Wolę prowadzić dziecko "na smyczy" niż je uderzyć. Klaps to nie metoda

Wolę prowadzić dziecko "na smyczy" niż je uderzyć. Klaps to nie metoda
(fot. Chris Yang on Unsplash)

Byłam w maju na rekolekcjach ignacjańskich. Bóg mówił do mnie wiele. To był najmocniejszy i najtrudniejszy moment tych rekolekcji. Zobaczyłam, jak bardzo ranię moje dzieci. Jezus nie zostawił mnie z tym samą… Zobaczyłam, jak siada przy moich synach i wyciąga im odłamki z nóg. Z tego, co wyciągnął, posklejał mnie na nowo.

Jakiś czas temu zadałam na Facebooku pytanie, czy kary fizyczne (w tym klapsy) są dobrym środkiem wychowawczym. Odpowiedź trochę mnie ucieszyła, przyznaję.

Wolę prowadzić dziecko

DEON.PL POLECA

Ucieszyłam się, bo sama nie jestem zwolenniczką bicia.

Ostatnio przy rodzinnym stole wywiązała się ostra dyskusja, bo "wyprowadzam dziecko na smyczy". Tak! Mój syn jest do mnie "przywiązany". To efekt braku innych możliwości wpływu, przyznaję. Nie było nigdy moim marzeniem to, by doczepiać do siebie dziecko. Tłumaczenia nie pomagały. Wszelkie inne środki, których uczono mnie kilka lat na studiach, też nie pomogły. Jest więc to…

Wolę prowadzić dziecko

Usłyszałam przy stole zdanie, na które zareagowałam bardzo ostro…

- Mnie Radek uciekł tylko raz. Potem był grzeczny.

- A dlaczego? Bo dostał takie lanie, że cały blok słyszał jego płacz? Bo wiedział, że oberwie znowu?

Dyskusja na tym się skończyła… W teorii ta kobieta dzieci nie bije. Praktyka okazała się diametralnie inna.

I choć nie oceniam jej jako człowieka, potępiam używanie pasa. Tak - tam na klapsach się nie kończyło. Co prawda efekt został osiągnięty, ale jakim kosztem? Strachu, poniżenia, bólu?

Kiedy ludzie na ulicy mijają nas podczepionych ze sobą, patrzą różnie. Jedni jak na wyrodną matkę. Inni zaczepiają i pytają, gdzie można takie cudo kupić. Jeszcze inni mówią, że szkoda, że 20 lat temu takich rzeczy nie było. Jedna z kobiet powiedziała, że jej córka wpadła kiedyś pod samochód. Teraz nie bałaby się założyć czegoś takiego, kiedyś ludzie patrzyli na nią jak na UFO, bo uszyła córce szelki.

Nie jestem odosobnionym przypadkiem. Pociesza mnie to. Czy jednak nie łatwiej sprać raz, a porządnie i będzie spokój? Moje matczyne serce krzyczy: NIE! Moi rodzice nigdy mnie nie bili, choć miałam różne głupie pomysły. Dziecko na wiele sposobów odkrywa świat. Owszem, należy tłumić niebezpieczne zapędy. Uważam jednak, że bicie to nie jest dobry środek do celu.

Byłam w maju na rekolekcjach ignacjańskich. To taki czas szczególny - siedzisz tydzień w ciszy i słuchasz, co mówi do ciebie Bóg. Do mnie mówił bardzo wiele.

Zobaczyłam siebie jako wielki dzban z oliwą w środku. Od razu pomyślałam: Jezu, z oliwą? Jaką oliwą? Ja przecież swoim krzykiem i gniewem bardziej zadaje rany niż je opatruję.

Podczas kolejnej modlitwy dostałam odpowiedź. Dzban się rozbił. Oliwa się rozlała. Po odłamkach naczynia chodziły moje dzieci, kalecząc sobie stopy.

To był najmocniejszy i najtrudniejszy moment tych rekolekcji. Zobaczyłam, jak bardzo ranię moje dzieci. Jezus nie zostawił mnie z tym samą… Zobaczyłam, jak siada przy moich synach i wyciąga im odłamki z nóg. Z tego, co wyciągnął, posklejał mnie na nowo. Nie, nie zrobił mnie od nowa. Posklejał z resztek. Mam być nadal dzbanem. Popękanym. Pamiętającym o tym, że krzyk to nie jest środek do przekazywania miłości. A miłość jest tym środkiem wychowawczym, który zmienia najbardziej…

Tekst pochodzi z bloga niezawodnanadzieja.blog.deon.pl

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Wolę prowadzić dziecko "na smyczy" niż je uderzyć. Klaps to nie metoda
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.