Samotność to powrót do...

Kochać drugiego człowieka to także troszczyć się o jego samotność, która jest częścią miłości a nie jej sprzecznym pragnieniem (fot. flying_house_studios / flickr.com)
Ks. Krzysztof Grzywocz / slo

Trudno wyobrazić sobie osobę, dla której samotność nie oznacza bardzo konkretnego doświadczenia, kogoś, kto nigdy jej nie zaznał. Samotność ma jednak wiele twarzy. Dla jednych oznacza czas przepełniony ciszą, wewnętrznym pokojem, twórczymi myślami i odpoczynkiem – jest ostatecznie tym, za czym się tęskni i do czego chce się powracać. Innym kojarzy się ze smutkiem, wręcz cierpieniem, bolesną izolacją czy tęsknotą za kimś, kto nie przychodzi. Od takiego doświadczenia najlepiej uciec.

Według podobnego klucza można podzielić książki poświęcone samotności. W jednych znajdziemy rady, jak jej unikać albo jak sobie z nią radzić tak, jak można poradzić sobie z konfliktowym sąsiadem, który mieszka piętro niżej. W innych zaś znajdziemy wskazówki, w jaki sposób dobrze przeżyć samotność, aby odkryć jej niewyczerpane dobrodziejstwo.

Do której z tych grup należy zaliczyć Samotność, książkę Anthony’ego Storra – wybitnego angielskiego psychiatry i pisarza (1920-2001)? Kiedy autor pisał tę pracę, miał blisko siedemdziesiąt lat, a w swoim naukowym dorobku prace o integracji osobowości, sztuce psychoterapii, świętych, grzesznikach i szaleńcach, o Freudzie i Yungu, o agresji i muzyce.

DEON.PL POLECA

Samotność Storra opiera się na założeniu, które narodziło się w opozycji do poglądów niektórych psychoanalityków uważających, że człowiek może zrealizować się w pełni tylko w intymnym, tzn. seksualnym związku z drugą osobą. Autor uważa, że spełnienie w życiu – również doświadczenie szczęścia – można osiągnąć bez takich więzi. Oczekiwanie od intymnych relacji zbyt wiele często bowiem prowadzi do rozczarowania i rozstania. Być może zbyt szybkie tworzenie takich relacji rodzi się z lęku przed samotnością, a często też stanowi odpowiedź na groźbą opuszczenia. Ludzka więź nie powinna być jednak natrętną formą ucieczki od samotności. Zdolność do przebywania w samotności jest jedną z cech dojrzałej osobowości, bez której nasze spotkania zbyt szybko stają się niespokojnie bliskie i symbiotyczne.

Dla zobrazowania swojej tezy Storr opisuje w swojej książce specyficzną grupę ludzi – osoby z jednej strony niezwykle utalentowane (nierzadko genialne w swoim twórczym potencjale) i wrażliwe, a z drugiej strony, naznaczone dużą trudnością, wręcz nieumiejętnością budowania bliskich i trwałych relacji. Poprzez okno swojego psychiatrycznego doświadczenia autor Samotności analizuje życie takich genialnych „pacjentów”, jak np.: Newton, Kant, czy Kafka. Tego ostatniego uważa za „postać introwertyczną w stopniu patologicznym – schizoidalnym, jak powiedziałaby większość psychiatrów”, a w innym miejscu zauważa: „Kafka balansował na krawędzi psychozy”. Do grona samotnych geniuszów brytyjski psychiatra zlicza również filozofa, Ludwiga Wittgensteina, któremu przypisuje „naturę niemal paranoiczną”, twierdzi, że „mroczne, przygnębiające spojrzenie na świat i skłonności depresyjne męczyły go przez całe życie”.

Storr przygląda się również wielu anglojęzycznym pisarzom i poetom, których twórczość rodziła się w doświadczeniu samotności, pośród nich są m.in.: Beatrix Potter, Rudyard. Kipling czy Hector Hugh Munro znany jako Saki. „Pacjentów” Storra łączy często wspólne doświadczenie: osierocenie, osamotnienie i ból w okresie dzieciństwa. To doświadczenie autor Samotności znał z autopsji – jako ośmioletnie dziecko oddany został do „dobrej” angielskiej szkoły z internatem. Wiadomo też, że po matce odziedziczył skłonność do depresji.

