Jak wybaczyć niewybaczalne?
Cały proces przebaczania rozpoczyna się zawsze w tym samym miejscu: od przewinienia, które wywołało nasz ból. Jednakże miejsce, do którego ów proces zaprowadzi, różni się w zależności od drogi, jaką pójdziemy, radząc sobie z tym urazem.
Proces przebaczania może nawet podążać drogą na skróty, tak że doprowadzi nas do sytuacji "nieprzebaczenia", co dla naszego uzdrowienia stanowi ślepą uliczkę.
Droga zaprzeczania
Pierwsza z możliwych ścieżek, którą możemy podążać, jest bardzo krótka. Rozpoczyna się zdarzeniem, które jest przyczyną urazu. Kiedy zastanawiamy się, jak poradzić sobie z cierpieniem, wkraczamy na "drogę zaprzeczania" lub obwiniania się.
Jeśli w dalszym ciągu podążać będziemy drogą zaprzeczania, grozi nam jedna z dwu możliwych rzeczy. Albo będziemy zaprzeczać, że jakikolwiek uraz w ogóle nas dotknął, albo sami będziemy się obwiniać za całe zdarzenie. Obie możliwości mają absolutny charakter i mamy do czynienia z ich dychotomią: albo jedna, albo druga, lecz nigdy obie naraz.
Kilka lat temu pracowałem z mężczyzną w średnim wieku -nazwijmy go Mark. Początkowo rozpoczął terapię, aby rozwiązać problemy małżeńskie, lecz wkrótce skupił się na bolesnych doświadczeniach, które związane były z jego ojcem. Doznawał ich nie tylko w dzieciństwie i w okresie dojrzewania, ale miały one miejsce i teraz. Zawsze, gdy znajdował się w obecności ojca, ten mówił lub robił coś, co było dla Marka bardzo bolesne. To był prawdopodobnie naturalny dla ojca sposób traktowania innych, ponieważ zachowywał się tak samo w stosunku do pozostałych dzieci, ich małżonków, a nawet wnuków. Był typowym, według Marka, złośliwym, chciwym i starym człowiekiem, a zachowywał się tak, odkąd tylko Mark pamięta.
Jeśli próbowalibyśmy sporządzić schemat tego procesu, rozpoczęlibyśmy od licznych zdarzeń, które miały miejsce przez wiele lat. Mark łatwo przypominał sobie ból, którego doznawał na skutek zachowań ojca i potrafił składać szczegółowe relacje z każdego bolesnego doświadczenia.
Zaledwie jednak rozpoczęliśmy proces terapii, Mark przestał przychodzić na spotkania. Powiadomił mnie, że wynikły pewne pilne sprawy rodzinne, którymi musi się teraz zająć, i że wkrótce zadzwoni, aby ustalić następne spotkanie.
Nie otrzymałem znaku życia od Marka przez około dwa lata. Pewnego dnia jednak zadzwonił... Chciał umówić się na spotkanie. Uporawszy się z bieżącymi, pilnymi problemami rodzinnymi, zapytałem go, jak sobie radzi z ojcem. Poinformował mnie wtedy, że ojciec zmarł prawie rok temu. Wyraziłem więc moje kondolencje, po czym zaczęliśmy rozmawiać o całym zajściu i o tym, jak Mark to przeżywał oraz jak znosi to matka.
W czasie rozmowy starałem się zadawać bardziej konkretne pytania, chcąc poznać, jaki wpływ na bolesne przeżycia, o których mówiliśmy dwa lata temu, miała śmierć jego ojca. Odpowiedź, jakiej udzielił mi Mark, zdumiała mnie.
"W czym problem?" - zapytał. "Mój ojciec był wspaniałym człowiekiem. Nie wiem, o czym pan w ogóle mówi".
Byłem bardzo zaskoczony, więc zacząłem przeglądać moje notatki, zastanawiając się, czy mnie pamięć nie myli. Nie, jednak w moich papierach znajdowały się rzeczy, o których Mark mi mówił i które dotyczyły ojca, jak i urazów, których za jego sprawą doświadczał. Sam mi o nich opowiadał. Mark był tym samym człowiekiem co wtedy, lecz ojciec stał się nagle jakby kimś innym. Nic, co powiedziałem, ani nic, co zacytowałem z mojego dzienniczka sprzed dwu lat, nie zmieniło jego aktualnej opinii o ojcu. Ojciec stał się teraz wspaniałym człowiekiem, który nigdy nie uczynił żadnej z tych rzeczy, o których wcześniej mówiliśmy. Teraz Mark nie powiedziałby już nic na temat bólu, którego doświadczał w relacji z ojcem. Teraz omijał ten problem i skierował się ku zaprzeczeniu.
