Abp Michalik o katechezie w szkołach

(fot. jmichalik.episkopat.pl)
KAI / psd

Czy powrót katechezy do szkół spowodował mniejsze zaangażowanie młodych w życie Kościoła? Na to pytanie odpowiada w najnowszym artykule z cyklu „Na drogach posługiwania” w tygodniku „Niedziela” (nr 34 z 22 sierpnia) przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski abp Józef Michalik.

Hierarcha przypomina, że 3 sierpnia br. mija 20. rocznica ustaleń przywracających katechizację do szkół. Wraca do tamtego czasu ukazując z jakimi trudnościami przyszło się spotkać episkopatowi. Po latach rządów komunistycznych, które ograniczyły naukę religii do salek, przyszła możliwość katechizowania w szkołach. Pojawił się wówczas pomysł przeprowadzenia referendum w tej sprawie.

”Ojciec Święty myśl tę uciął krótkim stwierdzeniem, że przecież metryka chrzcielna jest najdobitniejszą formą referendum. Każdy ochrzczony ma obowiązek pogłębiania wiary, a jedną z dróg jest katecheza” – przypomina słowa Jana Pawła II arcybiskup.

Zaznacza również, że mimo iż lekcja religii wróciła do szkół, władze odmówiły wynagradzania katechetów. Tym samym przez kilka lat księża katechizowali za darmo.

DEON.PL POLECA

„Przy tej okazji trzeba też powiedzieć, że powrót katechezy do szkół świadczył o „normalnieniu" relacji Kościół - szkoła i o rozbiciu myślowego „getta" w sprawach relacji wiara – rozum, czego we współczesnej kulturze pominąć się nie da” – zauważa.

Zdaniem przewodniczącego KEP kryzys wiary nie jest spowodowany, wbrew niektórym opiniom, powrotem katechezy do szkół.

„Zapomina się nagle o realnym kryzysie rodziny oraz o wielkim spustoszeniu czasów komunizmu, a także o wielkich wysiłkach współczesnych środowisk neoliberalnych, podejmujących wyrafinowane środki niszczenia religijności i wiary. Uznawana za religijność przekora młodego pokolenia czasów komunistycznych uśpiła środowiska rodzinne, które zdyspensowały się od rodzinnej katechizacji i wspólnej codziennej modlitwy” – pisze abp Michalik.

Wskazuje jednocześnie, że miejscem katechizowania nie jest tylko szkoła. Źródłem mocy jest formacja w rodzinach, która powinna iść w parze ze staraniami duszpasterzy.

„Jeśli jedynym wysiłkiem rodziców dzieci pierwszokomunijnych jest często wykłócanie się o liczbę kamer i kosztów dekoracji, to należy bardzo się bać o dalszy los religijnej formacji” – przestrzega.

Zwraca uwagę, że należy „przywrócić wewnętrzną moc polskiej rodzinie”, bardziej zaangażować się w apostolstwo, czytelnictwo prasy religijnej. Przed księżmi stoi wielkie wyzwanie, aby odbudować atmosferę entuzjazmu wobec katechezy oraz poświęcali się pracy z dziećmi i młodzieżą.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Abp Michalik o katechezie w szkołach
Komentarze (58)
M
Mila
23 sierpnia 2010, 22:09
Dziękuję Ci, Leszku.
L
leszek
23 sierpnia 2010, 21:07
„Jeśli jedynym wysiłkiem rodziców dzieci pierwszokomunijnych jest często wykłócanie się o liczbę kamer i kosztów dekoracji, to należy bardzo się bać o dalszy los religijnej formacji” Ale @Milo, napisałaś w trybie warunkowym, zauważ więc że jeśli jednak częste wykłócanie się o liczbę kamer nie jest jedynym wysiłkiem rodziców dzieci pierwszokomunijnych, to nie należy tak bardzo się obawiać ;-) Jedni rodzice modlą się codziennie z dziećmi, a inni się wykłócają. Widać tylko tych drugich. Starania tych pierwszych można dostrzec często dopiero po wielu, wielu latach.  Masz rację... A słysząc takie lub podobne wypowiedzi czuję się samotna i niezrozumiana w Kościele. Rozumiem Ciebie... i powiem Ci tak: staraj się szukać dla siebie swojego miejsca w Kościele... Ale weź pod uwagę, że może niekoniecznie będzie to miejsce w którym będziesz się czuła zrozumiana i budowana przykładem swoich braci i sióstr chrześcijan... bo może to będzie miejsce w którym to Ty będziesz budować tych braci i siostry którzy będą Ciebie wręcz dołować... Nie boję się o religijną formację dzieci. Robię, co umiem, resztę powierzam Bogu. Kiedyś słyszałem że trzeba działać tak jakby wszystko zależało od tego co zrobimy, ale jednoczesnie modlić się tak jakby to co zrobimy nie miało na nic wpływu. Ale już nie pamiętam kto to powiedział.
M
Mila
23 sierpnia 2010, 20:44
„Jeśli jedynym wysiłkiem rodziców dzieci pierwszokomunijnych jest często wykłócanie się o liczbę kamer i kosztów dekoracji, to należy bardzo się bać o dalszy los religijnej formacji” Jedni rodzice modlą się codziennie z dziećmi, a inni się wykłócają. Widać tylko tych drugich. Starania tych pierwszych można dostrzec często dopiero po wielu, wielu latach.  A słysząc takie lub podobne wypowiedzi czuję się samotna i niezrozumiana w Kościele. Nie boję się o religijną formację dzieci. Robię, co umiem, resztę powierzam Bogu.
L
leszek
23 sierpnia 2010, 11:06
Z własnych doświadczeń powiem, że nauka religii Kościoła Katolickiego w szkołach państwowych to nie do końca dobry pomysł. Jak to zwykle bywa, dobrymi chęciami piekło zostało wybrukowane. A ja z własnych doświadczeń powiem, że nauka religii w szkole jak to zwykle bywa ma swoje plusy i minusy. Nie rozumiem tylko dlaczego piszesz że w szkołach państwowych to nie do końca dobry pomysł. A w szkołach nie państwowych to już jest inaczej? Niby dlaczego? Przyczynił się do tego na pewno także ogólnie obserwowany upadek kultury osobistej i szacunku dla innych (katechetów i pozostałych uczniów). Sądzę, że więcej korzyści dla wszystkich byłoby z nauki w salach katechetycznych przy parafiach. Tymczasem przede wszystkim jednak kościół domowy, dobry przykład i wsparcie dawane rodzicom przez wspólnotę. Faktem jest, że na religię do salek parafialnych/katechetycznych raczej nie docierali ci zdecydowanie negatywnie nastawieni do Kościoła czy wręcz świata. Ta preselekcja słuchaczy oraz obcy im teren powodowały, że ksiądz/katecheta stali na uprzywilejowanej pozycji i łatwiej im było przemawiać ex cathedra. W związku z tym łatwiej było zapanować nad prowadzeniem zajęć, dzięki czemu więcej zyskiwali ci którzy byli zainteresowani. Tyle tylko że wymagało to poświęcenia ekstra paru godzin tygodniowo na każdą godzinę religii. Teraz jest o tyle wygodniej, że nie marnuje się tyle czasu, a zajęcia odbywają się w swoim środowisku i na swoim terenie. Tyle tylko, że klimat katechezy zmienił się w klimat lekcyjny, i to w dodatku często rozkładany przez tych którzy na religię do salek raczej nie dotarliby, a lekcje w szkole traktują jako okazję do wyżycia się na księdzu, który usiłując być cichymi pokornego serca jeszcze bardziej pobudza do wybryków. Pojawia się w związku z tym zasadnicze pytanie: czy lekcje religii mają być dla wyselekcjonowanej grupy tych 'grzecznych' czy może jednak nalezy szukać dojścia również i do tych 'niegrzecznych'? Mnie również korci abym mógł budować się religijnie a nie użerać z chamstwem... ale jednak jakoś kłóci mi się to z obrazem dobrego pasterza który zostawia całe stado i rusza w poszukiwaniu tej jednej zagubionej owieczki... No i drugie zasadnicze pytanie: czym tak naprawdę mają być lekcje religii? Czy ma to być przekaz wiedzy, nauczanie? Wówczas będzie to religioznawstwo. Czy może jednak nie przekaz wiedzy, ale przekaz wiary? Informacja czy formacja? Wydaje mi się, że z katechezy przyparafialne których celem była jednak przede wszystkim formacja, przemieniły się w lekcje na których odbywa się w znacznej mierze przekaz wiedzy... Jak jest dziennik z ocenami i ocena na świadectwie to nie bardzo można mówić o formacji... Kuriozalnym przykładem byłoby to że nie tak dawno zachciało się jakiemuś nawiedzonemu zabiegać o mozliwość zdawania matury z religii! Niby całkiem logiczne, jest w szkole przedmiot, są oceny na świadectwie, to czemu nie można zdawać matury... Tyle tylko że delikwent nie miał pojęcia o czym mówi... Krzewienie wiary oceną na świadectwie maturalnym jest równie skuteczne co przypalanie gorącym żelazem. Potraktowany nim delikwent ustami wielbił będzie Pana, a sercem szczerze go nienawidził. Trzeba być ignorantem aby twierdzić że za pomocą oceny na świadectwie odbywa się krzewienie wiary.