Trudno nie zauważyć, że dla opisywanych przez Storra osób, samotność była swoistą formą radzenia sobie z dramatem swojej osobowości. Dla tych bowiem, którzy we wczesnym okresie swojego życia, doświadczyli osierocenia czy relacji zagrażających im i dezintegrujących, ucieczka w samotność była reakcją, która pozwoliła przetrwać ten trudny okres i nie ulec całkowitej destrukcji. A talent artystyczny czy zainteresowania badawcze nadawały, zagrożonemu destrukcją życiu, harmonijną formę – integrujący kształt, który chronił przed psychotycznym rozpadem. Wiele z tych osób przeniosło ten sposób zachowania na dalsze swoje życie. Ich samotność nie była zatem alternatywą, lecz koniecznością. Warto tu zapytać, czy czynnikiem terapeutycznym była tu bardziej samotność, czy ów twórczy geniusz, który zachował tę osobę w wystarczającej integracji.

Trudno również nie pytać, czy przykład genialnych „pacjentów” jest wystarczający, aby uzasadnić tezę postawioną przez Storra, wedle której można w pełni zrealizować się w życiu bez intymnych związków. Doświadczenia badawcze innych uczonych, np. Bruna F. Freya – szwajcarskiego profesora zajmującego się badaniem zjawiska ekonomii szczęścia – wykazują, że osoby żyjące w związkach są zasadniczo szczęśliwsze od osób samotnych.

Wydaje się, że Storr popełnia błąd metodologiczny – szeroko postawioną tezę uzasadnia badaniami specyficznej i wąskiej grupy osób. Tym bardziej, że poddane przez autora Samotności analizie osoby, trudno określić jako szczęśliwe i w pełni spełnione w życiu. Zapewne dla wielu z nich ich twórcza samotność była najdojrzalszą formą integracji na jaką było je stać. Osoby te były one szczęśliwsze, niż gdyby trwały w dramacie nieudanych i bolesnych związków. Wiele z opisanych przez Storra osób żyło w okresie, w którym nie istniały psychoterapeutyczne formy pomocy w budowaniu trwalszych i bliskich więzi. Dramatyczne i samotne próby ich poszukiwania i tworzenia dla wielu z nich kończyły się jeszcze większym bólem, dezintegracją i izolacją. „Pacjenci” Storra pozostawali najczęściej niespokojni, „dziwni” i nieszczęśliwi, skłonni do depresji i myśli samobójczych. Ciekawe, że wspomniana przez autora Beatrix Potter, autorka książek dla dzieci, w wieku czterdziestu siedmiu lat wyszła z mąż i znacznie obniżyła swoje zainteresowanie światem literackich fantazji.

W książce Storra wyczuwalna jest pewna niejasność, może nawet sprzeczność. Na początku autor pisze: „Naszym życiem kierują dwa sprzeczne dążenia – dążenie do posiadania towarzystwa, do miłości i wszystkiego innego, co zbliża nas do ludzi i dążenie do niezależności, odrębności i autonomii”. Można wnosić, że autor jest zdania, iż na drogach wyznaczonych przez te dążenia można niezależnie doświadczyć sensownego i pełnego życia. W innym miejscu Samotności czytamy: „miłość nie jest jedynym sensem ludzkiego życia”.

Zmagając się z tą sprzecznością, Storr odważa się przywołać wymiar duchowy człowieka. Bliskie są mu poglądy Yunga, dla którego dla pełnej integracji człowieka konieczne było uwzględnienie świata religijnego. Cenne są tu również opinie Stora o konieczności uwzględnienia istnienia świata obiektywnego, niezależnego od subiektywnej twórczości człowieka – „jeżeli aspektowi subiektywnemu ktoś nada zbyt duże znaczenie, świat wewnętrzny stanie się zupełnie oderwany od rzeczywistości”.

Przyglądając się „religijnym poglądom” autora Samotności można zauważyć specyficzne rozumienie tego wymiaru człowieka. Przywołuje dla przykładu samotność Jezusa na pustyni, czy samotność św. Katarzyny ze Sieny, wyraźnie nie umieszcza jednak doświadczenia samotności w kontekście zasadniczego w chrześcijaństwie przykazania miłości Boga i bliźniego. Religijność, w której „modlitwa czy medytacja nie ma wiele wspólnego z innymi ludźmi” jest formą zbliżoną bardziej do jungowskiej teorii indywidualizacji, a nie z chrześcijańską koncepcją osoby i więzi. Ostatecznie w swojej analizie integracji człowieka Storr opiera się na psychoanalizie (najczęściej przywoływanymi autorami są Freud i Yung). Choć często rzetelnie i inspirującą z nią polemizuje, trudno jednak dostrzec w jego poglądach inną wyraźną alternatywę – jego myślenie jest ciekawą interpretacją „teorii relacji z obiektem”.