Mark wybrał drogę zaprzeczania. Nigdy nie ruszyliśmy z tego miejsca i, po tej wspomnianej sesji, nie zobaczyłem go u siebie ponownie, choć mogłem przewidzieć, co się z nim przez cały ten czas dzieje, że dotyka go depresja i emocjonalna oschłość.
Inna forma zaprzeczania przejawia się w postawie: "Nic się nie stało - nie ma problemu". Minimalizujemy urazy i negujemy krzywdę, jakby "nic się nie stało". Może staramy się zrozumieć, dlaczego dana osoba zrobiła to, co zrobiła. Możemy mówić sobie, że dobrze wiemy, przez co w życiu przeszła, i że niczego nie można mieć jej za złe. "Zapomnij o tym; nie ma problemu".
Kiedy indziej, będziemy oddalać od siebie tę osobę, jak i to wszystko, co nam wyrządziła. Potrafimy dostrzec, co się nam przydarzyło, a odmawiamy przyznania się do bólu, jaki temu towarzyszył. Jednakże wewnątrz odcinamy się od tej osoby zupełnie. Przestajemy z nią rozmawiać, a nawet o niej wspominać. Jeśli natomiast człowiek ten dostrzeże naszą postawę i zacznie kojarzyć ją ze swoimi czynami, i zwróci się do nas z usprawiedliwieniem, będziemy bardziej skorzy do minimalizowania krzywdy, nawet wprost w rozmowie z tym człowiekiem.
Emocjonalne zamknięcie
Jeśli wybraliśmy ścieżkę zaprzeczania, nieuchronnie zdążamy do stanu emocjonalnej oschłości - jedynej drogi, na której utrzymać możemy naszą postawę zaprzeczenia. Nie chcemy, aby cokolwiek ani żadne uczucie, ani żaden człowiek nie przypominał nam o tym, czemu chcemy zaprzeczyć.
Interesujący w zaprzeczeniu jest fakt, że jego głównym celem jest: uchronić nas od prawdy. Kiedyś myślałem, że ludzie przez zaprzeczanie próbują wprowadzać mnie w błąd. Tak, w pewnym sensie to robią. Jednak głównym celem zaprzeczania jest wprowadzanie w błąd samego siebie. Wybieramy negację, ponieważ wydaje się nam, że nie możemy mierzyć się z prawdą. Do pewnego stopnia chcemy uchronić także innych, lecz w pierwszym rzędzie bronimy się sami przed odczuwaniem bólu, który wiąże się z przeżywanymi problemami.
Depresja
Kiedy tylko nastąpi emocjonalne zamknięcie, człowiek musi stawać się coraz bardziej selektywny w stosunku do ludzi, z którymi spędza czas. Osoba taka nie będzie mogła wytrzymać towarzystwa kogokolwiek, kto przypominać jej będzie o przeszłości lub będzie na ten temat coś wiedział.
Niedługo trzeba było czekać, aż Mark opuścił swoją żonę i całkiem zerwał kontakt z dziećmi. Kolejnym krokiem było opuszczenie regionu, znalezienie nowej żony i rozpoczęcie nowego życia, które niczym nie przypomniało bolesnej przeszłości. Wyglądało na to, że to może pomóc, jednak dla Marka okazało się to złudne. Wpadł w depresję, a nowe cierpienie, związane z odcięciem od dzieci przysłużyło się jedynie wzmocnieniu wspomnień o urazach i bólu, których doznawał w relacji z ojcem. Miejmy nadzieję, że ból wywołany depresją i opuszczeniem dzieci osiągnie taki poziom, że Mark zmierzy się świadomie ze swą przeszłością i przeszłością, którą sam próbował tworzyć, i podejmie drogę prowadzącą do przebaczenia.
Obwinianie się daje ten sam skutek, co zaprzeczanie
Inną możliwością, jaką spotyka się na drodze zaprzeczania, jest pułapka samooskarżania się: "Cały problem jest z mojej winy. Sam jestem powodem tego, co mi zrobiłeś. Zasłużyłem na to". Takie rozumowanie podąża drogą zaprzeczania, ponieważ samooskarżanie się jest jedną z jego form i dotyczy jednostronnego podejścia: "Wszystko jest z mojej winy. Biorę wszystko na siebie". Próbuję rozwiązywać problemy przez branie na siebie 100% odpowiedzialności. Nie ma żadnej dyskusji. Przypadek jest zamknięty. Jednak to nic innego, jak tylko inny sposób kroczenia w świecie zaprzeczania temu, co się rzeczywiście stało.