23 sierpnia 2010, 08:21
Religia w szkole przydałaby się w formie religioznawstwa z podstawami uniwersalnej etyki (tak silnie przecież opartej o chrześcijaństwo, np. personalizm, prawa człowieka). Młodzi ludzie mają mętlik w głowie, wiedza o zasadach katolicyzmu, buddyzmu, islamu przydałaby im się o wiele bardziej niż wysłuchiwanie ubogacających tez o wielkości papieża-rodaka.
23 sierpnia 2010, 08:20
Krzewienie wiary oceną na świadectwie maturalnym jest równie skuteczne co przypalanie gorącym żelazem. Potraktowany nim delikwent ustami wielbił będzie Pana, a sercem szczerze go nienawidził. Raczej swoją nienawiść skieruje w stronę nieudolnego urzędnika pana Boga. Dlaczego ktoś, komu nie podoba się lekcja religii ma od razu wyrzucać Boga ze swojego serca? Może po prostu nie ma tam miejsca dla metod Kościoła?
Trzeźwym okiem
23 sierpnia 2010, 00:23
Z własnych doświadczeń powiem, że nauka religii Kościoła Katolickiego w szkołach państwowych to nie do końca dobry pomysł. Jak to zwykle bywa, dobrymi chęciami piekło zostało wybrukowane. Przyczynił się do tego na pewno także ogólnie obserwowany upadek kultury osobistej i szacunku dla innych (katechetów i pozostałych uczniów). Sądzę, że więcej korzyści dla wszystkich byłoby z nauki w salach katechetycznych przy parafiach. Tymczasem przede wszystkim jednak kościół domowy, dobry przykład i wsparcie dawane rodzicom przez wspólnotę. Krzewienie wiary oceną na świadectwie maturalnym jest równie skuteczne co przypalanie gorącym żelazem. Potraktowany nim delikwent ustami wielbił będzie Pana, a sercem szczerze go nienawidził.
L
leszek
22 sierpnia 2010, 23:57
"A jesli część uczniów nie chce uczestniczyć w zajęciach, to nie da się ich tak zorganizować aby nikt nie wychodził. Nie widzisz, nie rozumiesz że masz bezsensowne wymagania?" Da się. Przecież tylko z religią tak jest, inne nieobowiązkowe są po lekcjach albo przed. Nie widzisz absurdalności swojego stwierdzenia, że jak część uczniów nie chce uczestniczyć w zajęciach to nalezy tak je zorganizować aby nikt nie wychodził z tych zajęć? I że da się tak zorganizować zajęcia w których nie wszyscy chcą uczestniczyć aby nikt z nich nie wychodził? Jak Ty sobie wyobrażasz nie uczestniczenie w nie chcianych zajęciach bez wychodzenia z tych zajeć?!? Nie możemy się dogadać bo uparcie podmieniasz pojęcia i przez to fałszujesz problem. Juz Ci zwracałem uwagę, że jak nie będziesz rozróżniała pojęć to nie będziesz rozumiała o co chodzi. Odnoszę wrażenie że specjalnie nie chcesz rozróżniać pojęć aby w ten sposób bronić się przed uznaniem pewnych rzeczy... NIE MA żadnych zajęć lekcyjnych odbywających się po lekcjach czy przed lekcjami! WSZYSTKIE ZAJĘCIA LEKCYJNE, i te obowiązkowe i te nieobowiązkowe są zaplanowane w tygodniowym planie lekcji odbywają się wg tego planu! Zajęcia lekcyjne z natury rzeczy na tym polegają, że odbywają się w trakcie lekcji i zgodnie z planem lekcji. Nigdy bym nie pomyśłał że ktoś może nie być w stanie tego zrozumieć... Ty chyba w zakamuflowany sposób domagasz się po prostu likwidacji lekcji religii w szkole... Ty chyba chcesz aby zamiast lekcji religii w szkole były jakieś zajęcia pozalekcyjne czy wręcz kursy/szkolenia prowadzone przez Kościół w salach wynajmowanych od szkoły...
L
leszek
22 sierpnia 2010, 23:37
"Przyznaj się szczerze. Zapoznałaś się z programem nauczania religi i mówisz na tej podstawie? Czy jednak na podstawi własnego widzi-mi-się?" Nie pisałam o programie nauczania, ale o tym co generalnie dzieje się wśród katolików. Pielgrzymki, wspólnoty modlitewne, nabożeństwa a relacje mięzyludzkie pozostawiaja wiele do życzenia. OK, niewłaściwie zrozumiałe to co napisałaś. Ale wnioskowanie o tym czego uczą na religii na podstawie tego co się generalnie dzieje wśród katolików jest absurdalne.
L
leszek
22 sierpnia 2010, 23:33
Jednak Ty masz błędne informacje. Często podejmuje się ten problem, że nie ma alternatywnych zajeć dla niechodzących na religię. Dlatego były dyskusje kiedy zaczęto wliczać ocenę z religii do śedniej. Gdyby można było wybrać etykę nie byłoby problemu. Nie wiem ską wiesz, że kaze dziecko ma możliwość uczestniczenia w lekcjach etyki. No wiesz, tak gwoli ścisłości to bez opierania się na rzetelnych danych ani Ty ani ja nie możemy twierdzić, czy każde dziecko może czy nie może uczestniczyć w lekcjach etyki. Powiem Ci więc tak: tak jak każde dziecko może się uczyć matematyki, tak samo jesli zechce może chodzić na lekcje SWOJEJ religii lub etyki. Tyle że tak jak gdzieś może się zdarzyć, że jednak zabraknie wykwalifikowanego nauczyciela matematyki, tak samo może się zdarzyć że gdzieś zabraknie wykwalifikowanego nauczyciela etyki. Piszesz, że często podejmuje się ten problem, że nie ma alternatywnych zajeć dla nie chodzących na religię. Ale powiedz gdzie ten problem często się podejmuje? Bo jednak śmiem twierdzić, że nie ma takiego problemu. Tyle że po prostu nie ma zainteresowania etyką. A dyskusje o rzekomym braku alternatywy prowadzą ignoranci. Dyskusje dotyczące wliczania oceny z religii do średniej były wcale nie dlatego że nie mozna wybrać etyki ale dlatego że na ogół oceną z religii można sobie łatwo podnieść średnią ocen.
E
es
22 sierpnia 2010, 23:08
"A jesli część uczniów nie chce uczestniczyć w zajęciach, to nie da się ich tak zorganizować aby nikt nie wychodził. Nie widzisz, nie rozumiesz że masz bezsensowne wymagania?" Da się. Przecież tylko z religią tak jest, inne nieobowiązkowe są po lekcjach albo przed. No może w przedszkolu też jest tak z innymi zajęciami, bo tam jest inna organizacja. Ale też się to krytykuje i próbuje tak planować aby jednak dodatkowe zajęcia były pod koniec dnia kiedy rodzice zaczynają już zabierać dzieci.
E
es
22 sierpnia 2010, 23:03
"Przyznaj się szczerze. Zapoznałaś się z programem nauczania religi i mówisz na tej podstawie? Czy jednak na podstawi własnego widzi-mi-się?" Nie pisałam o programie nauczania, ale o tym co generalnie dzieje się wśród katolików. Pielgrzymki, wspólnoty modlitewne, nabożeństwa a relacje mięzyludzkie pozostawiaja wiele do życzenia.
E
es
22 sierpnia 2010, 23:00
Jednak Ty masz błędne informacje. Często podejmuje się ten problem, że nie ma alternatywnych zajeć dla niechodzących na religię. Dlatego były dyskusje kiedy zaczęto wliczać ocenę z religii do śedniej. Gdyby można było wybrać etykę nie byłoby problemu. Nie wiem ską wiesz, że kaze dziecko ma możliwość uczestniczenia w lekcjach etyki.
