Kościół otwarty, wygodny i opłacalny

Kościół otwarty, wygodny i opłacalny
(fot. PhotoAtelier/flickr.com/CC)

Co chwila słychać w mediach narzekania tych i owych, że sobie pozwolę nie wspominać nazwisk, iż Kościół nie jest otwarty. A gdyby się otworzył, zyskałby tylu nowych wiernych - albo odzyskałby tych, którzy już nie mają ochoty na Kościół w starej formule.

Złagodzić wymowę Ewangelii, odchudzić katalog grzechów. Bo wierni odchodzą - ci, którym się nie chce stawić czoła własnemu grzechowi. Tyle, że Kościół zawsze jest otwarty, ale na grzesznika, nie na grzech. I dlatego musi się "wtrącać", napominać, wzywać do nawrócenia. Problem w tym, że lenistwo jest wygodne, i wygodniejszy jest otwarty Kościół, który nie wymaga. Jest też bardziej opłacalny. Bo grzech przecież się opłaca. I to często w złotówkach.

Wygodnie i opłacalnie. Wspólny mianownik czterech grzechów wołających o pomstę do nieba.

Tych starych, katechizmowych, których kazano się uczyć w szkole na religii. Rozmyślne zabójstwo. Grzech sodomski. Uciśnienie ubogich, wdów i sierot. Zatrzymanie zapłaty. Brzmi znajomo? Tak, tylko wcale nie z katechizmu. Bardziej z opowieści zwykłych ludzi. Czasami - z telewizji.

DEON.PL POLECA

Rozmyślne zabójstwo? Tak, pod innymi nazwami. Aborcja. Eutanazja. Słuchamy o tym na okrągło i wszystkim już się znudziło. Na hasło "aborcja" większość ludzi przestaje słuchać, a ci, którzy próbują przekonać nieprzekonanych, dostają etykietkę szaleńców walczących o nie swoje i bez sensu. Bo to nie moja sprawa, tylko tej matki. Cóż. Aborcja jest wygodna. Aborcja się opłaca. Eutanazja? Po co żywić człowieka, który nie będzie już żyć jak normalny człowiek, tylko wegetować jak roślinka? To tylko koszty, zajmowanie łóżka, do którego jest przecież kolejka, to tylko niewygoda opiekowania się krewnym przez wiele lat. Że to nie do końca prawda? Trudno. Opieka nie opłaca się. Niewygodnie.

Grzech sodomski. Ten to dopiero się opłaca, zwłaszcza gdy się zrobi coming-out na odpowiedniej wizji. No i zgodnie z obowiązującą modą można wtedy przestać przejmować się nauką Kościoła i zacząć go oskarżać o brak tolerancji. Za to są nawet dodatkowe punkty - i można sobie wygodnie pogrzeszyć.

Uciśnienie ubogich, wdów i sierot. Kolejny opłacalny interes. Ubogi skupia się na utrzymaniu się przy życiu, nie stać go na prawników i procesy. Kto jest ubogi? Na przykład rodziny wielodzietne, którym zabiera się dzieci z powodu biedy, kierując je do placówek opiekuńczych wraz z kwotą pieniędzy na ich utrzymanie. A taka kwota przekazana biedującej rodzinie wystarczyłaby spokojnie na miesięczne utrzymanie nie jednego dziecka, ale kilkorga. Albo ci skromnie, choć ładnie ubrani staruszkowie, którzy pod pozorem spaceru robią obchód osiedlowych śmietników, dyskretnie zaglądając do kubłów, kiedy wydaje im się, że nikt nie patrzy. Ci, którym zasiłek nie starcza, żeby jeść przez miesiąc, nie mówiąc już o rachunkach, a którzy nie mają szans na powrót do zdrowia i do pracy. Pieniądze, które byłyby śmieszne, ale są żałosne. Tu nic się od dawna nie zmienia. Pensje, zasiłki, emerytury nie wystarczające na miesiąc życia, więc trzeba szukać drugiej pracy i harować od świtu po świt. Wtedy nie ma siły ani pieniędzy na sprzeciw. Jak wygodnie, i jak się opłaca pracodawcom i decydentom.

Zatrzymanie zapłaty. Mężczyzna ma na utrzymaniu żonę i maleńkie dziecko. Wypłatę dostaje w tygodniówkach. Szef spóźnia się z wypłatą, bo wyjeżdża na szybki urlop za granicę, a kiedy wreszcie daje zadłużonym już w międzyczasie pracownikom to, co im się należy, zastanawia się, na co oni właściwie wydają pieniądze. Albo fabryka plajtuje; pracownicy są ostatnimi osobami, które otrzymają swoją wypłatę. Wcześniej o swoje upomina się - między innymi - ZUS i komornik. Choć ci mają z czego żyć, a pracownik - nie.

Nowa formuła Kościoła - krzyczą zwolennicy pseudo-otwarcia. Jedni chcą zwyczajnie akceptacji dla własnych i cudzych grzechów, inni próbują umieścić Kościół na linii między kapitalizmem a socjalizmem, między państwem a społeczeństwem: jako instytucję skupiającą się na pomocy ubogim i potrzebującym.  Tymczasem Kościół jest, był i będzie na innej linii: między człowiekiem a grzechem. Otwarcie Kościoła nie polega na złagodzeniu wymowy Ewangelii, na odchudzeniu katalogu grzechów, na źle pojętym miłosierdziu, czysto materialnym, bez Boga. Kościół jest zawsze otwarty, ale na grzesznika, nie na grzech. I dlatego musi się "wtrącać", napominać, wzywać do nawrócenia. Wiara nie jest prywatną sprawą, bowiem grzech bowiem nie jest prywatną sprawą. Prywatny grzech pracowników służby zdrowia wykonujących aborcję dotyka całego społeczeństwa. Prywatny grzech chciwych pracowników administracji publicznej dotyka całego społeczeństwa. Wmawianie sobie i społeczeństwu, że Kościół może troszczyć się o zbawienie (od czego? od grzechu!) człowieka niepublicznie i nie mówiąc o grzechu - to zwyczajne kłamstwo. Ci, którzy nawołują do "otwarcia" Kościoła przyznają tym samym, że zupełnie nic z rzeczywistości wiary nie rozumieją. Bo Kościół już jest otwarty. Otwarty dla wszystkich grzeszników, tych uzależnionych od własnej wygody i opłacalnych interesów też. Jeśli tylko zechcą przyjść.

Marta Łysek - teolog i dziennikarka, żona i matka. Autorka bloga Dzieci, stwory i inne przyjemności.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Kościół otwarty, wygodny i opłacalny
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.