Czy pokolenie Z naprawdę jest roszczeniowe, czy po prostu inne?

Czy pokolenie Z naprawdę jest roszczeniowe, czy po prostu inne?
Pokolenie Z - czy jest roszczeniowe? Fot. Depositphotos

"Nie chcą pracować, wszystko im się należy, ciągle narzekają" – takie komentarze o pokoleniu Z (urodzonych po 1995 roku) padają dziś regularnie w mediach, na rodzinnych obiadach, w rozmowach szefów ze starszych generacji. Ale czy rzeczywiście mamy do czynienia z falą młodych ludzi, którzy nie znają wartości ciężkiej pracy i tylko roszczą sobie prawa? A może po prostu żyją w innych realiach i głośno wyrażają potrzeby, które kiedyś przemilczano?

Pokolenie Z dorastało w czasie gwałtownej cyfrowej rewolucji, która nie tylko zmieniła sposób komunikacji, ale całkowicie przedefiniowała relacje społeczne, dostęp do wiedzy i tempo życia. Od najmłodszych lat towarzyszyły im ekrany, smartfony, media społecznościowe, streaming czy sztuczna inteligencja, które stały się naturalnym elementem codzienności, a nie jedynie technologicznym dodatkiem. Wychowani w świecie natychmiastowego przepływu informacji, przyzwyczajeni są do błyskawicznego reagowania i wielozadaniowości, ale jednocześnie zmagają się z przeciążeniem bodźcami i trudnością w utrzymaniu koncentracji. To pokolenie dorastało w poczuciu ciągłej zmienności i niepewności – obserwowało na żywo globalne wydarzenia, takie jak katastrofy naturalne, konflikty zbrojne czy kryzysy zdrowotne, ale także lokalne problemy społeczne i gospodarcze, które wpływały na życie ich rodzin i rówieśników. 

DEON.PL POLECA

 

 

W przeciwieństwie do wcześniejszych generacji, pokolenie Z nigdy nie usłyszało spójnej, optymistycznej opowieści o przyszłości. Nikt już im nie obiecywał, że "wystarczy ciężko pracować, a wszystko się ułoży", że "kupią mieszkanie przed trzydziestką", że "praca na etat zapewni bezpieczeństwo". To, co dla ich rodziców było normą, dla nich stało się luksusem. Zamiast tego dostali rzeczywistość pełną niepewności: niestabilny rynek pracy z umowami śmieciowymi, dynamicznie rosnące ceny mieszkań, inflację pożerającą oszczędności, i wypalenie zawodowe – zanim jeszcze zdążyli na dobre wejść na rynek pracy.

Już na starcie wielu z nich czuło, że gra, w której mają uczestniczyć, jest ustawiona. Że system, do którego wchodzą, nie działa tak samo jak kiedyś. Dla ich rodziców awans społeczny był możliwy – dziś dla wielu młodych brzmi jak żart. Zamiast poczucia sprawczości pojawia się więc frustracja i bunt, ale też potrzeba redefinicji celów. Bo skoro nie można mieć "więcej", to może warto mieć "lepiej"? Mniej pracy, więcej sensu. Mniej hierarchii, więcej partnerstwa. Mniej ciszy i tłumionego stresu – więcej terapii, otwartości i dbania o siebie.

Trudno więc dziwić się, że pokolenie Z nie chce powielać scenariuszy, które dla ich rodziców i dziadków były jedyną dostępną opcją. Scenariuszy opartych na wyrzeczeniu, pokorze i zgodzie na warunki, które często były dalekie od godnych. Praca ponad siły, milczenie wobec niekompetentnych lub toksycznych przełożonych, rezygnacja z życia osobistego na rzecz "kariery" – to przez dekady uchodziło za wyraz odpowiedzialności i dojrzałości. Tymczasem dziś młody człowiek, który mówi "nie zgadzam się na brak szacunku", "nie będę pracować za pół darmo" czy "potrzebuję wolnego dnia, bo źle się czuję psychicznie" – nie buntuje się bez powodu. To nie wyraz lenistwa czy wygórowanych oczekiwań, ale raczej wyraz świadomości swoich praw, potrzeb i granic.

To istotna zmiana, bo wcześniej takiej postawy po prostu nie było. Milczenie było cnotą. Przemilczanie krzywdy, stresu, wypalenia – oznaką siły. Cierpliwe czekanie na podwyżkę, nawet gdy inflacja pożerała pensję – strategią przetrwania. Wypowiadanie swojego niezadowolenia otwarcie? Ryzykowne. Rozmowa o zdrowiu psychicznym w pracy? Temat tabu. Teraz to się zmienia. I choć dla starszych pokoleń może to być niezrozumiałe, a nawet irytujące – dla młodych to codzienność i konieczność.

DEON.PL POLECA


Czy to źle? Czy odwaga, by mówić głośno o swojej wartości i stawiać granice, rzeczywiście jest wadą? Czy naprawdę wolimy wychowywać kolejne pokolenia w duchu przemęczenia, frustracji i tłumienia emocji, tylko dlatego, że "tak było zawsze"? Może właśnie dziś dojrzewa społeczeństwo, które nie tylko potrafi pracować, ale też wie, kiedy odpoczywać. Które nie chce żyć, by pracować, lecz pracować, by żyć. Które rozumie, że człowiek nie jest trybikiem w maszynie, a system pracy nie powinien opierać się na eksploatacji.