L
leszek
22 sierpnia 2010, 22:41
Leszek, gdyby każde dziecko niechodzące na religię miało możliwość chodzić na etykę to w porządku. Ale problem jest taki, że w każdej szkole jest niewielu uczniów i nie opłaca się organizować no i chyba z tego co wiem brak nauczycieli. Jeżeli dzieci wolą siedzieć w świetlicy i nie chcą etyki to rzeczywiście bezsensu ta dyskusja, tylko że moim zdaniem nie jest tak. Masz błędne informacje, nie brakuje nauczycieli etyki. Bardzo wielu nauczycieli w ramach doskonalenia zawodowego ukończyło studia podyplomowe dające kwalifikacje do nauczania etyki licząc na to że będą mieli pewniejsze miejsca pracy. I srodze się zawiedli, bo zapotrzebowania na lekcje etyki brak... KAŻDE DZIECKO MA MOŻLIWOŚĆ chodzić na etykę, i to nawet nie tylko te nie chodzące na religię. Tyle że generalnie nie ma takiego zainteresowania i zapotrzebowania, więc lekcje etyki są rzadkością.
L
leszek
22 sierpnia 2010, 22:30
A Ty Leszek dalej swoje- "sami chcą wychodzić". @es, nie da się prowadzić sensownej dyskusji z kimś kto nie słucha co się do niego mówi, ale sam sobie wymyśla co rzekomo było powiedziane i to komentuje! Więc weź przeczytaj jeszcze raz co pisałem a przekonasz się że nigdzie nie pisałem że 'sami chcą wychodzić'. Gdyby w środku dnia były sztuki walki, na które moje dziecko nie chodzi to nie byłoby dla mnie rozsądnym argumentem, że wychodzą bo ich matka im kazała. Trzeba tak zorganizować żeby nikt nie musiał wychodzić. Nawet w przypadku tych sztuk walki to byłby nieco inny problem, bo tylko lekceważenie innych, brak dobrej organizacji, marnowanie czasu, ale pewnie nie byłoby wyśmiewania. Twoje rozumowanie i argumenty przypominają mi autentyczne wydarzenie sprzed lat: z powodu pożaru lasu pociąg musiał stanąć w polu aby nie wjechać w ścianę ognia, a jeden z pasażerów wyzywał kolejarzy, że jego to g**** obchodzi, on zapłacił i pociąg ma jechać... A jesli część uczniów nie chce uczestniczyć w zajęciach, to nie da się ich tak zorganizować aby nikt nie wychodził. Nie widzisz, nie rozumiesz że masz bezsensowne wymagania? To zresztą problem nie tylko lekcji religii ale i lekcji WF. Część uczniów miewa stałe zwolnienia z WF i jeśli WF nie jest na pierwszej czy ostatniej lekcji to musi marnować czas, a w dodatku bywa obiektem drwin. I zgodnie z Twoim rozumowaniem to należałoby zlikwidować lekcje WF a w to miejsce wprowadzić jakieś popołudniowe zajęcia pozalekcyjne? A co z językami? W tej chwili standardem są już dwa języki. W części szkół wybiera się nawet te dwa języki z kilku różnych. No a potem pojawia się problem, bo jak jakaś część klasy ma np angielski to inna część klasy ma np niemiecki, a jeszcze inna może nic nie robić marnując czas bo mają mieć np francuski ale w innym czasie. A bywa jeszcze że język może być nauczany do wyboru na 3-4 poziomach w grupach międzyklasowych. I gadanie że trzeba tak zorganizować aby nikt nie musiał wychodzić to zwyczajne ignoranckie bredzenie. Więc co? Zlikwidować mozliwośc wyboru języków i podział na grupy zaawansowania? Różnie uczą na religii. Generalnie w polskim Kościele jest koncentracja na praktykach pobożnościowych a nie relacji do bliźniego. Przyznaj się szczerze. Zapoznałaś się z programem nauczania religi i mówisz na tej podstawie? Czy jednak na podstawi własnego widzi-mi-się? Nie twierdzę, że jeżeli czegoś nie widziałam to tego nie ma, ale teraz piszę na podstawie własnego doświadczenia, to chyba uczciwe pisać o tym co widziałam. A w sytuacji kiedy mam swoje lata i często się przemieszczam to mam trochę obserwacji. Jak już Ci pisałem, ja również piszę na podstawie własnego doświadczenia. I chyba moje pisanie o tym co widziałem też jest uczciwością? I skoro też mam swoje lata to mam trochę obserwacji?
EK
Edyta Kowalczyk
22 sierpnia 2010, 22:06
nie uwewnętrznili - przepraszam za błąd
EK
Edyta Kowalczyk
22 sierpnia 2010, 21:58
-es przymusowa etyka ... tak, w przypadku ludzi, którzy nieuwewnętrznili norm etycznych, to faktycznie przymus.
G
Giza
22 sierpnia 2010, 21:36
Posyłanie dzieci na religię nie jest konieczne do zbawienia. Szczególnie jeśli w domu mogą dowiedzieć się o historii chrześcijaństwa i zasadach wiary więcej niż od niedouczonego wikarego, który magluje wciąż tezy o wielkości umiłowanego Papieża Rodaka. Czytania i pisania oraz liczenia też, i co z tego?
E
es
22 sierpnia 2010, 21:27
Leszek, gdyby każde dziecko niechodzące na religię miało możliwość chodzić na etykę to w porządku. Ale problem jest taki, że w każdej szkole jest niewielu uczniów i nie opłaca się organizować no i chyba z tego co wiem brak nauczycieli. Jeżeli dzieci wolą siedzieć w świetlicy i nie chcą etyki to rzeczywiście bezsensu ta dyskusja, tylko że moim zdaniem nie jest tak.
22 sierpnia 2010, 21:26
Posyłanie dzieci na religię nie jest konieczne do zbawienia. Szczególnie jeśli w domu mogą dowiedzieć się o historii chrześcijaństwa i zasadach wiary więcej niż od niedouczonego wikarego, który magluje wciąż tezy o wielkości umiłowanego Papieża Rodaka.
E
es
22 sierpnia 2010, 21:23
A Ty Leszek dalej swoje- "sami chcą wychodzić". Gdyby w środku dnia były sztuki walki, na które moje dziecko nie chodzi to nie byłoby dla mnie rozsądnym argumentem, że wychodzą bo ich matka im kazała. Trzeba tak zorganizować żeby nikt nie musiał wychodzić. Nawet w przypadku tych sztuk walki to byłby nieco inny problem, bo tylko lekceważenie innych, brak dobrej organizacji, marnowanie czasu, ale pewnie nie byłoby wyśmiewania. Nie twierdzę, że na religii dzieci są uczone wyśmiewania-bo moje nie wyśmiewają się z innych, ale to raczej moja zasługa. Różnie uczą na religii. Generalnie w polskim Kościele jest koncentracja na praktykach pobożnościowych a nie relacji do bliźniego. Dokuczania nie uczą, ale za mało zwracają uwagę na te problemy. Sama prosiłam księdza o pomoc w takiej sprawie (nie mojej- dziwne prawda?). Chodziło mi o to, ze dzieci uczęszczające na religię dokuczają innym, (zresztą dorośli katolicy też). Niewierzący mieliby kazać dzieciom uczestniczyć w tych lekcjach z powodu, których są wyśmiewane. Nie twierdzę, że jeżeli czegoś nie widziałam to tego nie ma, ale teraz piszę na podstawie własnego doświadczenia, to chyba uczciwe pisać o tym co widziałam. A w sytuacji kiedy mam swoje lata i często się przemieszczam to mam trochę obserwacji.
L
leszek
22 sierpnia 2010, 21:20
- es jeśli zauważasz u mnie histeryczne reakcje, to ja zupełnie nie rozumiem histerii związanej z nauką religii w szkole i obecnością krzyża. Mnie jako katoliczce zupełnie to nie przeszkadza i nie rozumiem dlaczego przeszkadza innym katolikom. Nie wiem o jakiej histerii związanej z obecnością krzyża mówisz, może pomyliłaś dyskusje- dużo tego tutaj. Ja pisałam tylko o religii w szkole, a nawet nie samej religii tylko tego, jak wszystko jest zorganizowane, gdyby była etyka dla innych, to nie byłoby problemu. Etyka w szkole jest! Gdy są na nią chętni! A że rzadko są chętni to i rzadko jest. Chyba że myślisz o czymś innym, o przymusowej etyce, np przymusowej etyce lub religii.
E
es
22 sierpnia 2010, 21:10
- es jeśli zauważasz u mnie histeryczne reakcje, to ja zupełnie nie rozumiem histerii związanej z nauką religii w szkole i obecnością krzyża. Mnie jako katoliczce zupełnie to nie przeszkadza i nie rozumiem dlaczego przeszkadza innym katolikom. Nie wiem o jakiej histerii związanej z obecnością krzyża mówisz, może pomyliłaś dyskusje- dużo tego tutaj. Ja pisałam tylko o religii w szkole, a nawet nie samej religii tylko tego, jak wszystko jest zorganizowane, gdyby była etyka dla innych, to nie byłoby problemu.
