Kuszenie Ewy, czyli odpowiedzialne rady

Kuszenie Ewy, czyli odpowiedzialne rady
(fot. chiarashine / flickr.com)
Logo źródła: Miłujcie się Jan Bilewicz / slo

Czytuję czasami czasopisma dla dziewcząt, których tak wiele znajduje się w kioskach. Nie dla przyjemności! Przeciwnie - wymaga to ode mnie sporo samozaparcia i wprowadza nieodmiennie w dziwny nastrój.

Chodzę wtedy do sąsiadów, którzy mają dzieci, i podsuwam im myśl, żeby może wytoczyć gazecie mały procesik (tak jak to zrobiono w Niemczech), no, na przykład o nakłanianie dzieci i młodzieży do działań grożących różnymi chorobami, w tym AIDS, a więc niebezpiecznych dla zdrowia i życia. Albo o nakłanianie do czynów uzależniających. Kilka takich procesików i można by skutecznie przerwać "Drang nach Osten" firmy Bauer czy Axel Springer. Niech idą z torbami z powrotem do Niemiec. I niech zabiorą ze sobą polskich współpracowników (albo lepiej powiedzieć - kolaborantów).

Używam tej wojennej terminologii bynajmniej nie przez przypadek. Toczy się bardzo realna wojna przeciwko polskiej młodzieży i dzieciom, prowadzona nie tylko zresztą przez niemieckie koncerny medialne. Napiszę o tym więcej w jednym z następnych listów.

DEON.PL POLECA

Radzić z miłością i odpowiedzialnością

Wziąłem tym razem do ręki czasopismo, które zrobiło na mnie w pewnym momencie trochę lepsze wrażenie. Pomyślałem sobie nawet, że chyba się nawrócili. "Cud nad cudy" - myślałem dalej. A więc wszystko wróciło do normy, a redakcja zatrudniła nawet nowego seksuologa, doktora nauk medycznych, kierownika poradni seksuologicznej. Na kogo padł wybór Redakcji? Czy zatrudniono jakiegoś lekarza czy psychologa zatroskanego o młodzież, lubiącego ją i odpowiedzialnego za własne słowa? Pełno przecież takich ludzi.

Przypomniały mi się dwa wywiady z nowo zatrudnionym doradcą młodzieży, opublikowane w pewnej gazecie ukazującej się w wielkim nakładzie. Doktor jest mocno lansowany przez tę gazetę jako nowa gwiazda polskiej seksuologii, dotychczasowe bowiem gwiazdy nieco się już zestarzały i zapewne wkrótce będą musiały odejść z tego świata. Sięgnąłem po te teksty ponownie. Zacytuję kilka fragmentów: "Zanim ktoś, kto na przykład »zalicza« dziesiątki przygodnych kontaktów, uznany zostanie za patologicznego erotomana, powinniśmy się uważnie przyjrzeć jego życiu. Jeżeli to człowiek aktywny na różnych polach, a jego życie seksualne jest tylko elementem ogólnej wysokiej aktywności życiowej, nie widzę powodów do niepokoju. (...) W historii ludzkości poligamia istniała i była powszechna. Orgie, haremy - to też było. Jak ktoś ma duży popęd seksualny, no, to nie ma wyjścia (...). Niektórzy seksuolodzy - zresztą sam się do nich zaliczam - twierdzą, że norma w seksuologii jest pojęciem abstrakcyjnym. Nie istnieje problem normalności i nienormalności zachowań seksualnych".
Wyobraź sobie, że masz męża, który zaczyna postępować tak, jak sugeruje ten "jeden z najlepszych specjalistów w swojej dziedzinie" (w ten sposób reklamuje go Redakcja). Czy chciałabyś stać się dla kogoś z wysoką aktywnością życiową "przygodnym kontaktem", "zaliczonym", jednym z dziesiątek? Przecież to podobno normalne...

