Abp Polak: Widzę w diecezji, jak ważną rzeczą jest, że są kapłani, którzy jednocześnie są psychologami
- Skoro istotą klerykalizmu jest odwrócenie porządku służby, czyli rzeczywistość, gdy człowiek mówi, że mnie należy służyć, a nie, że ja mam służyć, to prostym antidotum jest powrót do fundamentów kapłańskiej służby, do słów Jezusa, który sam powiedział, że nie przyszedł po to, aby Mu służono, lecz żeby służyć - mówi Prymas Polski abp Wojciech Polak. W rozmowie z KAI przewodniczący Komisji Duchowieństwa KEP prezentuje nowy program formacji powołanych do kapłaństwa.
Dawid Gospodarek (KAI): Wszedł już w życie nowy dokument o formacji kapłańskiej „Ratio institutionis sacerdotalis pro Polonia”. Na jakim etapie jest wdrażanie tego projektu? Z jakim przyjęciem się spotyka?
Abp Wojciech Polak: Dokument ten polscy biskupi przyjęli na Zebraniu Plenarnym w marcu 2021 r. W kwietniu został zatwierdzony przez watykańską Kongregację ds. Duchowieństwa, a obowiązuje od października 2021 r. Wdrażanie tego dokumentu trwa więc półtora roku. Jesteśmy zatem dopiero na wstępnym etapie, trudno mówić o ewaluacji, zwłaszcza że przedmiot całej reformy jest bardzo rozległy. Tu nie chodzi tylko o zmianę samego programu wychowawczego w seminariach. Program ten dotyka całości życia człowieka powołanego, mówi zatem zarówno o duszpasterstwie powołaniowym, o procesie formacyjnym, łącznie ze studiami teologiczno-filozoficznymi, jak również kreśli podstawowe zręby w tzw. formacji stałej prezbiterów. Proces formacyjny trwa więc przez całe życie i związany jest z konkretnymi strukturami, instytucjami, formą posługi duszpasterskiej księży w parafiach.
Jak został przyjęty nowy program?
– Dla mnie osobiście jest bardzo ważne, że program nowej formacji kapłańskiej cieszy się dość dużym uznaniem i że został przygotowany nie w sposób abstrakcyjny, nie przez zespół, który związany był z jakąś wąską grupą ekspertów, ale całościowo, w procesie synodalnym, który jest w tym dokumencie odzwierciedlony we wszystkich wymiarach.
Warto zauważyć, że w tworzenie tego dokumentu byli zaangażowani nie tylko formatorzy czy wychowawcy seminaryjni, ale także odpowiedzialni za struktury akademickie, psychologowie, pedagodzy odpowiedzialni za całą formację stałą, również wszyscy, którzy dzisiaj w bardzo szeroki sposób zajmują się duszpasterstwem powołań.
Ten proces trwał przez kilka lat, w tym czasie były organizowane cykliczne spotkania. Grupa, która to prowadziła, robiła ewaluację. Tworzeniem tego dokumentu było zainteresowane nie tylko samo grono seminaryjne, ale też bardzo szerokie grono osób, których dotyczy duszpasterska posługa kapłańska, życie kapłanów i w ogóle rozwój powołania kapłańskiego.
A co stanowi tu największą trudność?
– Zawsze, gdy mamy do wdrożenia nowy program i związane z nim zmiany, pewną trudność stanowi dotychczasowa mentalność, dotychczasowe nawyki u wychowawców seminaryjnych i przełożonych. Jako księża jesteśmy przyzwyczajeni do pewnego schematu, według którego byliśmy do tej pory formowani, natomiast dokument ten proponuje przeobrażenia paradygmatów formacyjnych. Daje nowe rozwiązania, chociażby w samej formacji seminaryjnej - podział na konkretne etapy formacji. W poprzednim zapisie też oczywiście były studia filozoficzne, teologiczne itd. Obecnie zasygnalizowana jest jednak większa świadomość wewnętrznych etapów rozwoju. Potrzebna jest tu duża otwartość, właśnie zmiana mentalności i sporo wysiłku osobistego i wspólnotowego.
