Kasia ma 30 lat, raka, wózek inwalidzki i cudownego mężczyznę. Z życia wyciska, co się da
"Starałam się być 'naj' dla niego: najładniejsza, najfajniejsza, ale po czasie odczułam, że tak serio to mało tam mnie. Od początku mówiłam mu wprost o chorobach, dlatego postanowiłam też, że będę mówić wprost o moim stylu i pasjach. Co się okazało? Że właśnie taka jeszcze bardziej mu się podobam" - pisze Kasia.
U Kasi Wolińskiej zdiagnozowano w wieku zaledwie trzech lat zespół Jadassohna. Dzisiaj jest jedynym przypadkiem w Polsce, ma bardzo zaawansowaną łamliwość kości i od 6 lat walczy ze złośliwym nowotworem, rakiem rdzeniastym tarczycy.
>> TUTAJ przeczytasz cały wywiad
Zespół Jadassohna objawia się u niej krzywą twarzą i krostami na niej. Jako niemowlę rozwijała się tylko jedną stroną ciała. Kiedy miała zaledwie dwa miesiące trafiła do specjalistycznego szpitala, dopiero w wieku trzech lat zdiagnozowano u niej chorobę. "Mimo wszystko psychicznie radziłam sobie bardzo dobrze. Pewnie dlatego, że w dzieciństwie nie znałam innego świata niż choroby. Nie mogłam biegać? Codzienność. Noga w gipsie? Normalka" - mówi w rozmowie dla "Wysokich Obcasów".
Jak sama przyznaje, oparcie znalazła w rodzinie, a przede wszystkim w swojej mamie. "Moje choroby wzięła na siebie mama. Potraktowała je jak plecak, który ktoś zarzucił jej na ramiona. Postanowiła maszerować z nim przez życie i nie analizować" - mówi. Nazywa ją prawdziwą "siłaczką".
"Moje 30 lat życia to jej 30 lat wyjęte z życia, a poświęcone mojemu leczeniu. Czy tak wyobrażała sobie życie, gdy na świat „przyjdzie wyczekiwana córka”?" - pisze na Instagramie.
Wyświetl ten post na Instagramie.
O raku dowiedziała się w wieku 20 lat, niestety został wykryty za późno. To on sprawił, że zaczęła jeździć na wózku oraz spowodował jeszcze większą łamliwość kości. "Rak rozgrywał moje ciało, jak chciał" - przyznaje. Potem zaczęła szukać miłości w internecie. To tam w końcu inni ją akceptowali i nie oceniali ze względu na wygląd. Pięć lat temu postanowiła zaryzykować - napisała ogłoszenie o tym, że szuka kogoś, kto poszedłby z nią na spacer nad Wisłą. Zgłosił się Sławek, napisał, że wygląd Kasi mu nie przeszkadza.
"Gdy go zobaczyłam, stwierdziłam, że widzimy się ostatni raz. Typowy metalowiec: długie włosy, glany, kolczyki w brodzie, nosie, języku. A ja? Delikatna i krucha. Bałam się, że zmiażdży mnie jednym dotknięciem. Ale po pierwszych słowach nastrój się zmienił" - wspomina.
Od tego momentu zaczęli się spotykać. Przyznaje, że najbardziej bała się dnia, kiedy zobaczy ją bez peruki, ale pierwsze, co wtedy powiedział, to: "o, masz blond włosy". Po kilku miesiącach zamieszkali razem. "Martwiłam się, że przerośnie go opieka nade mną. Przecież musiał zmienić swoje życie" - wspomina. "Sławek nie może trzasnąć drzwiami i wrócić jutro. Wtedy nie położy mnie, nie da jeść ani pić. Czasem mam wrażenie, że żyje z gadającym noworodkiem" - dodaje.
Wyświetl ten post na Instagramie.
"Niektórzy dziwią się, dlaczego zdrowy facet chce ze mną być. Uważają, że albo on mnie zdradza, albo ja jego" - opowiada.
Kasia i Sławek dostosowali wspólne życie do sytuacji, w jakiej się znajdują. Sławek otworzył serwis komputerowy w domu, a Kasia stara mu się w nim pomagać. Oprócz tego mają pudla asystenta, Bersa, który potrafi podać wiele rzeczy albo zamknąć drzwi.
Kasia w styczniu tego roku zakończyła próby przyjmowania leku onkologicznego, ponieważ jego działanie było zbyt agresywne dla jej organizmu. Pomimo pracy partnerom nie wystarcza pieniędzy na wszystko, dlatego założyli zrzutkę "Bajkowe życie". "Staramy się ze wszystkich sił, aby nasza pensja pokrywała najważniejsze potrzeby naszej rodziny...opłaty, wyżywienie, leki, co już nie jest dla nas łatwe. A ja tak bardzo chciałabym jeszcze poznać, zobaczyć, spróbować rzeczy, które są na tym świecie, a dokładnie w naszym po prostu kraju, lecz tak, aby nikt nigdy nie poczuł się oszukany, nie wypomniał, że wydaliśmy pieniążki na paliwo, aby pojechać i coś zobaczyć czy po prostu móc zjeść wspólny obiad" - czytamy na niej.
Skomentuj artykuł