L
leszek
22 sierpnia 2010, 20:01
Leszek, po pierwsze skup się na argumentach, bo wstawki typu: nic nie zrozmuiesz itp są niepotrzebne i niegrzeczne. Tak? A Twoje wstawki typu: - Leszek, Twoje podejście jest egoistyczne. Taki wybór, że dzieci muszą wyjsć bo inne mają w tym czasie religię, to taki wybór z przymusu; - Twoje dywagacje czy to lekcje czy zajęcia pozalekcyjne są po to, aby postawić na swoim. uważasz za potrzebne i grzeczne argumenty?!? To co napisałem było odpowiedzią na w/w Skoro napisałaś że moje podejście jest egoistyczne że dzieci MUSZĄ wyjść, to Ci napisałem że WYGLĄDA NA TO że nie zrozumiałaś bo nie muszą wychodzić. A skoro twierdziłaś że rozróżnienie pomiędzy zajęciami lekcyjnymi i pozalekcyjnymi to takie moje dywagacje aby pstawić na swoim, to Ci napisałem, że mieszasz pojęcia. I uważam że choć Twoje w/w stwierdzenia były niezbyt grzeczne to odpowiedziałem Ci spokojnie, grzecznie i merytorycznie tłumacząc o co chodzi. Dzieci wychodzą, bo rodzice im nakazali, ale chyba widzisz rozsądny powód tego nakazania, prawda? Mnie nie przeszkadzałoby gdyby moje dziecko posłuchało katechezy innej religii, ale inni mogą sobie tego nie zyczyć i rozumiem to. Zmieniasz temat odwracając kota ogonem. To nie o to chodzi dlaczego rodzice nakazują im wychodzić, ale o to że nie można mieć pretensji do katolików i stawiać im zarzutów, że dzieci muszą wychodzić, skoro to nie katolicy nakazują tym dzieciom wychodzić. Zwłaszcza kiedy ich dzieci są wyśmiewane przez te chodzące na katechezę, więc można by się zastanowić czego się tam uczą. Nikczemna insynuacja, że na katechezie dzieci są uczone wyśmiewania się z tych nie chodzących :-( A co do dyskomfortu katolików- ma on być z tego powodu, że katecheza jest wtedy, kiedy inne dzieci (niechodzące) pójdą do domu? A co do drwin z chodzących na religię to nie widziałam czegoś takiego. Może w formie jakichś dziecięcych kłótni które pojawiają się i znikają, ale nie  w postaci napiętnowania jakie zdarza się innym.  A jak Ty czegoś nie widziałaś to znaczy że to coś nie istnieje?!? Wiesz, prezentujesz ciekawą logikę... wg Ciebie naśmiewania się z tych nie chodzących to dzieci uczone są na katechezie... ale jak nie chodzący naśmiewają się z tych chodzących to, Ty nie widziałaś czegoś takiego, a jeśli nawet, to są to tylko jakieś dziecięce kłótnie, które pojawiają się i znikają, a nie tak jak inspirowane katechezami naśmiewanie się z tych nie chodzących :-( W Polsce katolicy są taką większością że pisanie o drwinach z nich jest śmieszne. To że katolicy formalnie są większością w niczym nie przeszkadza temu aby drwić z chodzących na religię. Ale skoro to dla Ciebie śmieszne to trudno. Kombinowanie czy lekceje są ujęte w planie czy nazywają się zajęcia pozalekcyjne czy lekcyjne jest tu niepotrzebne. Ważne czego się uczą. Twoje insynuacje że ja kombinuję z nazewnictwem świadczą nie tylko o tym że nie bardzo wiesz o czym piszesz, ale i o braku kultury, skoro z powodu swojej niewiedzy zarzucasz mi złą wolę. A jak na razie to Ty coś krzywo kombinujesz... niby nie masz nic przeciwko lekcjom religii ale jednak przeszkadzają Ci lekcje religii i chciała byś aby zostały wywalone ze szkoły... i jeszcze sugerujesz że na tych lekcjach uczy się czegoś złego...
EK
Edyta Kowalczyk
22 sierpnia 2010, 15:49
- es jeśli zauważasz u mnie histeryczne reakcje, to ja zupełnie nie rozumiem histerii związanej z nauką religii w szkole i obecnością krzyża. Mnie jako katoliczce zupełnie to nie przeszkadza i nie rozumiem dlaczego przeszkadza innym katolikom.
E
es
22 sierpnia 2010, 15:35
"albo w szkole po lekcjach"- miało być
E
es
22 sierpnia 2010, 15:34
 Dziwi mnie jedynie że zastanawiasz się jakby wyłącznie nad odczuciami nie-katolików, a jakoś nie widać zastanawiania się co czują katolicy. I proponujesz nie bycie katolikiem aby nie sprawiać dyskomfortu nie katolikom. Nie da rady byc katolikiem kiedy lekcje będą w kościele albo w szkole? Ja nawet tego nie proponuję tylko stwierdzam fakt, że lekcje w szkole w trakcie dnia powodują napiętnowanie i niepotrzebny dyskomfort. I od tego przestaje się być katolikiem? Widocznie inaczej rozumiemy naszą wiarę. nad odczuciami katolików niby nie musiałabym się zastanawiać skoro sama jestem katoliczką to powinnma je znać. Ale jednak bardzo się różnimy, czasem aż trudno mieć poczucie wspólnoty z innymi katolikami.
E
es
22 sierpnia 2010, 15:00
Leszek, po pierwsze skup się na argumentach, bo wstawki typu: nic nie zrozmuiesz itp są niepotrzebne i niegrzeczne. Dzieci wychodzą, bo rodzice im nakazali, ale chyba widzisz rozsądny powód tego nakazania, prawda? Mnie nie przeszkadzałoby gdyby moje dziecko posłuchało katechezy innej religii, ale inni mogą sobie tego nie zyczyć i rozumiem to. Zwłaszcza kiedy ich dzieci są wyśmiewane przez te chodzące na katechezę, więc można by się zastanowić czego się tam uczą. A co do dyskomfortu katolików- ma on być z tego powodu, że katecheza jest wtedy, kiedy inne dzieci (niechodzące) pójdą do domu? A co do drwin z chodzących na religię to nie widziałam czegoś takiego. Może w formie jakichś dziecięcych kłótni które pojawiają się i znikają, ale nie  w postaci napiętnowania jakie zdarza się innym.  W Polsce katolicy są taką większością że pisanie o drwinach z nich jest śmieszne. Kombinowanie czy lekceje są ujęte w planie czy nazywają się zajęcia pozalekcyjne czy lekcyjne jest tu niepotrzebne. Ważne czego się uczą.
L
leszek
22 sierpnia 2010, 13:04
I dziwne jest to, że trzeba podpisywać oświadczenia, jak ktoś NIE CHCE, aby dziecko chodziło na religię. Jeśli szkoła jest świecka i państwowa, to chyba powinno być odwrotnie, c'nie? @bracie_robocie, przecież już tłumaczyłem dlaczego szkołą chce takich oświadczeń! I że wcale nie trzeba ich składać! Bo jest dokładnie tak jak chciałbyś.
