Nasze oczekiwania vs. rzeczywistość. Z tego starcia nie da się wyjść cało

fot. Attentie Attentie / Unsplash
Jon Frederickson

"Kiedy hołubimy złudzenia, czekając na coś, co nigdy się nie wydarzy, prawdziwe życie, to, które jest nam dane przeżyć, powoli przecieka nam między palcami" - pisze Jon Frederickson w książce "Kłamstwa, którymi żyjemy". Autor uczy w niej dostrzegać złudzenia i iluzje naszej codzienności i dostarcza wskazówek, jak zmierzyć się z prawdą o samym sobie i uczynić swoje życie lepszym.

Choroba pokazuje, że "szlachetne zdrowie" jest darem, który łatwo można stracić. Kiedy śmierć grozi, że "okradnie" nas z życia, zaczynamy rozumieć, jaki jest stan naszego posiadania - nie mamy nic. Ciało i umysł, życie, bliscy - wydaje nam się, że "posiadamy" to wszystko. Do czasu, kiedy oddamy ostatnie tchnienie i okaże się, że cały ten nasz stan posiadania był tylko ułudą. Każda strata, jaką przeżywamy, odziera nas ze złudzeń, pokazuje, że wszystko w życiu jest darem, ale niczego nie dostaje się na własność.

Strata nie jest ani dobra, ani zła. Życie po prostu jest, jakie jest, niezależnie od tego, co o tym myślimy. Och, uważamy oczywiście, że postawimy warunki, a życie się do nich dostosuje. Nic z tego - ono pojawia się na swoich warunkach. Kiedy przekonujemy się, że świat nie działa według naszego projektu, przeżywamy szok. Nie godzimy się ze śmiercią, bo jej istnienie burzy hołubioną przez nas fantazję o życiu, które nie niosłoby ze sobą doświadczenia straty. Ale, choć walczymy z rzeczywistością ze wszystkich sił, ona zawsze ma ostatnie słowo (Zob. Byron Katie, Loving What Is: Four Questions That Can Change Your Life, Three Rivers Press, New York 2003).

Uważamy, że postawimy warunki, a życie się do nich dostosuje. Nic z tego - ono pojawia się na swoich warunkach. Kiedy przekonujemy się, że świat nie działa według naszego projektu, przeżywamy szok.

Czasami tak kurczowo trzymamy się iluzji na temat życia, że nawet strata, jaką przynosi choroba lub śmierć, nie jest w stanie uwolnić nas spod jej wpływu. Upieramy się, że nie będziemy widzieć tego, czego widzieć nie chcemy. Czekamy, aż nasze złudzenia się ziszczą, zastępując rzeczywistość, którą odrzucamy. Kiedy tak hołubimy złudzenia, czekając na coś, co nigdy się nie wydarzy, prawdziwe życie, to, które jest nam dane przeżyć, powoli przecieka nam między palcami. W ten sposób do strat, które przynosi życie, dorzucamy te, które sami generujemy.

Śmierć jest częścią rzeczywistości. Nie raz przychodzi nam się z nią zmierzyć - umierają nasi bliscy, umierają przyjaźnie, związki, przepadają kariery, marzenia zostają brutalnie rozwiane. Każde nasze pragnienie jest drogą na spotkanie śmierci. Pragniemy czegoś, co nie istnieje, i nasze pragnienie musi umrzeć w zderzeniu z rzeczywistością. Tęsknimy za stałością, a rzeczywistość jest zmienna. Tęsknimy za nieskończonością, a nasz świat ma swoje ograniczenia.

Poznałem kiedyś kobietę, która bardzo pragnęła, żeby jej własny brat otoczył ją miłością. Tęskniła za nim, mimo że ją odrzucił, zwyzywał i, na domiar złego, podstępnie pozbawił ją należnej części rodzinnego spadku. Nie potrafiła sprawić, by brat ją pokochał, więc nawiązała bliską więź z jego córką. Często ją odwiedzała i zajmowała się nią. Aż pewnego dnia brat oświadczył, że nie życzy sobie, by widywała dziewczynkę. Tak umarła jej ostatnia nadzieja na opartą na miłości relację z bratem. Pękła ostatnia zapora i fala żalu zalała kobietę, unosząc jej złudzenia. Czy poczuła się lepiej, gdy opłakała śmierć swojego marzenia o bliskiej relacji z własnym bratem? (Oczywiście, wciąż była z nim związana, ale nie w sposób, jakiego pragnęła).

- Podczas ostatniej sesji poryczałam się jak głupia. Chyba jeszcze nigdy tak nie płakałam. To było straszne, ale teraz jest mi lżej - przyznała.
- Jak pani to tłumaczy? - spytałem.
- Kiedy się już wypłakałam, poczułam, że wreszcie dojrzałam do tego, żeby pogodzić się z prawdą. I wtedy dotarło do mnie, jak bardzo jestem zmęczona udawaniem, że wszystko jest w porządku. Niby już wcześniej wiedziałam, że się oszukuję, ale dopiero po tej sesji postanowiłam, że przestanę to robić. Nie będę się już do tego zmuszać. Ulżyło mi.

