Pięć rzeczy, które pomogą ci w budowaniu relacji z dzieckiem
Prawidłowość jest prosta: im starsze dziecko, tym trudniej mieć z nim dobrą relację. Przyczyny mogą być różne i nie chodzi o to, by spędzać godziny na dociekaniu, co poszło nie tak, że ty i twoje dziecko nie umiecie już ze sobą zwyczajnie rozmawiać.
Jest kilka rzeczy, które po prostu możesz zacząć robić, a one powoli mogą zmieniać waszą relację na bliższą i mocniejszą. Czy to pomoże? Prawdopodobnie tak. Jeśli ci zależy, warto spróbować.
Słuchaj
O tym, że słuchanie jest ważne, mówią wszyscy i wszędzie, ale o co tak naprawdę w nim chodzi? Przede wszystkim – o uczucie, że zostało się wysłuchanym. Słuchanie wcale nie jest łatwe, bo często trzeba gryźć się w język, żeby nie przerywać, nie komentować, nie wtrącać się w środku zdania ze swoją myślą.
Dzieciom wcale nie jest łatwo mówić nam, dorosłym, o swoich sprawach. I choć wydaje się, że rodzice są najbliżsi i dziecko w naturalny sposób zwróci się właśnie do nich, gdy będzie miało jakiś kłopot albo po prostu będzie potrzebowało się wygadać, najczęściej wcale tak nie jest. Dlaczego? Bo mama albo tata mają swoje poglądy, swoje oczekiwania, a gdy nastolatek zaczyna mieć inne, boi się odrzucenia związanego z różnicą zdań albo rozczarowania, że nie spełnia oczekiwań rodziców. Gdy do tego dokłada się nieuwaga ze strony rodzica, słuchanie do połowy, bo przecież mama świetnie wie, co dziecko chce powiedzieć – trudno o dobry klimat do mówienia o sobie, a gdy się o sobie nie mówi – relacja się rozluźnia i psuje.
Jak słuchać, żeby miało to dobry wpływ na relację? Tak, żeby dać dziecku poczucie wysłuchania. Po pierwsze - nie pozwalać, by mówiło, gdy stoisz do niego tyłem, bo jednocześnie na przykład zmywasz. Usiądźcie razem, by widzieć swoje twarze. Po drugie – nie przerywaj, daj skończyć zdanie, myśl. Często dziecko nie wie, jak przejść do sedna, i opowiada o problemie w taki sposób, że bez wysłuchania do końca trudno się zorientować, w czym rzecz. Po trzecie – nie proponuj rozwiązań, zanim się nie dowiesz, o co chodzi – to zniechęcające, gdy ktoś nie potrafi się powstrzymać przed dawaniem dobrych rad, które do niczego nie są ci potrzebne
Nie obrażaj się
Jedną z trudniejszych rzeczy dla dzieci, niezależnie od wieku, jest rodzic, który się obraża i trzeba go przepraszać (albo przebłagiwać jak jakieś urażone bóstwo). Tymczasem rodzice często traktują obrażanie się jako metodę wychowawczą: zrobiłeś coś nie tak, więc ja się wycofuję z naszej relacji, dopóki tego nie naprawisz. Co dobrego z tego wynika? Nic. Atmosfera jest ciężka, dziecko nie ma pojęcia, jak sytuację rozwiązać, i najczęściej zaczyna korzystać z pomysłów, które ani trochę nie oddają tego, co czuje: przeprasza, żeby zamknąć temat, a nie dlatego, że czuje skruchę.
Przy okazji uczy się ukrywać swoje prawdziwe uczucia, a także nabiera przekonania, że miłość jest czymś warunkowym, że trzeba na nią zasłużyć, spełniając oczekiwania, a jeśli się ich nie spełnia, miłość się kończy. Nie trzeba dodawać, że taka sytuacja bardzo nie sprzyja budowaniu poczucia własnej wartości i sprawia, że w miejsce zaufania do rodzica pojawia się dystans i podejrzliwość. Dla dobrej relacji – zabójcze.
Oceniaj problem, nie dziecko
Innymi słowy – nie przyklejaj etykietek, nie szufladkuj, nie oceniaj. Dla chrześcijan wzór działania jest bardzo ewangeliczny: oceniaj czyny, nie człowieka. Jeśli dziecko spóźniło się do szkoły, jest spóźnione, a nie spóźnialskie. Jeśli nie odrobiło lekcji i mówi, że mu się nie chciało, nie wykonało swojego obowiązku, a nie jest leniuchem. Jeśli wpadło na drzwi, bo zapatrzyło się na ptaki za oknem, nie jest gapą – tylko się zagapiło. Jeśli krzyczy ze złości, nie jest okropnym złośnikiem, tylko okropnie się zdenerwowało.