Jak więc pogodzić głębokie myśli o znaczeniu ludzkich więzi, chociażby z wcześniejszej książki Storra o integracji osobowości (autor miał wtedy około czterdziestu lat), z prezentowaną tu pracą o samotności, gdzie – pomimo wielu zapewnień autora, że tak nie jest –wyczuwalne jest zniechęcenie i rozczarowanie więziami. Czy nie rozczaruje czytelnika jedno z ostatnich zdań w tej publikacji albo nie stanie się pokarmem dla kontrowersyjnej kultury singli: „W niniejszej książce wielokrotnie wspomniałem o tym, że najsłynniejsze i najbardziej uzdrowicielskie doświadczenia psychiczne jednostek dokonują się w świecie wewnętrznym i w małym stopniu, jeśli w ogóle w jakimkolwiek, dotyczą interakcji z innymi istotami ludzkimi”.

We wstępie książki Storr dziękuje swojej drugiej żonie, Catherine Peters, za pomoc i wsparcie w pisaniu tej książki, w której – w dyskretny sposób – odsłania także swój wewnętrzny dramat i zmaganie przy próbach zintegrowania potrzeby więzi i pragnienia samotności. Zapewne wiele osób czytając tę pracę odnajdzie tu swój własny trud i wiele inspiracji do zrozumienia podjętej problematyki. Być może, niełatwe do przetłumaczenie angielskie słowo „contradiction” – sprzeczność czy przeciwstawność – należałoby zastąpić słowem „paradoks”, gdzie dwa pozornie sprzeczne pragnienia muszą istnieć razem, aby się poprawnie i twórczo rozwijać. Zresztą i sam Storr pod koniec książki opisuje oba dążenia – potrzebę bliskich więzi i samotności – już nie jako sprzeczne, ale współistniejące: „Najszczęśliwsze ludzkie żywoty to prawdopodobnie te, w których ani relacje międzyludzkie, ani też pozaosobiste zainteresowania nie są idealizowane jako jedyna droga do zbawienia. Pożądanie i pogoń za pełnią musi uwzględniać oba aspekty ludzkiej natury”.

Dojrzałe i intymne ludzkie więzi (gdzie słowo intymność należy rozumieć o wiele szerzej niż tylko w wymiarze seksualnym) są możliwe tylko tam, gdzie szanuje się samotność drugiej osoby. Z drugiej strony nie ma prawdziwej, pełnej pokoju i twórczych myśli samotności bez bliskich relacji. Przemienia się ona wtedy w dezintegrujące osamotnienie czy izolację. W języku polskim odróżniamy przecież samotność od osamotnienia. W prawdziwie szczęśliwych związkach jest dużo miejsca dla samotności, w której rodzi się pragnienie jeszcze bliższej więzi. Kochać drugiego człowieka to także troszczyć się o jego samotność, która jest częścią miłości a nie jej sprzecznym pragnieniem.

Dramat to taki ciąg wydarzeń, który może zakończyć się zwycięstwem albo klęską. Samotność, w swoim paradoksalnym odniesieniu do relacji z innymi, jest dramatyczna. W książce Storra można dostrzec poruszające zmaganie o wytrwanie w tym paradoksalnym dramacie, aby szczęśliwie dotrzeć do pełni życia. Można przeczuć zamysł autora, by w kulturze, która tak dużo uwagi poświęcaj znaczeniu intymnych więzi, przypomnieć o twórczym znaczeniu samotności. Ona jest królewską drogą do drugiej osoby – to w niej krystalizuje się owa inność, osobność osoby, nieodzowna by wydarzyło się harmonijne i trwałe spotkanie.

