Czy Jan Paweł II też był idiotą?
Czy Jan Paweł II też był idiotą, głosząc otwartość na uchodźców albo wprost wskazując na zagrożenie rasizmem, ksenofobią i nacjonalizmem? Niech każdy sam w sumieniu odpowie sobie na to pytanie.
Kilka dni temu szedłem krakowskimi Plantami. W okolicy ulicy Franciszkańskiej natknąłem się na niewielką ekspozycję plenerową, poświęconą Janowi Pawłowi II.
Dokumentuje ona, słowem i fotografią, papieską działalność na całym świecie w czasach jego pontyfikatu. Są tam zdjęcia papieża wśród ludów Afryki czy narodów Ameryki Południowej. Są tam też wypowiedzi Jana Pawła II zaczerpnięte z jego papieskiego nauczania.
Jan Paweł II wobec uchodźców
Wśród nich znalazłem także fragment z Orędzia na Światowy Dzień Migranta i Uchodźcy, jakie Jan Paweł II wystosował na 2005 rok. Dokument nosi nazwę "O zachowanie własnej tożsamości i uznanie tożsamości innych".
Notabene, szybka kwerenda w internecie pomogła mi ustalić, że ukazała się też na polskim rynku książka "Orędzia na Światowy Dzień Migranta i Uchodźcy 1985-2005".
Pierwsze orędzie, jakie Jan Paweł II wygłosił na ten temat, właśnie w 1985 r., nosi tytuł "Kościoły lokalne wobec emigrantów". Tytuły niektórych z późniejszych orędzi - warto to odnotować - brzmią: "Maryja punktem odniesienia dla migrantów i uchodźców", "Kościół wzywa wszystkich ludzi do pełniejszej solidarności" czy "Kobieta na emigracji".
A jaki był tytuł orędzia Jana Pawła II z 2003 roku? Jak się okazuje, bardzo na czasie: "Przeciw przejawom rasizmu, ksenofobii i skrajnego nacjonalizmu". W orędziu tym papież pisał: "Wzywam rodziców i nauczycieli, aby zwalczali rasizm i ksenofobię, kształtując postawy pozytywne, oparte na katolickiej nauce społecznej".
Chciałbym przytoczyć fragment z orędzia Jana Pawła II z 2005 roku, bo dobrze wskazuje on różnice względem zarówno naiwnego lub cynicznego hurra-multikulturalizmu, z drugiej - względem tępej i wściekłej ksenofobii. Z jednym i drugim mamy niestety ostatnio do czynienia, choć to drugie jest zdaje się bardziej krzykliwe i zadowolone z siebie, a czasem też podobno "chrześcijańskie".
Chrześcijanie otwarci na pomoc
Jan Paweł II pisał: "W naszych społeczeństwach, w których zjawisko migracji stało się globalne, konieczne jest dążenie do właściwej równowagi między zachowaniem własnej tożsamości a uznaniem tożsamości innych. Należy bowiem akceptować istnienie w danym kraju uprawnionej wielości kultur, dbając, aby było to zgodne z ochroną ładu, od którego zależy pokój społeczny i wolność obywateli".
I zaznaczał: "chrześcijanie winni przede wszystkim usłyszeć wołanie o pomoc tak licznych migrantów i uchodźców, ale winni też przyczyniać się aktywnie do tworzenia nowych perspektyw, które pozwolą żywić nadzieję na powstanie społeczeństwa bardziej otwartego i solidarnego. To przede wszystkim ich zadaniem jest dostrzeganie obecności Boga w dziejach, nawet wówczas, gdy wszystko wydaje się jeszcze spowite mrokiem".
Równocześnie papież miał głęboką świadomość, że także imigranci ponoszą znaczną współodpowiedzialność za swoje relacje z nowymi społecznościami, w których odnaleźli dom.
Bez żadnych złudzeń stwierdzał, że integracja jest długotrwałym procesem, który ma tak kształtować społeczeństwa i kultury, aby coraz bardziej stawały się odzwierciedleniem wielorakich darów, jakimi Bóg obdarza ludzi: "w procesie tym migrant dokłada starań, aby włączyć się w życie społeczeństwa — np. podejmując naukę języka danego kraju, dostosowując się do obowiązujących praw i wymogów związanych z pracą — co pozwoli uniknąć powstania nazbyt głębokich różnic".
Jan Paweł II Wielki, ale zapomniany
Kiedy obserwuję nasze ostatnie debaty publiczne (w których przecież na pełnych prawach, za pomocą tak potężnego środka jak media społecznościowe, uczestniczą zwykli ludzie), to zastanawiam się nad recepcją dziedzictwa Jana Pawła II. Jeśli skonfrontować jego orędzia z postawami wielu Polaków dzisiaj - w tym niestety katolików - to można zapytać: co się stało, że po dekadzie z Polaka-papieża została nam tylko ta myśl, że był Wielki?
Realnie rzecz biorąc, duża część jego nauczania - tego opartego na zaufaniu Chrystusowi względem drugiego człowieka - jakby wyparowała, przykryta licznymi "dobrymi powodami". Nazywamy Jana Pawła II "Wielkim". Ale czy z tej wielkości nie wyparowała aby cała treść, poza tym dość plemiennym przekonaniem, że jest on "Wielki", bo to "nasz papież"?
I nie mówię tutaj o sympozjach, instytutach, deklaracjach, ulicach i rondach Jana Pawła II. Bardziej mnie zastanawia, że w obecnej sytuacji, gdy faktycznie można by sięgnąć po jego nauczanie w bardzo konkretnych, gorących zagadnieniach - wielu katolików, wielu niewierzących prawicowych publicystów deklarujących przywiązanie do "katolicyzmu kulturowego", zapadło na ciężką amnezję.
Może nigdy nie czytali papieskich wypowiedzi? Może dawno już zakurzyły się na półkach, ukryte za telewizorami, jego encykliki. A może, niestety, bardzo wygodna jest dla wielu ta niepamięć.
Wiem, na prawicy bardzo chętnie zwraca się uwagę, że lewica czyta papieży mocno selektywnie. Ale czy po drugiej stronie od dawna nie obserwujemy identycznego procesu? Hipokryzja obu stron jest znaczna i szkodzi polskiemu społeczeństwu.
Boli to szczególnie, gdy uświadomimy sobie, że przekaz Jana Pawła II nie różnił się w wyżej wspomnianych sprawach od nauczania Franciszka, którego jeden z prominentnych dziennikarzy prawicy nazwał "idiotą", gdy Franciszkowy przekaz zaczął nazbyt odbiegać od jego własnych, narodowo-liberalnych przekonań.
Zapytam zatem bardzo prowokacyjnie wszystkich czytelników tego felietonu: czy Jan Paweł II też był idiotą, głosząc roztropną otwartość na uchodźców albo wprost wskazując na zagrożenie rasizmem, ksenofobią i nacjonalizmem? Niech każdy sam w sumieniu odpowie sobie na to pytanie.
Skomentuj artykuł