Przywracanie granic w konfesjonale: lekarstwo na klerykalizm

Przywracanie granic w konfesjonale: lekarstwo na klerykalizm
(fot. cathopic.com)

W spowiedzi, jak w soczewce, można oglądać temat granic w Kościele. Mało się o nich rozmawia – kojarzą się bardziej z określaniem, co ludziom wierzącym wolno, a co nie. Wiele nagłówków portali katolickich zaczyna się od słów: „Czy to grzech…?” lub „Czy katolik może…?”. To zrównanie granic z przepisami, niekiedy rozumianymi literalnie aż po karykaturę, usuwa w cień inne, pierwotne rozumienie tego pojęcia: takiego miejsca w człowieku, które strzeże jego godności, poczucia bezpieczeństwa i zdolności funkcjonowania w ogóle.

Spowiedź jest spotkaniem. Nie da się mówić, że „nie spowiadamy się księdzu, tylko Bogu”, więc nie powinno nas dotykać, gdy ksiądz zachowa się w sposób naruszający. A jeśli dotyka, znaczy, że z wiarą penitenta krucho, a nie, że spowiednik coś robi źle. Nawet jeśli adresatem wyznania jest Bóg, spowiedź jest rozmową ludzi. Ksiądz uczestniczy w niej po to, by wspierać penitenta w budowaniu więzi z Bogiem, sobą samym i drugim człowiekiem, a nie by ten proces udaremniać. W dodatku występując w imieniu Boga – niszczy w drugim człowieku Jego obraz, gdy dopuszcza się przekroczeń. 

Jeśli ksiądz ma świadomość granic, wie, że on i penitent to dwie różne osoby, i umie się zatrzymać, gdy mu się to jakoś miesza. Ma uważność na własne uczucia, jakie budzą w nim słowa penitenta. Umie zreflektować: „zagotowałem się”, „odczuwam zażenowanie”, „martwi mnie to, co słyszę”. Potrafi też dostrzec, kiedy to, o czym mówi penitent, dotyka jego własnych doświadczeń i wie, że to różne opowieści: jego własna i penitenta. Zauważa, gdy dopowiada sobie sam historie na temat jego intencji. Słucha całościowo – nie tylko tego, co penitent mówi, ale i w jaki sposób opowiada o tym, co w jego przekonaniu nie działa w jego życiu. Jeśli granic nie zauważa, będzie odreagowywać na penitencie własne problemy i frustracje. 

DEON.PL POLECA

Świadomość granic po stronie spowiednika dotyczy także jasności odnośnie własnych uprawnień i roli – jest zdolnością określenia, co w Sakramencie Pojednania mu wolno i ile naprawdę może. Może wysłuchać wyznania grzechów i udzielić rozgrzeszenia (lub nie). Może dać drugiemu człowiekowi poczucie, że został usłyszany i w miarę umiejętności zatrzymać się z nim nad jakimś obszarem życia. Może spróbować pomóc mu coś zrozumieć z mechanizmów, jakie stoją za jego zachowaniami, doradzić, udzielić wsparcia. Nie ma mocy jednak, by zmienić życie penitenta, chcieć albo móc coś za niego. Po stronie spowiednika leży akceptacja ograniczeń własnej roli, ale także szacunek do granic penitenta. 

Granice penitenta określają to, co jest dla niego dostępne i możliwe w tym momencie jego życia, a co nie. Chronią miejsc wrażliwych i zranionych. W granicach penitenta leży jego wolność, sumienie, godność, potrzeba bezpieczeństwa i szacunku. 

Spowiedź jest też taką sytuacją dwóch osób, w której z założenia istnieje nierównowaga. Spowiednik z racji swojej roli jest osobą uprzywilejowaną, która może więcej, a penitent – mniej. To dlatego właśnie przy tej okazji może dochodzić do „nadużyć władzy” – ponieważ ksiądz ma w konfesjonale władzę, podobnie jak lekarz czy terapeuta w gabinecie. Etyka zawodowa nakłada na tego, kto więcej może, obowiązek troski o ochronę granic osoby znajdującej się w sytuacji zależnej. 

Jeśli to po stronie księdza jest ochrona granic penitenta, niedopuszczalne są zachowania, które go naruszają, upokarzają, zawstydzają. Jeśli ksiądz w konfesjonale jeździ po penitencie, ośmiesza, używa wartościujących epitetów czy wyzwisk – to łamie jakąś elementarną etykę sakramentalnego spotkania. Mam zresztą poczucie, że wielką szkodę wyrządza spowiedzi przywoływanie przykładów z życia o. Pio po to, by gloryfikować obcesowość czy agresję w konfesjonale. Zwłaszcza że święty sam przyznawał, iż cierpiał z powodu swojego temperamentu. 

