Abel - ofiara przemocy

Abel - ofiara przemocy

Rodzina jest ogromną wartością i chronienie jej trwałości, pozytywnego obrazu, znaczenia dla rozwoju człowieka zasługuje na szacunek. Dobrze, że w czasach procesów indywidualizacji, deinstytucjonalizacji oraz kryzysu więzi społecznych jest taka siła jak Kościół katolicki, która uparcie broni jej istnienia. Obrona rodziny może się jednak odbywać kosztem jej członków. Bóg zawsze staje po stronie słabych, odrzuconych, pogardzanych, niewinnych i bezbronnych - nie tylko nienarodzonych ale przede wszystkim żywych. Tak, jak po śmierci Abla bez wahania ukarał Kaina, na którego spada wina za pierwszy, archetypiczny akt przemocy w rodzinie.

Niedawno znów wróciła na medialną "tapetę" sprawa ratyfikacji "Konwencji o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej". W dniach 25 listopada - 6 grudnia trwała coroczna akcja "16 dni przeciwko przemocy ze względu na płeć", a temat podkręciła jeszcze Amnesty International kampanią z budzącym kontrowersje plakatem ukazującym mężczyznę sprzątającego mopem krew z podłogi. W ramach "wzmożenia aktywności" w tym obszarze i ja wzięłam udział w dyskusji 8 grudnia w Radiowej Jedynce - z red. Markiem Modrzejewskim, nadkom. Wandą Mende z policji i znaną feministką Wandą Nowicką. Było rzeczowo, spokojnie, kulturalnie, treściwie i konkretnie, choć iskrzyło bo z szefową Centrum Kobiet mamy zupełnie rozbieżne poglądy. W najśmielszych snach nie przypuszczałam jednak, że już po kilku dniach od "ścierania się" na antenie z feministką trafię na tekst katolicki, który wywoła u mnie jeszcze większy sprzeciw. Po lekturze "Wpływy kaduka" Franciszka Kucharczaka ["Gość Niedzielny" z 14 grudnia 2014 roku] mam wrażenie, że coś jest z nami katolikami nie tak, skoro domagamy się empatii wobec naszych "uczuć religijnych" a sami bez skrupułów ranimy uczucia tych, z którymi nam nie po drodze, a co najgorsze - także osób potrzebujących pomocy, słabych i cierpiących.

Kucharczak oburza się z powodu "publicznego robienia z mężczyzn zwyrodnialców". Ja też twierdzę (publicznie), że feministki mają tendencję do utożsamiania mężczyzn z biblijnym Kainem sugerując jednocześnie, że Abel była kobietą. Po pierwsze, mają jednak pewne powody - realnie istniejące fakty, które potem zostały obudowane ideologicznym programem. Autor na zasadzie "wet za wet" robi z feministek idiotki, zarzucając im babskie histeryzowanie. Z tym lepiej uważać - to broń obosieczna. Przyganiał kocioł garnkowi. Reakcje z pogranicza histerii są równie mocne po kościelnej stronie - wystarczy tylko wspomnieć o "gender". Widać to nawet w jego tekście. Kucharczak demonstruje paniczny lęk przed zniewieściałoścą: mężczyzna z plakatu AI to "wylizany picuś" a oskarżonym o przemoc psychiczną grozi rzekomo kastracja, deseksualizacja i przymusowa zmiana płci: "Trzeba więc ratyfikować tę gender-konwencję, a wtedy wszystko się zmieni. Jak tylko mężczyzna podniesie na kobietę głos, zaraz go zapuszkują, jeśli wyjdzie z pudła, to jako przykładna kobieta". Gdyby autor przestał koncentrować się na swoim poczuciu krzywdy i niesprawiedliwości, mógłby zobaczyć, że to nie "normalni mężczyźni" najbardziej wymagają współczucia. Mają kochające rodziny, wspólnoty, dają sobie radę. Mają wszystko to, czego brakuje faktycznym ofiarom przemocy, tej prywatnej, ze strony najbliższych. Przemoc jest uprzedmiotowieniem osoby, czynem niemoralnym, przestępstwem, złem a z punktu widzenia nauki Kościoła - grzechem przeciwko V przykazaniu oraz miłości Boga i bliźniego. Koncentracja na swoim poczuciu krzywdy owocuje narcyzmem obronnym, którego nie da się pogodzić z Ewangelią. Jezus, mężczyzna, ofiara przemocy jest w tym tekście nieobecny.

