Mąż dziękuje ci, kiedy posprzątasz?
Na początku naszego małżeństwa zasiałam coś, co teraz przynosi dobre owoce. To pokazało mi, jak wielką moc mają te słowa: "co siejesz, to i żąć będziesz". Ale to działa w dwie strony.
Bardzo daleko mi do idealnej żony. Więcej mogłabym mówić o błędach, jakie popełniam każdego dnia. O tym, że źle się zwracam do mojego męża albo że chciałabym być bardziej łagodna jako kobieta...
Ale jest jedna mała rzecz, którą wprowadziłam u nas zaraz po ślubie i z której naprawdę się cieszę.
Postanowiłam, że chcę okazywać mężowi wdzięczność za małe rzeczy, które robił dla mnie i dla nas. Nawet te oczywiste - te, które teoretycznie powinien robić, bo należały do jego obowiązków.
Kiedy więc zaczęłam mu dziękować za umycie naczyń, zapłacenie rachunku albo nawet za to, że pracuje i zarabia dla nas pieniądze (ja też pracowałam!) - patrzył na mnie zdziwiony i mówił: "Ale dlaczego mi dziękujesz, przecież to normalne, że to robię?".
Od tego czasu minęło 6 lat. Dziś, kiedy umyję naczynia, to on mi dziękuje. Nie zawsze - ale jednak. Albo kiedy zauważy, że posprzątałam mieszkanie. Albo kiedy zorganizuję nam wakacje. Albo kiedy ugoszczę w domu kogoś z jego rodziny.
Dlaczego to robi?
Dlatego, że na początku naszego małżeństwa zasiałam coś, co teraz przynosi dobre owoce. To pokazało mi, jak wielką moc mają te słowa: "co siejesz, to i żąć będziesz". Ale to działa w dwie strony. Zarówno dobre, jak i złe nawyki, które kultywujemy, wnosimy w naszą relację.
Jakiś czas temu, kiedy jeszcze karmiłam naszą córeczkę i ona budziła się w nocy na mleczko co 2-3 godziny, przechodziłam prawdziwą próbę charakteru...
Mówiąc krótko, nie byłam wtedy miłą osobą w stosunku do mojego męża. Używałam nawet słów, których wstydziłabym się tutaj przytoczyć.
Wiem - mało kto jest słodki i uprzejmy o 3 nad ranem - ale jednak nic nie tłumaczyło mojego okropnego zachowania. Z kolei mój mąż, mimo że też był ciągle budzony i niewyspany - nigdy źle się do mnie wtedy nie zwracał.
Aż do pewnego momentu, kiedy powiedział coś bardzo nieprzyjemnego. Na chwilę mnie zatkało (bo to takie do niego niepodobne), po czym przyszła do mnie myśl: "Sama uczysz ludzi na kursie małżeńskim o zasadzie 'Co siejesz, to i żąć będziesz', a dziwisz się, że T. tak zaczął reagować?". (Tak, nawet o 3 rano można mieć takie olśnienia!) Duch Święty delikatnie pokazał mi, że to, jak zwracałam się do T., teraz przynosi swoje (złe tym razem) owoce...
Tak może być ze wszystkim, co wnosimy w nasze małżeństwo. Jeśli siejemy nieszczerość, jeśli ukrywamy pewne (nawet małe!) rzeczy przed naszym mężem lub żoną, to jak możemy się spodziewać, że w naszej relacji będzie zaufanie i jedność?
Jeśli krytykujemy naszą drugą połówkę w obecności innych albo mówimy źle za ich plecami, to jak możemy oczekiwać, że oni będą dobrze o nas myśleć, chwalić nas i być w stosunku do nas serdeczni?
To takie proste, ale jednocześnie takie trudne, prawda?
Ale jeśli jest w nas Bóg, a co za tym idzie Duch Święty - wiemy, że mamy Jego pomoc, Jego prowadzenie. Kiedy zaczynam mój dzień z Nim; kiedy proszę Go, żeby wypełnił mnie cierpliwością i miłością do mojego męża; kiedy proszę Go, żeby zmieniał MOJE serce; kiedy w ciągu dnia stopuję na chwilę, żeby wsłuchać się w Jego podszepty - to wszystko nabiera innej perspektywy.
To nie znaczy, że nagle staję się inną osobą; chodzącym aniołem. Wciąż popełniam błędy, wciąż mówię rzeczy, których potem żałuję.
Ale wiem, że On pracuje we mnie. Zmienia mnie na swój obraz. Pomaga mi, małymi krokami, zmieniać moje małżeństwo, siać to, co dobre, i plewić to, co złe.
No bo co jak co, ale fajnie jest, jak mi mąż podziękuje czasem za umycie naczyń...
Skomentuj artykuł