Kościół w barwach politycznej kampanii nie służy Bogu
Kościół nie może nikogo poprzeć, może jedynie wskazywać na wartości, które są bezpartyjne. Tak wiele przestrzeni, która miała być wspólna, zostało już nam odebrane i zatrute podziałem. Proszę księży, wiernych i polityków szukających poparcia, aby pozwolili naszym kaplicom być po prostu domem Boga, a Kościołowi pozostać powszechnym.
Z niektórych ambon słychać już grzmiące nawoływanie. Inne rozpalą się pewnie w ciągu najbliższych dwóch tygodni. Przed tym, żeby 13 października nie usłyszeć w wielu parafiach „Czytań z Księgi Ustaw” i psalmów sławiących kandydatów, ratuje nas już chyba tylko relikt zwany ciszą wyborczą. Niektórzy duchowni przestali ukrywać się z sympatiami politycznymi i mieszają je do liturgii albo przyprawiają im koloratkę jako znak katolickiej jakości. Politykom udało się podzielić nie tylko społeczeństwo, ale również Kościół. Na mszach gościmy kandydatów, a nad urną zastanawiamy się, czy nie grzeszymy. Kampania jest niczym adwent, a niedziela wyborcza weszła do kanonu świąt kościelnych i zdaniem niektórych znosi nawet Dzień Pański.
Kościół natomiast mówi jasno, jakie miejsce zajmuje wobec dyskursu politycznego. Przypomniał o tym niedawno abp Wojciech Polak w rozmowie z portalem Interia.pl: „Świątynie nie mogą stać się przestrzenią walki o władzę. (…) Nie można oczekiwać, że Kościół będzie wskazywał konkretne osoby, które należy wybierać. Trzeba powiedzieć jasno, że wszędzie tam, gdzie takie sytuacje mają miejsce, mamy do czynienia z nadużyciem”. Prymas przyznał też, że nie raz, gdy był jeszcze biskupem pomocniczym i sekretarzem KEP, próbowano go wmanewrować w poparcie dla jakiejś partii i formowanej przez nią idei politycznej. Odpowiadał wtedy krótko: „to nie jest moim powołaniem”.
Politykę tworzą jednak ludzie, a sam Kościół nie jest przecież oderwany od rzeczywistości, w której żyją wierni. Dlatego na początku tego roku Episkopat Polski wydał list „O ład społeczny dla wspólnego dobra”. Biskupi wskazują w nim m.in., że polska polityka – współtworzona przez katolików - jest dzisiaj pod wieloma względami zdemoralizowana. Zasadny zatem wydaje się ich apel, aby przerwać wzajemne wyniszczanie: „Szczera gotowość do otwartej, uczciwej rozmowy jest wyrazem umiłowania prawdy, dobra i wolności, a także szacunku dla godności i podmiotowości wszystkich obywateli, bez względu na ich przekonania czy sympatie polityczne. Nawołując wszystkich uczestników polskiego życia publicznego do nawrócenia i dialogu, jednocześnie zachęcamy do odważnego otwierania się na prawdę, do której każdy uczciwy dialog przybliża i prowadzi. (…) Aby taki dialog był możliwy, kluczowa jest refleksja nad językiem, którym posługujemy się w życiu publicznym. Wszelki dialog kończy się wówczas, gdy język publicznych debat służy budowaniu jednostronnego i nieprawdziwego obrazu życia społecznego czy też stygmatyzowaniu politycznych oponentów”.
Wspomniany wcześniej Prymas Polski, również jest wierny takiemu patrzeniu na rolę Kościoła w obecnej trudnej sytuacji politycznej w Polsce. W homilii wygłoszonej podczas uroczystości Matki Bożej Jasnogórskiej zaapelował do Polaków: „zaprzestańmy tych bratobójczych waśni, zaprzestańmy podsycania sporów i podziałów. Nie prowokujmy jedni drugich. Na nienawiść i pogardę odpowiedzmy miłością, odpowiedzmy naszą wiernością Chrystusowej Ewangelii”.
Jeśli ktokolwiek by twierdził, że sprzeciw wobec aborcji i krytyka środowisk LGBT daje mu prawo do nazywania się politykiem chrześcijańskim, i tylko na tej podstawie definiuje się jako taki, to z Ewangelią ma naprawdę niewiele wspólnego.
Podobnego myślenia brakuje jednak dzisiejszej klasie politycznej jak i wyborcom. Dokonujemy zbyt wielu krzywdzących uproszczeń, które sprowadzają Ewangelię do roli agendy politycznej. Jeśli ktokolwiek by twierdził, że sprzeciw wobec aborcji i krytyka środowisk LGBT daje mu prawo do nazywania się politykiem chrześcijańskim, i tylko na tej podstawie definiuje się jako taki, to z Ewangelią ma naprawdę niewiele wspólnego. Sprowadzanie jej do bycia wyłącznie drogowskazem moralnym, nie pozwala spotkać się nam z osobą, bez której traci ona sens – z Jezusem.
