"Myślenie magiczne" i potrzeba bliskości
W romantycznej relacji fotografiom ukochanej osoby, jej ubraniom czy i miejscom z nią związanym nadajemy "magiczną" symbolikę. Badaczki z sopockiego wydziału SWPS wykazały jednak, że gromadzenie pamiątek może świadczyć o niezaspokojonej potrzebie bliskości.
"Myślenie magiczne" w romantycznym związku polega na nadawaniu wyjątkowego znaczenia wszystkiemu, co kojarzy się z drugą osobą. Badania zrealizowane w sopockim wydziale Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej pokazały, że może być ono sposobem regulowania postrzeganej bliskości partnera.
- Jeśli nadamy szczególne znaczenie jakiemuś przedmiotowi, to wtedy on wystarczy, by uzyskać substytut bliskości - powiedziała PAP jedna z autorek badania Aleksandra Niemyjska.
Jak wyjaśniła, osoby, które mają skłonność do odczuwania niepokoju o stałość uczuć partnera cechuje tzw. lękowy styl przywiązania. - Właśnie one nadają wyjątkowe znaczenie przedmiotom oraz miejscom związanym z partnerem - podkreśliła badaczka.
Inaczej zachowują się osoby reprezentujące tzw. unikający styl przywiązania. One w związku potrzebują dystansu i mają wysokie poczucie samowystarczalności. Im bardziej potrzebują dystansu, tym silniej zaprzeczają możliwości ulegania magicznemu wpływowi przedmiotów kojarzących się z ukochaną osobą.
Prawa tzw. magii sympatycznej - styczności i podobieństwa - zdefiniował szkocki antropolog społeczny James Frazer. - W relacji miłosnej prawo podobieństwa polega na tym, że jeśli coś przypomina nam ukochaną osobę, to psychologicznie tę rzecz odbieramy jak ją samą - powiedziała PAP Niemyjska.
Z kolei reguła styczności głosi, że jeśli jakaś rzecz pojawiła się w kontakcie z drugą osobą, to przejmuje ona właściwości tej osoby. - Jeśli zatem mam bluzę ukochanej osoby, jej koc albo coś, czego używała to nabiera ono szczególnego znaczenia. Gdy ktoś spędza samotny wieczór, to może się tą bluzą np. opatulić - zaznaczyła rozmówczyni PAP.
Takie znaczenie można nadawać zarówno przedmiotom, jak i miejscom - wszystkiemu, co może symbolizować historię związku. - Czasem uśmiechamy się przechodząc obok restauracji, w której jedliśmy razem pierwszą kolację - zauważa autorka badania.
Większe znaczenie otaczającym rzeczom przypisują osoby o wysokim stopniu lęku relacyjnego. - Związki, które nawiązujemy jako dorośli, są kontynuacją relacji z matką lub ojcem, w zależności od tego, kto był ważniejszy w procesie wychowania. Gdy jako dziecko nie otrzymywaliśmy wystarczającej uwagi i zrozumienia, to wtedy wykształcają się zaburzenia w kontaktach interpersonalnych i pojawiają się styl lękowy i unikający - wyjaśniła badaczka.
Osoba reprezentująca styl lękowy ciągle niepokoi się o obecność partnera, o to, czy będzie się o nią troszczył jednakowo przez długi czas. Takie osoby są szczególnie wrażliwe na najmniejsze sygnały opuszczenia i dlatego potrzebują substytutów bliskości ukochanej osoby.
Z kolei u podstaw unikającego stylu przywiązania leżą już większe traumy. Ze względu na krzywdzące wydarzenia z przeszłości osoby reprezentujące ten styl relacji nie zwracają się ku drugiej osobie, ale uczą się polegać tylko na sobie.
- Nie chcą nadawać specjalnego znaczenia różnym przedmiotom związanym z ukochaną osobą, bo ta bliskość je przytłacza. Ponieważ w przeszłości mogła wiązać się z niebezpieczeństwem, np. bijącymi rodzicami, postrzegają ja jako zagrożenie - powiedziała naukowiec.
Jej zdaniem nadawanie przedmiotom wyjątkowego znaczenia pełni pozytywną rolę, bo pozwala nam przetrwać trudne chwile. W jednym z przeprowadzonych przez nią badań część osób przypominała sobie trudne chwile, a druga chwile bezpieczne.
- Okazało się, że osoby o lękowym stylu przywiązania szczególnie w sytuacjach trudnych stosowały magiczne myślenie, ale kiedy czuły się bezpiecznie już tego nie robiły. Wykazywały więc plastyczność tego mechanizmu, która jest atrybutem zdrowia psychicznego - zauważyła Niemyjska.
Badanie ujawniło także, że mężczyźni i kobiety cechują się podobnym poziomem myślenia magicznego. - Być może współcześni mężczyźni też cierpią na brak innych osób i potrzebują ich substytutów - powiedziała badaczka.
PAP - Nauka w Polsce
Skomentuj artykuł