L
leszek
22 sierpnia 2010, 13:00
Leszek, Twoje podejście jest egoistyczne. Taki wybór, że dzieci muszą wyjsć bo inne mają w tym czasie religię, to taki wybór z przymusu. @es, wygląda na to że nie zrozumiałaś... Dzieci NIE MUSZĄ wychodzić, nikt ich nie wyprasza! Jeżeli wychodzą to nie dlatego że ktoś ich wyrzuca lecz dlatego że im rodzice tak nakazali! Ale to jest wybór ich rodziców, i to bynajmniej wcale nie wymuszany przez prowadzących zajęcia! Więc to raczej Twoje podejscie jest egoistyczne, w stylu psa ogrodnika co to sam nie zje ale i drugiemu nie da. Logiczne jest organizowanie zajęć nieobowiązkowych po lekcjach. Twoje dywagacje czy to lekcje czy zajęcia pozalekcyjne są po to, aby postawić na swoim. Nie ważne jak się nazywają. @es, zrozum, mieszasz pojęcia! To nie są jakieś wymyślone przeze mnie dywagacje! Właśnie jest ważne jak się dane zajęcia nazywają bo bez tego będziesz się plątać tak jak teraz. Są zajęcia lekcyjne i zajęcia pozalekcyjne. Zajęcia pozalekcyjne to takie zajęcia które odbywają się poza lekcjami więc nie są objęte planem lekcji. Typowym przykładem zajęć pozalekcyjnych są różne koła zainteresowań. Zajęcia lekcyjne są to takie zajęcia które odbywają się w formie lekcji ujętych w planie lekcji. Przy czym zajęcia lekcyjne niekoniecznie dla wszystkich muszą być takie same, gdyż niektóre z tych zajęć mogą to być zajęcia do wyboru, i jeżeli uczeń wybierze sobie takie zajęcia to wtedy stają się one dla niego obowiązkowe. Niezależnie od problemu z religią radziłbym Ci przyswoić sobie te pojęcia/terminy bo będziesz się z nimi spotykać coraz częściej i bez nich nic nie będziesz rozumieć. Dyrektor jest od tego rzeczywiście żeby zapewnić w tym czasie opiekę, a ja zastanawiam się co oni czują. Dziwne, prawda? Nie dotyczy to tylko innych religii, w ogóle zastanawiam się, co czują inni. Niestety, w naszym społeczeństwie ludziom różniącym się żyje się bardzo ciężko. Znam ten problem z bliska. Akurat religia w szkole nie jest tego przykładem- chodzi o zachowanie wobec osób przypadkowo spotkanych na ulicy. Ale dyskusja o religii sprawia, że widać jakie jest podejśiec do innych- ich wybór, ich problem, przecież jest przechowalnia w szkole... Wcale mnie nie dziwi Twoje zastanawianie się co czują inni. Dziwi mnie jedynie że zastanawiasz się jakby wyłącznie nad odczuciami nie-katolików, a jakoś nie widać zastanawiania się co czują katolicy. I proponujesz nie bycie katolikiem aby nie sprawiać dyskomfortu nie katolikom. Nie twierdzę, że religii ma nie być w szkole, ale nie ma co udawać, że wszystko jest w porządku i że nie można byłoby zorganizować tego lepiej. A co jest wg Ciebie nie w porządku?!? Co możnaby zorganizować lepiej?!? Już Ci tłumaczyłem, że szkoła sama jest zainteresowana religią na początek i koniec zajęć i tak się stara układać plan, ale NIEMOŻLIWE jest aby religia odbywała się wyłącznie na pierwszych i ostatnich godzinach! Będziecie gorszymi katolikami kiedy przyznacie, że dzieci niechodzące na religię czuję się źle? Już o tym pisałem. To zależy od wielu okoliczności. W przedszkolu i pierwszych klasach podstawówki (do pierwszej Komunii św.) bardzo mozliwe że dzieci nie chodzące na religię czują się źle. Ale choć mi ich szkoda, to nie czuję z tego powodu żadnych wyrzutów sumienia gdyż nikt oprócz ich własnych rodziców nie zakazuje im chodzenia na religię. Należałoby więc mieć pretensje do tamtych rodziców. Ale w starszych klasach sytuacja się zmienia. To dzieci chodzące na religię czują się źle gdyż są obiektem drwin. I co? Ulzyło Ci? Teraz te niechodzące dzieci poczują się lepiej? Tak, tak, to jest ich wybór- Leszek, możesz sobie dalej udawać, że nie rozumiesz. Skoro zarzucasz mi złą wolę (udawanie że nie rozumiem) to Twoje pisanie nie ma sensu, chyba że chodzi Ci tylko aby się odreagować. Najgorzej jest jak ktoś ma swoją ideę fix i nie da sobie nic wytłumaczyć, a na dodatek twierdzi, że to inni udają że nie rozumieją.
22 sierpnia 2010, 11:43
Mnie wystarczy , że Jan Paweł II był za katechezą w szkole. Czyżby nasz Wielki Katecheta był także Geniuszem Dydaktyki i Umiłowanym Ekspertem zarządzania edukacją?
22 sierpnia 2010, 11:39
I dziwne jest to, że trzeba podpisywać oświadczenia, jak ktoś NIE CHCE, aby dziecko chodziło na religię. Jeśli szkoła jest świecka i państwowa, to chyba powinno być odwrotnie, c'nie?
22 sierpnia 2010, 11:39
Zadziwiające, jak jakoby katolicy martwią się o to, co mają robic dzieci i młodzież których rodzice są innych wyznań lub są ateistami w trakcie nauki religii? Od tego jest Dyrektor i Rada Pedagogiczna, aby zawstanowili się jak temu zaradzić. Zadziwiające jak jakoby katolicy są za laickim państwem. Przecież państwo polskie jest oddzielone od Kościoła. Czym innym jest państwo wyznaniowe, a czym innym jest pozwolenie na obecność symboli religijnych i katecheza w szkole. To jest jakaś wspólna przestrzeń, gdzie spotyka się Państwio i Kościół, ale każde zachowuje swoją autonomię. I urząd odpowiedzialny za jakość nauczania nie ma wpływu na treść katechezy, przez co potem pojawiają się kwiatki w rodzaju kwestionowania teorii ewolucji czy uznawania homoseksualizmu za chorobę. Dyrektor też nie może zwolnić katechety (taką władzę ma tylko biskup). Uwielbiam ten polski rozdział kościoła od państwa.
E
es
22 sierpnia 2010, 11:13
Na razie w Polsce jest i katecheza, i symbloe religijne w przestrzeni publicznej, i uczestnictwo Kościoła w życiu, a nawet gdyby tego nie było, to przecież okazywania miłości bliźnim nikt nam nie zakazuje, więc dlaczego tego brak? Bo to mniej atrakcyjne i widowiskowe niż walka o religię i krzyż?
E
es
22 sierpnia 2010, 11:10
Edyta, ja nie czuję się źle ze swoją wiarą, nie czuję żebym ustępowała komuś pola gdyby religia była po lekcjach oraz gdyby nie było 3 wolnych od lekcji dni na wspólne przejście pod opieką nauczycieli do koscioła. Swobodnie wyznaję swoją wiarę, nie mam przeszkód w praktykowaniu, w wyrażaniu swoich poglądów itd. Roznegliżowane panienki nie podobają mi się, ale nie powodują, że czuję się przez nie jakoś osaczona. Na pewno trzeba o tym rozmawiać, ale to nie jest tak, że nie da się swobodnie wyznawać wiary, chronić przed tym dzieci itd. A kataklizmy i wojny- skoro są na świecie to trudno zakazywać ich pokazywania. Z epatowaniem satanizmem nie spotkałam się. Paradę gejów można zignorować, dzieci nie muszą jej oglądać. Myślę, że Wasze reakcje na moje rozważania są zbyt histeryczne.
EK
Edyta Kowalczyk
22 sierpnia 2010, 10:29
- es Mnie, jako katoliczkę interesuje to, że coraz więcej katolików zaczyna się czuć źle ze swoją wiarą w coraz bardziej pogańskim otoczeniu. Myslenie na zasadzie, że bedę ustępował pola, aby ktoś przypadkiem się źle nie poczuł jest po prostu głupie, zważywszy, że w tym samym czasie, np. organizacje gejowskie nie martwią się o to, że dzieci będą oglądały ich paradę - i co będą czuły one i ich rodzice? Co czują dzieci, kiedy patrzą na wystawioną pornografie w kioskach i całe mnóstwo roznegliżowanych panienek porozwieszanych po mieście reklamujących choćby gładź czy grzejniki? Co czują ludzie, którzy z każdej strony są epatowani albo seksem, albo kataklizmami, terrorem i wojnam, albo satanizmem - w sensie pokazywania różnych rytuałów satanistycznych i groźby śmierci?
E
es
22 sierpnia 2010, 10:21
Leszek, Twoje podejście jest egoistyczne. Taki wybór, że dzieci muszą wyjsć bo inne mają w tym czasie religię, to taki wybór z przymusu. Logiczne jest organizowanie zajęć nieobowiązkowych po lekcjach. Twoje dywagacje czy to lekcje czy zajęcia pozalekcyjne są po to, aby postawić na swoim. Nie ważne jak się nazywają. Edyto, dziwi Cię, że katolik martwi się o niewierzących i ludzi innych religii? Dyrektor jest od tego rzeczywiście żeby zapewnić w tym czasie opiekę, a ja zastanawiam się co oni czują. Dziwne, prawda? Nie dotyczy to tylko innych religii, w ogóle zastanawiam się, co czują inni. Niestety, w naszym społeczeństwie ludziom różniącym się żyje się bardzo ciężko. Znam ten problem z bliska. Akurat religia w szkole nie jest tego przykładem- chodzi o zachowanie wobec osób przypadkowo spotkanych na ulicy. Ale dyskusja o religii sprawia, że widać jakie jest podejśiec do innych- ich wybór, ich problem, przecież jest przechowalnia w szkole... Nie twierdzę, że religii ma nie być w szkole, ale nie ma co udawać, że wszystko jest w porządku i że nie można byłoby zorganizować tego lepiej. Będziecie gorszymi katolikami kiedy przyznacie, że dzieci niechodzące na religię czuję się źle? Tak, tak, to jest ich wybór- Leszek, możesz sobie dalej udawać, że nie rozumiesz.