Gdy z dużym zainteresowanie czytałem wnikliwe analizy Anthony’ego Storra, gdzieś w tle towarzyszyły mi głębokie myśli o samotności Madeleine Delbrêl, jednej z największych mistyczek XX wieku. Miałem wrażenie, że te dwie drogi myślenia i doświadczenia w szczególny sposób się uzupełniają i wzajemnie potrzebują. Te dwie, wyrastające z chrześcijańskiej kultury postaci, w spotkaniu swoich myśli mogą doświadczyć przekonywującej prawdy o samotności. Myśl głęboka i prawdziwa rodzi się w spotkaniu i samotności. Madeleine Delbrêl pisała: „Samotność, którą Bóg tak często i wspaniałomyślnie ofiarowuje chrześcijanom, wydaje mi się jakby rodzajem sakramentu dla świata. Jest ona jedną z najgłębszych rys, które pozwalają Panu i Jego Odkupieniu poprzez nas wniknąć w świat”.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Samotność to powrót do...
Komentarze (32)
M
mj
6 listopada 2013, 21:35
Samotnosć jest fajna pierwsze 2 godziny po meczącym dniu w pracy. Potem staje sie do dupy. Bo jak jesteś szczęśliwy, chcesz o tym powiedzieć drugiej osobie, bo jak ktoś cię skrzywdził chcesz sie do kogoś przytulić. Bo jak leżysz chory w domu nie masz siły dojśc do łazienki a co dopiero do sklepu zrobic zapasy do lodówki, to przyda sie męska ręka, która się zaopiekuje człowiekiem. Bo nawet silne kobiety czasami lubią mieć wolne;)
R
R
30 maja 2011, 17:34
Od samotności dostaje się "na dekiel" i nie ma w niej niczego pozytywnego. Oczywiście moim zdaniem.
E
esz
29 maja 2011, 10:27
Tak, mam więcej... :-)
L
licealista
29 maja 2011, 09:50
Tekst daje do myślenia. Porusza ważny problem. Samotność niekoniecznie jest zła.
M
Miłek
6 grudnia 2010, 14:47
Esz, czy to Twój wiersz? Przemawia  dojrzłością uczuć i mądrością. Bardzo mi sie podoba. Dziekuję serdecznie i pozdrawiam! PS.Może masz więcej podobnych?
E
esz
5 grudnia 2010, 15:39
"Wolność we dwoje"   Dwoje - podobnych. Dwoje - tak różnych od siebie. Dwie samotności spotykające się na mgnienie. Każde jest inne, lecz w tej inności - uzupełniają się wzajemnie. Każde jest wolne. Każde ma cele, marzenia i mają je razem we dwoje. Oboje dążą do ich spełnienia. Lecz jest warunek? Jedno, drugiego nie ogranicza, nie zatrzymuje. Jednak, gdy zechce - dogania, czeka. W takiej wolności we dwoje. Każde jest sobą. Każde mówi - „tak”, gdy to jest dobre I mówi - „nie”, gdy takie nie jest, Dla niej, dla niego i dla nich. Dwoje samotnych spotyka się w tym świecie, Są z sobą blisko, nie uzależniając się od siebie. Nie ma pomiędzy niszczących emocji: zazdrości, gniewu, żalu. Jest dobre słowo i dobre myślenie o sobie wzajemnie. Najlepsi są przecież dla siebie – wyboru takiego dokonali Dwoje samotnych spotyka się w tym świecie Dzielą swe pasje, radości, sukcesy I smutki, porażki - gdy te się pojawią. Dwoje samotnych spotkało się na mgnienie. Swej samotności chronią i troszczą o siebie wzajemnie - w miłości i zaufaniu. Istnieją razem w bliskości - w wolności spokojni, we dwoje.
A
asik
5 grudnia 2010, 12:20
człowiek potrzebuje do życia Boga i obecnościi drugiego człowieka,  a nie tylko Boga czy tylko człowieka.
SJ
Samotność jest darem
5 grudnia 2010, 06:12
Jurku, dzięki za świadectwo! Z Bogiem życie jest piękne!
T
tradziucha
4 grudnia 2010, 21:23
~tradziucha TO BARDZO SMUTNE I PRZYKRE CO PISZESZ I CO ROBISZ. NIE CHCIAŁBYM NIGDY TAK TRAKTOWAĆ SIEBIE I SWOICH PROBLEMÓW! Polecam uwadze: http://www.teologia.pl/m_k/prz-09.htm Przecież wielu księży robi to samo.
Jurek
4 grudnia 2010, 21:15
