Słowo o księżach porzucających sutannę? Najgorszym wyjściem jest gorszenie się
Ksiądz taki czy inny odszedł z kapłaństwa – „porzucił je”, „zdradził”, „zawiódł zaufanie”, „napluł w twarz tym, którzy mu zaufali”, „porzucił Kościół, a co gorsza przeszedł do protestantów”; „zdradził Chrystusa”, „sprzeniewierzył się Bogu” – i tak dalej. Mężczyzna taki czy inny rozwiódł się – miał przecież ślub kościelny, zdaje się, że nawet dzieci; wziął ślub cywilny i to, jak mówią, „w jakimś innym kościele niż nasz, ale może to i dobrze, bo ta jego żona była jakaś taka… no, jakoś sobie ułożył życie” – i tak dalej.
Jak to więc jest? Kapłaństwo jest sakramentem, małżeństwo też, ale reakcja na rezygnację z nich jest zupełnie inna. Wynika to chyba z tego, że w ogólnym odczuciu sakramenty nie są sobie równe – i jest na to trudny do podważenia dowód. Spośród siedmiu sakramentów tylko jeden jest najświętszy. Czyżby pozostałe były mniej święte? A najmniej święty jest sakrament małżeństwa?
Za porzucenie kapłaństwa karze się ekskomuniką, a za rezygnację z małżeństwa – dzięki Bogu – nie. Może więc nadszedł czas – coraz większa liczba odchodzących i wyrzucanych z Kościoła zdaje się to potwierdzać – by nasze rozstania z powodu naruszenia świętości sakramentu odbywały się bez trzaskania drzwiami i palenia mostów, ale bardziej po ludzku, a więc i po Bożemu. Nie wierzę bowiem, że coś nieludzkiego może być Boże.
Wreszcie: czy nasz żal z powodu rezygnacji z kapłaństwa nie jest czasem podszyty klerykalizmem? Czy to nasze „święte” oburzenie nie jest nam na rękę? Bo skoro ksiądz, taki święty człowiek, zachował się paskudnie, to nie wymagajcie ode mnie, świeckiego, nie wiadomo czego…
Może nadszedł czas, by wyprowadzić prezbiterów z prezbiterium – skoro już zlikwidowaliśmy tzw. balaski, które oddzielały duchownych od świeckich? A może znowu trzeba będzie czekać wieki, aż do nas dotrze Sobór Watykański II i to, co ponad dwadzieścia lat temu powiedział Stefan Swieżawski: „Największymi herezjami są fideizm i klerykalizm”, a „sama nazwa «duchowieństwo» jest gnostyczna”. „Mówi się: «duchowieństwo», ale czy my, świeccy, nie jesteśmy duchowni?”.
Jeśli już dojdzie do rozstania, zróbmy to po apostolsku, ewangelicznie. Może dzisiejszy ostry i pogłębiający się kryzys to dobry moment, by przypomnieć, że przede wszystkim jesteśmy ciałem, krwią i słowem Syna Bożego, i dzięki temu – gdy się zbieramy na Jego zaproszenie – On jest między nami jak najbardziej realnie. A skoro podobno coraz więcej naszych sióstr i braci tęskni za powrotem do tradycji, bądźmy konsekwentni – wracajmy do tradycji apostolskiej, niekoniecznie trydenckiej.
Po wniebowstąpieniu, „w sali na górze” zebrało się około stu dwudziestu osób – wśród nich Piotr, Jan, Jakub, Andrzej, Filip, Tomasz, Bartłomiej, Mateusz, Jakub, syn Alfeusza, Szymon Gorliwy i Juda, syn Jakuba, kilka kobiet, Maryja, Matka Jezusa, i Jego bracia. Piotr wtedy powiedział: „Bracia! Musiało się wypełnić to, co Duch Święty zapowiedział w Piśmie przez Dawida o Judaszu. Przewodził tym, którzy uwięzili Jezusa, chociaż należał do nas i miał udział w tym samym posługiwaniu” (Dz 1,16).
Nie chcę absolutnie porównywać rezygnujących z kapłaństwa do Judasza – bo o niego tu nie chodzi – ale o Piotra i jego reakcję na to, co zrobił Judasz. Zero oburzenia, a nawet potępienia. Przeciwnie – spokojne przypomnienie faktów i, co najważniejsze, osadzenie Judasza w kontekście Bożego działania.
W tym samym duchu, z pewnością natchniony przez Ducha Świętego, Piotr mówił dalej: „Są wśród nas tacy, którzy towarzyszyli nam przez cały czas, gdy Pan Jezus przebywał z nami, od chrztu Janowego aż do dnia, gdy został zabrany do nieba. Trzeba więc, aby jeden z nich stał się świadkiem Jego Zmartwychwstania”. Stało się, co się stało, a co z tym zrobić – wiemy: „Nie osądzajcie, abyście nie byli osądzeni. W jaki sposób sami osądzacie, tak i was osądzą. Jaką miarą mierzycie, taką i wam odmierzą” (Mt 7,1-2).
Najgorszym wyjściem jest gorszenie się, czyli sprowadzanie siebie na bezdroża niewinności. Zdaje się, że nasi bracia i siostry z tych – w naszej ocenie – ginących Kościołów bezbożnego Zachodu, już dawno przejęli się tymi słowami i nie tylko nie wyrzucają nikogo na zbity pysk, ale starają się zatrzymać i zatrudnić tych, którzy rezygnują ze „stanu duchownego”, żeby nadal byli świadkami Jezusa. Wiele o tym, jak mamy siebie traktować, znajdziemy w życiorysach Świętych Apostołów Piotra i Pawła, ale i w historii Judy z Kariotu.
Wacław Oszajca SJ
Skomentuj artykuł