EK
Edyta Kowalczyk
22 sierpnia 2010, 09:44
Zadziwiające, jak jakoby katolicy martwią się o to, co mają robic dzieci i młodzież których rodzice są innych wyznań lub są ateistami w trakcie nauki religii? Od tego jest Dyrektor  i Rada Pedagogiczna, aby zawstanowili się jak temu zaradzić. Zadziwiające jak jakoby katolicy są za laickim państwem. Przecież państwo polskie jest oddzielone od Kościoła. Czym innym jest państwo wyznaniowe, a czym innym jest pozwolenie na obecność symboli religijnych i katecheza w szkole. To jest jakaś wspólna przestrzeń, gdzie spotyka się Państwio i Kościół, ale każde zachowuje swoją autonomię.
A
Anna
22 sierpnia 2010, 09:20
Leszek jest chyba na etacie Deonu. Kiedy robi cos innego niż pisze komentarze?
L
leszek
22 sierpnia 2010, 08:56
Co do tego, że szkole też nie na rękę zapewnianie opieki niechodzącym na religię to jako ojciec chyba wiesz, że w szkole jest przechowalnia zwana świetlicą- tam siędzą dzieci. Tak, @es, tyle że tak naprawdę to nie jest to przechowalnia zwana świetlicą, a świetlica pełniąca funkcję przechowalni. I jest to przechowalnia dla wszystkich dzieci/klas(!) nie mających lekcji. Niby nic takiego tylko próbuję postawić się w takiej sytuajci- to strata czasu, a jeżeli czas pożytecznie spędzony, to niechby był to mój wybór a nie konieczność wyjścia dziecka z klasy bo inni mają teraz zajęcia dodatkowe. A w przedszkolu też maluch musi opuścić salę, dzieciaki się dziwią i komentują. To nie jest tak! NIE MUSZĄ WYCHODZIĆ! To JEST Twój wybór... Rozumiem, że można mówić o róznych niedogodnościach. Ale bez przekłamań! To że dziecko wychodzi i ew. marnuje czas to JEST WYBÓR danego rodzica, to JEST ŻYCZENIE danego rodzica, bo dziecko wcale nie musi wychodzić! Ale jak rodzic sobie nie życzy aby dziecko uczestniczyło i zyczy sobie aby wychodziło to niech nie ma pretensji że dziecko rzekomo musi wychodzić bo to nieprawda. A podczas rekolekcji w parafii- 3 dni lekcyjne dzieciaki idą do kościoła z nauczycielką a niechodzące na religię przesiadują znowu w świetlicy. Z tym wychodzeniem do kościoła na rekolekcje to jest mała paranoja... Rozporządzenie dawało możliwość uczestniczenia w rekolekcjach nie tylko uczniom ale i nauczycielom - ale była to mozliwość a nie przymus! Formalnie/prawnie wygląda to tak, że zajęcia dydaktyczne są zawieszone/odwołane aby chcący uczestniczyć w rekolekcjach mogli w nich uczestniczyć I SZKOLE NIC DO TEGO! Kto jest organizatorem rekolekcji? Szkoła czy Kościół? No to kto powinien zapewnić odpowiednią opiekę jak nie organizator?!? Przypomina mi to sławetne pochody pierwszomajowe... Wywierano presję obecności i na uczniów i na nauczycieli... Uczniów zastraszali zastraszeni wychowawcy, a wychowawców i nauczycieli zastraszała dyrekcja i kuratorium twierdząc że choć nie ma zajęć dydaktycznych to są obowiązki wychowawcze i opiekuńcze, że nauczyciele mają obowiązek zapewnienia opieki wynikający ze stosunku pracy! Tylko rzadko kto wiedział że organizatorem pochodu wcale nie jest szkoła a szkolna organizacja partyjna (POP) i to ona ma obowiązek zapewnić opiekę! A dziś jest dokładnie tak samo! Przymusza się nauczycieli do opieki nad dzieciakami wmawiając im że to ich obowiązek. Wiem, że trudno układa się plan- sama to robiłam, ale cóż to obchodzi rodziców, którzy nie wybierają dla swojego dziecka religii jako zajęć dodatkowych. To nie jest żaden argument że ich to nie obchodzi. Jak ktoś tak argumentuje to należy mu odpowiedzieć, że: a co nas to obchodzi że pani/pan nie chce aby pana/pani dziecko uczestniczyło w lekcjach religii... Inne zajęcia nieobowiązkowe są zawsze po lekcjach. To co piszesz nie jest prawdą. Nie ma takich zajęć (lekcyjnych) nieobowiązkowych które odbywałyby się po lekcjach. Po lekcjach odbywają się wyłącznie zajęcia pozalekcyjne. A lekcje religii są LEKCJAMI a nie zajęciami pozalekcyjnymi czyli kółkiem zainteresowań.
E
es
21 sierpnia 2010, 23:23
Leszek, co do potulności wobec księży a potem obrabiania to dotyczy katolików, którzy pędzą z ofiarą na którą ich nie stać a ptem gadają. Natomiast nie sądzę aby ludzie innych religii potulnie spełniali polecenia księdza. Myslę, że częściej po prostu rezygnują z walki dla świętego spokoju. Co do tego, że szkole też nie na rękę zapewnianie opieki niechodzącym na religię to jako ojciec chyba wiesz, że w szkole jest przechowalnia zwana świetlicą- tam siędzą dzieci. Niby nic takiego tylko próbuję postawić się w takiej sytuajci- to strata czasu, a jeżeli czas pożytecznie spędzony, to niechby był to mój wybór a nie konieczność wyjścia dziecka z klasy bo inni mają teraz zajęcia dodatkowe. A w przedszkolu też maluch musi opuścić salę, dzieciaki się dziwią i komentują. A podczas rekolekcji w parafii- 3 dni lekcyjne dzieciaki idą do kościoła z nauczycielką a niechodzące na religię przesiadują znowu w świetlicy. Wiem, że trudno układa się plan- sama to robiłam, ale cóż to obchodzi rodziców, którzy nie wybierają dla swojego dziecka religii jako zajęć dodatkowych. Inne zajęcia nieobowiązkowe są zawsze po lekcjach.
L
leszek
21 sierpnia 2010, 23:04
Leszku jestem matką i znam kilka szkół, bo dwoje dzieci, podstawówki i gmnazja, każde dziecko w innej i jeszcze przeprowadzki wiec piszę z własnego doświadczenia. @es, uwierz mi :-) Ja z kolei jestem ojcem i też znam kilka szkół, więc również piszę z własnego doświadczenia a nie z jakiegoś widzi-mi się Lekcja religii jest zazwyczaj w środku Tak jak już pisałem, nie da się zrobić wszystkich lekcji religii na pierwszych i ostatnich godzinach bo wówczas musiałyby się one odbywać równocześnie i potrzeba by wielu katechetów/księży pozatrudnianych na ułamki etatów, i to przychodzących dwa razy dziennie, raz z rana i drugi pod koniec lekcji. Część lekcji odbywa się więc na początku, część w środku, a część na końcu zajęć danej klasy. Ale wierz mi, że dla szkoły to też kłopot bo nie ma co zrobić z uczniami niechodzącymi, więc jak tylko może to planuje religię na początek lub koniec zajęć. Współcześnie rzadko która szkoła ręcznie ukłąda plan, a raczej wykorzystują do tego komputery, i w oprogramowaniu wręcz mają możliwość zadysponować aby w miarę możliwości lekcje religii były na początku lub na końcu. i trzeba isę z niej wypisać jeżlei nie chce się chodzić. Domyslam się, że to bezprawne i wiem że niektórzy rodzice walczyli z tym, ale nawet ksieża domagali się takich oświadczeń i zabierali  je do parafii. Motywują to tym, że obawiają się, że tacy ludzie kiedyś zgłoszą się po jakąś posługę wieć chcą mieś ich oświadczenia że nie posyłają dzieci na katechezę. Tak jak mówiłem. Nawet księża się domagają na zasadzie RWD. Ale to bezprawie i należy im to uzmysławiać i mówić zdecydowane NIE. A to są często ludzie niewierzący albo innych wyznań i nie mają ochoty zostawiać swoich danych. Myslisz, że to fajnie robić afery w szkole dziecka? Nie dziwię się, że kapitujują i przynoszą te oświadczenia, że nie chcą uczestniczyć w katechezie. No nie wiem, ty masz mnie chyba za idiotę... Najpierw podajesz mi jako argument że Ty to piszesz na podstawie własnych doświadczeń, a więc tak jakbyś uważała że ja to piszę nie mając pojęcia o czym piszę... Teraz pytasz się mnie czy myslę że to fajnie robić afery w szkole dziecka, tak jakbyś podejrzewała ze wg mnie to fajnie jest robić afery w szkole dziecka... Otóż nie, doskonale wiem że to bardzo niefajnie jest robić afery w szkole dziecka, bo może się to jakoś odbić na dziecku. Ale powiem Ci tak: WSZYSTKO co robisz, WSZYSTKIE Twoje wybory i decyzje mogą się jakoś odbić na dziecku, i nie należy z tego powodu robić z siebie tchórzliwego wazeliniarza. Jak ktoś robi wobec nas coś niewłaściwego to należy mu o tym powiedzieć i mu się postawić. Bo w sumie to jest tak, że ksiądz wymaga czegoś czego nie ma prawa wymagać, rodzice milczą przy księdzu i potulnie robią co on sobie życzy, a potem d*** obrabiają i księżom i Kościołowi, jaki to jest zamordyzm w Kościele... Co do kpin to chyba trudno aby jedno czy dwoje dzieci niechodzących na religię kpiło z całej klasy czy szkoły. Tu masz rację, czasem zapominam o podstawówkach, tam proporcje są zupelnie inne. Przed pierwszą Komunią całe zebrania rodzicielskie są poświęcone tym wydarzneiom, wychowawczyni uczestniczy w sprawach organizacyjnych, szkoła dostosowuje terminy do spotkań dzieci w kościele. Dla mnie to bardzo i wygodne i przyjemne, ale nie mogę się zgodizć z tym, że to katolicy mieliby być wysmiewani w szkole. W naszym społeczeństwie często wysmiewa się tych, którzy się różnią czymkolwiek. Tu dużo zależy od szkoły - od dyrekcji i wychowaczyni. Jesli potrafią z taktem to zorganizować to nie ma problemu. Gorzej gdy sami angażują się niechetnie, z musu, i nadrabiają nadgorliwością, a potem krytykują.