Samotność jest darem, uzyłem tego zwrotu jako niku bo nie wiem jak się do Ciebie zwracać i stąd małe nieporozumienie. A zagrożenie, o którym pisałem. Są osoby nieporadne zyciowo, zranione, doświadczone przez los, które nie potrafia sobie z tym radzić i często "uceikają" pod skrzydła kościoła (wspólnot) Są tam otaczane "ciepełkiem" i zdarza się, że kiedy z różnych przyczyn nie moga być we wspólnocie są nieprzygotowane na zderzenie ze światem. Ale mówię o tym jako zdarzających się przypadkach, a nie regule. Rzeczywiście, zrobiłem pewne uproszczenie gdy pisałem, że nigdy nie byłem samotny. Bo słusznie pisze stokrotka, że każdy z nas tego doświadcza. Ale chodzi mi bardziej o permanentny stan samotności, który staje się dla człowieka więzieniem i tego nigdy nie doświadczyłem. Nie, nie wyparłem się bólu samotności. Ale miałem to szczęście przeżywać go w Wielkim Tygodniu razem z Chrystusem w Ogrójcu, a później odradzać się w dzień Zmartwychwstania.
ŻW
Żyć w Prawdzie
4 grudnia 2010, 21:11
~tradziucha Jestem bardzo samotna ale internet daje mi poczucie wspólnoty z innymi tradsami,. Razem można sobie wirtualnie spalić kogoś na stosie, zrobić prowokację, szykanować ludzi, podszywać się pod nich, oczerniać, no i działam wtedy razem z chłopakami, może w końcu któryś mnie zauważy. TO BARDZO SMUTNE I PRZYKRE CO PISZESZ I CO ROBISZ. NIE CHCIAŁBYM NIGDY TAK TRAKTOWAĆ SIEBIE I SWOICH PROBLEMÓW! Polecam uwadze: http://www.teologia.pl/m_k/prz-09.htm
T
tradziucha
4 grudnia 2010, 20:32
Jestem bardzo samotna ale internet daje mi poczucie wspólnoty z innymi tradsami,. Razem można sobie wirtualnie spalić kogoś na stosie, zrobić prowokację, szykanować ludzi, podszywać się pod nich, oczerniać, no i działam wtedy razem z chłopakami, może w końcu któryś mnie zauważy.
G
Gog
4 grudnia 2010, 18:47
Błękitko- piękna modlitwa.Dziękuję.
SJ
Samotność jest darem
4 grudnia 2010, 18:19
Jeszcze o uczuciach: http://www.deon.pl/inteligentne-zycie/psychologia-na-co-dzien/art,209,pije-bo-chce-zapomniec-.html One dotyczą również uczuć związanych z samotnością. Dlatego trzeba też wybrać najlepsze rozwiązanie - wypełnić ją Bożą miłością!
S
stokrotka
4 grudnia 2010, 17:30
To normalne, że odczuwmy samotność i proszę nie dorabiajcie zaraz do tego ideologii. Wydaje mi sie, zę ci którzy piszą, że nie  uczucie samotnosci jest im obce, nie s a szczerzy,. Im sie tylko wydaje, że są bardziej katoliccy od Papieża.
SJ
Samotnośc jest darem
4 grudnia 2010, 17:06
Jurku, po sąsiedzku znalazlam i polecam do przeczytania: <a href="http://www.deon.pl/inteligentne-zycie/poradnia/art,78,stlumione-uczucia-nie-znikaja-kiedys-powroca.html">http://www.deon.pl/inteligentne-zycie/poradnia/art,78,stlumione-uczucia-nie-znikaja-kiedys-powroca.html</a> Nie rozumiem, jak możesz nie czuc samotnosci po odejsciu żony...może nie wiązała cie miłość? Nie bolało, to, że oddałeś sie cały, a ona mimo wszystko odeszła?
SJ
Samotnośc jest darem
4 grudnia 2010, 15:43
Jureczku,  a może wyparłeś uczucie samotności skoro piszesz: nigdy nie odczułem samotności, nawet kiedy żona odeszła ode mnie. Wyparcie, to mechanizm obronny, ucieczka przed bólem, który rodzi się w doświadczeniu samotności. Cierpienie i ból samotności przez podobienstwo do przeżyć Jezusa, ma wartość zbawczą, dlatego warto go doświadczyć, nie uciekać przed nim, nie wypierać, przekształcać, byleby było wszystko "OK". Bóg dzieli sie swoim krzyżem z tymi, którzy Go szczególnie umiłowali.
SJ
Samotnośc jest darem
4 grudnia 2010, 15:25
