Szukałam misji. Dzisiaj siedzę z dzieckiem w domu
Jak większość z nas, od dawna szukałam swojej wielkiej życiowej misji. Mojego powołania. Wiedziałam, że chcę zmieniać świat. Czuć się ważna, potrzebna. Spełniona.
To są przecież same dobre pragnienia. Dlatego, że to pragnienia, które sam Bóg wkłada w nasze serca. Jesteśmy stworzone do tego, żeby działać, zmieniać rzeczywistość dookoła nas; żeby korzystać z talentów i potencjału, którymi On nas obdarował. Każda z nas jest inna. Każda ma inne zainteresowania, aspiracje i umiejętności. Ale wszystkie są ważne i potrzebne. Ja zawsze wiedziałam, że chcę i że powinnam wykorzystywać moje talenty, żeby służyć Bogu.
Chyba nie myślisz, że ja będę "TAKĄ" żoną
Wiedziałam też, że mogę to robić na tysiąc różnych sposobów. Mogę być naukowcem i odkrywać leki na nieuleczalne choroby. Mogę mieć własną firmę i być przykładem dla swoich pracowników.
Mogę być blogerką, misjonarką albo wziętym mówcą i opowiadać innym o Bogu. Mogę być sprzedawczynią w sklepie, piosenkarką, krawcową, kierowcą TIRa - i wykonywać te wszystkie zawody z pasją i oddaniem, będąc świadectwem dla wszystkich, którzy mają ze mną kontakt.
To było dla mnie zawsze oczywiste.
Dlatego kiedy widziałam albo słyszałam o kobietach, które postanawiały "siedzieć" w domu z dziećmi - coś się we mnie burzyło. Kiedy mój mąż (wtedy jeszcze chłopak) opowiadał z podziwem o swojej mamie, która wychowała 6 dzieci, rezygnując po drugim z pracy zawodowej - dawałam mu szybko i jasno do zrozumienia, że chyba nie myśli, że ja będę TAKĄ żoną?!
Zmieniła się dla mnie kolejność priorytetów
Wszystko we mnie krzyczało - to kompletnie nie dla mnie, ja przecież chcę coś "osiągnąć!". I to się nie zmieniło. Ale powiem wam, co się zmieniło od tego czasu.
Wyszłam za tego chłopaka. Urodziłam dziecko. Nadal chcę zmieniać rzeczywistość poza domem. Nadal chcę używać moich umiejętności, żeby budować Jego Królestwo. Nadal chcę służyć Jemu i ludziom tak, jak potrafię. Nadal chcę się spełniać - nie tylko jako żona i mama.
To co się zmieniło?!
Zmieniło się to, co postrzegam jako moją najważniejszą misję. Zmieniły się moje priorytety, które teraz wyglądają tak:
Relacja z Bogiem. Mąż. Dziecko. Rodzina. Służba / Praca. W tej kolejności. W dzisiejszym świecie bycie żoną i mamą jest traktowane jak coś dodatkowego; coś co robimy "przy okazji". Jeszcze o roli mamy mówi się sporo. Większość z nas zdaje sobie sprawę z tego, jak ta rola jest ważna - jak dosłownie kształtujemy życie tych małych ludzi. Jak swoim zachowaniem i postawą wpływamy na ich rzeczywistość, ich sposób bycia. Ich przyszłość... Wow, co za odpowiedzialność! Co za przywilej i co za niesamowita misja!
Znajdź odpowiedzi na ważne pytania
Ale jak często myślimy o tym, jak ważna, wyjątkowa i decydująca jest nasza rola jako żony?
Jak często chcemy "zbawić" świat - albo idziemy go zbawić - a potem wracamy do domu i odburkujemy coś do męża?
Jak często prosimy Boga o jakieś wielkie, ważne zadanie od Niego - podczas gdy ono stoi (lub siedzi, lub leży!) tuż obok nas?
Jak często rozmawiamy długo i z entuzjazmem z koleżanką przez telefon (albo przy kawie) wypytujac o każdy szczegół jej życia, a nie nie do końca wiemy, co naszemu mężowi głęboko w duszy gra?
Jak często przez cały dzień, będąc z różnymi ludźmi rozsyłam uśmiechy na prawo i lewo, jestem urocza i słodka, po czym wracam do domu i na pierwsze pytanie męża krzywię się i odpowiadam coś "na odczepnego"?
Jak Bóg może obdarzyć nas jakąś wielką i wyjątkową misją, jeśli nie przywiązujemy specjalnej wagi do tej, która została nam dana w dniu, kiedy powiedzieliśmy sobie TAK? (Efezjan 5:21-33)
Bycie żoną to nie tylko biała sukienka i jeden wyjatkowy dzień
Bo małżeństwo i bycie żoną to nie tylko piękna, biała suknia i jeden wyjątkowy dzień.
To mnóstwo wyjątkowych dni, podczas których mamy nie tylko obowiązek - ale raczej niesamowity przywilej - żeby być kimś, kto zmienia rzeczywistość. Kimś, kto zwykłym uśmiechem lub ciepłym słowem może wpłynąć na bieg dnia (i życia!) męża.
Kimś, kto stojąc u boku swojego mężczyzny wzmacnia go. Daje mu siłę i motywację. Kimś, kto pracując nad swoim własnym charakterem, wpływa na osobowość i charakter męża.
Kimś, kto ma przywilej kształtować, wpływać na jego przyszłość (a przecież jego powodzenie, jego sukcesy sprawiają, że i nam jest lepiej). To jest misja, której nie możemy zepchnąć na dalszy plan.
Nie ignoruj tej misji
Jeśli ją zignorujemy (i tak samo jeśli ją podejmiemy) - będzie to miało wpływ na każdą dziedzinę naszego życia. Na nasze dzieci. Jasne, w praktyce nie raz wygląda to tak, że nasza praca zawodowa może pochłaniać większość naszego dnia.
Ale tu chodzi bardziej o nastawienie. O serce. O to, jak zarządzam resztą mojego czasu. O to, jak traktuję, jak odnoszę się do mojego męża i dzieci w porównaniu do innych osób. Jak mówię o nich. Ile uwagi poświęcam im (a ile mojemu telefonowi), kiedy są obok mnie. Czy zastanawiam się nad tym jak mogę lepiej służyć mojej rodzinie? Czy modlę się o nich?
Dobra wiadomość jest taka, że w dniu kiedy stanęliśmy razem przed Bogiem, żeby powiedzieć sobie TAK - to zaprosiliśmy Go jednocześnie do naszego małżeństwa.
Nie jesteśmy na drodze tej misji same. W końcu to jest misja, którą On nam powierzył - więc chce dać nam wszystko, czego potrzebujemy, żeby ją wypełnić. Nowe pokłady miłości każdego dnia. Cierpliwość. Mądrość - jak wychowywać dzieci. Łagodność w stosunku do męża. Umiejętność przebaczania... Od nas tylko zależy, czy skorzystamy z Jego pomocy. Czy poprosimy Go dziś, żeby pomógł nam w tej najważniejszej (a często najtrudniejszej) misji.
Marta Barnert-Warzecha - autorka bloga Żona&Mąż Razem z mężem prowadzi kursy przedmałżeńskie i małżeńskie. Mama rocznej Leili. Na co dzień pracuje w Londynie w produkcji telewizyjnej.
Skomentuj artykuł