Kuria Rzymska: odrodzenie w Narodzenie
Franciszek uważa, że wiara ludzi w Boga słabnie, bo Kościół instytucjonalny jest od nich często zbyt oddalony. Samo głoszenie doktryny nie wystarczy, by zachować wiarę.
Na dorocznym spotkaniu z pracownikami Kurii Rzymskiej Papież Franciszek, oprócz złożenia życzeń i wygłoszenia pięknej katechezy o pokorze Boga, przedstawił powody i kryteria reformy tej ważnej instytucji w Kościele. Tak naprawdę nie chodzi tu tylko o państwo watykańskie. Te wytyczne mogą się przydać wszelkim dziełom i instytucjom kościelnym, a także wielu świeckim organizacjom.
Zdaniem Franciszka, motorem każdej zmiany powinna być żywa świadomość misji, która nigdy nie pozostaje czymś statycznym. Podlega modyfikacjom. Często wyznajemy w "Credo", że Syn Boży "dla nas i dla naszego zbawienia zstąpił z nieba", stał się człowiekiem. W świecie zaszła zmiana. Człowiek zgrzeszył i napytał sobie biedy. Bóg w pewnym sensie "dostosował się" do człowieka i do tej zmiany, decydując się na Wcielenie. Siłą napędową misji Syna Bożego na tym świecie była i jest Jego miłość, a celem pomoc człowiekowi, aby osiągnął swoje wieczne przeznaczenie.
Franciszek też uważa, że Kuria Rzymska, cały Kościół i każdy chrześcijanin tak naprawdę nie powinien żyć i działać tylko dla siebie. Celem każdej reformy w Kościele jest między innymi to, aby "lepiej zaspokoić potrzeby ludzi, którym mamy służyć". Papież nie wymyśla nic nowego. Stara się realizować słynne, ale wciąż słabo przyswojone adagium Jana Pawła II z jego pierwszej encykliki "Redemptor hominis", że to "człowiek jest drogą Kościoła".
Są jeszcze inne, negatywne powody, dla których konieczne są reformy w Kurii Rzymskiej. Afery finansowe i wynoszenie osobistych dokumentów przez, jak się wydawało zaufanych ludzi Papieża, poprzedziły ustąpienie Benedykta XVI z urzędu. Centralizacja w zarządzaniu Kościołem powszechnym też dzisiaj się nie sprawdza, chociaż niektórzy teologowie utrzymują, że to Rzym stanowi ciągle serce Kościoła. Ważną przesłanką do wyboru kardynała Bergoglio na papieża był bez wątpienia fakt, że podczas kongregacji przed ostatnim konklawe zdecydowanie opowiadał się za reformami.
Każdej instytucji, także Kościołowi, grozi pokusa zawężenia własnej misji do istnienia dla samej siebie. Partykularne interesy, także finansowe, i zwykłe lenistwo wypierają działanie dla dobra innych. Ociężałość, wygodnictwo i samozadowolenie pojawia się tam, gdzie z horyzontu znika "pierwotna miłość", o czym przypomina sam Jezus w Apokalipsie św. Jana. Często bierność w Kościele usprawiedliwia się w dość kuriozalny sposób, słowami samego Chrystusa, że przecież bramy piekielne nie przemogą Kościoła, więc czym się martwić. Jakoś przeżyjemy. A równocześnie niektórych ogarnia szczególna forma amnezji. Nie pamiętają, że słudzy Kościoła będą również sądzeni z tego, jak ten Kościół prowadzili.
Schyłkowość ogarnia każdą instytucję wtedy, gdy trwanie staje się jej celem, a gorliwość gaśnie. Wówczas na ogół króluje przyzwyczajenie dające komfort i święty spokój. Gorliwość rodzi się z żywej świadomości misji i znajomości konkretnej sytuacji ludzi, do których kieruje się dana organizacja. We wszelkich zamkniętych grupach działają podobne mechanizmy. Instytucjonalny wymiar Kościoła, który nota bene tworzą też ludzie, wcale nie jest wolny od tego, co trawi wewnętrznie inne grupy jak partie, koncerny czy urzędy. Przerost formy nad treścią, nepotyzm, realizowanie wyłącznie własnych ambicji, karierowiczostwo i konformizm. Zwłaszcza ta ostatnia cecha, czyli fałszywe "dostosowanie się" jest przeciwieństwem prawdziwej reformy i najsilniejszą pokusą ludzi Kościoła: robić wszystko tak, by nie podpaść przełożonemu czy biskupowi; nie narazić się, aby mnie nie przenieśli; nie mówić niewygodnych prawd, bo nie awansują; nie odmawiać nikomu, by nie utracić dobrej opinii i z wszystkimi żyć za pan brat.