Jureczku, napisałeś: Samotność jest darem, a jednak jest w tym zagrożenie. Zagrożenie ucieczki przed światem, z którym sobie nie radzimy. Ale, skoro zgadzasz się z tym, że samotność jest darem i jest przeżywana w komunii z Bogiem i ludźmi, to jakie widzisz zagrożenie? Bóg przecież nie jest zagrożeniem dla nikogo! To, że czasami sobie nie radzimy dotyczy wszystkich i każdego z osobna, bo czy jest ktoś taki na świecie, kto nie odczuwa swojej niemocy, słabości czy grzechu? Taka właśnie jest prawda o ludzkiej kondycji! Piszesz: Problem ten podnosi wielu duszpasterzy obserwujących ludzi wstępujących do różnych wspólnot. Zauważ, że to właśnie Kościół jest wspólnotą! Jaki więc problem skłania ludzi do przynależności w Kościele? Przecież to doświadczeniu słabości towarzyszy pragnienie Boga. Taka świadomość świadczy o właściwym uporządkowaniu wewnętrznym. Nie bardzo rozumiem, jaki problem podnoszą duszpasterze? Może dotyczy nadmiernej aktywności, która ma nie dopuścić do głosu samotności, uznanej za zło, tylko dlatego, że na pewnym etapie jej przeżywani przynosi ból, wewnętrzne rozdarcie i poczucie niespełnienia. „Gloryfikacja samotności ” – nawet ładnie brzmi, ale właściwiej będzie zauważyć gloryfikację Boga w ludzkiej samotności, która jest nam dana (stąd nazwana darem), aby nawiązać z Nim intymny dialog i słuchać Jego Słowa.
Jurek
4 grudnia 2010, 12:15
Samotność jest darem, a jednak jest w tym zagrożenie. Zagrożenie ucieczki przed światem, z którym sobie nie radzimy. Problem ten podnosi wielu duszpasterzy obserwujących ludzi wstępujacych do różnych wspólnot. Zawsze musimy czynić jakieś założenia. Więc założenie, że ktoś świadomie wybiera samotność daje szansę na prawdziwą komunię z Bogiem. I tylko wtedy. Ale :), wyczuwam w tym wszystkim pewną gloryfikację samotności. I tutaj rodzi się mój wewnętrzny sprzeciw. Bo przecież człowiek ze swojej natury, na podobieństwo Boże jednak powołany jest do komunii. I może tez dla tego ten sprzeciw, że nigdy nie odczułem samotności, nawet kiedy żona odeszła ode mnie. Ale to już inna historią, którą nazwałem cudem przyjęcia krzyża, i który do dzisiaj procentuje. Podoba mi się to co napisałeś Samotnośc jest wyzwaniem i równocześnie zadaniem, by wypełnic ją Bogiem.
SJ
Samotnośc jest darem
4 grudnia 2010, 08:22
Błękitne Niebo Zjednoczenie z Bogiem nie pozwala mi na samotność. Błękitku,  sama nazwa "dojrzała samotność" została użyta świadomie i celowo. Istnieje potrzeba, aby przekształcic pejoratywne znaczenie samotności, bo jest wołaniem Boga o każdego z nas, a nie tylko niespełnieniem naszych oczekiwań w życiu. W bólu rodzimy się do nowego życia. Powinniśmy mieć tego świadomość.
SJ
Samotność jest darem
4 grudnia 2010, 07:13
Błękitne Niebo Samotnośc bez Boga jest zawsze smutna. Samotność w zjednoczeniu z Bogiem nigdy nie jest nawet samotnością. Błękitek pewnie tego doświadcza: samotność staje się komunią z Bogiem! Ten szczęśliwy stanu osiągniemy, jeśli zmierzymy sie ze swymi słabościami, szczęściem widzianym wg własnych wyobrażeń, które niechybnie rokuja samotność. Trzeba sobie z nią poradzić, świadomie przekształcić, by wybudowac dom na skale.
SJ
Samotność jest darem
4 grudnia 2010, 07:02
cd. Jurku Zatem WDS to nie izolacja, to nie mrzonki, lecz prawdziwa rzeczywistość duchowa, którą trzeba zdobywać w sposób świadomy i odpowiedzialny. Przebywanie w Bożej tajemnicy nigdy nie jest smutne, nudne, pozorne albo nijakie. Bóg nie zawodzi tych, którzy Mu ufają.
SJ
Samotność jest darem
4 grudnia 2010, 07:00
