Do tych, co się tak boją o Kościół i są pewni, że się kończy

Do tych, co się tak boją o Kościół i są pewni, że się kończy
Fot. Thays Oricco / Unsplash

Wiosny Kościoła nie będzie. Z takim prezydium KEP, z taką ilością skandali, z takim klerykalizmem – nic z tego nie będzie. Normalnie czekam już tylko, aż jakąś specjalną ustawą (a może tylko artykułem w odpowiednim medium?) zostanie ogłoszony oficjalny koniec Kościoła katolickiego w Polsce.

No bo najwyższy czas, prawda?
Przecież nic już nie zostało. Jakieś garstki uczniów na religii, stare babcie (panie wybaczą) w kościołach, resztki kleryków w seminariach, ostatni zrezygnowani księża wieczorami rozmyślający nad porzuceniem sutanny. Co to jest na trzydzieści siedem milionów Polaków te dwieście tysięcy katolików?

Że nie dwieście tysięcy?
Jak to? Naprawdę? To ktoś jeszcze został w tym okropnym Kościele, pełnym pedofili, złodziei, naiwnych owiec i czarnej mafii? Bo gdy się poczyta wyborcze, onety, newsweeki, okopressy i inne takie, zyskuje człowiek przekonanie, że i te dwieście tysięcy jest mocno przeszacowane…Ale nie, to nie będzie żaden felieton „w obronie Kościoła przed niedobrymi mediami”. Po prostu przyznam bardzo szczerze, że mam już dość.

Dość tego smętnego wieszczenia, że oto nadchodzi kościelna katastrofa, że zaraz wszyscy odejdą, że to się dłużej nie utrzyma i całej reszty Wybitnie Mądrych Myśli ludzi, którzy nie mają pojęcia o istocie Kościoła. Nie winię ich: doświadczenie relacji z Bogiem jest boleśnie nieprzekazywalne. Tak, jak doświadczenie rodzicielstwa. Każdy człowiek, w którego życiu pojawia się dziecko, przeżywa trzęsienie ziemi połączone z rewolucją: bywa pięknie, bywa hardkorowo ciężko, ale konia z rzędem temu, kto wyjaśni bezdzietnemu istotę rzeczy tak, żeby ją naprawdę pojął. To jest niemożliwe. Nie pojmie istoty seksu ktoś, kto nigdy go nie doświadczył. Nie zrozumie smaku truskawki ktoś, kto jej nie spróbował. Nie zrozumie sensu gór ktoś, kto nigdy nie poczuł, jak się idzie górską granią w podmuchu wiatru, gdy chmury kłębią się u stóp.

Jedyne, co można zrobić, by ktoś drugi to zrozumiał, to zaprosić do spróbowania, do doświadczenia na własnej skórze. Tak jest z truskawkami, górami, seksem i z Kościołem też.

DEON.PL POLECA


Oczywiście, można się wymądrzać. Można wnioskować z newsów, patrzeć wyrywkowo i zacierać rączki, że wreszcie padnie, wreszcie się skończy. Można liczyć, ilu jeszcze zostało księży i na ile lat ich wystarczy. Można z fałszywa troską bić na alarm, że młodzi odchodzą, średni odchodzą, starzy też zaraz odejdą lub wymrą i mieć nadzieję, że ludzie wierzący w to też uwierzą i oszczędzą roboty mediom i stojącym za nimi ruchom promującym inne niż Kościół wartości. Można tłuc ludzi po głowie pedofilami, urzędami, maybachami, biskupami i być przekonanym, że nigdy się to nikomu nie znudzi i zawsze będą z tego kasa i zasięgi. Jestem przekonana, że pod tym tekstem przeczytam przynajmniej kilka komentarzy o tym, jak to w ogóle się nie znam, jestem naiwna i nie widzę, jak jest naprawdę. Bo naprawdę to wszystko się wali.

Oj, marudźcie sobie, jeśli potrzebujecie. Wywalcie tę frustrację, gdzieś w końcu trzeba, prawda? Teraz jest modne hejtowanie Kościoła, a więc zapraszam – w końcu też jestem Kościołem. Nie obiecuję tylko, że będę czytać. Bo ja tam wolę tuż przed wejściem w Wielki Tydzień zająć się tym, co jest istotą rzeczy.

A co nią jest?
Celebrowanie mojej osobistej relacji z Bogiem Ojcem, Synem Bożym, Duchem Świętym. Wspólnoty ze świętymi. Wspólnoty z ludźmi do tej świętości idącymi koło mnie. Przypominanie sobie, jak co roku i jak co dzień, że Bóg jest. Że nie opuścił Kościoła. Że w nim działa.

Oczywiście, to jest niepoważne. I to od samego początku. Serio: nikt rozsądny nie dawałby szans instytucji, która zaczęła się od tego, że jej szef został brutalnie zamordowany, a z dwunastu kluczowych nazwisk po szybkiej rundzie weryfikacji dwóch gości odpadło od razu, w tym lider grupy, a reszta uznała, że to koniec, i nie wiedziała, co ze sobą zrobić. I gdyby nie kobiety, które miały trochę więcej przekonania i pewności niż nasza chwilowo jedenastka, gdyby nie to nie dające spokoju przekonanie, że to wszystko ma głęboki sens i nie da się tego doświadczenia Boga, które się miało, tak po prostu wymazać, oraz pokorne uznanie, że swoją mocą, bez Ognia, nic się nie zdziała, do końca życia pewnie by chodzili i jojczyli: a myśmy się spodziewali…

No więc ja wiem, czego się spodziewam po Kościele. I po Jezusie, który – taki katolicki banał, ale może warto przypomnieć – zdecydował, że konsekwencje całego zła, jakie popełniłam, bierze na siebie, żeby mnie od tego wszystkiego uwolnić. I dać mi nowy start, z całym swoim wsparciem i mocą.

