tym wszystkim chodzi.
Już dwu-, trzylatek rozumie wypowiedzi typu: "Nie dostaniesz żadnej innej zabawki, dopóki nie posprzątasz tych, którymi się właśnie bawiłeś" albo "Owszem, wyjdziemy na dwór, ale tylko wtedy, kiedy nałożysz buty i kurtkę" i potrafi się do nich dostosować. Dziecko chodzące do szkoły, które nie pakuje sumiennie swojego tornistra, będzie musiało raz czy drugi wybrać się na lekcje bez tego czy innego zeszytu. Następnym razem na pewno już samo dopilnuje, by tornister był właściwie spakowany.
Nie ulega wątpliwości, że konsekwentne zachowanie wymaga od rodziców cierpliwości i mocnych nerwów. Muszą dać dziecku czas, tak, aby mogło wykonać postawione przed nim zadania w swoim rytmie i uznać jego prawo do tego, że będzie się broniło, narzekało i płakało. Niezbędna będzie również umiejętność akceptacji niepowodzeń czy wpadek, które się dziecku przydarzą i rodzicielskie wsparcie, kiedy dziecko będzie musiało ponieść konsekwencje jakichś większych, wywołanych przez siebie "katastrof".
By w rodzinie panowała demokracja
Bardzo surowy bądź też bardzo liberalny sposób wychowania jest dla rodziców prawdopodobnie nieco łatwiejszy niż wariant demokratyczny. Wówczas oni decydują o wszystkim i nie tolerują żadnego sprzeciwu albo też zostawiają sprawy własnemu biegowi i nie zaprzątają sobie nimi więcej głowy. W wielu współczesnych rodzinach sytuacja wygląda jednak inaczej. Rodzice chcieliby wychowywać swoje dzieci na zasadach demokratycznych, dopuszczając swoje pociechy do głosu, udzielając im w pewnym stopniu prawa do współdecydowania, wysłuchując i w miarę możliwości uznając ich poglądy na pewne sprawy. Takie podejście jest słuszne, nie zawsze jednak łatwe do konsekwentnego stosowania w praktyce.
Unikanie walki o władzę i rozstrzyganie konfliktów
Dziecięce spojrzenie na pewne sprawy często całkowicie odbiega od punktu widzenia dorosłego. Na przykład jeśli chodzi o pory snu - te, które wydają się naszym latoroślom całkowicie normalne - wywołują u rodziców dezaprobatę i oburzenie. Dzieci uważają swój pokój za posprzątany, podczas gdy matka ciągle odbiera go jako chaotyczne pole bitwy. Twierdzą, że starannie odrobiły zadanie domowe, kiedy rodzice dostrzegają w nim jedynie jakieś niekompletne bazgroły. Podobne sytuacje prowadzą do konfliktów, które mogą przybrać formę prawdziwej walki o władzę, na końcu której są już często tylko łzy i zraniony, nieszczęśliwy człowiek.
Dla wielu rodziców takie sytuacje są niezwykle obciążające, ponieważ założyli sobie, że przecież nie będą kłócić się ze swoim dzieckiem. Czyż nierzadko sami w dzieciństwie nie cierpieli, kiedy zaistniałe w rodzinie konflikty zawsze kończono autorytarnym nakazem ze strony mamy czy taty? Często konflikty w ogóle nie były akceptowane, a różnice zdań natychmiast tuszowane, bo przecież w rodzinie miała panować harmonijna atmosfera i nikt nie mógł się unosić. Stąd też wielu dorosłych nie nauczyło się, w jaki sposób należy rozwiązywać konflikty. Istnieje spore niebezpieczeństwo, że w przypadku własnych dzieci popadną w schematy, które znają z dzieciństwa.
Rozwiązywanie konfliktów nie polega na tym, że jego uczestnicy będą się na siebie gniewać. Już samo uważne wysłuchanie drugiej strony może rozluźnić napiętą sytuację. Dziecko, które nie czuje oporu, ląduje ze swoimi problemami w próżni. A przecież potrzebuje oparcia, konfrontacji z problemem i wytyczonych granic, tak, aby mogło się właściwie ukierunkować.
Wiecej w książce: Jak przekazywać dzieciom wartości - Gerda Pighin
Skomentuj artykuł