Gdzie leży moja Biblia?
Kilka dni temu obchodziliśmy w Kościele Niedzielę Słowa Bożego. Pojawiło się sporo komentarzy, wskazówek, jak czytać Biblię i po co w ogóle to robić. Zapytałam dziś sama siebie - gdzie teraz leży moja Biblia? Pięć dni minęło od niedzieli - czy coś się zmieniło?
Poruszył mnie tekst Marty Łysek, która pisała w niedzielę o tym, że Słowo do nas mówi. Czytając ten komentarz pomyślałam o kazaniu, jakie słyszałam na mszy kilka godzin wcześniej i o tym, że Słowo, do którego nawiązywał kapłan, rzeczywiście dobitnie do mnie mówiło o braku jedności w mojej własnej rodzinie i codzienności.
Nie zawsze konfrontacja ze Słowem jest łatwa - choćby jak na wspomnianym kazaniu. Czasem zdziera mylne poczucie, że wszystko jest ok i że nie muszę się zmieniać, szukać, myśleć. Gdyby jednak potraktować Pismo Święte jak list, który napisał do mnie Bóg? Do mnie, konkretnie. Czy wtedy wyciągnę tę Biblię na dłużej niż jeden dzień w roku?
Gdy rozmawiam z innymi o tym, dlaczego ciężko nam wystartować z samodzielną lekturą, często słyszę o lęku - że szybko porzucę postanowienie czytania codziennie choćby fragmentu; że nie rozumiem, co czytam albo boję się, że zinterpretuję Słowo niewłaściwie; że to za trudne i dla duchowych herosów… Tymczasem mamy pod nosem ogromny skarb, z którego nie korzystamy, bo wytłumaczenie znaleźć łatwo, trudniej jednak wyrobić w sobie konkretny nawyk, który może zrodzić coś bezcennego - jeśli tylko damy sobie na to szansę.
Od jakiegoś czasu podziwiam na Instagramie działania Jagody Kwiecień, która promuje w Polsce idee Bible journalingu, czyli spędzania czasu nad Biblią z kolorowymi cienkopisami, naklejkami, notatkami. Z egzemplarza Pisma Świętego tworzy bezcenny duchowy pamiętnik. To forma, która jednych zachwyca, innych razi. Sama pisałam kiedyś po swoim pierwszym egzemplarzu Biblii. Obecnie tego nie robię, bo nie widzę, by była to forma dobra dla mnie na tu i teraz. Przyglądam się jednak, jak to, co robi Jagoda Kwiecień inspiruje rzesze ludzi. Stworzyła sporą społeczność osób, które tak jak ona żyją Słowem z mazakiem w dłoni, wyrażając w tym siebie i swoją relację z Bogiem.
Mamy też choćby aplikację Modlitwa w drodze czy Internetowy Dom Rekolekcyjny, w którym pojawiają się codziennie krótkie wprowadzenia do modlitwy, odwołujące się do Ewangelii czytanej w kościołach danego dnia. Mamy wiele możliwości, ale czy tak naprawdę szukamy sposobu czy... powodu? By nawet nie próbować, bo...
Dla mnie codzienny czas z Pismem Świętym jest bezcenny. Zafascynowana duchowością ignacjańską, poznałam na rekolekcjach w milczeniu sposoby modlitwy, które bardzo do mnie docierają i sprawiają, tak jak pisała Marta Łysek, że Słowo do mnie mówi. Noszę w sobie wiele takich "dotknięć", które były mocnym odniesieniem do mojej codzienności, trosk i zmartwień.
Rok 2018, Fundament rekolekcji ignacjańskich. To taki czas szczególny - siedziałam tydzień w ciszy i słuchałam, co mówi Bóg, a mówił bardzo wiele. Na jednej z medytacji zobaczyłam siebie jako wielki dzban z oliwą w środku. Pomyślałam wtedy: Jezu, z oliwą? Jaką oliwą? Ja przecież swoim krzykiem i gniewem bardziej zadaję rany niż je opatruję. Podczas kolejnej modlitwy dostałam odpowiedź. Dzban się rozbił. Oliwa się rozlała. Po odłamkach naczynia chodziły moje dzieci, kalecząc sobie stopy.
To był najmocniejszy i najtrudniejszy moment tych rekolekcji. Zobaczyłam, jak bardzo ranię moje dzieci, ale Jezus nie zostawił mnie z tym samą… Zobaczyłam, jak siada przy moich synach i wyciąga im odłamki z nóg. Z tego, co wyciągnął, posklejał mnie na nowo. Nie zrobił mnie od nowa, posklejał z resztek. Miałam być nadal dzbanem. Popękanym. Ta modlitwa, tamten czas zmieniły mnie i moją relację z synami. Trudna konfrontacja z Biblią, która przyniosła życie.
Nie trzeba jechać na 8 dni w ciszy, by usłyszeć Boga. Jednak można... Nie trzeba rysować po Biblii, by się nią modlić, ale jest to w twoim zasięgu. Nie musisz modlić się Ewangelią z danego dnia, ale masz taką szansę. Pytanie tylko, czy poszukasz sposobu, czy powodu. Więc jak?
Skomentuj artykuł