E
es
21 sierpnia 2010, 22:04
Leszku jestem matką i znam kilka szkół, bo dwoje dzieci, podstawówki i gmnazja, każde dziecko w innej i jeszcze przeprowadzki wiec piszę z własnego doświadczenia. Lekcja religii jest zazwyczaj w środku i trzeba isę z niej wypisać jeżlei nie chce się chodzić. Domyslam się, że to bezprawne i wiem że niektórzy rodzice walczyli z tym, ale nawet ksieża domagali się takich oświadczeń i zabierali  je do parafii. Motywują to tym, że obawiają się, że tacy ludzie kiedyś zgłoszą się po jakąś posługę wieć chcą mieś ich oświadczenia że nie posyłają dzieci na katechezę. A to są często ludzie niewierzący albo innych wyznań i nie mają ochoty zostawiać swoich danych. Myslisz, że to fajnie robić afery w szkole dziecka? Nie dziwię się, że kapitujują i przynoszą te oświadczenia, że nie chcą uczestniczyć w katechezie. Co do kpin to chyba trudno aby jedno czy dwoje dzieci niechodzących na religię kpiło z całej klasy czy szkoły. Przed pierwszą Komunią całe zebrania rodzicielskie są poświęcone tym wydarzneiom, wychowawczyni uczestniczy w sprawach organizacyjnych, szkoła dostosowuje terminy do spotkań dzieci w kościele. Dla mnie to bardzo i wygodne i przyjemne, ale nie mogę się zgodizć z tym, że to katolicy mieliby być wysmiewani w szkole. W naszym społeczeństwie często wysmiewa się tych, którzy się różnią czymkolwiek.
L
leszek
21 sierpnia 2010, 21:55
To tak sięgnijmy na chwilę do historii. Najpierw wszystkie szkoły były prowadzone przez zakony. Włącznie z uniwersytetami od czasów średniowiecza. W XVIII w. państwo przeraziło się wpływu, jaki Kościół ma na ludzi i zaczęło odbierać zakonom szkoły - to taki jeden za skutków Rewolucji Francuskiej. @Edyto, to nie takie proste :-) Jak już chcesz sięgać do historii to szkoły były prowadzone przez zakony właśnie dlatego, że Kościół właśnie chciał mieć wpływ na ludzi i chciał trzymać rękę na pulsie. Nie wolno było nauczać czegokolwiek bez imprimatur Kościoła który rygorystycznie pilnował ortodoksji. To nie tyle państwo przeraziło się wpływu Kościoła na ludzi, co państwo postanowiło ograniczyć Kosciołowi wpływ na ludzi. Teraz jest problem religii w szkole... Przede wszystkim w szkole powinna być porządna formacja intelektualna, na czele z nauką filozofii klasycznej greki i łaciny, a nie wyłącznie jezykó nowożytnych. Z nauką języków nowożytnych jest problem a co dopiero z nauką greki i łaciny. Przecież nawet kadry do tego nie byłoby! Nawet ksieża po seminariach nie znają łaciny a Ty chcesz jej uczyć w szkołach. Jakaś propedeutyka filozofii oraz etyka napewno przydałyby się. Ale przydałoby się również i podstawy psychologii czy socjologii, a tydzień nie jest z gumy.
J
Johny
21 sierpnia 2010, 21:45
Ciężko jest księżom uczyć w szkole. U mnie to tylko stracony czas.
L
leszek
21 sierpnia 2010, 21:33
Natomiast katecheza jest zazwyczaj w środku dnia i ci, którzy nie uczestniczą muszą donieść oświadczneie, że nie chodzą. Może dla kogoś to żadna różnica, ale ja chociaż sama popieram religię w szkole, staram się zrozumieć, żę komuś to nie odpowiada. Nieprawda że jest zazwyczaj w środku dnia. Jest o różnych godzinach. Tyle że pomimo starań aby była na pierwszych czy ostatnich to nie da się zrobić tak aby wszystkie klasy miały na pierwszej czy ostatniej godzinie bo szkoła musiałaby wtedy zatrudniać z 5-10 katechetów na ułamki etatów. Nieprawdą jest również to że trzeba donosić zaświadcznia o nie chodzeniu, ale masz prawo tak sądzić bo takie się sprawia pozory... Rozporządzenie wprowadzające religię do szkół mówiwyraźnie, że rodzic który chce aby jego dziecko chodziło na religię musi swoje dziecko na religię ZAPISAĆ, a nie że jak nie chce to musi powiedzieć że nie chce. Jak nie chce aby jego dziecko chodziło na religię to zwyczajnie nie robi NIC. Ale... Szkoła ma obowiązek zapewnić uczniom bezpieczeństwo w trakcie zajęć, więc i szkoła i nauczyciele/katecheci na zasadzie RWD (ratuj własną d***) domagają się kwitów, że rodzic nie chce aby dziecko chodziło, gdyż zdejmuje to z nich odpowiedzialność gdyby dziecku zdarzył się jakiś wypadek w trakcie gdy odbywa się lekcja religii na którą dzieciak nie chodzi. No i jeszcze często uczniowie którzy nie chodzą na religię są narażeni na przykrości ze strony swoich kolegów, tak iwęc wielu rodziców nie wypisuje dzieci z lekcji z tego powodu. A to ciekawe :-) Bo ja znam coś wręcz przeciwnego, że to chodzący na religię są narażeni na kpiny i drwiny.
L
leszek
21 sierpnia 2010, 21:22
 Katecheza w szkołach to nieporozumienie. Obserwując lekcje religii na przestrzeni lat muszę przyznać, że w niczym one nikomu z moich znajomych nie pomogły. To był zmarnowany czas, w szczególności w liceum. Tym bardziej, że nieraz istniały ważniejsze rzeczy do zrobienia, niż pseudo teologiczne dywagacje. To bardzo mocno zalezy od tego jakich kto ma znajomych. Oraz od tego na jakiego katechetę się trafi. A co będzie, kiedy w szkołach pojawią się dzieci ateiści, muzułmanie i nie-katolicy? A co miałoby być? Nic nie będzie... Jak w szkole nie będzie chętnych na naukę religii katolickiej lub będzie ich zbyt mało aby utworzyć jedną klasę to będą lekcje międzyszkolne. A w ich miejsce pojawią się lekcje islamu, już nie dowolne ale obowiązkowe dla wszystkich wyznawców islamu. Szkoła nie jest odpowiednim miejscem do nauki religii. Poprzez  tego typu katechezę młodzi ludzie czują, że coś jest im narzucane, a nie jest kwestią wolnego wyboru. A niby dlaczego nie?!? Niby co jest narzucane na lekcjach religii?!? Piszesz bzdury... ale tak apropo, to coś mi się zdaje że i np. matematyka, fizyka, chemia, j.polski itp również nie są odpowiednie do nauczania w szkole bo młodzi ludzi czują że coś jest im narzucane a nie jest kwestią wolnego wyboru ;-] Dlatego tak licznie odchodzą od wiary, a przymusowa religia dostarcza tylko argumentów i pretekstów przeciw Kościołowi, bo nie spełnia oczekiwań młodych. Jaka przymusowa religia?!? Głupoty piszesz...