Doktor - jak widzisz - ma poważne problemy (kto wie, czy nawet sam nie musiałby się poddać jakiejś terapii, zanim zacznie udzielać porad innym). Rzucają się w oczy dwa główne problemy: jeden światopoglądowy, a drugi fachowy. Po pierwsze, Doktor uważa człowieka w sferze seksualnej za zwierzę, zwierzęta bowiem nie mają "wyjścia", człowiek zaś jest zdolny do samokontroli. Ćwiczy czytelników w takim spojrzeniu na siebie. Tak kiedyś myśleli i przeżywali swoją seksualność jaskiniowcy, a obecnie być może buszmeni w afrykańskim buszu. Ale żeby w Europie w XXI wieku mieć takie poglądy? Pomyłka, człowiek to nie zwierzę! Prawdą jest natomiast, że można zrobić z człowieka zwierzę. Zwłaszcza jeśli odpowiednio wcześnie zacznie się go w tym kierunku kształtować. Inna prawidłowość mówi, że można dawać tylko to, co się ma.

Po drugie, pan Doktor nie widzi normy w dziedzinie, którą się zajmuje. Nie ma się czym chwalić! To tak, jak gdyby lekarz internista nie wiedział, czy normalna temperatura ciała wynosi 36,6°, 42° czy 14°C, i mówił, że norma jest abstrakcją, a więc każda temperatura jest dobra. "Zaliczanie dziesiątków przygodnych kontaktów" oraz orgie, pomijając inne ważne kwestie, prowadzą do szerzenia się chorób przenoszonych drogą płciową, w tym śmiertelnego AIDS. Jak więc mogą być normalnym zachowaniem seksualnym? W takich zachowaniach zwłaszcza lekarz powinien widzieć powody do niepokoju. Sumienie lekarza winno coś mówić. Nic nie mówi?.. A może Doktor zajmuje się szerzeniem chorób? Takie śmieszne pytanie, na pozór. Przyznasz jednak, że logiczne?

Jeżeli zachowanie seksualne powoduje jakiekolwiek negatywne skutki fizyczne czy psychiczne, nie może być uznane za normalne, prawda? I odwrotnie, jest normalne takie zachowanie, które służy dobru człowieka, prawdziwemu, trwałemu szczęściu, prawdziwej miłości, rozwojowi osobowemu itd.

Kuszenie Ewy

No i jak myślisz - w związku z powyższym - jak mogła wypaść inauguracja tego poradnictwa młodzieżowego?

Pisze 16-letnia dziewczyna: "Nie umiem odmówić sobie zaglądania na »różowe« strony w Internecie. Zawsze kończy się to masturbacją. Potem mam poczucie winy. Za każdym razem obiecuję sobie, że już nigdy więcej tego nie zrobię, ale nie mam siły przestać".

A oto obszerne fragmenty udzielonej porady: "Oglądanie pornografii i masturbacja to nic złego, pod warunkiem że to akceptujesz. Nie ma problemu, jeżeli traktujesz masturbację jako sposób rozładowania napięcia seksualnego. Jest ona pewnym etapem w rozwoju człowieka, ułatwia poznanie siebie i przygotowuje do współżycia. Jeżeli masz z tego powodu poczucie winy, możesz wykształcić nieprawidłowe podejście do seksu. W przyszłości oznaczać to może problemy w relacjach z partnerem...". "Z partnerem" - zwróć uwagę - nie z mężem, albo jak mówi pan Doktor gdzie indziej - "z twoim mężczyzną". A wcześniej jeszcze znajdujemy sformułowanie "przygotowuje do współżycia", ale nie ma słowa "małżeńskiego". Pewne słowa nie mieszczą się w słowniku pana Doktora. Może są niezrozumiałe? Albo trudno przechodzą przez gardło? Podam Ci kilka z nich: mąż, żona, małżeństwo, rodzina, miłość małżeńska, samoopanowanie, czystość przedmałżeńska, naturalne metody planowania rodziny, poczęte dziecko, przykazania Boże, Kościół. Domyślam się też, jakie jest najtrudniejsze słowo ze wszystkich: to imię Jezus.