Jurku, Nie powinieneś bać się wyrażać krytycznych uwag, bo tylko wtedy dajesz sobie szansę na odpowiedź, która i tak przynosi jakieś zadowolenie tylko na krótki czas. Jeżeli rzeczywiście szukasz prawdy, odnajdziesz ją w Bogu, który jest tak samo transcendentalny jak immanentny, stąd niezgłębiony i pełen zachwycającej tajemnicy. Odczujesz, że jesteś pociągany do rzeczywistości duchowej, która kształtuje widzenie świata realnego nieco odmienne od dotychczasowego.Dostrzeżesz śwait w prawdzie! Jeżeli doświadczysz tej prawdy to odkryjesz, że komunie z Bogiem buduje się przez konkretne i w pełni świadome wybory i decyzje. Stąd też „budowanie dojrzałej samotności” to świadomy wybór ukierunkowany na komunię z Bogiem. Jeśli Bóg będzie na pierwszym miejscu (I Przykazanie), to drugi człowiek może zająć kolejne miejsce, które na szczęście nie oznacza miejsca gorszego, bo umiłowanie Boga rozlewa się na bliźniego. Wtedy dopiero wszystko nabiera właściwego porządku. (św. Augustyn) Budowanie dojrzałej samotności, to troska o to, abyśmy nie poprzestawiali porządku. Przeciwieństwem powyższego jest brak właściwego uporządkowania, które wywołuje – jak sam to nazywasz – „doczesną samotność”. I jeśli jej doświadczysz, to odczytaj ją, jako wołanie Boga o Twoją z Nim bliskość, która rodzi się w doświadczeniu bólu i cierpienia. Samotność jest stanem oczyszczenia i jest konieczna, by odczuć radość zjednoczenia, komunię z Bogiem, która nigdy nie jest smutna. I znów…jeśli jej doświadczysz, to zorientujesz się, że więzi z drugim człowiekiem zawsze będą niewystarczające, jakieś niepełne, mniej satysfakcjonujące. Coraz częściej i mocniej będziesz odczuwał pragnienie zjednoczenia z Bogiem i unikał wszystkiego, co od Niego oddala. Wybierzesz ludzką samotność, by nie zakłócać intymności, która wypływa z komunii z Bogiem. Ludzka samotność nie oznacza wcale izolacji, bo Twoja miłość do Boga bedzie łączyła cię z tym światem na tyle mocno, na ile odpowiedziałeś na Bożą miłość. cdn.
Jurek
3 grudnia 2010, 17:09
Hmm, kochani trochę smutna wydała i się ta WDS. A to przez drugi punkt jaki wpisany jest w celach: 2. Świadome budowanie dojrzałej samotności, pogłębianie duchowości opartej na wzorcach ewangelicznych. Dlaczego świadomie budować samotność a nie komunię z Bogiem, z drugim człowiekim? Nie odczutujcie w moich słowach bodaj cienia krytyki, bo dzieło to z pewnościa jest potrzebne. Tylko wydalo mi się, że skazuje się tym samym ludzi na doczesną samotność. Czy nie ma w tym zagrożenia zamknięcia się na oataczający świat?
SJ
Samotność jest darem
3 grudnia 2010, 14:18
Błękitku, Niestety, nawet przy najszybszych łączach występują problemy. Życzę dobrego dnia!
SJ
Samotnośc jest darem
3 grudnia 2010, 07:40
Błękitku, pomóż jeśli możesz, bo ładowanie na <a href="http://dominikanie.pl/adwent2010/f_id,135351,1.html">http://dominikanie.pl/adwent2010/f_id,135351,1.html</a> trwa w nieskonczoność. To wielka strata!
SJ
Samotnośc jest darem
2 grudnia 2010, 23:56
Błękitne Niebo Pozdrawiam serdecznie i zapraszam do założenia konta na DEON.pl :-) Dziękuje... ale nie wiem w jakim celu...
SJ
Samotność jest darem
2 grudnia 2010, 23:34
Piękny Błękitku, Opieka i troska duszpasterska Kościoła nad osobami samotnymi i przeżywającymi samotność (powoływanie nowych Wspólnot Dojrzałej Samotności) może stanowić istotną profilaktykę (ochronę) przed decyzją o związku niesakramentalnym. Bo jeśli już taki związek zaistniał i poczęło się potomstwo, to opieka nad związkami niesakramentalnymi ma charakter prewencyjny. Szanse na komunię z Bogiem są przez wiele lat niemożliwe, mimo tęsknot, żalu i pragnień. Prawdą jest, że ludziom najsuteczniej można pomóc wtedy, kiedy przeżywają największą traumę. Potem pomoc może być już nieskuteczna, niepotrzebna lub odrzucana. Z całą pewnością, Pan Bóg wysłuchuje modlitw i przychodzi z pomoca w ludzkich potrzebach. Wspólnota Dojrzałej Samotności modli sie za wszystkich samotnych - i to jest piekne, bo tworzy sie wspólnota duchowa. Samotnośc zaczyna być inaczej postrzegana. Trzeba nam własciwie ją zrozumieć i z szacunkiemi miłością przyjąć. Dziękuję za www.dominikanów cenna dla wszystkich spragnionych Boga, pokoju i miłości. Nie sposób nie zauważyć miłego zbiegu okoliczności: zdjęcie „Błękitnego Nieba” otwiera temat o samotności na www.wiarairozum.org Tym serdeczniej pozdrawiam i życzę łask Bożych.
