Dzięki tym 7 składnikom zbudujecie związek pełen zaufania
Chyba właśnie dzięki temu między nami zrobiło się więcej miejsca na doświadczenie słabości, niewiedzy, ludzkiego strachu i wzajemnej niedoskonałości. Te sytuacje scaliły nas najbardziej i były świetnym treningiem przed małżeństwem.
Nasza pierwsza lekcja tanga wyglądała mniej więcej tak, że szarpałam Marcina po całym parkiecie. Szybciej łapałam kroki, rytm, miałam zresztą za sobą krótkie doświadczenie tego tańca. Skoro ja już wiedziałam, jak się „chodzi” w tangu, to chciałam, by i on się szybko nauczył. Tak mi zależało, żeby już widzieć efekty, że wypaczyłam całą ideę naszej wspólnej nauki. Marcin nie miał z tamtej lekcji żadnej przyjemności. Ani z pierwszej, ani z wielu kolejnych. Dopiero po paru miesiącach dotarło do mnie, co oznacza, że w tangu prowadzi mężczyzna.
Nie było to łatwe – przestać kontrolować to, co się dzieje, nie stawiać oporu, gdy mnie prowadzi tam, gdzie nie chcę, stawiać kroki tak długie, by go nie blokować. W tangu najczęściej kobieta chodzi do tyłu, nie widząc tego, co ma za sobą. Mężczyzna jest tym, który decyduje o kolejnym kroku, nadaje kierunek i tempo. Ta lekcja, na której przestałam odwracać głowę, by sprawdzić, czy na pewno nikogo za mną nie ma i czy nie kopnę kogoś w nogę, była przełomowa. Zamiast tanga szarpanego, zaczęliśmy tańczyć nasze tango.
Chyba właśnie dzięki temu między nami zrobiło się więcej miejsca na doświadczenie słabości, niewiedzy, ludzkiego strachu i wzajemnej niedoskonałości. Marcin nieraz nie wiedział, jak wybrnąć z kroku, w który się zaplątaliśmy, zawsze jednak coś wymyślił, stworzył nowy obrót czy kombinację ruchów. Wiem, że to nie była komfortowa sytuacja: mężczyzna prowadzi, powinien być silny i wiedzieć, co robi. Myślę, że samo przyznanie się do tego, że nie wie, co dalej, wymagało odwagi. Te sytuacje scaliły nas najbardziej i były świetnym treningiem przed małżeństwem. Tańcząc tango, uczyliśmy się bowiem budowania zaufania – tej podstawy udanego związku, dzięki której możemy otwarcie podzielić się swoją trudnością i wiedzieć, że zostaniemy z nią zaakceptowani.
Ta lekcja, na której przestałam odwracać głowę, by sprawdzić, czy na pewno nikogo za mną nie ma i czy nie kopnę kogoś w nogę, była przełomowa. Zamiast tanga szarpanego, zaczęliśmy tańczyć nasze tango.
Z definicji zaufanie oznacza wiarę w kogoś lub coś, pokładanie w kimś lub czymś nadziei, z jednoczesnym oczekiwaniem, że sprawy pójdą po naszej myśli. Nie chodzi tu wcale o spektakularne dowody czy wielkie gesty. Badania Johna Gottmana, profesora psychologii, wyraźnie pokazały, że budujemy zaufanie w małych chwilach. Spędził on ponad 40 lat, badając relacje i to, co je scala, a co niszczy. W jednej ze swoich prac przytacza prostą historię: pewnego dnia wieczorem miał w planach skończyć czytać wciągający kryminał. Odłożył książkę, bo chciał pójść najpierw do łazienki, umyć zęby i wrócić do łóżka, żeby już później nie musieć wstawać. I kiedy szedł do łazienki, zobaczył, że jego żona czesała włosy i była bardzo smutna. Mijając ją, pomyślał: „Och, czy mam udawać, że jej nie widzę, tak, żebym mógł spokojnie wrócić do łóżka i dokończyć tę fascynującą książkę?”. Ale to są właśnie TE momenty. „Bo gdybym po prostu przeszedł obok i nie zwrócił uwagi, to nie tylko nie dołożyłbym się do budowania zaufania, ale byłaby to też pewna forma zdrady”. Więc przystanął, wziął szczotkę do ręki, zaczął ją czesać i powiedział: „Wyglądasz na smutną, co się dzieje?”.