Kiedy hołubimy złudzenia, czekając na coś, co nigdy się nie wydarzy, prawdziwe życie, to, które jest nam dane przeżyć, powoli przecieka nam między palcami.

Przywiązujemy się do własnych wyobrażeń o tym, jak ludzie powinni nas traktować. Chcemy być kochani, pożądani i szanowani tak, jak sobie to wymarzyliśmy. A kiedy rzeczywistość do tych wyobrażeń nie całkiem przystaje, cierpimy. Nie dlatego, że mamy marzenia, ale z powodu naszego przywiązania do nich. Kobieta, o której tu mowa, trzymała się uparcie marzenia o życzliwym, kochającym bracie. Niestety, taki ktoś nie istniał. Kiedy przekonujemy się, że nasze życzenie nie zostanie spełnione, możemy pożegnać je i opłakać, jak to zrobiła ta kobieta. Możemy też tupnąć nogą i powiedzieć, że życie jest do niczego, podczas gdy powinniśmy raczej podać w wątpliwość nasz własny obraz świata i samych siebie. Moja pacjentka doszła do wniosku że relacja, jaką nawiązała z bratanicą, jest prawdziwie wartościowa, ale ukochaną siostrą swojego brata była tylko w bajce, którą sama sobie opowiadała. Musiała opłakać podwójną stratę - tę rzeczywistą i tę, która wynikała z faktu, że zbyt długo pozwalała, by złudzenia przesłaniały jej prawdę, nie chcąc przyznać przed sobą, jakim człowiekiem jest jej brat. Rzeczywistość o wiele za często nas rozczarowuje, natomiast nasze fantazje mają uwodzicielską moc. Obiecują nieskończone szczęście i spełnienie. Podczas terapii opłakujemy śmierć tych pięknych marzeń. To boli. Czy godzimy się z tym bólem, czy też próbujemy go zagłuszyć - nie ominą nas konsekwencje ignorowania prawdziwych emocji w naszym życiu. Dzięki terapii możemy zmierzyć się z uczuciami, których dotąd unikaliśmy. Dopiero wtedy przestaniemy żyć w świecie, który nie istnieje.

Rzeczywistość o wiele za często nas rozczarowuje, natomiast nasze fantazje mają uwodzicielską moc. Obiecują nieskończone szczęście i spełnienie.

Po co podejmujemy terapię? Żeby zyskać siłę do zmierzenia się z prawdą o rzeczywistości i z uczuciami, które ona w nas wyzwala. Liczymy na to, że dzięki terapii przestaniemy cierpieć. Owszem, jest to możliwe. Ale gdy iluzje, w które dotąd święcie wierzyliśmy, na naszych oczach rozwalą się w gruzy, nie będzie to miłe doświadczenie. Istnieje niebezpieczeństwo, że w tej trudnej chwili wybierzemy zakamuflowaną formę protestu - rezygnację.

Ja: No trudno, poddaję się. Nie będę z tobą walczyć. Ale nadal cię nienawidzę.
Rzeczywistość: Ależ proszę bardzo. Możesz mną gardzić, możesz się przy tym upierać jak długo będziesz miał ochotę. Znam ludzi, którzy całe życie nic innego nie robili.
Ja: Jesteś niesprawiedliwa!
Rzeczywistość: Niesprawiedliwa, powiadasz? Nic dziwnego, skoro ty za sprawiedliwe uważasz tylko swoje własne wyobrażenia. A potem się dziwisz, kiedy zamiast tego, co sobie wymarzyłeś, pojawiam się ja. Wmawiasz sobie, że jeśli będziesz mnie nienawidził z całych sił, zmienię się i wszystko ułoży się dokładnie tak, jak sobie to wymarzyłeś. Ale na to jest już za późno. Twoje złudzenia nie wytrzymały zderzenia ze mną. Już ich nie ma. Kiedy będziesz gotów, możemy razem urządzić pogrzeb twemu pięknemu obrazowi samego siebie, który leży w trumnie.

Jakże trudny to dla nas pogrzeb! Musimy pożegnać się z obrazem nas samych - kochanych przez każdego, we wszystkim odnoszących sukces, podziwianych, mających zawsze rację. Ale ten obraz to tylko fasada. To mentalna zasłona, za którą kryje się prawda o tym, kim jesteśmy. Rozpaczamy, gdy życie ją zdziera. Rozpaczamy - i z naszej własnej rozpaczy tworzymy kolejną fasadę, traktując ją jak problem, który trzeba przepracować, jak dyskomfort, którego trzeba się pozbyć.

Fragment książki Jona Fredericksona "Kłamstwa, którymi żyjemy"

 

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Nasze oczekiwania vs. rzeczywistość. Z tego starcia nie da się wyjść cało
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.