Abp Dublina: księża w Irlandii myśleli o pedofilii jak o problemach z alkoholem
"Musieliśmy dojść do tego, że grzech wykorzystywania dzieci nie jest tylko grzechem, ale jest przestępstwem. Nie chciałem trzymać w domu tajnych archiwów, ale współpracować" - przyznaje abp Diarmuid Martin, metropolita Dublina. W swej pracy doświadczył licznych trudności ze strony duchownych.
"Często o tobie myślę, masz przed sobą wielki kielich. Jestem pewien, że są takie noce, kiedy kładziesz się spać i sam siebie pytasz: czemu nie zostałem w Genewie?" - miał powiedzieć papież Franciszek arcybiskupowi Dublina Diarmuidowi Martinowi.
Duchowny zwierzył się z osobistej historii spotkania z Franciszkiem w opublikowanej w sobotę rozmowie z czasopismem "The Irish Times". Arcybiskup, który przez ostatnich kilkanaście lat pracował jako metropolita w Dublinie, w przyszłym tygodniu ustępuje ze stanowiska i przechodzi na emeryturę.
Martin w swojej pracy doświadczył wagi i trudności rozliczania zbrodni wykorzystywania nieletnich przez ludzi Kościoła. Wspomina, że szczególnie wstrząsające było dla niego pierwsze spotkanie z rodzinami pokrzywdzonych. "Kompletnie mnie to zdruzgotało, a było to dopiero pierwsze spotkanie, bolesne i straszne" - mówi duchowny.
Aby uporać się z problemem pedofilii, Kościół w Irlandii bezpośrednio współpracował ze świeckimi władzami. Zdaniem duchownego doświadczenie rozliczenia przestępstw, publikacji raportów śledczych i zadośćuczynienia ofiarom, za które był odpowiedzialny jako hierarcha od 2006 roku, pomogło Kościołowi w zbudowaniu struktur prewencji, które zapewnią bezpieczeństwo na przyszłość.
Biskup przyznaje, że gdy rozpoczynał śledztwo w sprawie zbrodni seksualnych, napotkał na duży opór zwłaszcza ze strony ludzi Kościoła. "Wiele osób było niezadowolonych. Mówili, że muszę pamiętać za co się biorę, jakie to może mieć skutki, albo że Kościół może poradzić sobie sam. Niemniej musieliśmy dojść do tego, że grzech wykorzystywania dzieci nie jest tylko grzechem, ale jest przestępstwem w prawie karnym i kanonicznym. Nie chciałem trzymać w domu tajnych archiwów zbrodni, ale współpracować" - opisuje Martin.
Duchowny nie zostawia suchej nitki oceniając kulturę milczenia obecną w Kościele, gdzie niektórzy widzieli wykorzystywanie seksualne dzieci tak, jak problemy alkoholowe księży. Nikt nie myślał o ofiarach. Księża, wobec których wytoczono procesy, sprzeciwiali się biskupowi, lecz sądy dowodziły ich winy. Nawet wtedy archidiecezja pokrywała koszty procesów odwoławczych.
Walkę z pedofilią w Kościele biskup opłacił nieufnością niektórych księży, lecz z czasem coraz więcej duchownych przyznawało mu rację. "Nigdy nie przedsięwziąłem żadnych działań przeciwko księżom, którzy się ze mną nie zgadzali nawet publicznie" - wyznaje biskup, podkreślając, że w licznych sytuacjach bywał osamotniony. Dziś z dużym realizmem ocenia pracę episkopatu, który wikłając się we własne rozgrywki, nie miewał czasu na podejmowanie właściwych problemów.
Zdaniem abp. Diarmuida Martina przyszłość Kościoła w Irlandii spoczywa na barkach indywidualnych chrześcijan, a nie instytucji jako takiej, dlatego twierdzi, że Kościół powinien zmniejszyć swoje zaangażowanie w zarządzaniu sferą publiczną przynajmniej w jakimś zakresie. Obecnie w Irlandii Kościół pozostaje silnie obecny chociażby w szkolnictwie. Jako wzór podaje z kolei szpitale zarządzane przez Kościół, ponieważ te są nastawione na ubogich, którzy nie mogą sami zapewnić sobie opieki zdrowotnej. "Jeśli Kościół odnajduje się tylko w zarządzaniu instytucjami dla bogatych, to coś jest nie na miejscu" - przyznaje arcybiskup.
"Potrzebujemy nowego pokolenia wierzących i instytucji kościelnych, które wiedzą jak po chrześcijańsku żyć w zeświecczonym społeczeństwie. Musimy wypracować taki język kościelny i tak go używać, aby nic na nikim nie wymuszać, lecz by ludzie sami siebie w nim odnajdywali i chcieli go słuchać" - uważa duchowny. "Mamy znakomitych księży i wiem, że będą w stanie wziąć na swoje barki takie wyzwanie" - podkreśla odchodzący na emeryturę arcybiskup Martin. Jego następcą jest biskup Dermot Farrell.
źródło: The Irish Times
Skomentuj artykuł