Bardzo szkodliwe są także tezy, że „wstyd jest karą za grzechy” czy „pokutą” za nie, więc niech się penitent wstydzi, a spowiednik może ten wstyd pogłębiać. Wstyd jest naturalnym odruchem ochrony najbardziej kruchych części siebie. Broni poczucia własnej godności. Najczęściej wcale nie nadmierna „duma” czy „pycha” jest przyczyną wstydu, ale zupełnie przeciwnie – lęk przed odkryciem takich miejsc w sobie, które sprawią, że nikt mi nie wybaczy ani mnie nie przyjmie – ani Bóg, ani drugi człowiek, ani ja sam. Jeśli kapłan w konfesjonale nie ma empatii dla trudu człowieka, który się odsłania, penitent przekona się jedynie, że nie warto podejmować ryzyka odkrywania siebie, bo ból jest zbyt wielki.

By dawać w konfesjonale głos delikatności i empatii, potrzeba też zreflektować nad ilością kontroli sumienia w Kościele, jej sensem i skutecznością. Nie wiem, czy duszpasterze tak bardzo chcą czegoś za ludzi, że tak często nie dostrzegają ich autonomii, dobrej woli i zasobności? I skąd przekonanie, że „dla dobra człowieka” można na niego krzyczeć, grozić albo ośmieszać – zamiast okazać mu zaufanie? A mam poczucie, że to wycofanie zaufania zaczyna się bardzo wcześnie, na etapie pierwszych katechez.

Księża irytują się, że ludzie zaczynają spowiedź od formułki wyuczonej w dzieciństwie – ale przecież to oni edukują. Na religii i od ambony. Tworzą albo klimat zaufania i akceptacji, albo podejrzliwości i potępienia. Rodzi się też pytanie, w jakiej atmosferze odbywa się przygotowanie do pierwszej spowiedzi i dlaczego szok, jaki często temu wydarzeniu towarzyszy, sprawia, że wewnętrzny paraliż uniemożliwia dzieciom, a potem młodym dorosłym, nabycie języka, który pozwoliłby zmodyfikować wykute na blachę frazy. Czy nie bywa tak, że już wtedy, gdy mamy po 8-9 lat, zabiera się nam często kontekst zaufania i bezpieczeństwa, i przypisuje literze nadmierne, magiczne znaczenie? A gdyby nie odpytywać z formuły spowiedzi na ocenę i pozwolić dzieciom na więcej własnych słów? A gdyby nie siać klimatu przerażenia i nie powtarzać dzieciom, że między pierwszą spowiedzią a Pierwszą Komunią nie wolno im popełnić żadnego grzechu, bo inaczej nie będą mogły do niej przystąpić? I nie uczyć, że Ciało Pańskie to nagroda za bezgrzeszność?

Zgadzam się bardzo z głosami w Kościele, że potrzeba refleksji nad Sakramentem Pojednania. Jeśli papież Franciszek widzi klerykalizm jako główne zagrożenie wewnętrzne Kościoła, to spowiedź jest miejscem szczególnie narażonym na nadużycia władzy. To intymne i najczęściej trudne spotkanie potrzebuje ochrony granic – zaczynając choćby od ustalenia ze sobą nawzajem na początku spowiedzi, czy spowiednik może do penitenta mówić „ty”, niezależnie od wieku, jeśli ma taki pomysł.

Potrzeba rozmowy w Kościele i o tym, kto może i powinien spowiadać, i czy dostępna obecnie edukacja seminaryjna do tego wystarczy. Na jakie wsparcie mogą liczyć księża w tym obszarze swojej pracy, by radzić sobie z jej ciężarami. Ta rozmowa może pomóc w przyszłości ograniczać doświadczenia zranień, a nieraz traum, w konfesjonale i czynić go miejscem bezpiecznym, nie zaś bolesnym symbolem utrwalania klerykalnych postaw.

Trener, coach, autorka książek i artykułów, współpracuje z Aleteia Polska, zajmuje się wspieraniem relacji w rodzinie i relacji z sobą samym. Prywatnie żona i mama trójki dzieci.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
bp Piotr Jarecki, Tomasz Krzyżak

Czy Polska jest ziemią bez proroków?

Odważna, szczera i poruszająca rozmowa dziennikarza „Rzeczpospolitej” Tomasza Krzyżaka z biskupem Piotrem Jareckim. Nie tylko o polityce i relacjach państwo–Kościół, ale też o niespełnionych ambicjach, samotności i problemach księży.

...

Skomentuj artykuł

Przywracanie granic w konfesjonale: lekarstwo na klerykalizm
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.