Film religijny nie musi być świetlaną laurką
Przeczytałem rozmowę z reżyserem "Bożego Ciała" Janem Komasą. A w trakcie niej również odmowę abpa przemyskiego na kręcenie niektórych scen filmu w kościele w Jaśliskach. Co mnie najbardziej uderzyło?
I co mnie najbardziej uderzyło? Nawet nie ta odmowa, bo w sumie biskup ma takie prawo. Bardziej chodzi o stosunek oficjalnego Kościoła do sztuki, o rozjazd ze współczesną kulturą, którego szczerze mówiąc nie potrafię pojąć.
Trzeba najpierw oddać sprawiedliwość kurii przemyskiej, że odmowa jest obszernie uzasadniona. Ktoś zadał sobie trud. Niemniej pada tam zdanie, które mnie zadziwia: "Zgoda biskupa oznaczałaby formalną akceptację takich pseudochrześcijańskich postaw. Pozostawiłyby one ślad w umyśle i sercu wiernych, doprowadzając do zgorszenia i oceny stanu kapłańskiego innych duchownych i kleryków".
I to jest bardzo osobliwe podsumowanie. Jakby wierni i kapłani byli małymi dziećmi, którym nie wolno pewnych rzeczy pokazywać. Jan Komasa jest dobrze zapowiadającym się reżyserem. "Boże Ciało" widziałem i osobiście nie stwierdziłem, że jest to film antyreligijny, antyklerykalny, który stawia kapłanów w złym świetle. Kapelan poprawczaka zrobił na mnie bardzo dobre wrażenie. Owszem, jest tam krytyka religijnej hipokryzji: można siedzieć w pierwszej ławce i modlić się, a równocześnie zionąć do kogoś nienawiścią. Nie podobała mi się scena z wulgarnie zachowującą się młodzieżą, była przerysowana.
Ale kapłaństwo paradoksalnie nie jest centralnym tematem tego filmu. Ja sam utożsamiłem się chwilami z tym, co główny bohater mówił na kazaniach. To było szczere. Bo czyż rzeczywiście potrafię żyć tym, do czego wzywa mnie Ewangelia? Czyż także ksiądz nie doświadcza rozdarcia, porażki, rozjechania między słowem a czynem? Oczywiście, że doświadcza. Czy nie ma pragnień, których nie potrafi zrealizować, bo przygniata go słabość, niemoc? Jasne, że ma. Chyba, że ciągle będziemy księdza pokazywać jako herosa.
Sam utwierdziłem się w tym, że nigdy nie należy przekreślać człowieka, który nie zawsze ma dobry start w życiu, któremu nie wyszło, ale nawet jego nałogi, agresja, to nie cała prawda o nim. Jest w człowieku coś głębszego. Nie wiem, czy to chciał przekazać reżyser. Nawet mnie to nie obchodzi. Ważne, że do mnie to dotarło, tak odebrałem film.
Mam wrażenie, że Kościół coraz bardziej staje okoniem do współczesnej kultury. Nie można oczekiwać, że film religijny będzie zgodny w każdym szczególe z Prawem Kanonicznym, że będzie świetlaną laurką dającą przykład wiernym. I tylko wtedy będzie można go oglądać, gdy zrobi go niemalże kanonizowany za życia człowiek. "Boże Ciało" to pewna historia, która też jest myślą reżysera, pewną interpretacją, podległą dyskusji, rozmowie.
Paradoksalnie współczesne kino ma dziś często więcej do powiedzenia (...) o poszukiwaniu Boga po omacku, o miłości i bliskości niż to, co mówimy w oklepanych często frazesach w kościołach.
Według logiki oświadczenia kurii przemyskiej, odnoszę wrażenie, że z Biblii również należałoby usunąć wszystkie bezeceństwa, morderstwa, zdrady, chciwość, ludzką podłość, prostytutki, córki współżyjące ze swymi ojcami itd. Czy powiemy, że tak chciał Bóg? Czy Bóg stoi za tym wszystkim? Oczywiście, że nie. Tylko religijny fundamentalista odczytuje Biblię dosłownie. Także w Biblii musimy odsiewać to, co ludzkie, od tego, co boskie. Ale Bóg działa pośród grzesznych ludzi i czasem posługuje się grzesznymi ludźmi
Podobnie i z filmem "Boże Ciało". On też podlega interpretacji. Nie można przecież robić jakiegoś sterylnego, odrealnionego i sztucznego scenariusza. Biblia i życie takie nie są. Ponadto, nie wszystko, co ludzie kultury tworzą, jest wrogie Kościołowi i Bogu. Czasem nawet jeśli coś wykrzywiają, przerysowują, to też jest w tym jakiś cel. Nie mam na myśli produkcji obrazoburczych, podłych, cynicznych. "Boże Ciało" takie nie jest. Zamiast więc z góry zakazywać i gorszyć się, należy uczyć się, jak odczytywać współczesne dzieła. Odsiewać to, co w nich jest plewami od tego, co jest ziarnem. Rozróżniać, a nie oczekiwać, że filmy o tematyce religijnej będą jak komunistyczna akademia na cześć towarzysza Bieruta czy Gomułki. To jakieś nieporozumienie.
Paradoksalnie współczesne kino ma dziś często więcej do powiedzenia o dzisiejszym człowieku, jego problemach, pragnieniach, pustce, czasem zagubieniu, o poszukiwaniu Boga po omacku, o miłości i bliskości niż to, co mówimy w oklepanych często frazesach w kościołach.
Skomentuj artykuł