Są w ludzkich duszach niewiarygodne tajemnice
"Są w ludzkich duszach niewiarygodne tajemnice", zaczął swoją opowieść psychiatra A.L, "i na jedną z nich chcę wskazać na przykładzie pewnej historii. W sąsiedztwie, obok małej willi, do której się wprowadziłem, mieszkała pewna starsza pani - bardzo zadbana starsza pani w bardzo zadbanej willi.
Czasami, kiedy pracowaliśmy każde w swoim ogrodzie, rozmawialiśmy ze sobą. Zamieniałem też z nią chętnie parę słów, kiedy spotykałem ją na ulicy albo w sklepie - była jak jedno z tych chodzących słoneczek, które zawsze człowieka ogrzewają.
Pani ta często opowiadała o swojej wnuczce, która - jak mówiła - studiuje medycynę i regularnie babcię odwiedza. Babcia żyła swoją wnuczką. Widywałem ją, jak w ogrodzie zrywała kwiaty do jej pokoju - oczywiście dziewczyna miała w wilii babci stale przygotowany na swoją wizytę pokój. Kiedy wnuczka wyjechała na staż do Ameryki, starsza pani czytała mi jej listy. Były to piękne listy.
- Panie doktorze, ma pan chwilkę czasu? Proszę posłuchać, co mi znowu pisze. Boję się, że się tam zakochała...
- Dlaczego miałaby się pani tego bać?
- Wtedy by tam zamieszkała i kto wie, kiedy bym ją znowu zobaczyła...
Słuchałem tych listów, stojąc przy płocie i popalając papierosa. Słuchałem chętnie. Zazdrościłem nawet starszej pani takiej wnuczki. Potrafiłem sobie wyobrazić, jak ta dziewczyna umie rozjaśnić jej starość.
Ja sam jestem starym kawalerem i żadnych listów od wnuczki nigdy nie dostanę.
Potem starsza pani zmarła.
I przyszła jej córka, aby rozporządzić tym, co matka po sobie zostawiła. Była to kobieta otyła, dostała w willi ataku woreczka żółciowego, wobec czego posłano po mnie.
Wdałem się z nią w rozmowę. Mówiłem z uznaniem o jej córce.
- Córka?
- Ta studentka medycyny, która studiuje w Ameryce.
- W Ameryce?
Otóż ta starsza pani, która zmarła, nie miała żadnej wnuczki.
A kiedy mówiła o córce, opowiadała mi o niej coś zupełnie innego niż to, czego się teraz dowiedziałem.
Córka była po raz trzeci rozwiedziona, podczas gdy według swej matki miała mieć tylko jednego męża - wie pan, mówiła, w naszych czasach jest to rzadkość - skończyła medycynę - ta rzeczywista córka nigdy jej nie skończyła, i tak dalej.
- Przykro mi, że nie bywałam u mamusi częściej - łkała ta otyła kobieta.
Ból uczłowiecza, przywraca ludzkie uczucia nawet tym, którzy ich normalnie nie doznają, ludzi o twardym sercu czyni bardziej ludzkimi... a silny atak woreczka żółciowego, jakiemu ta kobieta uległa, widocznie pomógł jej zrozumieć matczyną samotność.
Również samotność jest bólem. Również samotność jest chorobą.
Kobieta patrzyła tępo w ścianę. Biadała, że przez dwa lata była u matki tylko raz. Dzieci w ogóle nie miała, po poronieniu w wieku siedemnastu lat nie mogła ich już mieć, tak że babcia też nie mogła mieć żadnej wnuczki.
Ta babcia...
Wszystko to sobie wymarzyła. WSZYSTKO.
Przynosiła z ogrodu kwiaty do pokoju, który urządziła na przyjęcie nieistniejącej i nigdy nienarodzonej wnuczki. Pisała do siebie zamiast niej listy, tworzyła sobie w marzeniach jej życie, jej miłości. Była swoją wnuczką.
Tworzyła sobie w marzeniach życie swojej córki i cieszyła się nim. Czy była obłąkana?
Jako psychiatra mogę poświadczyć, że sprawiała wrażenie całkowicie normalne.