Nie da się jednak ukryć, że niektóre zarzuty wobec pokolenia Z mają swoje źródło w obserwowalnych zjawiskach. Jednym z nich jest niecierpliwość – cecha często wypominana młodym ludziom zarówno w pracy, jak i w życiu prywatnym. Pokolenie wychowane w świecie natychmiastowej gratyfikacji – gdzie jedno kliknięcie pozwala zamówić jedzenie, znaleźć odpowiedź w Google czy rozpocząć nowy serial na Netfliksie – siłą rzeczy oczekuje szybkich rezultatów. I nie chodzi tu wyłącznie o konsumpcję treści czy usług, ale także o rozwój osobisty, awans zawodowy czy relacje.

Wielu młodych ludzi ma trudność z akceptacją faktu, że na niektóre rzeczy trzeba poczekać, że droga do celu bywa długa, pełna przeszkód, a prawdziwa zmiana nie dzieje się z dnia na dzień. W pracy zawodowej objawia się to często frustracją po kilku miesiącach bez awansu lub zderzeniem z rzeczywistością, w której nie wszystko od razu "klika". W życiu prywatnym trudnością w utrzymaniu długofalowych relacji, brakiem cierpliwości do konfliktów i konieczności "przepracowania" emocji.

Ale czy ta niecierpliwość to wina młodych? A może konsekwencja świata, w którym przyszło im dorastać – świata błyskawicznych reakcji, natychmiastowych odpowiedzi i ciągłej dostępności? Świata, w którym każda aplikacja jest zaprojektowana tak, by skrócić czas oczekiwania, a każde opóźnienie to potencjalna strata uwagi użytkownika?

Niecierpliwość pokolenia Z nie musi być tylko wadą. Może być także wyrazem niezgody na opieszałość systemów, które nie nadążają za wyzwaniami współczesności. Młodzi nie chcą czekać piętnastu lat na awans, skoro wiedzą, że są kompetentni już teraz. Nie chcą odkładać życia na emeryturę, skoro obserwują, jak wiele rzeczy można stracić z dnia na dzień. 

Jednym z najbardziej charakterystycznych i jednocześnie przełomowych zjawisk wśród pokolenia Z jest otwarte mówienie o zdrowiu psychicznym. Dla starszych generacji temat ten przez lata był tabu – "nie mówi się o tym", "trzeba być twardym", "każdy ma problemy, nie marudź". Psychoterapia kojarzyła się z "czymś dla chorych" albo – co gorsza – z osobistą porażką. Dziś to się diametralnie zmieniło. Dla młodych ludzi mówienie o swoich emocjach, traumach czy potrzebie wsparcia psychologicznego nie tylko nie jest wstydliwe, jest wręcz naturalne.

Ta świadomość nie wzięła się znikąd. Pokolenie Z dorastało w świecie przeciążonym informacjami, oczekiwaniami i bodźcami. Ich problemy nie są "wydumane" – są realne. Presja bycia idealnym w internecie, dostępność porównań z innymi 24/7, życie w cieniu katastrof klimatycznych, pandemii i niepewności ekonomicznej – to wszystko wywołuje lęk, napięcie, frustrację. Terapia staje się więc sposobem na przetrwanie w świecie, który nieustannie "ciągnie" uwagę i energię.

Jednocześnie trzeba uczciwie zauważyć, że większa świadomość na temat zdrowia psychicznego ma też swoje pułapki. Psychologiczne terminy bywają nadużywane, a samodiagnozy z mediów społecznościowych potrafią uprościć lub spłaszczyć złożone problemy. Czasem zbyt łatwo młodzi ludzie sięgają po etykiety, które mogą usprawiedliwić bierność lub unikać konfrontacji z rzeczywistością. Ale czy to oznacza, że lepiej byłoby wrócić do modelu milczenia, tłumienia i udawania, że "wszystko gra"?

Nie. Zdecydowanie nie.

Otwartość na temat zdrowia psychicznego to jedna z najbardziej dojrzałych cech tego pokolenia. To dzięki niej coraz więcej osób sięga po pomoc na czas, wychodzi z depresji, przerywa cykle przemocy, rezygnuje z toksycznych relacji. To dzięki niej znikają społeczne maski "radzę sobie świetnie", a w ich miejsce pojawia się autentyczność, wrażliwość i – co najważniejsze – odwaga, by mówić o tym, co boli.

Pokolenie Z nie chce być cicho.

Można więc dalej powtarzać, że "młodzi to mają za dobrze", że "kiedyś to się nie narzekało", że "teraz każdy chodzi na terapię zamiast wziąć się w garść". Ale można też spróbować spojrzeć inaczej – zobaczyć w pokoleniu Z nie roszczeniowych leni, lecz ludzi, którzy nie chcą żyć na autopilocie. Którzy odrzucają wyświechtane schematy, bo widzą, że nie działają. Którzy nie godzą się na życie bez sensu, pracy bez szacunku i relacji bez emocji.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Bogdan de Barbaro

Od stanu naszego umysłu zależy wszystko – nawet świat

Zakazy i nakazy, hałas i dziki pęd, brak czasu, by pobyć z samym sobą. Czy takie życie ma sens? Bez znajomości swojego wnętrza nie zrozumiemy bliskich,...

Skomentuj artykuł

Czy pokolenie Z naprawdę jest roszczeniowe, czy po prostu inne?
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.