Oto nasz Doktor stanął przed problemem 16-latki, która cierpi. Potrafi poradzić sobie z tym cierpieniem? Wie, jak pomóc? Zgodnie ze swoją ideologią, mówiącą, że wszystko jest normalne, odpowiada: pornografia i masturbacja "to nic złego". W pierwszym momencie pomyślałem, że powyższe słowa wynikają z niebywałego wprost nieuctwa. Setki razy badania wykazały niekorzystny wpływ pornografii na psychikę człowieka w ogóle, a zwłaszcza młodego. Potem jednak doszedłem do wniosku, że Doktor musi wiedzieć coś niecoś na ten temat. Problem raczej w tym, że prawda go nie interesuje. Jest ideologiem i "jego prawda" musi spełniać wymagania tej ideologii, aby została zaakceptowana. Zupełnie jak dawniej w ZSRR.

(Jedno jeszcze pytanko na marginesie: oglądanie pornografii przez 16-latkę to normalka. A przez 12-latkę, skoro nie ma normy? A przez 7-latkę?).

Pan Doktor twierdzi, że w tym, co robi dziewczyna, "nie ma nic złego". Wchodzi więc w sferę dobra i zła. Jest to obszar bardzo istotny, a zarazem niebezpieczny, bo niebezpiecznie jest pomylić dobro ze złem. Jako lekarz jest specjalistą od dobra i zła?... No nie! Lekarz zajmuje się biologiczną sferą życia człowieka. Wkracza być może zbyt śmiało w dziedzinę, na której się nie zna? Jeżeli ktoś potrzebuje wiedzy z dziedziny, w której nie jest specjalistą, powinien zaczerpnąć ją od specjalistów, inaczej bowiem będzie uprawiał hochsztaplerstwo. Kto jest ekspertem od dobra i zła? Kto wie z całą pewnością, nieomylnie, co jest dobre, a co złe?... Pan Bóg i Kościół, który ustanowił między innymi właśnie po to, aby nauczał w tej kwestii. Czy Doktor wie lepiej niż Pan Bóg, niż Kościół?

Zacytuję dwa fragmenty Katechizmu Kościoła Katolickiego: "Pornografia (...) stanowi wynaturzenie aktu małżeńskiego. Narusza poważnie godność tych, którzy się jej oddają (aktorzy, sprzedawcy, publiczność), ponieważ jedni stają się dla drugich przedmiotem prymitywnej przyjemności (...). Pornografia jest ciężką winą. Władze cywilne powinny zabronić wytwarzania i rozpowszechniania materiałów pornograficznych" (2354); "Zarówno Urząd Nauczycielski Kościoła wraz z niezmienną tradycją, jak i zmysł moralny chrześcijan stanowczo stwierdzają, że masturbacja jest aktem wewnętrznie i poważnie nieuporządkowanym" (2352).

Oglądanie pornografii i masturbacja stanowią poważne zło. Ale popatrz, co czytamy w poradzie: "umożliwiają one poznanie siebie", "przygotowują do współżycia", "pomagają rozładować napięcia"... Jakie cudowne obietnice! Co trzeba zrobić, aby się spełniły? Popełnić ciężki grzech. Pamiętasz scenę kuszenia Ewy z Księgi Rodzaju?... Pan Doktor mówi jak wąż, czyli szatan. Kusi do ciężkiego grzechu czytelników tekstu. Może nawet kilkadziesiąt tysięcy! Jakże przekonywająco! No bo kto by nie chciał poznać siebie? Albo kto by nie chciał przygotować się do współżycia małżeńskiego? Kto by nie chciał pozbyć się napięć seksualnych, jeżeli się pojawią?