Była po prostu poetką. Zycie odmówiło jej wiele z tego, za czym tęskniła, ale ona potrafiła o te odmówione jej dary sama się postarać. I cieszyć się nimi, być nimi uszczęśliwiona.
Opowiedziałem tej kobiecie o jej matce. Płakała.
Znalazła listy, które starsza pani pisała do siebie i pokazywała je jako pisane przez studiującą w Ameryce wnuczkę.
Potem uprzątnęła wszystko z domu i sprzedała go.
Sprowadzili się do niego inni ludzie. Ale nie można ich było uważać za istoty, które przy spotkaniu opromieniają nasze życie.
Po pewnym czasie spotkałem niespodziewanie na ulicy ową kobietę, która miała wytworzoną w marzeniach swej matki córkę, i wstąpiliśmy na kawę.
- Myślę często o matce - powiedziała mi - i dałabym wszystko za to, aby to mogła być prawda, wie pan, to, co ona panu opowiadała.
Rozpłakała się...
Była sama, opuszczona, i nie była poetką. Jednakże miała w sobie coś z matki - tę rozpaczliwą tęsknotę za światem innym niż ten, który boli.
- Wie pan, gdybym teraz mogła któreś marzenie matki spełnić...
Jeszcze jest czas, mówiłem do siebie, jeszcze możemy spełnić marzenia swoich bliskich, poznać te marzenia. Dopóki możemy marzyć i swoje marzenia spełniać, zamieniając je w rzeczywistość, nie wszystko jest stracone.
Ta kobieta nie może już spełnić matczynego marzenia. Mogła. Matka byłaby szczęśliwa. I ona też.
Spełniając marzenia naszych bliźnich, zyskujemy szczęście. Jako psychiatra przekonałem się o tym niezliczoną ilość razy. Nie, to nie jest metafizyka, to jest wynik mojej klinicznej obserwacji w ciągu wieloletniej praktyki.
Warto zastanowić się nad tym, jak by nasi bliźni chcieli nas widzieć i jak nas widzą, jak by nas sobie wyobrażali, gdyby nas mogli sobie wymyślić.
Czy spełniamy ich wyobrażenia, te, którymi by się posłużyli, gdyby mogli nimi przemienić naszą istotę, gdyby mogli przemodelować nasze dusze?
Stale zastanawiamy się nad tym, jakich chcielibyśmy mieć naszych bliskich, a nie myślimy o tym, że jeśli my zbliżymy się do ich wymarzonego wyobrażenia o nas, to i oni zbliżą się do naszego wymarzonego wyobrażenia o nich.
Im bardziej będziemy spełniać cudze marzenia, tym bardziej zbliżymy się do spełnienia naszych własnych marzeń.
Tak, właśnie to jest istotne pytanie: Czym różnię się od wyobrażenia, które moi bliscy chcieliby widzieć spełnione w moim zachowaniu wobec nich? Czy też nie różnię się od niego - od tego niewypowiadanego i skrywanego wyobrażenia?
Bycie szczęśliwym nie jest czymś bardzo skomplikowanym.
Wystarczy tylko czynić szczęśliwymi tych wokół nas. Tylko? TYLKO. Na owym »tylko« polega wielka tajemnica życiowego powodzenia.
I myślę, że jeśli czynimy szczęśliwymi ludzi niewymyślonych, lecz rzeczywistych, nasze szczęście może być jeszcze większe, rozumniejsze - i zmierza w przyszłość".
Więcej w książce: RADOŚCI DLA DUSZY - Eduard Martin
DEON.pl poleca:
KSIĘGA SZCZĘŚCIA - Eduard Martin
Kiedy się człowiek wyciszy, bez trudu wpadnie na to, w jaki sposób można zrobić coś pięknego naszym bliskim.
Szczęście trudno zdefiniować. Nie zawsze wiemy, czy jesteśmy szczęśliwi, czy może tylko zadowoleni, radośni. Skąd bierze się szczęście? Eduard Martin w kilkudziesięciu opowiadaniach pokazuje, jak można je osiągnąć prostymi, a jednocześnie mądrymi sposobami.
Skomentuj artykuł