Spodziewam się łaski. Spodziewam się Bożej obecności. Spodziewam się dobra. Oraz zaskakujących zwrotów akcji, niespodziewanych wydarzeń, grubo dobrych rzeczy z tego, co na oko całkiem nie rokuje, wyciągania za uszy z bagna, a także pozornie nierozsądnych decyzji i działań, które finalnie zachwycają efektem i skutecznością.

Po Kościele spodziewam się najlepszego. I żal mi wszystkich, którzy spodziewają się najgorszego, bo uważają, że Kościół to księża, a księża to pedofile. Dziko mi żal. Bo przegapiają takie rzeczy, o których im się w najpiękniejszym śnie nawet nie śniło – i to na własne życzenie.

Czy uważam, że w Kościele nie ma grzechu?
Nie, nigdy. To byłaby herezja. Grzech jest. Jasne, że jest.
Ale świętość też jest. Dużo cichsza, nie taka medialna, spokojnie robiąca swoje, nie pchająca się przed kamery. O tym wyborcze i onety nie napiszą. Ale to trzeba znaleźć samemu. I wysilić się przy szukaniu, a nie oczekiwać, że mi wszystko na złotej tacy służba w koloratkach poda pod nosek.

Istotą Kościoła, najgłębszą prawdą o nim jest to, że to jest święta przestrzeń, w której ludzie odzyskują sens życia, miłość do siebie i świata, odwagę do bycia sobą, radość, siłę do działania. W której zrzucają balast zła, zgorzknienia, pretensji do siebie i innych, żalu, że wszystko poszło nie tak. To jest święta przestrzeń, w której można doświadczyć przyjęcia siebie samego takim, jakim się jest.

I każdy, kto teraz pomyślał: oczywiście, a najbardziej czują się przyjęci pedofile – niech przyjmie moje gratulacje. Mieć tak ładnie wyprany mózg to naprawdę jest sztuka.

A gdyby tak uwierzyć w to, że w życiu jest coś więcej niż tylko złość, walka, hejt, pośpiech, nieustanne martwienie się o pieniądze, pracę, bliskich, życie, zdrowie, które, gdy się sypie, jak nic innego potrafi obedrzeć ze złudzeń i nadziei? Że jest coś więcej niż tylko to ciało i te pragnienia, które na końcu zjedzą robaki, te sukcesy i te osiągnięcia, te rozwalające życie dramaty w relacjach, te wieczne kłamstwa, bolesne różnice zdań, nieszczerość, kłótnie, poczucie bycia niezrozumianym, frustracja, że się na nic nie ma wpływu, sprawy, które ciągle idą nie tak, życie pod górkę i pod wiatr, niekończąca się wydma za wydmą, a na końcu tylko jeszcze więcej piachu?

Kto znalazł Kościół z Jego boskim sercem, ten nie tylko wierzy, ale na bieżąco tego doświadcza: że rozwiązują się sytuacje nie do rozwiązania, leczą rzeczy nie do wyleczenia, godzą ludzie nie do pogodzenia, przestają obrażać i nienawidzić osoby o skrajnych poglądach, że ja, tak mało znacząca, mogę (dzięki łasce, czyli nie rezygnującej ze mnie nigdy cichej Bożej obecności) robić rzeczy trwale dobre i wpływające na świat nie siłą i zdecydowaniem, nie nagłówkami gazet i wizytami w śniadaniówkach, bez rozgłosu, sławy, rozpoznawalności i zasięgów.

Że taka, jaka jestem – i jaka ty jesteś, i jaki ty jesteś – możemy być przyjęci, że się ktoś z nas cieszy, lubi naszą obecność, że serio ważne jest to, co robimy, nawet, jeśli to jest małe, proste i nie ma o czym opowiadać na fejsie i Instagramie. Że każde nasze małe zwycięstwo nad codziennym złem się liczy. I nie blaknie, nie traci znaczenia w obliczu wielkich cudzych grzechów, że jest wręcz przeciwnie. Bo dobro jest tym, co istnieje, a zło jest tylko brakiem dobra - więc każde, nawet najmniejsze dobro uzupełnia ten brak. A jeśli się współpracuje z łaską, jeden plasterek dobra potrafi rozmnożyć się stukrotnie.
I to jest Kościół.
O tym chcę myśleć w Wielkim Tygodniu. 

Marta Łysek - dziennikarka i teolog, pisarka i blogerka. Poza pisaniem ogarnia innym ludziom ich teksty i książki. Na swoim Instagramie organizuje warsztatowe zabawy dla piszących. Twórczyni Maluczko - bloga ze Słowem. Jest żoną i matką. Odpoczywa, chodząc po górach, robiąc zdjęcia i słuchając dobrych historii. W Wydawnictwie WAM opublikowała podlaski kryminał z podtekstem - "Ciało i krew"

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
ks. Krzysztof Porosło

Odkryj tajemnicę, która przemienia świat

Kluczowym pytaniem, które stawiam sobie od wielu lat, a które stało się źródłem powstania tej książki, jest kwestia relacji, jaka zachodzi między liturgią a życiem konkretnego człowieka, między świętymi celebracjami...

Skomentuj artykuł

Do tych, co się tak boją o Kościół i są pewni, że się kończy
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.