Ten dokument stanowi fundament Szkoły Formatorów w Krakowie, sesji otwartych, które wiążą się z poszczególnymi etapami przewidzianej formacji, chociażby rokiem propedeutycznym, a z drugiej strony rozpoczęto prace nad tym, co wiąże się z formacją stałą kapłanów. Na bazie tego dokumentu trwa opracowywanie i wdrożenie tych idei nie tylko w formacji seminaryjnej, ale i poseminaryjnej. Powołaliśmy odpowiedzialny za to zespół. Droga, którą przeszliśmy, jest pełna nadziei, daje pewne możliwości, z których możemy skorzystać.
Czy na podstawie dokumentu o formacji seminaryjnej można skomponować sylwetkę idealnego absolwenta seminarium? Czym się powinien charakteryzować?
– Konieczna jest świadomość, że proces formacyjny nie jest wydarzeniem punktowym, ale trwa całe życie. Mówimy tu o dojrzewaniu przez całe życie – od chwili spotkania z Chrystusem w wierze, poprzez wszystkie elementy odkrywania powołania, tego, co otrzymujemy na etapach formacji seminaryjnej, poprzez posługę kapłańską... Myślę, że nie ma takiego oczekiwania i trudno by było takie oczekiwanie określić, nie sposób mówić o jakimś idealnym modelu, który ma być owocem seminaryjnej formacji. Chodzi o to, by poprzez przyjęcie tego projektu formacyjnego ukazać taką dynamikę, która dotyczy całego życia.
Dokument ten opisuje drogę formacji kapłańskiej, cele, zadania, kryteria dotyczące także weryfikacji seminarzystów na różnych etapach, dotyczące też całego problemu studiów. Wszystkie te etapy wiążą się w główną ideę, główny cel, jakim jest wprowadzenie człowieka w bycie w drodze z Jezusem na podstawach wiary i nawracania się. To nie dotyczy tylko etapu seminaryjnego, ale całego życia. Myślę, że szansą tego nowego dokumentu jest właśnie takie ujęcie, że dotyczy całego życia kapłańskiego, a nie tylko pewnego segmentu, w którym oczekujemy ukształtowania takiej czy innej osobowości.
Jak w tym wszystkim odnajdują się seminaryjni formatorzy?
– Przede wszystkim formatorzy muszą utożsamiać się z tą nową wizją, z tym dynamicznym procesem formacji. Na mocy tego dokumentu zostaliśmy zobowiązani do przygotowywania bardzo szczegółowych projektów, zwłaszcza trzech, a mianowicie: statutu seminarium, regulaminu seminarium i projektu wychowawczego. Jeżeli chodzi o dwa pierwsze, to mają charakter bardziej prawny. To, co jest ważne, to przepisanie tych sformułowanych zasad na bardzo konkretny program pedagogiczno-wychowawczy. Opracowaliśmy też w zespołach program, który został udostępniony każdemu wychowawcy seminaryjnemu. On jest już w innych, współczesnych standardach. Dla wychowawców starszego pokolenia jest to rzecz nowa. Natomiast trochę inaczej to wygląda dla tych, którzy już teraz funkcjonują w tym świecie i posługują się nowoczesnymi metodami nauczania.
A co konkretnie zmieniło się w propozycjach stałej formacji dla księży już posługujących w duszpasterstwie?
– Modele formacji stałej są bardzo różne. Dlatego oczekujemy po pracy zespołów do spraw stałej formacji wdrożenia wypracowanych zasad, nakreślenia spójnego wizerunku. Dzisiaj na pewno jest większa świadomość ciągłości tego procesu, czyli przekonania, że nie kończy się on na pierwszych dziesięciu rocznikach, które mają regularne spotkania, warsztaty, grupy. Każdy ma ożywiać wiarę i nawracać się na każdym etapie życia.