Nie należy mieć poczucia winy - ciągnie dalej. Jeżeli ktoś je ma, może wyniknąć z tego nieprawidłowe podejście do seksu. Wniosek więc, że trzeba pozbyć się jakoś tego poczucia winy. Ciężki grzech jest OK, poczucie winy jest złe. Nie trzeba pozbywać się grzechu, który powoduje poczucie winy, trzeba pozbyć się po prostu poczucia winy. Belzebubia logika, czyż nie tak? W ten to sposób nie tylko wikła się ludzi w zło, ale także tworzy ludzi bez sumienia albo z sumieniem wypaczonym. Oto jeden obraz z wojny przeciwko młodym. Zniszczyć sumienie. Człowiek bez sumienia zdolny jest do wszystkiego... A Doktor ma sumienie?
Dziewczyna pytająca o radę reaguje na grzech normalnie, tzn. poczuciem winy. To reakcja zdrowego, normalnego człowieka, niestety, upadającego. Ten właśnie wyrzut sumienia powoduje, że chce uwolnić się od zła, w które się wplątała. Czy jednak Doktor chce jej pomóc? Nie, dokłada raczej wszelkich starań, aby ją jeszcze bardziej pogrążyć...

Chciałbym Cię zapytać o coś dotyczącego nie tylko powyższej sytuacji, ale analogicznych sytuacji, z jakimi spotkasz się z pewnością w przyszłości. Powiem jasno. Mianowicie będzie przemawiał do Ciebie Zły, obiecując Ci różne wspaniałości w zamian za popełnienie grzechu ciężkiego. I będzie mówił nie przez kogoś wyglądającego jak Marylin Manson, ale przez ludzi kulturalnych, inteligentnych, z tytułami naukowymi, na stanowiskach, jednak służących diabłu. Świadomie czy nieświadomie, tego nie wiem.

Boże plany

Współżycie seksualne według Bożego planu ma wyrażać prawdziwą miłość. Nie byle jaką miłość, nie jakąś iluzję miłości. Oczywiście, najbardziej intymny, osobisty akt, jaki może zaistnieć między kobietą a mężczyzną, powinien być zarezerwowany dla najmocniejszej, najgłębszej, jedynej miłości. Jakie są znaki tej miłości? Co to znaczy prawdziwie kochać? Jak poznać, że się prawdziwie kocha?

Taką prawdziwą miłość żywią do siebie kobieta i mężczyzna, kiedy potrafią szczerze i odpowiedzialnie wobec Boga i świadków odpowiedzieć "tak" na trzy następujące pytania:

1. Czy chcecie dobrowolnie i bez żadnego przymusu zawrzeć związek małżeński?
2. Czy chcecie wytrwać w tym związku w zdrowiu i chorobie, w dobrej i złej doli, aż do końca życia?
3. Czy chcecie z miłością przyjąć potomstwo, którym was Bóg obdarzy?

- a następnie ślubować sobie nawzajem: "Ja, ..., biorę sobie ciebie, ..., za żonę i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci"... To są znaki prawdziwej miłości! Jeżeli natomiast kobieta i mężczyzna w ogóle nie myślą o złożeniu sobie takiej przysięgi albo nie są pewni, czy chcą być razem i wiernie do końca życia, ani czy chcą mieć z sobą dzieci, to być może istnieje między nimi przyjaźń czy jakiś rodzaj miłości, ale nie upoważniający jednak do intymności zarezerwowanych dla małżonków i ich jedynej miłości...

Powyższe słowa oddania się sobie (wyrażone publicznie dla potwierdzenia ich szczerości) małżonkowie mogą teraz, z błogosławieństwem Bożym, wyrazić konkretnie, fizycznie. Mówią to samo językiem ciała, co powiedzieli słowami: jestem twój (twoja), bezwarunkowo, całkowicie, na zawsze. W zamyśle Bożym akt seksualny oznacza właśnie ostateczne, nieodwołalne, całkowite oddanie się sobie. Współżycie seksualne zaplanował Pan Bóg po to, obok prokreacji, aby takie oddanie się sobie, taką prawdziwą miłość wyrażać i pomnażać. Nie w jakimś innym celu! I nie tylko w noc poślubną. Każdy następny akt małżeński - także te po wielu latach małżeństwa - powinien być przypomnieniem oraz przeżyciem miłości z dnia ślubu, a więc odnowieniem trzykrotnego "tak" i złożonej sobie przysięgi. Każdy powinien być podejmowany z pragnieniem oddania się współmałżonków, z myślą: jeszcze raz chcę ci ślubować miłość, wierność, uczciwość małżeńską oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci.

