"Gorsze" dzieci Boga
Jeśli Bóg nawet z największej słabości człowieka może wyprowadzić dobro, nie powinniśmy zbyt pochopnie oceniać innych, zwłaszcza słabych i niepełnosprawnych. Nie znamy planu Boga względem Jego "gorszych" dzieci.
Na początku stycznia w mediach pojawiła się informacja, że w samej Francji 96 procent dzieci z zespołem Downa jest zabijanych przed urodzeniem. Dane te, nawet jeśli odnoszą się do stosunkowo niewielkiej liczby wszystkich ciąż, są i tak bardzo niepokojące. Oznaczają bowiem, że 96 procent pewnej grupy ludzi jest pozbawiana prawa do życia, jeszcze przed złapaniem pierwszego oddechu, bo ich geny minimalnie różnią się od naszych.
Czy żyjący współcześnie ludzie nie wyciągają zbyt pochopnych wniosków w kwestiach dotyczących godności i prawa do życia najsłabszych - w tym wypadku dzieci, które przychodzą na świat "wyposażone" w jeden dodatkowy chromosom?
Zespół Downa nazywany był w przeszłości mongolizmem. Charakterystyczny wygląd i sposób zachowania osób dotkniętych tym upośledzeniem nakazywał bezpieczny dystans w kontaktach z nimi. Co ciekawe, mimo rozwoju medycyny i wielu badań, dystans ten nie zmniejszył się do dziś.
Widząc osoby dotknięte ZD, często automatycznie odwracamy wzrok lub zmieniamy kierunek. Staramy się z nimi nie rozmawiać, a jeśli jesteśmy już do tego zmuszeni, nie mamy pojęcia jak się zachować. Lęk, jaki rodzi się wobec "innych", przeszkadza w podjęciu jakiegokolwiek dialogu. Takie bariery tworzą się zresztą nie tylko w stosunku do osób z ZD, ale także wobec ludzi dotkniętych innymi rodzajami niepełnosprawności.
Na szczęście pojawia się coraz więcej kampanii i akcji, których twórcy próbują zasypać przepaści między ludźmi. Przygotowane przez nich materiały ukazują osoby dotknięte niepełnosprawnością jako kompetentnych i wydajnych pracowników, wiernych przyjaciół i odpowiedzialnych ludzi.
Posted by Joanna Flores on 9 listopada 2015
Wątpliwości nie pozostawia też Thierry de la Villejégu, dyrektor Fundacji im. prof. Jérôme Lejeune zajmującej się niesieniem pomocy ludziom cierpiącym na ZD. Villejégu podkreśla, że osoby dotknięte tym upośledzeniem "dobrze integrują się w społeczeństwie, są zdolne do pracy i pełnego rozwoju swojego człowieczeństwa".
Mimo to niepełnosprawność wciąż pozostaje jedną z najczęstszych przyczyn szufladkowania ludzi. Nasze mechanizmy obronne i utrwalane przez lata schematy są na tyle silne, że nawet zapewnienia specjalistów i najlepiej przygotowane kampanie nie są w stanie pokonać w pełni dystansu, który dzieli ludzi na zdrowych i upośledzonych. Co gorsza, jak pokazują dramatyczne statystki z Francji, dystans ten jest w stanie skłonić rodziców do zabicia niepełnosprawnego dziecka. Gdzie zatem szukać ratunku?
Najskuteczniejszym sposobem łagodzenia niechęci i strachu jest bezpośredni kontakt z tym, co je wywołuje. W tym wypadku z niepełnosprawnością. Okazji do tego jest naprawdę dużo. W niemal każdej diecezji w Polsce działa duszpasterstwo pomagające osobom dotkniętym różnymi rodzajami niepełnosprawności. Zaangażowanie się w takie dzieło daje możliwość nie tylko oswajania się z ludzką ułomnością, ale również udzielania konkretnej pomocy tym, którzy jej potrzebują. Wbrew pozorom wcale nie trzeba wiele robić: wystarczy zabrać kogoś na spacer, pójść na zakupy, a czasem po prostu porozmawiać. Szybko odkryjemy, że relacja z niepełnosprawnymi pomaga nie tylko im, ale często także nam samym.
Na koniec jeszcze pytanie, które często pojawia się w naszych głowach, gdy mamy do czynienia z osobami niepełnosprawnymi. Dotyczy ono sensu cierpienia i najczęściej brzmi: "Dlaczego Bóg na to pozwala?". Jak na nie odpowiedzieć? Bóg działa w inny sposób niż ludzie. To, co dla nas jest słabe, niedoskonałe i nierokujące nadziei, Bóg traktuje jako pełne mocy. Jeśli On nawet z największej słabości człowieka może wyprowadzić dobro, to my nie powinniśmy zbyt pochopnie oceniać innych, zwłaszcza słabych i niepełnosprawnych. Nie znamy planu Boga względem Jego "gorszych" dzieci.
Piotr Kosiarski - redaktor DEON.pl
Skomentuj artykuł