Muzyka może powodować skutki uboczne?
Muzyka jako sztuka jest bardzo mocna w swym przekazie. Ściśle związana z emocjonalnością i płaszczyzną duchową, ma ogromny wpływ na człowieka. Może przemieniać serca, kształtować wrażliwość i odmieniać życie. Czy istnieje idealny model muzyki - czystej i nieskażonej - muzyki niepodlegającej żadnym wpływom, nieskazitelnej, naturalnej?
Wydaje się, że jest to model abstrakcyjny i utopijny. Każda muzyka jest w pewien sposób nacechowana i na żadnym poziomie nie pozostaje neutralna. Tak jak nigdy nie jesteśmy w stanie oddzielić autora książki od niej samej (chociaż teoria literatury dążyła do tego, traktując autora jako “skryptora", a utwór literacki jako “tekst"), tak samo nie da się do końca oddzielić muzyki od jej twórcy. W związku z tym to, jakie życie on prowadził, w co wierzył i jakie stawiał sobie cele, może mieć odbicie w jego twórczości, a w ten sposób, pośrednio, wpływać także na odbiorcę - zwłaszcza tego obdarzonego wielką wrażliwością lub też tego jeszcze nieukształtowanego, niedojrzałego.
Odbicie Absolutu?
Od razu nasuwa się skojarzenie z tekstem - to on jest nośnikiem przesłania i może powodować wiele zła. Jednak nie trzeba rozumieć słów, by być podatnym na ich negatywny wpływ. Chociażby muzyka satanistyczna po japońsku - czy nie zasieje w naszym sercu niepokoju i słuchając jej, nie narazimy się na poważne niebezpieczeństwo? Nieświadomość nie zwalnia nas z odpowiedzialności.
Co jednak z muzyką instrumentalną i szczególnym jej przejawem - muzyką absolutną? To muzyka czysto instrumentalna, pozbawiona tekstu i programu, będąca celem sama w sobie. Charakteryzuje ją brak określonego, nadanego z góry, sposobu odbioru. Jej idea łączy się ściśle z tendencją “sztuki dla sztuki" popularną w okresie modernizmu. Realizuje ona funkcję estetyczną - będącą w opozycji do funkcji instrumentalnej, której założeniem jest praktyczność i pożyteczność.
Czy w związku z tym taka muzyka nie mieści się przypadkiem we wspomnianym idealnym modelu? Nie przekazuje żadnych treści, więc nie może też spowodować skutków ubocznych. Jednakże istnieje też druga strona medalu. Muzyka bywa określana jako “mowa dźwięków", “język tonów", czyli coś mówi, komunikuje, nawet jeśli nie dosłownie i nie wprost. Według Johanna Matthesona (cytowanego w książce Idea muzyki absolutnej C.
Dahlhausa): Muzyka instrumentalna w swej istocie nie różni się “właściwie" od muzyki wokalnej. Także muzyka instrumentalna powinna - i potrafi - poruszyć serca, bądź też jako odwzorowanie rozumnej mowy może pożytecznie zająć wyobraźnię słuchacza. W związku z tym nie należy jej lekceważyć, jak to czyniono do epoki romantyzmu.
Moc ocalająca
Muzyka instrumentalna to istotnie sztuka asemantyczna - nie wskazuje znaczeń wprost. Jej odbiór może być czysto intuicyjny, polegający na “wchłanianiu atmosfery", rozkoszowaniu się pięknem melodii. Nieprzypadkowo mówi się, że “muzyka łagodzi obyczaje": wprowadza spokój, sprzyja przyjaznym stosunkom międzyludzkim. Gdzie słyszysz śpiew, tam wstąp, bo ludzie źli, ach wierzaj mi, ci nigdy nie śpiewają - pisał Goethe. Inaczej mówiąc, muzyka ma moc ocalającą. Ale jest też drugie dno: podczas gdy, przykładowo, muzyka relaksacyjna uspokaja i koi nerwy, ta głośna i ostra nieraz nienaturalnie pobudza i powoduje nieuzasadnioną agresję. W związku z tym może nieść niebezpieczeństwo.
Zastanówmy się więc, na ile muzyka może na nas wpływać, a na ile to my mamy władzę nad jej odbiorem? Z jednej strony przecież możemy kontrolować jej oddziaływanie, z drugiej - niebezpieczeństwem jest wychodzenie z założenia: Mogę słuchać każdej muzyki, bo nie zwracam uwagi na teksty i nie interesuje mnie życie wykonawców. Modlitwa i samokontrola mogą nie wystarczyć, gdy zagrażający aspekt duchowy wkradnie się do naszej podświadomości, dlatego warto być ostrożnym.
Muzyka może powodować zło i niszczyć w różny sposób: uzależniając od siebie, poprzez utożsamianie się z jej twórcą i jego stylem życia, analizę tekstów i wcielanie ich do swego światopoglądu, przynależność i aktywne uczestnictwo w subkulturze czy też po prostu złe intencje i motywacje samych twórców i wykonawców. Marcin Jakimowicz w swojej książce Dno. Dziennik pisany niemocą przywołuje świadectwo muzyka rockowego, Grzegorza Bociańskiego, który przyznaje, że muzyka stała się dla niego bożkiem.
Na początku muzyka jako taka, potem był to jeden zespół. Nie sądzę, żeby akurat ten zespół był jakoś szczególnie demoniczny, ale ja ich akurat traktowałem jak bożka - precyzuje muzyk. Tym zdaniem kieruje naszą uwagę ku bardzo ważnemu zagadnieniu: czy to muzyka sama w sobie jest zła? Czy to ją można obwiniać za zło? W swej istocie jest przecież dobra - jest dziełem Bożym, stworzonym, by posługiwać się nim w modlitwie: “Kto śpiewa, dwa razy więcej się modli" - aczkolwiek można wykorzystać ją do złych celów, a każde dobro może zostać zamienione w zło.
Muzyka jak morfina
Od Boga pochodzi obecność muzyki w naszym życiu. On włożył w serce każdego człowieka pragnienie tworzenia: Bóg jest sprawcą chcenia i działania - mówi Pismo św. (por. Flp 2, 13). Muzyka jest obrazem boskiego pierwiastka w człowieku, a jej tworzenie jest talentem, który otrzymaliśmy właśnie od Niego. Dany jest zarówno tym, którzy wierzą, że zostali obdarowani, jak i tym, którzy przypisują to sobie. Każdy jest powołany, by rozwijać swoje zdolności; chrześcijanie są tego świadomi, pozostali robią to z pragnienia serca czy potrzeby samorealizacji. To, że ktoś nie daje swoim życiem dobrego przykładu, nie przekreśla jego talentu. Wszyscy artyści posiadają dar pochodzący z tego samego Źródła. Należy być ostrożnym w ocenianiu życia i twórczości muzyków, gdyż często teksty ich piosenek są obrazem autentyczności ich przeżyć, cierpienia, dramatów życiowych, problemów w relacjach czy trudności z samoakceptacją.
Muzyka jest odbiciem chwały Bożej, ale bardzo ważne jest też nasze podejście do niej: dlaczego i z jakim nastawieniem jej słuchamy? Bądźmy czujni, nie aprobując wszystkiego, co istnieje na rynku. Bóg dał nam rozum, byśmy mogli go wykorzystywać do mądrej selekcji.
Muzyka jest jak morfina - czasem staje się narkotykiem, który zabija albo w inny sposób prowadzi do śmierci (na przykład duchowej), a czasem pełni rolę nieodzownego leku, który ratuje życie umierającego…
Skomentuj artykuł