Kiedy umiera dziecko
W życiu każdego z nas mogą zdarzyć się sytuacje - tragedie, których nie jesteśmy w stanie zrozumieć, a odpowiedzi na pytanie: Dlaczego? - Nikt nie jest w stanie nam udzielić. Dla nas taką tragedią była utrata dziecka.
Kiedy dzisiaj czytam informacje o matkach porzucających swoje dzieci w śmietniku, z pełną świadomością zabijających je w swoich łonach, o ludziach krzywdzących swoje dzieci, to ciągle zastanawiam się, gdzie jest sens tego wszystkiego. Dlaczego podczas, gdy jedne matki, niejednokrotnie niedbające o siebie, swoje zdrowie bez problemu zachodzą w ciążę, przechodzą ją zupełnie bez powikłań i rodząc zdrowe dzieci, świadomie je odrzucają, a inne codziennie modlą się o cud macierzyństwa, a gdy ten już im się przytrafi, to po krótkim czasie euforii następuje w ich życiu ból i smutek, związany z utratą tak wyczekiwanego szczęścia? Nie potrafię odpowiedzieć sobie na to pytanie. Nie wiem czy ktokolwiek umiałby znaleźć na nie odpowiedź. I pomimo, że jestem osobą wierzącą i głęboko wierzę w sens naszych cierpień, to chciałabym zwrócić uwagę na ból, jaki przechodzą kobiety po utracie dziecka.
Tak wiele słyszy się dzisiaj o poronieniach, porodach martwych dzieci, spotkałam się nawet z określeniem, że dzisiaj to normalne, że taki mamy świat, że pęd życia, że jest ciężko… O tym, że jest ciężko może opowiedzieć tylko kobieta, która przeżyła utratę swojego dziecka. Nic tak bardzo nie denerwuje mnie w dzisiejszym podejściu do tematu poronień, jak zupełne jego lekceważenie. Obchodzenie się z nim, jak z rutynową wizytą u lekarza, czy przebytą chorobą. Jeżeli jesteś chory, idziesz do lekarza i on cię wyleczy tak? Ból fizyczny mija? Nie zapominajmy, że w przypadku poronień, ciąż obumarłych, jeszcze większym bólem jest ból psychiczny, którego nie można wyleczyć, który nie mija ot tak. I powiedzenie w takiej sytuacji matce, którą dotknęło to nieszczęście, że nie jesteś pierwszą, którą to dotyka, jest najbardziej bolesnym stwierdzeniem w tym czasie. Pamiętajmy, że dla każdej kobiety ta sytuacja jest najtrudniejsza. W danym momencie, to ona przeżywa swoją tragedie i uszanujmy to. Nie ważmy się porównywać jej historii, do historii kogokolwiek. Każda z nas jest inna, każda w inny sposób przeżywa swoją tragedię. I dla każdej jej tragedia jest najważniejsza.
Do niedawna sytuacja dzieci zmarłych przed 22 tygodniem ciąży nie była uwarunkowana jakimikolwiek przepisami prawnymi. W świetle prawa zatem, dziecko miało prawo nazywane być dzieckiem, dopiero po 22 tygodniu życia. Jakiż to paradoks w kraju chrześcijańskim. Jako ludzie wierzący, (ale chyba nie tylko?), powinniśmy bez zastanowienia się przyjmować fakt, że dziecko istnieje od momentu poczęcia. Kobieta czuje, że jest mamą, nie w momencie, kiedy bierze swoje dziecko w ramiona zaraz po porodzie, ale od momentu, kiedy dowiaduje się, że jest w ciąży. Zatem dlaczego ból kobiety tracącej dziecko w początkowych miesiącach ciąży miałby być mniejszy, niż tej tracącej swoje dziecko w późniejszym jej okresie? Przecież my cały czas jesteśmy matką, a ono naszym dzieckiem. Nie rańmy młodych kobiet, u których miało miejsce poronienie w przypadku ich pierwszej ciąży. Stwierdzenie, że jest jeszcze młoda, że całe życie przed nią, nie zmniejszy w żadnym stopniu jej cierpienia.
Zgodnie z nowym rozporządzeniem Ministra Zdrowia, rodzice mają prawo godnie pochować swoje dziecko, bez względu na to, jak długo trwała ciąża. Pamiętajmy o tym, że nasze maleństwa mają prawo być godnie pożegnane. Niestety nie wszystkie szpitale informują kobiety, zwłaszcza te młode o takiej możliwości. Dlatego domagajmy się swoich praw i domagajmy się wydania naszego maleństwa, aby móc godnie je pożegnać. Niektóre szpitale w porozumieniu z proboszczem danej parafii, robią zbiorczy pochówek dzieci nienarodzonych. Wówczas na cmentarzu znajduje się wspólny grób dzieci nienarodzonych, gdzie mogą przychodzić ich rodzice.
Nasze dziecko zmarło w 13 tygodniu ciąży. Niestety nie zdążyliśmy się dowiedzieć, jaka była jego płeć, ale serce podpowiada nam, że była to dziewczynka - Zosia, o której tak zawsze marzyliśmy. Pomimo, że minęło już prawie pięć miesięcy, to z każdym dniem ból w moim sercu narasta. Gdziekolwiek zobaczę mamę idącą z wózkiem, z dzieckiem za rękę, usłyszę dziecięcy płacz lub głos, nieświadomie odwracam głowę. Ostatnio przyłapałam się na tym, że wpatruje się w śliczną dziewczynkę z uśmiechem na twarzy i smutkiem w sercu. Taki trochę paradoks, ale zupełnie wytłumaczalny. Gorąco wierzę, że będzie nam dane poznać nasze maleństwo, kiedy będziemy po Tej Drugiej Stronie. Zachęcam wszystkich do obejrzenia filmu: "Niebo istnieje naprawdę" lub przeczytania książki o tym samym tytule. Myślę, że rodzice utraconych dzieci, znajdą w nim odrobinę pokrzepienia.
Skomentuj artykuł