Od lat odnotowuje się spadek powołań. W seminariach już dziś w niektórych miejscach na wszystkich rocznikach jest tylu alumnów, ilu kiedyś było na jednym roku. Czy ten ilościowy spadek sprzyja jakości formacji? Jak na nią wpływa?
– Sam spadek liczby, jeżeli chodzi o wychowanków w danym środowisku, nie ma bezpośredniego przełożenia na jakość procesu wychowania. Wiemy, że to się nie dzieje automatycznie. Z jednej strony, ważna jest osobista droga nawrócenia, pogłębienia wiary, tego wszystkiego, co się dokonuje i przyjęcia przede wszystkim logiki tej formacji, która trwa całe życie. Z drugiej strony to się nie dokonuje w izolacji. Do tego potrzebna jest wspólnota.
Czy polskie diecezje czeka rezygnacja z diecezjalnych seminariów na rzecz międzydiecezjalnych czy archidiecezjalnych placówek?
– W Polsce mamy już dwa takie doświadczenia z seminariów międzydiecezjalnych, jest to Opole i Gliwice, Sosnowiec i Częstochowa.
Dzisiaj ten proces jest dynamiczny. Nie mamy jeszcze gotowego schematu, on będzie się kształtował w zależności od liczby osób, które przyjdą, ale trzeba się spodziewać, że w przyszłości rzeczywiście będą to seminaria międzydiecezjalne. Dzisiaj na tych dwóch przykładach obserwujemy, że są to dobre doświadczenia, zwłaszcza, że większa grupa wychowawcza sprzyja formacji.
Fundamentem dla mnie jako biskupa gnieźnieńskiego jest to, że seminarium, w którym jesteśmy, podziela wszystkie racje wychowawcze i realizuje to, co jest zapisane w dokumencie. Mamy to doświadczenie już od trzech lat, odkąd jesteśmy razem w okresie propedeutycznym dla czterech diecezji. Kolejne diecezje wprowadziły i będą wprowadzać etap propedeutyczny, choć w różnej formie. Wiele diecezji współpracuje ze sobą.
Rok propedeutyczny jest różnie realizowany – w niektórych diecezjach towarzyszą mu np. elementy studiów. Czy można już powiedzieć, jaka forma najlepiej się sprawdza?
– Dla mnie modelem najbardziej owocnym jest osobny rok poświęcony wyłącznie na formację. Bez studiów.
Czym się różnią dzisiejsi klerycy od tych, którzy byli w seminariach np. 30 lat temu?
– Trzeba pamiętać, że księża noszą w sobie to, co dzieje się we współczesnym im świecie, z niego przecież przychodzą, wychowują się w rodzinach, edukują w szkołach, uczą świata tam, gdzie żyją. Jak wszyscy mają swoje wady i zalety. Odzwierciedlają sposób życia swoich rodzin, wspólnot parafialnych, środowisk, z których się wywodzą.
Ci młodzi ludzie niosą w sobie to, co przynosi ze sobą świat w jakim się wychowują, z jakiego świata przychodzą. Jeżeli przychodzą z mniejszych środowisk, bardziej związanych z Kościołem, to niosą właśnie takie doświadczenie wiary. Gdy przychodzą z większych środowisk, zawsze mogą mieć doświadczenie grup formacyjnych czy jakiejś drogi osobistego dojrzewania do wiary. Zawsze niosą w sobie to, co jest w dzisiejszym świecie związane z problemami i przemianami cywilizacyjnymi.
Czy przygotowanie do duszpasterskiej posługi pod kloszem seminaryjnej formacji nie sprawia, że taki kandydat do kapłaństwa trochę odrywa się od świata, trudniej mu się potem w nim odnaleźć, trudniej znaleźć odpowiedni język, odnaleźć się w problemach ludzi?