Po drugie, lekceważący, miejscami szyderczy ton nie przystoi katolikom. Kucharczak pyta: "Kto ośmiela się robić takie kampanie?" Nie ma wątpliwości, bez wahania odpowiada sam sobie, a przy tym czytelnikom: "osoby zakompleksione, z obsesją na punkcie mężczyzn", "może miały fatalnych ojców, może widziały, jak tata krzywdzi mamę", te, które "nie mają normalnego oglądu rzeczywistości". Odkąd świat dzieli się na pewnych swojej wartości katolików, normalnych, racjonalnych, wychowanych w porządnych  rodzinach i nie-katolicką patologię? Czy autor choć przez chwilę zastanowił się jak odbiorą jego słowa ofiary przemocy czytając o sobie? Nie abstrakcyjny wróg ideowy tylko konkretne czytelniczki, z ich uczuciami, doświadczeniami i historią życia?

DEON.PL POLECA

Abel nie była kobietą, co nie zmienia faktu, że przemoc domowa w największym stopniu dotyczy płci żeńskiej a problem dostrzegli:

1. św. Jan Paweł II, który w encyklice poświęconej rodzinie "Familiaris Consortio"; napisał: "nieobecność ojca powoduje zachwianie równowagi psychicznej i moralnej oraz znaczne trudności w stosunkach rodzinnych, podobnie, jak w okolicznościach przeciwnych, przytłaczająca obecność ojca, zwłaszcza tam, gdzie występuje już zjawisko tzw. "machizmu", czyli nadużywanie przewagi uprawnień męskich, które upokarzają kobietę i nie pozwalają na rozwój zdrowych stosunków rodzinnych." [25]. [podkr. MB]

2. papież Franciszek - w 8 punkcie Relatio z ostatniego Synodu poświęconego rodzinie; czytamy: "Godność kobiety nadal potrzebuje obrony i upowszechniania. W wielu bowiem kontekstach kobieta jest obiektem dyskryminacji, często nawet dar macierzyństwa ulega penalizacji, nie jest zaś przedstawiany jako wartość. Nie należy zapominać o rosnących zjawiskach przemocy, której ofiarami padają kobiety, czasami niestety w łonie rodzin [...]"

Papieże widzą problem podnoszony przez feministki. Nie traktują go jako zagrożenia, które trzeba zwalczyć, co wydaje się być typowe dla polskiej debaty publicznej ale realny problem społeczny do rozwiązania. Są histerykami? Ulegli lewackiej modzie lub wpływom tego świata?

 

Po trzecie. Jednostronność i ideologiczna perspektywa feministek prowadzi do błędnej diagnozy problemu, a co za tym idzie, źle dobranych lekarstw i nieskutecznego leczenia. Każdy, kto choć trochę zna się na mechanizmie przemocy wie, że wpływają na nią różne czynniki: biologiczne, osobowościowe, środowiskowe, kulturowe itd.. Główny błąd Konwencji i podobnych projektów polega na tym, że przemoc wywodzona jest ze struktury społecznej opartej na nierównościach płci. Przemoc rzeczywiście jest działaniem, które zakłada nierówność sił, wyraźną przewagę jednej ze stron. Jest to jeden z czynników sprzyjających "nadużywaniu uprawień", jak to ujął papież Polak. Policja i psychologowie wiedzą jednak, że przemoc często jest następstwem agresji, a ta - w języku fachowym - bazuje na równości sił! Wywołuje ją konflikt, rywalizacja - zrównanie pozycji, zmiany strukturalne nie mają więc na nią wpływu. Do krytyki Konwencji wystarczy stanąć pokornie w prawdzie, odwołać się do profesjonalnej, rzetelnej wiedzy i wiarygodnych badań.

W tekście Kucharczaka  nie znajdziemy nawet próby zrozumienia problemu. Zamiast tego mamy jego ostentacyjne bagatelizowanie. Pomocą służą tendencyjnie wybrane dane z badań. To katolicki "strzał w kolano". Stawia ruch feministyczny w uprzywilejowanej sytuacji, gdyż ten też manipuluje danymi, ale postronny obserwator wybacza gdyż stoją za tym dobre intencje, chęć pomocy. A nie obrona status quo, urażona duma czy inne uczucia mniej lub bardziej religijne.