21 sierpnia 2010, 18:32
To tak sięgnijmy na chwilę do historii. Najpierw wszystkie szkoły były prowadzone przez zakony. Włącznie z uniwersytetami od czasów średniowiecza. W XVIII w. państwo przeraziło się wpływu, jaki Kościół ma na ludzi i zaczęło odbierać zakonom szkoły - to taki jeden za skutków Rewolucji Francuskiej Gdyby powszechna edukacja wciąż była kościelna, teoria ewolucji nigdy by nie powstała a o przeszczepach nikt by nie usłyszał, bo anatomii nie byłoby na czym się uczyć. Kosciół - mimo ogromnych zasług w krzewieniu nauki i cywilizacji - przez długi czas sprzeciwiał się teorii heliocentrycznej, przeszczepom, sekcjom zwłok. Rola KK w perspektywie rozwoju nauki nie jest tak idealna jak chciałabyś, żeby była.
N
Noname
21 sierpnia 2010, 17:47
@Edyta To nie ja zamykam się w twierdzy umysłu uwierz mi. Staram się też spojrzeć z czyjegoś punktu widzenia, nie tylko z własnego. Kto inny zamknął się w twierdzy. Dzięki za lekturę, jednakże mam swoje... Chyba, że polecisz mi jakąś dobrą fantasy, to może się skuszę.
T
Tell
21 sierpnia 2010, 17:35
Katecheza w szkołach to nieporozumienie. Obserwując lekcje religii na przestrzeni lat muszę przyznać, że w niczym one nikomu z moich znajomych nie pomogły. To był zmarnowany czas, w szczególności w liceum. Tym bardziej, że nieraz istniały ważniejsze rzeczy do zrobienia, niż pseudo teologiczne dywagacje. A co będzie, kiedy w szkołach pojawią się dzieci ateiści, muzułmanie i nie-katolicy? Szkoła nie jest odpowiednim miejscem do nauki religii. Poprzez tego typu katechezę młodzi ludzie czują, że coś jest im narzucane, a nie jest kwestią wolnego wyboru. Dlatego tak licznie odchodzą od wiary, a przymusowa religia dostarcza tylko argumentów i pretekstów przeciw Kościołowi, bo nie spełnia oczekiwań młodych. Mnie wystarczy , że Jan Paweł II był za katechezą w szkole. Nie wim, czy wiecie, że na katechezę przyparafialną uczęszczało ok. 30% uczniów. To są rodzice dzieci, które są katechizowane w szkołach. Co do przymusu. Uczniowie są przymuszani do nauki matematyki, polskiego, historii.... Do siedzenia w szkole wiele godzin. Dla większości młodych ludzi, przychodzi moment odejścia, a potem świadomego i wolnego powrotu.
EK
Edyta Kowalczyk
21 sierpnia 2010, 16:44
- Noname Jak chcesz sie zamykać w twierdzy swojego umysłu, to Twój wybór. Do poczytania dla Ciebie książka "Umysł zamknięy" Allana Blooma.
N
Noname
21 sierpnia 2010, 14:07
@Edyta New Age. No jasne. Nie chodzi wcale o to, żeby szkoła (jako instytucja państwowa) była świecka. Absolutnie nie. To wszystko propaganda New Age! Wszyscy do twierdzy i brońmy się przed niszczącymi Kościół!! ... no cóż.
S
Sławomir
21 sierpnia 2010, 12:24
Wszyscy ci, którzy są przeciw Krzyżowi, nauce religlii w szkołach, udziału kościoła w życiu publicznym wykazują się nieznajomością, jakie kierunki myśli człowieka ścieraja się ze sobą we współczesnym świecie. Wyjaśniam, że mam na uwadze tylko tych, którzy przynależą do Kościoła Katolickiego i uważają się za katolików, a popierają opinie wyrażane przez wrogów Pana Boga i reigii jako takiej. Spotykam takich i to posiadających dyplomy ukończenia wyższych studiów w swoich branżach, a będacymi analfabetami humanistyczno - historycznymi. Są to jednostki nie mające pojęcia co to jes modernizm, postmodernizm, szkoła frankfurcka, marsz przez instytucje, nowa lewica. Czy taki człowiek wie kim jest? A jeśli nie, to jak może logicznie funkcjonować? Jakim cudem może dokonywać właściwych wyborów? Po prostu jest niemożliwe. Sławomir
EK
Edyta Kowalczyk
21 sierpnia 2010, 12:16
To tak sięgnijmy na chwilę do historii. Najpierw wszystkie szkoły były prowadzone przez zakony. Włącznie z uniwersytetami od czasów średniowiecza. W XVIII w. państwo przeraziło się wpływu, jaki Kościół ma na ludzi i zaczęło odbierać zakonom szkoły - to taki jeden za skutków Rewolucji Francuskiej. Teraz jest problem religii w szkole... Przede wszystkim w szkole powinna być porządna formacja intelektualna, na czele z nauką filozofii klasycznej greki i łaciny, a nie wyłącznie jezykó nowożytnych. Po drugie obowiązkowo powinna być dla wszystkich etyka. Po tzrecie, dla dzieci i młodzieży, które chcą przyjmować sakramenty nauka religii. Z punktu widzenia rodzica - jest to bardzo praktyczne, że dzieci się uczą religii w szkole, bo jest to o jeden obowiązk mniej dla rodziców związany z zaprowadzaniem i przyprowadzaniem dzieci na religię. Ludzie opamiętajcie się! Albert Schweitzer wypowiedział kiedyś zdanie, że "Człowiek, który nie wierzy w Boga jest w stanie uwierzyć we wszystko"  i o to chodzi wszystkim swieckim ideologom, oraz przedstawicielom pseudoduchowości... w typie New Age.
E
es
21 sierpnia 2010, 11:02
Xavier, przymusowa nie jest. Jednak tak organizowana, że wielu tak to rozumie. Co o czywiście nie oznacza, że należy mówić iż jest przymusowa. Jednak na zajęcia nieobowiązkowe dzieci i młodzież uczęszczają w czasie pozalekcjami i muszą się na nie zpaisać. Natomiast katecheza jest zazwyczaj w środku dnia i ci, którzy nie uczestniczą muszą donieść oświadczneie, że nie chodzą. Może dla kogoś to żadna różnica, ale ja chociaż sama popieram religię w szkole, staram się zrozumieć, żę komuś to nie odpowiada. No i jeszcze często uczniowie którzy nie chodzą na religię są narażeni na przykrości ze strony swoich kolegów, tak iwęc wielu rodziców nie wypisuje dzieci z lekcji z tego powodu.
A
AnnaZ
21 sierpnia 2010, 10:52
”Ojciec Święty myśl tę uciął krótkim stwierdzeniem, że przecież metryka chrzcielna jest najdobitniejszą formą referendum. Każdy ochrzczony ma obowiązek pogłębiania wiary, a jedną z dróg jest katecheza” – przypomina słowa Jana Pawła II arcybiskup. Nie wiedziałam, że JPII był też komikiem!
Wojciech Żmudziński SJ
20 sierpnia 2010, 20:47
Polecam wakacyjny numer miesięcznika "Katecheta" a w nim polemikę na temat lekcji religii w szkołach.
O
obywatel
20 sierpnia 2010, 20:27
 Katecheza w szkołach to nieporozumienie. Obserwując lekcje religii na przestrzeni lat muszę przyznać, że w niczym one nikomu z moich znajomych nie pomogły. To był zmarnowany czas, w szczególności w liceum. Tym bardziej, że nieraz istniały ważniejsze rzeczy do zrobienia, niż pseudo teologiczne dywagacje. A co będzie, kiedy w szkołach pojawią się dzieci ateiści, muzułmanie i nie-katolicy? Szkoła nie jest odpowiednim miejscem do nauki religii. Poprzez  tego typu katechezę młodzi ludzie czują, że coś jest im narzucane, a nie jest kwestią wolnego wyboru. Dlatego tak licznie odchodzą od wiary, a przymusowa religia dostarcza tylko argumentów i pretekstów przeciw Kościołowi, bo nie spełnia oczekiwań młodych.