Obecny karykaturalny kształt polityki „zawdzięczamy” również tym, którzy nazywają się politykami chrześcijańskimi. Jako chrześcijanie nie możemy więc nie brać za niego odpowiedzialności. Miarą naszej obecności w życiu publicznym nie powinna być skuteczność we wprowadzaniu ustaw, ale wpływanie na głębszą rzeczywistość – relacji międzyludzkich i społecznych. Katolicy mogą zrobić naprawdę wiele dobrego i podzielić się doświadczeniem Kościoła kształtowanym przez wieki i epoki. Istnieją przynajmniej trzy takie przestrzenie, w których brakuje naszej obecności lub sobie ją odpuściliśmy. Większość ludzi interesuje dziś niestety tylko front walki światopoglądowej.
Tym, czego najbardziej dziś potrzebujemy i do czego wzywają nas biskupi oraz papież, jest posługa jednania. „Jeżeli Kościół zrezygnuje z tej posługi, nie tylko nie spełni swojego powołania i będzie wielkim przegranym, ale przede wszystkim nie będzie wierny Temu, który go posłał, aby świat pojednać z Bogiem, jak też ludzi pojednać między sobą” – powiedział kard. Kazimierz Nycz. Podczas gdy najbardziej efektywną metodą zdobywania politycznego poparcia jest wzmacnianie podziałów, mało kto decyduje się na bardziej wymagającą drogę, którą jest jednanie. Kościół jako miejsce i narzędzie zbawienia jest powszechny, nie może zatem służyć jedynie jakiejś części społeczeństwa – wybranym. Ten sam duch powinien towarzyszyć polityce kreowanej przez chrześcijan. Jak nikt inny jesteśmy wezwani do tego, aby w imię Chrystusa wprowadzać jedność w różnorodności, przebaczać i dążyć do zgody.
Skłóconemu społeczeństwu możemy również dać rozeznanie. To cenna przestrzeń, która pozwala nam zatrzymać się i wzajemnie usłyszeć. Prawo nie jest stanowione dla wybranych, ale dla wszystkich. Nie powinno zatem być głuche na niesprawiedliwość i krzywdę, gdy działa wbrew temu, czemu służy – czyli trosce o człowieka i świat, w którym żyje. Każda siła polityczna, która w uczciwych wyborach otrzymuje mandat, staje się głosem całego społeczeństwa, a nie jedynie tej części, która ją wybrała. Potrzebujemy więcej ciszy, czasu i umiejętności podawania w wątpliwość własnych osądów, aby zauważać ludzi żyjących w sytuacjach, które wymykają się naszemu myśleniu. Najtrudniejsze z nich wymagają znalezienia subtelnych rozwiązań i towarzyszenia, a nie ucinania tematu za pomocą radykalnych ustaw.
Wreszcie Kościół od blisko dwóch tysięcy lat godzi ze sobą przeszłość i przyszłość. W polityce brakuje nam myślenia w perspektywie ciągłości. Jedni przychodzą po drugich i za punkt honoru przyjmują wymazanie pamięci o poprzednikach. Nasza trudna historia, naznaczona wieloma tragediami, leży rozszarpana i porzucona. Nie koresponduje ze sobą, jest niczyja. Narasta międzypokoleniowa wrogość. Nie możemy żyć w tak skłóconym domu, w którym mnożą się sprzeczności. Ktoś wreszcie musi powiedzieć stop. Ważna jest pamięć, lecz za wszelką cenę unikać trzeba pamiętliwości. Nie odmawiajmy praw ani tym, którzy odchodzą, ani tym, którzy dopiero nadejdą. Młodzi i starzy to dwie bardzo wykluczone grupy, które ponoszą dziś największe koszty złego gospodarowania światem przez elity polityczne.
Od polityków, którzy pretendują do nazywania się chrześcijańskimi, oczekiwałbym dążenia właśnie do tych trzech rzeczywistości: pojednania, rozeznania i ciągłości.
Prawda Chrystusa nie jest prawdą, w którą można się uzbroić przeciwko komukolwiek. Ona nas czyni bezbronnymi. Politycy tymczasem nawet z braku broni potrafią uczynić oręż. To nie jest chrześcijańska postawa, choćbyśmy powoływali się na Jezusa przy każdej możliwej okazji. Od polityków, którzy pretendują do nazywania się chrześcijańskimi, oczekiwałbym dążenia właśnie do tych trzech rzeczywistości: pojednania, rozeznania i ciągłości. Żadna ustawa, o którą walczą (lub przeciw której), nie jest dziś tak ważna, jak tworzenie wokół siebie właśnie takiej przestrzeni dialogu – prawdziwie chrześcijańskiej. Dobrze, byśmy nad urną przestali wybierać partie, a zaczęli wartości.
Kościół nie może nikogo poprzeć, może jedynie wskazywać na wartości, które są bezpartyjne. Tak wiele przestrzeni, która miała być wspólna, zostało już nam odebrane i zatrute podziałem. Proszę zatem księży, wiernych i polityków szukających poparcia, aby pozwolili naszym kaplicom być po prostu domem Boga, a Kościołowi pozostać powszechnym.
Skomentuj artykuł