Hałas, krzyki, wrzaski… Odgłosy niczym gang motocyklistów najeżdżający na spokojną polską wioskę
Jest druga w nocy. Nagle z głębokiego snu wyrywa nas hałas, krzyki, wrzaski… Odgłosy niczym gang motocyklistów najeżdżający na spokojną wioskę. „Precz stąd!”, „Wynosić się!”. Potem głośny huk, klaksony – czy to jakiś najazd? Niepokojące wrzaski nie ustają. Przerażeni zaczynamy się rozglądać, wychylać głowy zza naszych kokonów – co się dzieje? Trójka młodych Greków, niczym rycerze broniący swojej fortecy na rumakach – tylko że na małym mopliku – postanawiają rozprawić się z 22 zmęczonymi rowerzystami, którzy grzecznie odpoczywają pod gołym niebem trudach zeszłego tygodnia.
Jednak nasi chłopcy nie dają za wygraną, niczym spartanie ruszają w obronie naszej grupy. Jędrek nawołuje: „Jasny gwint! Ekipo, pora coś zrobić!”. Kamil przybiera bojową postawę i krzycząc „Uciekać, nicponie!” rusza w ich stronę. Greccy koledzy wystraszeni wycofują się, gubiąc przy tym telefon…
To nie sceny z filmu akcji przyprawionego komediowym aromatem, lecz opis prawdziwych zdarzeń, jakie miały miejsce w ostatni weekend podczas 19. wyprawy rowerowej NINIWA Team. Grupa podróżnicza Oblackiego Duszpasterstwa Młodzieży NINIWA wyruszyła 4 sierpnia z Kokotka na Śląsku, a w środę – po 16 dniach jazdy, w trakcie których pokonali ponad 2300 kilometrów – rowerzyści zameldowali się w stolicy Grecji.
Nieco ponad dwa tygodnie zajęła rowerzystom NINIWA Team podróż z Kokotka do stolicy Grecji. Ale to dopiero połowa wyprawy, a przygód na trasie nie brakuje.
Spokój na trasie. „Nie spodziewałem się tak niebezpiecznych sytuacji”
Za sobą mają już Polskę, Czechy, Słowację, Austrię, Węgry, Słowenię, Chorwację, Bośnię i Hercegowinę, Czarnogórę, Albanię i samą Grecję. Przed sobą – krótką przerwę na regenerację i zwiedzanie Aten, a zaraz potem powrót inną drogą do Kokotka.
– Drugi tydzień był trudniejszy i bardziej szalony niż pierwszy, ale za to pod koniec dnia spotkania z ludźmi, którzy przyjmowali nas na nocleg, były jeszcze bardziej niesamowite i uświadamiały nas, że bierzemy udział w czymś naprawdę wspaniałym. W takich momentach znika cały trud, zmęczenie i chce się jechać dalej – opowiada Bartek z Bierunia.
– Nie spodziewałem się tak trudnych i niebezpiecznych sytuacji na trasie ani tego, że jako grupa jesteśmy w stanie je przezwyciężyć, zachowując przy tym spokój. Takiego spokoju często brakuje mi na co dzień, a na wyprawie przekonuję się, że jest to możliwe – przyznaje Kuba z Bojszowa.
Wyprawa potrwa jeszcze 2,5 tygodnia, powrót rowerzystów do Kokotka planowany jest na 7 września. Tymczasem codzienne relacje z wyprawy można śledzić na stronie www.niniwa.pl oraz w mediach społecznościowych NINIWY – na Facebooku, Instagramie i TikToku. A jesienią planowane jest wydanie książki ze zdjęciami, opisami każdego dnia drogi i wspomnieniami uczestników, którą już teraz piszą sami rowerzyści w trakcie wyprawy.
Jazda na wiarę i w szczególnej intencji
NINIWA Team jedzie „na wiarę” – rowerzyści podróżują bez auta technicznego czy bagażowego, cały ekwipunek wioząc wyłącznie w swoich sakwach. Grupa nie planuje też noclegów, a miejsca do rozbicia namiotów szuka tam, gdzie dojedzie na koniec dnia.
W trakcie swoich 18 wielkich wypraw NINIWA Team objechała całą Europę, część Azji, a nawet zahaczyła o Afrykę – z łącznym dystansem ponad 75 tys. km na licznikach grupa „zdobyła” 57 kraje na 3 kontynentach. Najdalszą podróżą była wyprawa na Syberię w 2013 roku – 8380 km w 77 dni!
Każda wyprawa ma nie tylko cel geograficzny, ale też konkretny wymiar duchowy. Rowerzyści ofiarowują trudy drogi w określonej intencji – na przykład podczas ubiegłorocznego wyjazdu do Azerbejdżanu modlili się za ofiary porwań i handlu ludźmi, a w tym roku jadą w intencji przyjaźni. Jednak przede wszystkim podróż ma przemieniać wewnętrznie samych uczestników.
Ze względu na swój oryginalny charakter wyprawy nazywane są miniaturką życia i praktyczną nauką zaufania do miłości Boga.
niniwa.pl/dm


Skomentuj artykuł