     

W Polsce liczba ofiar przemocy zgłoszonych na policję wynosi 86.797, z czego 58.310 to kobiety, 9.233 - mężczyźni a 19.254 dzieci płci obojga poniżej 18 r.ż.. To tzw. twarde dane za 2013 rok, oczywiście zaniżone w stosunku do stanu faktycznego. Wynika z nich, że ok 10 proc. ofiar to mężczyźni, a patrząc z perspektywy Konwencji, która w Art. 3 do definicji "kobiety" dodaje "dziewczęta poniżej 18 roku życia.", ofiar płci męskiej może być ok. 20 proc.. Mało tego - najprawdopodobniej jest to najbardziej niedoszacowana grupa, gdyż wstyd i obawa przed ośmieszeniem nie pozwalają ofiarom męskim szukać pomocy. Dodajmy, że według badań CBOS z 2012 roku ("Przemoc i konflikty w domu") na przemoc kobiet wobec mężczyzn istnieje większe przyzwolenie społeczne, niż odwrotnie. Konwencja jest więc nie do przyjęcia przede wszystkim z tego powodu, że marginalizuje dużą grupę ofiar przemocy, wykluczając ją z kręgu walki o godność i prawa człowieka. Znane z wrażliwości językowej feministki forsują dokument, w którym ofiara jest płci żeńskiej, sprawca - męskiej. Strukturalnie i językowo mężczyzna jako ofiara przemocy nie ma racji bytu i przykrywanie tego listkami figowymi tych i owych zapisów niczego nie zmienia. Preferowanie jednych ofiar kosztem innych to działanie antyhumanistyczne.

Kucharczak broni mężczyzn - ale bynajmniej nie tych, którzy są ofiarami przemocy w rodzinie! Podobnie jak feministki odnosi się tylko do jednej formy przemocy, wobec kobiet. Tę uważa za sztucznie rozdmuchaną i mało istotną: "W Polsce mamy najniższy wskaźnik domowej przemocy fizycznej i seksualnej w całej UE." Więc po co w ogóle o tym mówić? Jest super! Nie podał źródła rewelacji ale jest łatwe do znalezienia. 7 marca br. Gość Niedzielny podał informację: "W Polsce najmniej przemocy wobec kobiet" powołując się na wyniki badań Agencji Praw Podstawowych (European Union for Fundamental Rights). Faktycznie z badań tych wynika, że w Polsce przemocy doświadcza 19 proc. kobiet, podczas gdy średnia unijna wynosi 33 proc. a kraje skandynawskie mają przemoc na poziomie ok. 50 proc.. Już to powinno dać do myślenia, chyba, że mamy do czynienia z kolejnym cudem nad Wisłą. Tych danych nie potwierdzają ani polskie badania, ani wyniki z badań Eurobarometru. Zamiast próbować dociec prawdy część katolickich mediów podchwyciła te akurat wyniki jako argument za nieistnieniem problemu. Niektóre komentarze są tak absurdalne, że jako katoliczkę bierze mnie rozpacz. Na przykład 18 października dr Joanna Banasiuk z Instytutu na rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris w "Rozmowach Niedokończonych" w Radiu Maryja stwierdziła: "Eurobarometr działa trochę tak, jak CBOS czyli są pytania: czy zna pan/pani jakąś osobę, która doświadczyła przemocy. Wyniki Unijnej Agencji Praw Podstawowych, które mówią o tym, że Polska jest krajem o najniższym wskaźniku przemocy wobec kobiet są efektem badań na grupie kobiet, które były bezpośrednio pytane. Wyniki tych badań nie są oparte na raportach policyjnych. Tam była kobieta, która rozmawiała z osobą przeprowadzającą wywiad i to są miarodajne wyniki badań." Banasiuk jest prawniczką, specjalizuje się... w prawie autorskim. Wypowiadając się w mediach wypadałoby przyswoić sobie chociaż podstawową wiedzę na temat zjawiska i badania jego skali. Jej wypowiedź jest bowiem kuriozalna. Socjologowie doskonale wiedzą, że na bezpośrednie pytanie o sprawy drażliwe respondenci z zasady nie odpowiadają szczerze. W raportach z badań zaznacza się to więc informacja jest łatwa do znalezienia. Eurobarometr nie działa jak CBOS tylko taka jest poprawna metodologia badania. Przykład - cytat z raportu z badań z 2009 roku przeprowadzonych przez Instytut Psychologii PAN "Przemoc w rodzinie wobec osób starszych i niepełnosprawnych":

