Nie zdążyłem jej przeprosić przed śmiercią. Co teraz?
Kiedy umiera ktoś dla nas bliski zadajemy sobie wiele pytań. Dlaczego zmarł? Czy mogłem zrobić coś więcej, żeby to opóźnić? Często żałujemy, że nie udało nam się szczerze porozmawiać. Przeczytaj, jak możesz sobie z tym poradzić.
Chciałem ich przeprosić, ale nie zdążyłem. Czy mogę coś jeszcze zrobić?
To sytuacja, kiedy to my zadaliśmy komuś ból, cierpienie, zraniliśmy złym słowem, oszukaliśmy, i nie zdążyliśmy tej osobie zadośćuczynić, przyznać się do winy, naprawić szkód. Dotyczy to również zaniechania, na przykład nie powiedzieliśmy komuś, że go kochamy, że go podziwiamy, że mu dziękujemy, że czymś nas ubogacił, że nam w czymś pomógł, że na coś nam otworzył oczy, że czujemy do niego wdzięczność. I pojawia się żal, że ta osoba nie mogła od nas tego usłyszeć, że nie mogliśmy jej tego dać.
Ale sam fakt, że dopuszczamy takie myśli, że na przykład mówimy głośno innym ludziom o tym, czego zmarłej osobie nie powiedzieliśmy, jest takim aktem zadośćuczynienia. Wprawdzie nie powiedziałam swojej matce czy ojcu, jak bardzo go kocham, bo nie było takiego zwyczaju albo okazji, albo nie miałam na tyle śmiałości, jednak daję dowód, świadectwo, że o tym pamiętam, wiem. A dla osób, które wierzą, że jest jakieś życie po śmierci, jest taka nadzieja, że zmarły jest w stanie to usłyszeć.
Dlaczego nie zrobiłem czegoś, żeby bliska mi osoba nie umarła?
Zadajemy sobie tego typu pytania. Taki żal może towarzyszyć zarówno tym osobom, które mało albo nic nie zrobiły, żeby zaangażować się w pomoc, leczenie czy zapobiegnięcie śmierci kogoś bliskiego, jak i tym, którzy robili wszystko, co w ich mocy. Ponieważ jednak nie godzą się na to, że życie bliskiego już dobiegło kresu, wciąż mają poczucie, że mogli zrobić więcej, że mogli pojechać do znachora, że mogli kupić inne leki, że mogli zabrać do domu tę osobę albo właśnie odwrotnie – zawieźć do szpitala. Trudno im się pogodzić,że nie byli w stanie uratować kogoś przed śmiercią.
Dlaczego oni odeszli, skoro tyle spraw jeszcze planowaliśmy?
Gdy ktoś umiera, to nawet jeśli miał sto lat, uświadamiamy sobie, że wciąż mieliśmy nadzieję, że jeszcze się zobaczymy, jeszcze porozmawiamy, jeszcze coś razem zrobimy, że jeszcze na siebie spojrzymy. I śmierć to koniec naszych planów, zamierzeń, nadziei. Zostajemy z tym niedokończonym planem na życie, który się już nie ziści. Możemy czasami dokończyć jakieś wspólne plany. Posadzić drzewa, przekazać album wnukom, pójść na koncert, który razem mieliśmy wysłuchać, i powspominać tę osobę. Możemy wiele rzeczy, które planowaliśmy razem, zrealizować już sami albo z innymi osobami, wspominając zmarłą osobę, mając ją w naszych myślach, w naszym sercu.
Śmierć jednak nieodwracalnie odebrała nam wspólną ścieżkę życia. Nigdy już razem nie popatrzymy w tym samym kierunku, nigdy razem nie zaśpiewamy, nigdy razem nie porozmawiamy przy kawie, nie wybudujemy domu, nie spłodzimy dzieci. To są rzeczy, które się już nigdy nie staną, za którymi możemy tylko tęsknić albo z których stratą musimy się nieuchronnie pogodzić.
Fragmenty pochodzą z książki autorstwa Ewy Chalimoniuk, Elżbiety Sobkowiak, Krzysztofa Popławskiego OP, "Życie zmienia się, ale się nie kończy. Chrześcijańskie przeżycie żałoby".
Skomentuj artykuł