SJ
Samotność jest darem
2 grudnia 2010, 18:10
Piękny Błękitku,  Idea powołania Wspólnoty Dojrzałej Samotności powstała w odpowiedzi na rozrywające się więzi małżeńskie i rozwody po których wiele osób zawiera kolejne związki, wcale nie szczęśliwsze od poprzedniego (przynajmniej w początkowym etapie), a najczęściej dodatkowo obciążone odpowiedzialnością za dzieci z pierwszego małżeństwa, którym nikt i nigdy prawdziwego ojca lub matki nie zastąpi. Warto przyjąć samotność jako dar, by spełnić odpowiedzialność rodzicielską dla dobra dzieci, które potrzebują w równej mierze miłości jak i wzorca godnego naśladowania. Opiekunem pierwszej Wspólnoty Dojrzałej Samotności jest o. Jerzy Gawlik, SVD <a href="http://www.wiarairozum.com/opiekun.asp">http://www.wiarairozum.com/opiekun.asp</a>, którego można prosic o pomoc korzystając z „kontaktu” <a href="http://www.wiarairozum.org">www.wiarairozum.org</a>
SJ
Samotność jest darem
2 grudnia 2010, 17:04
Piękny Błękitku (można Ciebie tak nazywać?) Prawda jest taka, że ludzie samotni jak również przeżywający samotność są wszędzie, nawet w naszej rodzinie ktoś okresowo przeżywa bolesną samotność, zawód, upuszczenie, śmierć bliskiej osoby itp. Temat zaistniał w Internecie, aby każdy mógł spojrzeć na własną samotność, by obronić się przed niekorzystnym stereotypem, który wskazuje drogę do szukania partnera(ki), uzyskanie pomocy i pociechy płynących z ludzkich więzi nawet za cenę Eucharystii. A więzi ludzkie rodzą się w trudach, bywają kruche i rzadko w pełni wystarczające. Zmagając się z samotnością warto wiedzieć, jakie mogą być jej owoce. Jeśli samotność należycie rozeznamy, odkryjemy jej właściwe znaczenie i sens w naszym życiu. Materiały na www, to jakaś forma pomocy dla samotnych i przeżywających trudny czas samotności. Jest to zarazem propozycja, by samotność właściwie docenić i świadomie przekształcać. Program rozpoczynają rekolekcje, by później przez konferencje, następnie adoracje przed Najświętszym Sakramentem doprowadzić uczestników Komunii z Chrystusem we Mszy św. do Ducha Świętego. Wspólnoty Dojrzałej Samotności mogą się same organizować przy parafii, następnie prosić o opiekę duchową kapłana, by przejść drogę „transformacji samotności”, która od stanów niechcianych i trudnych prowadzi do uleczenia ran, akceptacji rzeczywistości, pokoju i radości, która jest skutkiem osiągnięcia prawdziwej wolności ducha. Mimo, że podróżowanie staje się coraz łatwiejsze i przyjemniejsze, to jednak zawsze pozostaną trudności z przemieszczaniem się szczególnie kiedy trzeba pokonywać dziesiątki lub setki kilometrów. Pierwsza Wspólnota Dojrzałej Samotności powstała w Wheeling przy parafii św. Józefa Robotnika, Il, USA. Kontakt jest zawsze możliwy przez stronę internetową.
2 grudnia 2010, 10:19
Błękitne Niebo, w Warszawie znam taki adres: <a href="http://www.piatyswiat.ecclesia.org.pl/osamotnosci.html">Piąty Świat</a>
S
Samotność jest darem
2 grudnia 2010, 06:18
Jest wielka porzeba, aby pomoc w zrozumieniu i przeżywaniu samotnosci  otrzymała należny jej status w Kościele. Ostatni fragment artykułu jest potwierdzeniem tego, co juz dziac sie zaczęlo...  <a href="http://www.wiarairozum.org/samotnosci.asp">http://www.wiarairozum.org/samotnosci.asp</a>  Z całą pewnością nalezy pielęgnować w człowieku to wszystko, co do Boga prowadzi. Samotnośc jest wyzwaniem i równocześnie zadaniem, by wypełnic ją Bogiem.