Jaka jest różnica? Taka, że dziecko nie czuje się z góry określone i wpisane w jakąś rolę. Jeśli jest spóźnione, następnym razem może być punktualne. Jeśli zacznie myśleć o sobie, że jest spóźnialskie – to przyjmie to jako prawdę o sobie. Mama mówi, że jestem spóźnialska – nie ma się co dziwić, że się spóźniam, po prostu taka jestem. Tata mówi, że jestem złośnikiem – czyli to normalne, że urządzam awantury, bo taki już jestem. Tak samo działa to w przypadku pozytywnych etykietek, ale te negatywne robią jeszcze jedną kiepską rzecz: sprawiają, że dziecko czuje się gorsze. Bo niby jak ma się czuć, gdy mama czy tata myśli o nim źle?
A kiedy ktoś źle o nas myśli i głośno to wyraża, nie dbając o nasze uczucia, naprawdę nie mamy ochoty dbać o relacje z kimś takim – raczej będziemy ich unikać. I tak się właśnie może stać z tobą i twoim dzieckiem.
Dbaj o detale
Drobiazgi w miłości liczą się najbardziej. To codzienne doświadczenie wszystkich, którzy trwają w bliskich relacjach. W związku, w przyjaźni, w rodzinie tak po prostu jest, że małe rzeczy mówią bardzo wiele o tym, jak się lubimy i czy jeszcze w ogóle. Problem z byciem rodzicem polega na tym, że często przyjmowanie emocji dzieci jest wyczerpujące, ich nieogarnianie się szczególnie w okresie nastoletnim jest ciężkim przeżyciem dla wielu rodziców, a codzienne awantury, bunt, fochy i krzyki łatwo mogą sprawić, że owszem, wciąż kochasz swoje dziecko, ale naprawdę przestajesz je lubić.
Co zrobić, żeby tak nie było? Jak lubić dziecko mimo wszystko i dać mu to do zrozumienia inaczej, niż tylko słowami, w które może już zwyczajnie nie uwierzyć? Mogą w tym bardzo pomóc codzienne drobiazgi. To, że kanapka, którą robisz do szkoły, jest ta ulubiona, z serkiem i rzodkiewką, a nie jakakolwiek. To, że w czytanej książce albo wysłanym mailu znajdzie się wiadomość: „Lubię cię, córeczko. Tata”. To, że na wyjazd z kolegami kupisz mu bez pytania ulubione batoniki, a na obiad ugotujesz tamten makaron, który tak bardzo jej smakował, choć ciebie wcale nie zachwycił. Takie drobiazgi karmią serce, dają poczucie, że mimo wszystkich trudnych chwil wciąż jesteśmy sobie bliscy i dla siebie ważni. I pomagają do siebie wrócić w relacji, gdy kolejne trzaśnięcie drzwiami wcale nie zwiastuje niczego dobrego.
Nie zniechęcaj się
Nie zniechęcaj się. Nie zniechęcaj się. Nie zniechęcaj się. Tym, że tłumaczysz zadanie i nie rozumie, tym, że prosisz i nie robi, tym, że dajesz i nie dostajesz nic w zamian, tym, że nie wyciąga wniosków i dalej robi głupio. Tym, że nie ma szóstek, albo chociaż trójek. Tym, że dalej nie ścieli łóżka. Tym, że zdolne, ale leniwe. Tym, że inne niż siostra albo brat. Tym, że marnuje potencjał.
Uwierz, że ono chce się starać, ze wszystkich sił chce. Dla ciebie. Ale czasami już po prostu nie potrafi. Rzeczy dla ciebie proste są dla niego trudne, twoja umiejętność przewidywania konsekwencji to jeszcze nie jego etap rozwojowy. Twoja asertywność to dla niej niedościgniony wzór.
Nie zniechęcaj się, że twoje dziecko nie jest takie, jak już mogłoby być, że nie potrafi tego, co mogłoby już umieć, że nie jest takie, jak sobie wymarzyłeś. Nie zniechęcaj się, bo zniechęcenie i rezygnacja to dla dziecka jasny sygnał, że już go nie kochasz.
A rzucane bez żadnej refleksji słowa „z ciebie nic już nie będzie” albo „ty chyba jesteś głupi”, albo „jak możesz tego nie wiedzieć” są jak mróz, którzy ścina kwiaty na jabłoni. I jabłek w tym roku nie będzie. A może nie będzie już nigdy.
Wybierz choć jedną rzecz i zacznij dzisiaj
Nie jest łatwo być rodzicem. I nie jest łatwo być dzieckiem. Jesteśmy sobie dani, by się wspierać, by rozwijać swój potencjał, by dawać sobie miłość, wsparcie, dobro. Nie zawsze to wychodzi, ale zawsze można zacząć jeszcze raz. I choćby się to wydawało bez sensu – warto.
Zobacz także: Masz dziecko? Zrób rachunek sumienia. Zanim będzie za późno
Zobacz także: Rodzic nie może być kimś, kto stoi, pokazuje palcem i zżyma się, że dziecko nie słucha
Skomentuj artykuł