Rozmawiałem z młodą kobietą, która wzrastała w atmosferze ciągłego krytycyzmu ze strony obojga rodziców. Gdy poruszyliśmy temat bolesnych doświadczeń z dzieciństwa, od razu ucięła: "Ale to była moja wina. Byłam niedobra". Niezależnie od tego, o czym mówiliśmy, jej odpowiedź była zawsze jednakowa: "To moja wina". Wobec takiej postawy mało pozostaje miejsca na rozważania, ponieważ sprawa zdaje się być rozstrzygnięta, wina przypisana, więc jedyne co pozostaje, to żyć w takim porządku rzeczy.
Ludzie, którzy na drodze zaprzeczania wpadli w pułapkę samoobwiniania się zmierzają nieuchronnie do kolejnego kroku, jakim jest zamknięcie emocjonalne. Mogą przy tym twierdzić, że wciąż odczuwają emocje, lecz to, czego w rzeczywistości doświadczają, to pogarda dla samego siebie. Ponieważ jest to tak nienaturalne, nie jest to prawdziwym uczuciem.
To pseudouczucie, które stanowi dodatkową pułapkę. Nie mogą się zmienić, ponieważ odrzucają możliwość zmiany widzenia samych siebie. Gdyby to nie oni byli całkiem winni, to dane zdarzenie wynikłoby z winy kogoś innego, a tego z jakichś powodów nie mogą zaakceptować. Być może, biorąc całą winę na siebie, uzyskują przez to możliwość pewnej kontroli nad problemem. Jeśliby natomiast przyjęli, że wina jest po stronie kogoś innego, nie mieliby żadnej kontroli nad sytuacją. Kiedykolwiek jednak ten przypadek zachodzi, końcowym rezultatem jest zawsze rozpacz i depresja.
Droga zgorzknienia
"Droga zgorzknienia" rozpoczyna się podobnie jak droga zaprzeczania. Zdarzyło się coś, co wywołało uraz. Bez końca opowiadamy o tym zdarzeniu znajomym i dokonujemy wyboru, w jaki sposób sobie radzić. Ludzie najczęściej wybierają drogę zgorzknienia, gdy wpadają w pułapkę prób zrozumienia przyczyn danego zdarzenia. Myślą, że jeśliby tylko mogli zrozumieć, dlaczego drugi człowiek im to zrobił, to mogliby nad tym zapanować i wyzwolić się z tego.
Oskarżanie lub usprawiedliwianie
W pogoni za zrozumieniem motywów, ci którzy idą tą drogą, często wahają się pomiędzy oskarżaniem drugiego za wyrządzone zło i usprawiedliwianiem go za to. Musi być jakiś powód, myślą, i szukają nowych informacji, które rzekomo pomogłyby rozwiązać problem. Chociaż znaleźliby jednak jakieś nowe dane, które dowodziłyby winy drugiej osoby, pozostaje wciąż wystarczająco dużo wątpliwości, by w dalszym ciągu prowadzić poszukiwania. Nawet jeśli nowe informacje wykażą częściowe usprawiedliwienie drugiego, ból związany ze sprawą przetrwa. Tam i z powrotem, ludzie ci balansują pomiędzy usprawiedliwianiem i oskarżaniem w samonapędzającym się cyklu.
Obsesja na punkcie zdarzenia
W rezultacie, potrzeba dociekania przyczyn prowadzi człowieka do obsesji na punkcie traumatycznego zdarzenia.
Sharon jest przykładem tego, co może się stać, gdy osoba jest zdeterminowana przez potrzebę zrozumienia rzeczy, których do końca zrozumieć nie można. Wraz z mężem Jackiem zgłosiła się do poradni dwa lata po odkryciu przez nią romansu męża. Kiedy Sharon poinformowała go, że wie o jego zdradzie, od razu przyznał się do wszystkiego i całkowicie zaprzestał widywać tę drugą kobietę. Zdemaskowanie swego podwójnego życia Jack przyjął niemalże jak wyzwolenie.
Jak to często bywa, niewierny mąż był pełen poczucia winy i odpowiadał na wszystkie pytania żony, ciągle dodając daleko więcej szczegółów niż powinna wiedzieć. Stąd, im więcej wiedziała, tym więcej trudu kosztowało ją pogodzenie się z tym oraz tym bardziej zapadało to w pamięć. Nic jednak nie mogło jej powstrzymać od zadawania pytań. Sharon chciała wiedzieć, dlaczego Jack zrobił jej taką krzywdę, ale on nie dawał nigdy satysfakcjonującej odpowiedzi.