– Jeżeli chodzi o otwartość, obecność w świecie, to sam program przewiduje to, że musi być pełna pedagogizacja, pełna obecność. Nie wyobrażam sobie dzisiaj np. pielgrzymki maturzystów bez kleryków. Oni muszą być wśród ludzi młodych. Oni podczas formacji są obecni w szpitalach, domach pomocy, świetlicach środowiskowych. Podejmują różnego rodzaju praktyki. Dzisiaj rekolekcje dla młodzieży często odbywają się w seminariach. Klerycy podejmują wszelkiego rodzaju codzienne prace: sprzątanie, pranie, prace porządkowe. Seminarium jest ich domem i oni w wielu wymiarach o ten dom się troszczą. Jasne jest, że proces formacyjny domaga się pewnego wyłączenia, dojrzewania, ale nigdy izolacji.
Wśród kleryków widać dość często fascynację nauczaniem Benedykta XVI. Spora grupa zainteresowana jest też przedsoborową liturgią. Dystans dostrzega się natomiast do papieża Franciszka. Czy formatorzy dostrzegają takie zjawiska?
– Wydaje mi się, że to nie jest aż tak powszechne zjawisko. Bardziej wiąże się z pewną osobistą mapą potrzeb - tych uświadomionych i nieuświadomionych.
Osobiście nie widzę w środowiskach seminaryjnych jakiejś awersji do papieża Franciszka, wręcz przeciwnie. Gnieźnieńscy seminarzyści rok w rok jeżdżą na audiencje generalne do Ojca Świętego, spotykają się z papieżem Franciszkiem, bardzo te spotkania przeżywają i nimi się cieszą, często do tego doświadczenia wracają. To młodsze pokolenie jest pociągnięte autentycznością, prostotą życia papieża Franciszka.
Co do samej liturgii, na pewno ważną rzeczą jest umiłowanie liturgii takiej, jaką mamy po Soborze Watykańskim II.
Dziś sporo mówi się o ważnej roli psychologii w formacji seminaryjnej, chętnie korzysta się z profesjonalistów, umożliwia klerykom psychoterapię. Jest jednak pokolenie księży, za których formacji takiej otwartości nie było. Wśród młodszych księży zresztą też nie brakuje problemów. Jak wspiera się księży borykających się z wypaleniem, depresją czy innymi problemami zdrowia psychicznego?
– Dzisiaj standardem jest praca z psychologiem, badania psychologiczne, dynamika grupy, obecność psychologa we wszystkich procesach, które tego wymagają. Jest możliwość terapii w trakcie etapu propedeutycznego, możliwość pracy z psychologiem, poznanie siebie. Starsze pokolenie takiego doświadczenia rzeczywiście nie miało i dzisiaj bardziej jest narażone na to, że musi szukać pomocy.
Widzę w diecezji, jak ważną rzeczą jest, że są kapłani, którzy jednocześnie są psychologami. Prowadzą zajęcia, warsztaty z klerykami, ale są też do dyspozycji innych księży. Ale mamy też wiele miejsc, w których są bardzo dobrzy świeccy psychologowie, którzy potrafią też pracować z księżmi. Myślę, że dzisiaj ważną rzeczą jest zmiana mentalności – przyjęcie za normalne i oczywiste, że jeśli potrzebuję pomocy, to tej pomocy szukam. Jest to też związane z przełamywaniem własnych uprzedzeń czy niechęci. Dzisiaj w środowisku seminaryjnym to jest rzeczywistość codzienna i obecna. Klerycy wiedzą, że mogą w potrzebie zgłosić się do psychologa.
Trwa Synod o synodalności. Czy przejawia się to w jakiś sposób w seminariach duchownych? Czy idee towarzyszące synodalnym dyskusjom są jakoś inspirujące dla seminaryjnej rzeczywistości?
– Jeżeli chodzi o formację seminaryjną, w wielu seminariach podjęto zaproszenie do spotkań synodalnych. Była to okazja do szczerej i twórczej dyskusji. Klerycy potrafili mówić i słuchać siebie nawzajem. To jest chyba dziś z synodu najważniejsze i największe doświadczenie - ta praktyka wsłuchiwania się w siebie nawzajem, w drugą osobę. Jest to ważne zarówno na poziomie seminaryjnym, jak na poziomie parafialnym i diecezjalnym. Papież Franciszek wciąż nam o tym przypomina.