Dla mnie ta historia to ilustracja niezwykłej wrażliwości Gottmana i zrozumienia przez niego, jak ważna dla budowania zaufania jest uważność na drugiego człowieka i gotowość do postawienia ukochanej / ukochanego wyżej niż własnych spraw. To, co zrobił, pokazuje również odwagę: zapytanie żony o powód jej smutku niesie za sobą ryzyko, że odpowiedź nie będzie dla niego przyjemna. Jeśli to on ją czymś uraził, być może trzeba będzie przeprosić. Jeśli stało się coś przykrego w jej pracy, być może trzeba będzie wspólnie poszukać rozwiązania. Jeżeli dowiedziała się o chorobie kogoś bliskiego, być może będzie trzeba wysłuchać jej obaw i lęków. Jedno jest pewne: tamtego wieczoru Gottman nie dokończył swojego kryminału. Wybrał mniej komfortową opcję, jednak dużo bardziej „opłacalną” dla jego małżeństwa.
Te małe, pozornie nic nieznaczące momenty to cegiełki, z których kawałek po kawałku możemy budować zaufanie w związku. Jak to konkretnie robić? Badania dr Brene Brown i praktyka osób „żyjących pełnym sercem”, z którymi przeprowadzała wywiady wskazują na siedem „składników” zaufania. Dbanie o nie wymaga codziennej pracy i jest procesem zachodzącym w relacji przez cały czas jej trwania. Taka lista zawierająca konkretne zachowania jest pomocna szczególnie wtedy, gdy podskórnie wiemy, że ktoś nas zawiódł, oszukał, komuś zaufaliśmy za bardzo, a jednak nie potrafimy o tym mówić czy tego opisać. Aby łatwiej zapamiętać te siedem czynników, dr Brene Brown z ich pierwszych liter utworzyła akronim ODWAŻNI (ang. BRAVING). Co charakteryzuje osobę, której możemy ufać?
-
ODPOWIEDZIALNOŚĆ – przyjmuje odpowiedzialność za swoje własne pomyłki, przeprasza i naprawia je. Unika obwiniania, bo wie, że daje ono złudne poczucie panowania nad sytuacją (skoro jest winny, to jest jakaś przyczyna wydarzeń), rozładowuje złość, ale nie prowadzi do rozwiązania. Zamiast tego wybiera rozmowę i otwarte przyznanie, że coś ją zraniło lub że ona kogoś zawiodła.
-
DOTRZYMYWANIE TAJEMNIC - nie dzieli się informacjami lub doświadczeniami, którymi nie ma prawa się dzielić. W związku potrzebujemy mieć pewność, że nasze tajemnice zostaną zachowane. Solenne przyrzeczenia „nikomu tego nie powtórzę!” nie są gwarantem bezpieczeństwa. Haczyk tkwi w tym, by osoba, której ufamy, nie dzieliła się z nami poufnymi informacjami o innych ludziach. Jeśli przekazywanie nam czyichś tajemnic nie stanowi dla niej problemu, to mało prawdopodobne, by nasze sekrety zatrzymała dla siebie.
-
WIARYGODNOŚĆ - robi to, co mówi, że zrobi. Obiecuje zrobić zakupy w drodze do domu i rzeczywiście je przynosi. Bierze na siebie przygotowanie prezentów dla dzieci i pod choinką są one gotowe na rozpakowanie. Deklaruje, że zmieni opony w samochodzie i naprawdę się tym zajmuje. Chodzi o to, by być w stanie dotrzymać swoich zobowiązań.
-
AKCEPTACJA GRANIC - szanuje nasze granice, a kiedy nie ma pewności, co jest okej, a co nie jest, po prostu o to pyta. Jest gotowa szczerze powiedzieć „nie”. Stawianie granic to sztuka balansowania między szacunkiem dla siebie, swoich potrzeb i emocji; a lękiem przed byciem odebranym jako ktoś niedostępny i myślący tylko o sobie.