Skoro Jack nie potrafił podać wystarczającego powodu, dlaczego miał romans, Sharon postanowiła umówić się z jego kochanką w barze. Przygotowała listę pytań. Odpowiedzi na nie dostarczyły jej daleko więcej informacji niż mogła przyswoić bez dodatkowej dawki przykrości. Po raz kolejny umówiła się więc z byłą kochanką Jacka i miała w zanadrzu nową listę pytań. Za drugim razem podobnie, odpowiedzi kobiety nigdy nie zbliżyły się nawet do oczekiwanych przez Sharon konkretnych powodów: "dlaczego", które z desperacją chciała znać. Gdy Jack starał się skłonić ją do zaprzestania ciągłego powracania do tematu, myślała, że w ten sposób próbuje się wywinąć z odpowiedzialności za swoje zachowanie. W końcu Jack nauczył się trzymać język za zębami.
Po jakimś czasie Sharon zadecydowała, że oboje z mężem powinni udać się do poradni małżeńskiej. Miała przy tym nadzieję, że terapeuta będzie w stanie pomóc jej zrozumieć, dlaczego Jack zrobił coś tak okropnego. Na początku starałem się odpowiadać na pytania, które stawiała mi Sharon, lecz nic z tego, co mówiłem, nie satysfakcjonowało jej w pełni. W końcu powiedziałem jej, że to czego szuka, nie istnieje. Nigdy nie będzie istnieć satysfakcjonująca odpowiedź na pytanie, dlaczego jeden z małżonków oszukuje drugiego. Nawet jeśli tak jest, zaczynałem odczuwać sympatię dla Jacka. Przez prawie cztery lata płacił ogromną cenę za swoje nieodpowiednie i głupie zachowanie. Sharon natomiast utknęła na drodze wiodącej donikąd, a jedynie przysparzającej więcej cierpienia.
Problem zawstydzenia
Zachowanie Sharon może być interpretowane jako wysiłek zmierzający do wyrównania rachunków z mężem. Ja jednak nie wierzę, że takie były motywy jej postępowania. Co jednak mogło zmusić ją do ponad czteroletniego dochodzenia i ciągłego przesłuchiwania Jacka? Sharon mogła być zmotywowana zawstydzeniem, które odczuła w związku z romansem męża. Choć wygląda to całkiem irracjonalnie, zdradzany partner często
boryka się z obwinianiem się. Często wywołuje to całkowite zakłopotanie wobec ustalenia odpowiedzialności za to, co się wydarzyło. Osoba zdradzona przeczuwa, że sama jakoś się nie sprawdziła jako partner, budząc we współmałżonku potrzebę zwrócenia się do kogoś innego.
Tak długo jak Sharon poszukiwała powodów po stronie Jacka, nie musiała przyznać się do nawiedzających ją przeczuć o niej samej. Nie musiała mierzyć się z pytaniami takimi, jak: "Jak to się stało, że tak bardzo zawiodłam go jako żona i gdzie indziej musiał poszukiwać szczęścia?" lub "Dlaczego nie byłam dla niego wystarczająco dobra, by go zatrzymać w domu?". Te onieśmielające myśli mogły być skutecznie wypychane z jej świadomości, dopóki nieustannie koncentrowała się na zrozumieniu, dlaczego Jack postąpił tak podle.
Choć obsesja na punkcie zrozumienia zdarzenia ma niekiedy więcej niż jeden cel, to dopóki Sharon nie zgodzi się na zaakceptowanie problemu zawstydzenia, będzie stawała się coraz bardziej uwikłana w ścieżkę, która prowadzi tylko do zgorzknienia.
Z biegiem czasu uczucia zawstydzenia wzmagają się i wymagają coraz większego wysiłku z naszej strony, by je trzymać wystarczająco z daleka. Oznacza to, że poszukiwania motywów mogą zbyt łatwo przerodzić się w poszukiwania zemsty.
Poszukiwanie wyrównania / rewanżu
Obsesja na punkcie przykrego zdarzenia może w końcu doprowadzić do roszczeń wyrównania zaciągniętego długu.
Ostatnio rozmawiałem z parą, która, jak się wydawało, przybyła do poradni z powodu romansu żony, który miał miejsce dwa lata temu. Potrzeba było czasu, zanim dowiedziałem się więcej o ich historii. Byliśmy już na dobrej drodze, gdy nagle coś wywołało gniew żony na męża w związku z jego romansem, jaki miał dziesięć lat wcześniej. On ze swej strony rozgniewał się na żonę za "ponowne wyciąganie tej sprawy" i wkrótce oboje zaczęli tracić nad sobą kontrolę.