Myślę, że seminaria dobrze wykorzystały czas synodalny, a czy znajdzie on swoją kontynuację, to w dużej mierze zależy od środowisk, do których klerycy trafią później. Trzeba pamiętać, że to jeszcze nie koniec synodu, ten proces dopiero się zaczął i ufamy, że będzie się rozwijał.
Jednym z problemów wskazywanych podczas synodalnych dyskusji, o którym zresztą od lat mówi też papież Franciszek, jest klerykalizm. Jak realizować formację do kapłaństwa, żeby nie sprzyjała klerykalizmowi?
– Najpierw trzeba zastanowić się, co od strony pozytywnej przeciwdziała temu, czym jest cały mechanizm związany z klerykalizmem. Tym jest oczywiście osobista wiara i nawrócenie, ale ogromną rolę odgrywa tu też duch służby. Rektorzy naszych seminariów duchownych poświęcili temu zagadnieniu w ostatnich latach wiele uwagi. Skoro istotą klerykalizmu jest odwrócenie porządku służby, czyli rzeczywistość, gdy człowiek mówi, że mnie należy służyć, a nie, że ja mam służyć, to prostym antidotum jest powrót do fundamentów kapłańskiej służby, do słów Jezusa, który sam powiedział, że nie przyszedł po to, aby Mu służono, lecz żeby służyć i dać swoje życie na okup za wielu. W kontekście formacji seminaryjnej ważne jest, żeby klerycy mieli tego świadomość i doświadczali tego już od początku seminarium. Jeśli każdy z nas, kapłanów, będzie miał w sobie takiego ducha służby, to będzie to przeciwdziałaniem klerykalnej postawie. Musi dokonywać się to w bardzo konkretny sposób. Klerycy muszą doświadczyć życia, które jest służbą.
Przyszłych księży formuje się do pracy duszpasterskiej w społeczeństwie, które dynamicznie się zmienia. Na co powinni być gotowi klerycy rozpoczynający formację? Jaki Kościół i społeczeństwo zastaną za 6 lat? Co może być dla nich wyzwaniem?
– Kiedy na to patrzę, zawsze mam świadomość bardzo dynamicznych zmian związanych też ze zmieniającym się obliczem naszych wspólnot, parafii. Także z sytuacją, kiedy się będziemy borykać z dużo mniejszą liczbą księży. To są pewne zmiany strukturalne, administracyjne, z którymi musimy i będziemy musieli sobie radzić. Jako biskup widzę, że projekt większych wspólnot parafialnych pewnie będzie musiał jeszcze powszechniej zaistnieć. Już dzisiaj doświadczam tej trudności, gdy jednego kapłana mianuję proboszczem dwóch parafii. To także trudne doświadczenie dla samych parafian, którzy domagają się „swojego” księdza, a ja nie mam kogo im posłać. Wynika to z konieczności nowego podziału administracyjno-strukturalnego, przed którym pewnie w Polsce wszyscy kiedyś staniemy.
Jednak ważniejszą rzeczą jest, i pewnie niezależną od tych wszystkich zewnętrznych okoliczności, by młodzi ludzie, którzy będą chcieli być kapłanami i będą odpowiadać na to powołanie, zachwycą się Ewangelią, otworzą się na Pana Boga. Będą rzeczywiście rozumieli, że sami wszystkiego w parafii nie muszą robić, tylko działać w duchu współpracy z rodzinami, ze wspólnotami, grupami, jednym słowem ze świeckimi. Myślę, że w ten sposób, pomimo wyzwań, które jeszcze przyjdą, pozostanie zawsze otwartość na zmiany, które będą się dokonywały. Jeśli będzie temu towarzyszył duch służby, to nawet przy pojawiających się trudnościach ksiądz będzie owocnie współpracował z wiernymi.
Skomentuj artykuł