Czy wyrzucimy kilka maryjnych pieśni z kościelnych śpiewników? Czekam na instrukcję Episkopatu
Czy nadszedł czas, w którym więcej nie usłyszę już na mszy słów „a kiedy ojciec rozgniewany siecze, szczęśliwy, kto się do matki uciecze”? Powiem wprost: marzy mi się to od dawna.
Zamieszanie wokół pobożności maryjnej z ostatnich dni spowodowała watykańska nota o tytułach maryjnych. Która rozchodzi się szeroko, bo poruszone w niej kwestie mocno zahaczają o nasze, polskie maryjne poletko, czyli o pobożność ludową niepoprawnie rozumianą.
I powiem wprost: przeczytałam uważnie ten dokument od początku do końca i bardzo mnie on cieszy, bo czekałam z utęsknieniem, aż mój Kościół uporządkuje tę kwestię. Nie dlatego, że jestem przeciwniczką maryjnej pobożności. Wręcz przeciwnie. Relacja z Maryją jest dla mnie ważna od bardzo dawna, ale niezmiernie mnie wkurza, gdy się Jej dopisuje sensy i działania, których w świetle prawd wiary nikt uczciwy nie jest w stanie obronić.
O co chodzi w dokumencie? Tak naprawdę o sprawy dwie. Pierwsza - że nie można mówić, że Maryja jest "współodkupicielką", bo nie odkupiła świata na spółkę z Jezusem. Tak, Mariam, żyjąca dwa tysiące lat temu niedaleko Jerozolimy, jest stworzeniem. Bardzo wyjątkowym – ale wciąż człowiekiem i nie można jej przypisywać boskiej mocy, której nie ma. Druga - że nie można mówić, iż Maryja jest "pośredniczką wszystkich łask", bo nie może być tak, że każda Boża łaska przechodzi przez ręce tylko jednej z setek tysięcy świętych kobiet – wyjątkowej i wybranej, ale jednak nie będącej półboginią zarządzającą skarbcem łask Boga.
Piękna Pani z boskimi mocami czy Żydówka pełna łaski?
Ten problem można teologicznie ująć w ten sposób: jest sobie Maryja historii i Maryja wiary. Czyli: była sobie dwa tysiące lat temu Żydówka z krwi i kości, żyjąca matka Boga, wyjątkowo przygotowana na swoją niezwykłą rolę w historii, a teraz jest w niebie Piękna Pani z boskimi mocami, chroniąca przed gniewem Ojca i rozdająca łaski z Jego koszyka. I te „dwie maryje” są problemem w wierze zwykłych katolików, bo prowadzą do różnych przegięć, w tym do fałszywego obrazu Boga.
Skąd się to bierze? Po części z religijnych przekonań, utrwalonych w ostatnich trzech pokoleniach Polaków za pomocą najprostszych i najmocniej zapadających w pamięć środków wyrazu, czyli muzyki i modlitwy. Jakie to przekonania? Przede wszystkim dwa. Jedno, że Bóg jest sprawiedliwością, a Maryja – miłosierdziem, i drugie, że Maryja jest wytrychem do magazynu łask Boga i jak On nie chce dać, to Ona załatwi; albo nawet – że Maryja ma własny magazyn łaski i jak Bóg nie da, to Ona ze swojego coś tam dla nas wyjmie. W nocie ujęto to zresztą uroczo: „Należy unikać tytułów i wyrażeń odnoszących się do Maryi, które przedstawiają Ją jako swego rodzaju ‘piorunochron’ wobec sprawiedliwości Pana, jak gdyby Maryja była konieczną alternatywą dla niewystarczającego miłosierdzia Boga”.
Czy wreszcie zniknie sekcja pieśni "o ubłaganiu zagniewanego Boga"?
Przykłady? W oficjalnym śpiewniku Kościoła jest ich sporo. „Bóg przez ciebie nas wysłucha w imię Ojca, Syna, Ducha”, „przez ciebie, o Matko miłości, łask wszelkich udziela nam Bóg”, „przyjmij dzięki za hojnej łaski zdrój, co spłynął z twojej ręki na biedny naród twój”, „najlepszą jesteś z matek, twej łaski otwórz dłoń” czy „nieprzebranych łask skarbnico”. Jest parę stwierdzeń stawiających Maryję w roli niemal stworzycielki, jak „za Twą przyczyną wszystki świat stoi”. Jest sporo adresowanych do Maryi próśb, które może spełnić tylko Bóg: daj w dobrym wytrwanie, ześlij pokój, uświęcaj rodziny, chroń cały świat. Jest sekcja „ubłagaj zagniewanego Boga”: „ty prośbą swoją gniew ukoisz Syna”, „zagniewanego błagaj niebios Pana” i oczywiście najbardziej znany kawałek o siekącym zagniewanym ojcu (celowo piszę z małej litery).
Jeśli co chwila na mszy się śpiewa, że gdy ojciec rozgniewany siecze, szczęśliwy, kto się do matki uciecze albo że Maryja jest szafarką łask i jedyną nadzieją człowieka, ten obraz się utrwala. Nawet, jeśli autor pieśni posłużył się skrótem myślowym pasującym do rytmu i rymu i inaczej rozumiał pewne słowa.