Kiedy udało się nam uspokoić, zdaliśmy sobie sprawę, że zajmujemy się nie jedną, a dwiema sprawami. Kiedykolwiek udawało się nam postąpić w rozwiązywaniu jakiejś sprawy, jedno z małżonków wybuchało w związku z czynem drugiego i oboje wpadali w ożywione dyskusje na temat, kto kogo bardziej skrzywdził.
Małżeństwo to dziesięć lat wcześniej wybrało drogę zaprzeczania odnośnie do zdrady męża, jednakowoż grzebiąc w sobie urazę i uprzedzenie, które łatwo wypływają na powierzchnię, kiedykolwiek starają się rozwiązywać aktualny problem niedawnej zdrady żony. Deklarują, że chcą sobie nawzajem przebaczyć, lecz za każdym razem, gdy już mają rozpocząć proces przebaczenia, jedno lub drugie zaczyna tupać nogą, domagając się odszkodowań za przeszłe urazy i odmawiając darowania drugiemu długu z przeszłości.
Izolacja i wycofanie
W rezultacie małżonkowie ci rozłączają się i izolują nie tylko od siebie nawzajem, ale także od grona przyjaciół. Stali się bowiem zakłopotani, że mimo tak dobrych początków w rozwiązywaniu problemu, tak im teraz ciężko.
Jest jednak jeszcze inny powód. Wybranie drogi zgorzknienia zawsze prowadzi do izolacji i samotności. Kiedy stajemy się obsesyjnie związani z przeszłymi zdarzeniami i nie możemy lub nie chcemy ich uzdrowić, tym samym odpychamy innych ludzi od siebie. Stajemy się tak pochłonięci przez to, co dzieje się w nas, że nieomal przestajemy troszczyć się o innych. Skupiamy całą uwagę na sobie, a raczej na przykrym zdarzeniu. Jedno czy drugie nie pozostawia już przestrzeni dla nikogo innego w naszym życiu, i jeśli po pewnym czasie zdamy sobie sprawę z tego, co zaszło, możemy być zbyt rozdrażnieni i zbyt zrażeni, by kochać.
Zgorzknienie
Z tego miejsca jest tylko jedna droga - w kierunku rozgoryczenia. Dlaczego ktoś chce tam się kierować? Ponieważ, niestety, bardzo łatwo jest to zrobić. Uczucia zgorzknienia są zbyt szybko uzasadniane.
Jeśliby Sharon w pewnym momencie zauważyła, że przez te wszystkie lata marnowała czas na bezowocne poszukiwania, mogłaby z pewnością stwierdzić: "Tak, mam prawo czuć się rozgoryczona. Rozbił nasze małżeństwo, a wszystko, co zrobiłam było próbą uzdrowienia sytuacji i naprawienia zła. Niestety, nie wyszło. Chyba wszyscy mężczyźni są tacy sami. Są bezużyteczni i niewiarygodni! Czy ktoś nie byłby w tej sytuacji mniej zgorzkniały?". Mogłaby więc całkowicie usprawiedliwić swe uczucia, jednakże prawda leżałaby gdzie indziej. Sharon stałaby się niewolnikiem przeszłości. Przywiązałaby się zupełnie do przykrych doświadczeń i jej życie zaczęłoby się stawać dużo uboższe niż Bóg chciał je uczynić. Nigdy nie przekonałaby się, czego mogłaby doświadczyć, gdyby wybrała uczciwą pracę nad przebaczeniem.
Więcej, Biblia przypomina nam, że trwanie w rozgoryczeniu dotyka także i ludzi żyjących dookoła nas. List do Hebrajczyków (12, 15) przestrzega, "aby jakiś korzeń gorzki, który wyrasta do góry, nie spowodował zamieszania, a przez to nie skalali się inni". Prawdopodobnie Jack, jego dzieci i przyjaciele żyją teraz w podobnym stanie.
Mimo wszystko, nie musimy wcale podążać żadną z tych dróg. Jest bowiem trzecia droga. Możemy wybrać drogę przebaczenia.
Pomyśl
1. Jakim wydarzeniom z twego życia zaprzeczasz?
2. Czy wpadłeś w pułapkę samooskarżania lub niechęci do samego siebie?
3. Czy jest ktoś, komu powinieneś wybaczyć, lecz zamiast to uczynić, starasz się zrozumieć, dlaczego ta osoba zrobiła to, co zrobiła?
4. Czy jest ktoś, względem kogo czujesz gorycz? Jeśli tak, miej tę osobę w pamięci, gdy będziesz czytał kolejny rozdział.
Więcej w książce: Wybaczyć niewybaczalne - David Stoop
Skomentuj artykuł