Współżycie seksualne podejmowane z taką motywacją służy miłości małżeńskiej; wyraża ją, odnawia i pomnaża. Żadne inne działanie nie ma w tym względzie większej mocy. Jedna jest miłość: wyrażana, odnawiana, pomnażana przez współżycie małżeńskie - owo bezinteresowne oddanie się sobie - przenosi się na inne dziedziny wspólnego małżeńskiego życia. Miłości, która jest darem z siebie, pragnie człowiek głęboko w sercu. Taka miłość uszczęśliwia go, nadaje sens jego życiu, rozwija go. Jest podstawowym powołaniem człowieka, ponieważ jesteśmy stworzeni na obraz i podobieństwo Boga, który jest miłością dającą siebie, bezinteresowną, wierną...

Ale prawdziwą miłość, a więc i szczęście, i sens życia można zaprzepaścić. Pomyśl, jakiego współżycia chciałabyś w przyszłości? Chciałabyś, aby mąż podejmował je z taką motywacją, jak wspomniałem wyżej? Czy wolałabyś, żeby partner podejmował je z myślą, aby wypróbować na Tobie to, co widział na filmie pornograficznym? Albo dlatego, że jest nałogowym onanistą i chce przy pomocy Twojego ciała zaspokoić swój nałóg? Tak wyglądałoby Twoje współżycie, gdybyś trafiła na kogoś, kto mając 16 lat, poszedł za radą Doktora ("jednego z najlepszych specjalistów w swojej dziedzinie"). Do takiego rodzaju "kochania się" przygotowują jego rady.

Oczywiście, w akcie używania kobiety (albo mężczyzny) dla swoich egoistycznych celów, np. dostarczenia sobie przyjemności, zaspokojenia nałogu itp., nie ma miłości. Egoistyczne używanie kobiety jest dokładnym przeciwieństwem miłości do kobiety. Wynika z pożądania. Pożądanie zaś jest przeciwieństwem miłości; zabija ją albo nie pozwala w ogóle na jej zaistnienie.

Dlatego św. Paweł, autor Hymnu o miłości pisze: "Zadajcie więc śmierć temu, co jest przyziemne w waszych ciałach: rozpuście, nieczystości, lubieżności, złej żądzy..." (Kol 3, 5). I w innym miejscu: "A ci, którzy należą do Chrystusa Jezusa, ukrzyżowali ciało swoje z jego namiętnościami i pożądaniami" (Gal 5, 24). Aby odkryć, co oznacza prawdziwa, a więc bezinteresowna, obdarowująca miłość, doświadczyć jej, a potem umieć ją wyrazić fizycznie, człowiek (zwłaszcza mężczyzna) musi przezwyciężyć w sobie naturalną poniekąd pożądliwość. Do miłości dochodzi się przez zwycięstwo nad pożądliwością. Taką zdolność przezwyciężania pożądliwości nazywamy cnotą czystości. Jak każdej cnoty - czy to cierpliwości, czy pracowitości itd. - i tej trzeba się uczyć. Jeżeli ktoś chciałby zawrzeć małżeństwo opanowany nałogiem masturbacji, miałby - obawiam się - poważne trudności ze zrozumieniem, czym współżycie małżeńskie powinno być i w ogóle, co chce ślubować. Im dłużej trwa nałóg, im bardziej intensywny, tym trudniej zrozumieć, co znaczy oddać się współmałżonkowi. Działanie seksualne tego człowieka nigdy nie było bezinteresownym darem z siebie, nigdy nie wynikało z miłości. Wynikało z egoistycznego pożądania, pobudzanego najczęściej przez fantazje seksualne albo pornografię.