"W badaniach sondażowych zadawanie pytań wprost o przemoc w rodzinie obarczone jest znacznym błędem (działanie potrzeby aprobaty społecznej, zachowania dobrego mniemania o sobie itp.). Wobec tego celowe wydaje się stosowanie wskaźnikow inferencyjnych - pośrednio informujących o społecznej akceptacji różnych form przemocy, czy rodzajach usprawiedliwień różnych form przemocy, a także obojętności wobec niej." [podkr. MB]

Na stronie Agencji Praw podstawowych znajdują się wyniki badań, opis metodologii a także narzędzie tj. kwestionariusz z pytaniami. Jest tak skonstruowany, że w kraju, w którym nie ma rzeczowej debaty publicznej na temat przemocy, świadomość problemu jest niska a kwestia gender kojarzy się jak najgorzej, wspomniany "znaczny błąd" zamienił się... w bardzo znaczny. Najczęstszymi rodzajami przemocy fizycznej są według respondentek "popychanie lub odpychanie", co dla wielu Polek mogło nie być w ogóle rzeczą wartą uwagi. Z kolei na pytanie "nie wprost", o postrzeganie przez kobiety  częstotliwości występowania przemocy wobec kobiet, Polki odpowiedziały: jest ona bardzo powszechna - 16 proc.; dość powszechna - 45 proc.; niezbyt powszechna - 25 proc.; rzadka - 4 proc. i nie mam zdania aż 9 proc.. Łącznie 61 proc. respondentek uznało, że przemoc wobec kobiet jest powszechnym zjawiskiem. Jak łatwo się domyślić w krajach uwrażliwionych na kwestię przemocy psychicznej czy seksualnej procent ten był wyższy, co pokazuje większe wyczulenie nawet na drobiazgi.

 
Wyniki te należy uwzględniać w rozmowach na temat przeciwdziałania przemocy ale zawsze w połączeniu z wiarygodnymi danymi z innych źródeł. Oszacowanie skali zjawiska nie jest łatwe i im więcej mamy danych, tym lepiej. Powoływanie się na jedne wyniki z pomijaniem innych bo akurat pasują do tezy jest kompromitujące dla mediów, niezależnie od tego, czy robią to media lewicowe, prawicowe czy religijne. Tu nawet nie chodzi o godność kobiety ale o godność wszystkich osób słabszych wykorzystywanych przez silnych. Opór wobec ideologii nie może się przerodzić w opór wobec prawdy tylko dlatego, że upominają się o nią osoby niechętne Kościołowi. To byłoby sprzeczne z esencją Ewangelii.

Katolicyzm, wbrew temu, co mówią feministki, nie jest czynnikiem proprzemocowym. Nigdy nie dawał Kaina za wzór. Ma natomiast problem z empatią, co nie dotyczy tylko ofiar przemocy. Dowodem jest choćby tekst Jolanty Szymańskiej "Ja-sierota". Przypadkiem był reakcją na publikację w tym samym tygodniku, który nie jest pod tym względem ani lepszy, ani gorszy od innych mediów. Kluczem jest wrażliwość konkretnego dziennikarza.

Prawo kaduka oznacza działanie bezprawne. Może zamiast krążenia wokół prawa trzeba po prostu okazać serce? Chrystus nie był typem twardziela. Był charyzmatycznym, czułym, zdecydowanym Barankiem-Pasterzem, który dobrem zwyciężył zło. Mężczyźni autentycznie chodzący Jego drogami nigdy nie wstydzili się wrażliwości. Sfera publiczna to dobre miejsce, aby ją dzisiaj okazać. Tylko tak można pracować nad odbudowaniem zaufania niektórych kobiet do mężczyzn - ktoś musi zacząć.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Abel - ofiara przemocy
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.