-
ŻYCZLIWOŚĆ, lub inaczej: HOJNOŚĆ – wierzy, że inni „starają się jak mogą” i zakłada najlepszą z możliwych interpretację intencji, słów i czynów innych ludzi. Brene Brown używa tu słowa „hojność”, bo za nim kryje się obdarzenie kogoś czymś więcej, ekstra dawką wyrozumiałości czy po prostu życzliwości, choćby ktoś nazywał to naiwnością. W codziennych spięciach związkowych zawsze mamy wybór: możemy zły humor, nerwy i podniesiony głos odnosić do siebie i doprowadzać do kłótni albo wytłumaczyć takie zachowanie kiepskim dniem w pracy, korkami na mieście lub po prostu zmęczeniem. To jedno pytanie „czy wierzysz, że drugi człowiek stara się jak może?” naprawdę wiele odmienia!
-
NIEOCENIANIE – w relacji z osobą, której można ufać każdy może poprosić o to, czego potrzebuje. Możemy rozmawiać o tym, co czujemy, bez lęku przed byciem ocenianym, wyśmianym, skrytykowanym.
-
INTEGRALNOŚĆ - wybiera odwagę zamiast komfortu. Wybiera to, co właściwe i spójne zamiast tego, co przyjemne, szybkie lub łatwe. Jest gotowa rozmawiać o trudnościach i lękach, zamiast je przykrywać żartami, niedopowiedzeniami albo docinkami. Żyje swoimi wartościami, a nie tylko mówi o nich.
Budowania zaufania w związku nie da się przyspieszyć lub potraktować wybiórczo. Każdy z tych siedmiu elementów musi być obecny i dobrze funkcjonować, by w takiej przestrzeni możliwe były bezpieczne rozmowy o tym, co naprawdę ważne, trudne, przygniatające. Ta lista „ODWAŻNI” nie dotyczy jednak tylko relacji. Aby zaufać drugiej osobie, potrzebujemy przecież najpierw zaufać sobie… W oparciu o te same składniki, po to, by samemu dla siebie być przystanią, gdzie jest miejsce i dla tego, co piękne, i dla tego, co słabe, niedoskonałe, wstydliwe lub zranione. Wnosząc taki kapitał do związku, wspólne „trudne rozmowy” będą o niebo łatwiejsze. Zaufanie jest ich fundamentem, a o tym, jak układać kolejne cegiełki, czyli jak poruszać tematy wstydu, lęku, porażek, przeczytacie już za tydzień w ostatniej części cyklu.
Propozycje ćwiczeń:
-
Opierając się na liście „ODWAŻNI” zastanów się, który z tych 7 składników w twoim związku działa, a nad którym możecie popracować. Jak druga osoba zdobywa twoje zaufanie? Jakie zachowania sprawiają, że się ono zmniejsza?
-
Kiedy druga osoba zrobi to samo, porównajcie te listy ze sobą. Porozmawiajcie o konkretnych sytuacjach, które w ostatnim czasie nadwyrężyły lub umocniły zaufanie między wami. Uwaga: aby możliwe było podzielenie się takimi ważnymi rzeczami, potrzeba wdrożyć jeden ze składników nazwany „nieocenianie”.
-
Poćwicz hojność! Wypisz 5 zdań, gestów lub zachowań drugiej osoby, jakie ostatnio cię zabolały. Pomyśl i dopisz do nich minimum 2 możliwości, skąd to się wzięło, nie uwzględniając już, że to był atak na ciebie. Chodzi o nastawienie na zakładanie jak najlepszej z możliwych intencji drugiej osoby, zamiast złości, chęci odwetu lub odpłacenia się pięknym za nadobne.
* * *
Co usłyszysz, gdy zapytasz siebie o „szczęśliwy związek”? W czasie Adwentu razem z Moniką Chochlą, psychologiem, zmierzymy się z tym pytaniem. Zastanowimy się nad tym, po co warto być autentycznym w relacji, co to znaczy odwaga i zaufanie, i dlaczego w szczęśliwym związku nie trzeba za wszelką cenę być miłą i ładną kobietą albo mężczyzną „z jajami”.
Pozostałe teksty znajdziesz TUTAJ.
Skomentuj artykuł