Ten sposób przeżywania seksualności utrwalony przez lata poddawania się nałogowi nie zniknie z chwilą zawarcia małżeństwa. Przeniósłby się tylko na relacje z żoną. Co gorsza, mężczyzna, który używa kobiety w sferze seksualnej, będzie miał także tendencję do egoizmu w innych relacjach z nią.

Małżonkowie - bywa - natrafiają na przeróżne trudności we wzajemnych relacjach, czasami bardzo poważne, na co wskazują rosnące liczby w statystykach rozwodów. Nie wiedzą, skąd biorą się te trudności i nie potrafią dawać sobie z nimi rady. Ich powodem jest często po prostu brak miłości. Współżycie seksualne powinno odnawiać i pomnażać ich miłość, ale nie czyni tego, nie zbliża ich do siebie, a przeważnie oddala, bo jest mechaniczne, bezosobowe i egoistyczne jak masturbacja (bo w istocie nią jest) albo kopulacja "aktorów" w pornograficznym filmie. Przez propagowanie pornografii, masturbacji, "zaliczania przypadkowych partnerów" itp. czyni się ludzi niezdolnymi do miłości małżeńskiej i normalnego współżycia seksualnego, a przez to rujnuje się ich życie...

Oto obraz z wojny przeciw młodym. Jakie zachowania seksualne w małżeństwie, taka miłość małżeńska. Jaka miłość małżeńska, taka rodzina. I dalej, jaka rodzina - takie społeczeństwo.

Można śmiało powiedzieć, że wiele, bardzo wiele dobrego lub złego zależy od seksu. Zachowania seksualne w małżeństwie - powtórzę - zależą od tego, jak małżonkowie zostali uformowani w okresie przedmałżeńskim. Wtedy trzeba się nauczyć tego, co służy małżeństwu, zwłaszcza przezwyciężania własnego egoizmu. Dlatego normą dla seksualności jest zachowanie czystości przedmałżeńskiej. Niezachowanie zaś czystości jest patologią, ponieważ przynosi negatywne skutki. Te wyżej wspomniane nie są jedynymi.

Rozerwać kajdany zła

Dziewczyna, która pyta o radę, powinna uwolnić się od zła, w które się wplątała, i uleczyć rany spowodowane przez to zło. Jest jeszcze czas na zrobienie tego. Żaden wysiłek nie jest ceną zbyt dużą za miłość, szczęśliwe małżeństwo, szczęśliwą rodzinę, całą swoją przyszłość. Co zrobić? Od czego zacząć? Przede wszystkim zwrócić się do Chrystusa, Zbawiciela człowieka w spowiedzi, Komunii św. i modlitwie. "On został posłany, aby więźniom głosić wolność, a uciśnionych odsyłać wolnymi" (Łk 4, 18). Jemu trzeba oddawać swoje pożądliwości, by je porządkował, napięcia, by je uśmierzał, zranienia - by je leczył. Właśnie tak! Nie skrywać swojej biedy.

Przeciwnie, całą Mu ją wyznać i oddać: "Panie Jezu, oddaję Ci swoje pożądliwości, złe myśli, napięcia seksualne, zniewolenia. Oddaję Ci całą swoją przeszłość. Daj mi wolność. Przemień moją pożądliwość w pragnienie miłowania, tak jak Ty miłujesz. Ulecz moje rany spowodowane grzechem. Daj mi siłę i cierpliwość w walce z grzechem. Przyjdź, Panie Jezu, ze swoją zbawczą mocą".

A gdyby ktoś dodatkowo potrzebował jeszcze ludzkiego wsparcia w walce z nałogiem, to oprócz spowiednika mógłby się także zwrócić do psychologa, ale koniecznie musi to być wierzący w Chrystusa psycholog, a więc wiedzący, co jest dobrem, a co złem, nie zaś taki, któremu wydaje się, że wie lepiej niż sam Pan Bóg.

Źródło: milujciesie.org.pl

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Kuszenie Ewy, czyli odpowiedzialne rady
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.