Franciszek jest realistą. Wie, że żadna zmiana nie dokonuje się bezboleśnie. Zawsze rodzą się trudności. Przyznam, że szczególnie zaciekawiły mnie trzy rodzaje oporów, wymienione przez Papieża, które pojawiają się przy przeprowadzaniu zmian: otwarte, ukryte i złośliwe. W pierwszym przypadku człowiek nie rozumie, ale chce zrozumieć, ma dobrą wolę. W drugim, boi się utraty przywilejów i umoszczonego gniazdka. W trzecim, pod pozorem ochrony tradycji, prawa, a nawet Ewangelii, posądza wręcz reformatora o najgorsze intencje i zamach na to, co najświętsze. To kazus faryzeuszów i uczonych w Prawie, którzy samego Jezusa utożsamili z diabłem - tam już nie było żadnej dobrej woli. Najgorsza jest jednak obojętność: "brak reakcji to znak śmierci" - pisze Papież. Pytanie, na ile te obserwacje Franciszka wypływają z jego doświadczenia, a na ile są tylko ogólnym opisem "dynamiki" zmian. Wydaje mi się, że te trzy typy oporów dotyczą nie tylko reform w Kurii. Takie reakcje występują podczas każdej próby wprowadzenia czegoś nowego, zwłaszcza tam, gdzie mamy do czynienia z dużą grupą ludzi.
W dwunastu kryteriach reformy Kurii Rzymskiej Papież nie zarysowuje jakiejś awangardowej strategii. Na pierwszym planie stawia nawrócenie osobiste i duszpasterskie. To myśl przewodnia jego pontyfikatu. Franciszek jest w tym punkcie konsekwentny, ale też często nierozumiany. Ten Papież nie jest systematycznym teologiem czy dogmatykiem. Działa czasem spontanicznie, zaskakująco. I chociaż prawdą jest, że szybkie zmiany w świecie, nowe problemy etyczne i religijne domagają się rozmaitych orzeczeń i zajmowania stanowiska, to jednak Franciszkowi bardziej leży na sercu to, aby najpierw bardziej zbliżyć się do zwykłych wierzących i niewierzących, spośród których większość nie potrzebuje najpierw wyczerpującego wyjaśnienia tajemnic wiary, lecz bliskości Boga objawionej przez ludzi Kościoła. Boga poznają przez bliskość człowieka wierzącego. Dzisiaj Ewangelię bardziej należy głosić obecnością, spieszeniem z pomocą i uczynkami miłosierdzia, a głoszenia słowem nie zaniedbywać. Zresztą to też żadne novum. Już św. Franciszek z Asyżu wysyłał swoich braci z nakazem: "Głoście Ewangelię, jeśli trzeba, także słowami".
Właśnie tutaj rodzi się często napięcie, ponieważ niektórzy biskupi i część duchowieństwa uważa, że odchodzenie ludzi z Kościoła następuje wskutek rzekomego "rozmywania" doktryny i zbyt słabego przypominania o niej. Papież uważa jednak, że wiara ludzi w Boga słabnie, bo Kościół instytucjonalny jest od nich często zbyt oddalony. Samo głoszenie doktryny nie wystarczy, by zachować wiarę.
Dlatego Kuria nie może być zorientowana jedynie na obronę ortodoksji, przerabianie stosów papierów, dyscyplinowanie i wydawanie pozwoleń, które, jak uczy Sobór Watykański II - "mogą doprowadzić do krępowania dynamizmu ewangelizacyjnego". Dlatego Kuria potrzebuje ciągłej reaktywacji. Tak jak każdy chrześcijanin, który chce być w drodze, a nie siedzieć na kanapie.
Dariusz Piórkowski SJ - dyrektor Wydawnictwa WAM
Skomentuj artykuł