Rozumienie słowa "łaska" mogło się zmienić - i dlatego pora na porządki
A że rozumiał, jestem niemal pewna. I według mnie takim słowem inaczej rozumianym lata temu jest na przykład „łaska”. Nawet w naszej frazeologii zachowało się jej inne niż związane z Bogiem znaczenie: jest powiedzenie „zrób to z łaski swojej” czy urocze przysłowie „łaska pańska na pstrym koniu jeździ”. Z łaski króla nadawano zaszczyty, a gospodarz w pastorałce był przez gości namawiany, by okazał swoją łaskę i dawał masła faskę. Łaską więc była chęć, by uczynić coś dla kogoś po prostu, w pewnym sensie - za darmo, bez przymusu, z własnej woli.
Inaczej więc myśleli ludzie mówiący do Maryi: okaż nam swoją łaskę i wyproś u Syna pokój, gdy chodziło w tym sformułowaniu o grzeczne proszenie, by Maryja okazała dobrą wolę i zechciała wstawić się u Boga za potrzebującymi. Teraz słowo „łaska” uciekło nam z takiego codziennego użycia i myślimy o nim w kontekście przede wszystkim Bożej łaski, a wtedy różne stare maryjne pieśni zaczynają być tu i ówdzie upstrzone małymi herezyjkami.
Serdeczna matka u boku wściekłego ojca to bardzo zły obraz Boga i Maryi
A to sprawia, że w głowach ludzi wierzących powstaje obraz Maryi, która zarządza magazynem łask Boga, kimś, kto może Go namówić na udzielenie łaski, nawet jeśli do tej pory nie chciał się zgodzić, serdeczną matką przy boku rozgniewanego ojca. A to jest bardzo zły obraz.
Drugi zły obraz jest taki, że Maryja jest ponad Jezusem. Jest Jego Matką, On jest jej winien w ludzkim porządku szacunek, Jej nie odmawia, a stąd blisko do mojej ulubionej wersji modlitewnej herezji: Panie Jezu, uproś nam u Maryi łaskę pokoju! To odwrócenie porządku i stawiania Maryi gdzieś ponad Jezusem, jako królowej aniołów, pani nieba i ziemi i królowej świata, spycha na margines pobożności… Jezusa, jakby Jego rola skończyła się wraz ze Zmartwychwstaniem, a Maryja wniebowzięta i ukoronowana w niebie „wymieniła” Syna w Trójcy.
Stawiamy Maryję za wysoko, bo potrzebujemy "kobiecej" wersji Boga?
Jest w tym według mnie pewne nieintencyjne zaniedbanie myśli teologicznej dotyczącej Trójcy właśnie, które w języku polskim mocno nam się utrwala: Trójca jest u nas językowo męska. Jest Ojciec, jest Syn, jest Duch i choć nasz rodzaj męski nijak nie może odnosić się do Boga, który jest duchem (poza Jezusem, który jako człowiek jest mężczyzną), to patrzymy na Trójcę jak na… trzech mężczyzn. Brakuje kobiecego pierwiastka i w ten brak idealnie się wpisuje taka trochę ubóstwiona Maryja: żona Boga Ojca i matka Jezusa Chrystusa, która poczęła za sprawą Ducha Świętego. Nic to, że Duch Święty jest w oryginale językowym rodzaju żeńskiego. Nic to, że Bóg Ojciec nie jest mężczyzną, ale posiada wszelkie możliwe cechy, które potem „dziedziczą” po nim ludzie na Jego obraz i podobieństwo, kobiety i mężczyźni. Ten sam kłopot jest z Kościołem, Matką Kościołem – w grece i łacinie w rodzaju żeńskim, po polsku – w rodzaju męskim. Maryja z dorozumianą mocą i wielkością, traktowana jako pośredniczka wszystkich łask, jest w jakiś sposób równoważąca językową równowagę i może dlatego tak chętnie się przyjmuje pobożność, która nieco zakrzywia rzeczywistość.
Skutki nie są dobre, bo to fałszywy obraz Boga i fałszywe wyobrażenie o źródle łaski, a na tym nie bardzo da się budować zdrową i mocną relację ze Stwórcą, co jest naszym celem, prawda?
Czy w najbliższych dniach pojawi się nowa instrukcja Episkopatu? Byłoby pięknie...
Czy Episkopat wyda teraz jakieś zalecenia dotyczące praktyki pobożności maryjnej w Polsce? Marzy mi się, żeby szybka instrukcja ukazała się w ciągu tygodnia - dwóch. Może na 8 grudnia? Żeby z tym nie czekać, aż się wypowiedzą wszyscy oburzeni albo zachwyceni, aż temat przycichnie, aż zapomnimy, że taki dokument był, tylko zadziałać już, od razu, na bieżąco, gdy temat wciąż fruwa w mediach i interesuje ludzi.


Skomentuj artykuł