Demonstracje i procesje
Wielu ludzi wycofuje się z uczestnictwa w wiecach i przemarszach, gdy ktoś zaczyna przyczepiać im nie ich "łatki"
Nikt nie lubi być nabijany w butelkę, zwłaszcza wtedy, gdy daje swoją twarz. Gdy idę na demonstrację, to nie chciałbym, by moja obecność służyła obcym mi hasłom. Dlatego wielu ludzi wycofuje się z uczestnictwa w wiecach i przemarszach, gdy ktoś zaczyna przyczepiać im nie ich "łatki".
Znacznie spadła liczba demonstrujących, gdy protesty w obronie demokracji i Konstytucji zamieniono w domaganie się liberalizacji prawa antyaborcyjnego. To dwie różne sprawy: mieszanie ich wywołało poczucie "nabijania w butelkę" i zaszkodziło. (Pozostawiam na boku dociekanie, czyja to naprawdę była inicjatywa, by to łączyć ze sobą). Podobnie dzieje się, gdy procesja religijna jest wykorzystywana do rzucania haseł politycznych. Ludzie, dla których te hasła są "nie ich", czują się "nie u siebie" na takiej uroczystości. Nic dziwnego, że wielu zaczyna ich unikać. A nawet ci, którym jak raz ta strona sporu politycznego jest bliska, nie muszą czuć się dobrze, gdy modlitwa i liturgia są zamieniane w wiecowanie i przemówienia partyjne (nawet gdy ubrane są w retorykę religijną). To jest gorszące, bo z Boga czyni narzędzie.
Nie żyjemy już w czasach, gdy uczestnictwo w demonstracjach było obowiązkowe. Niepójście na pochód nie grozi szykanami jak w PRL, III Rzeszy czy ZSRR, gdzie straszyło się szturmówkami, pochodniami, a nawet "mieczami atomowymi". Oczywiście bywa, że publicznie będzie się przezwanym "komunistą i złodziejem" i lepiej się nie chwalić na Facebooku swoimi zdjęciami z wiecu, bo pracodawca (zwłaszcza państwowy) może to wykorzystać przeciw nam. Ale teoretycznie wolno nam uczestniczyć lub nie w różnych publicznych zgromadzeniach.
Gdy jest jedno jasne hasło, jak np. teraz w Hong-Kongu, to ludzi łatwiej zmobilizować. Gdy jest wiele różnych, to wszystko zaczyna się rozpływać, jak np. demonstracje we Francji, którym nie wiadomo już kto przewodził. Rozumiem więc, że szuka się jasnego przesłania. Ale wtedy łatwiej o slogany, które dzielą, a nie łączą… również na procesjach.
Jestem ciekaw, czy suplikacje po Mszach po Bożym Ciele to odpowiedź tylko na wizerunki Matki Boskiej z tęczowymi aureolami, czy również na Grób Pański z napisem LGBT na tekturowym kamieniu, który bezpośrednio sprowokował tamte wizerunki (o czym świadczy ich umiejscowienie). Czy te suplikacje łączą przeciw wszelkim obraźliwym działaniom, czy raczej uderzają tylko w jednym kierunku?
Powoli pozwalamy sobie na wrażliwość, która nas przekonuje, że skoro ktoś profanował w jedną stronę, to teraz inny może profanować w drugą stronę. Zamiast odcinać się od każdej profanacji i krzyczeć im: Nie w moim imieniu, nie w imieniu mojej religii… czy mojego ateizmu!
Jacek Siepsiak SJ - dyrektor naczelny Wydawnictwa WAM i redaktor naczelny kwartalnika "Życie Duchowe". Tekst ukazał się pierwotnie w Gazecie Krakowskiej
Skomentuj artykuł