Lepiej późno niż wcale
Kolejny odcinek "Bielma" i książka Ekke Overbeeka "Maxima culpa" wymagają reakcji Kościoła. I nie mówię o kolejnych zaprzeczeniach, opowieściach o ataku, ale o rzetelnym zbadaniu tej sprawy, wyjaśnieniu jej, udostępnieniu także kościelnych archiwów. Komisja, której powołanie jest konieczne, powinna też przebadać akta dotyczące wszystkich biskupów tamtego okresu.
Oglądałem już zarówno reportaż Gutowskiego, jak i czytałem książkę Ekke Overbeeka. I choć do części z wniosków jakie wyprowadzają obaj autorzy mam pewne zastrzeżenia, to nie ulega dla mnie wątpliwości, że kilka wniosków z obu tych dzieł wyprowadzić można.
Pierwszym z nich - w zasadzie bezspornym - jest uznanie, że Karol Wojtyła z realnymi i bezdyskusyjnymi sprawami wykorzystania seksualnego dzieci przez księży spotykał się już w okresie krakowskim. I już wtedy wiedział, że są to sprawy realne, a nie spreparowane przez komunistyczną bezpiekę. Z tej perspektywy trudno uznać, że jako papież mógł uważać wszystkie oskarżenia za nieprawdziwe i niesłuszne. Ta linia obrony upada, bo nie sposób wiarygodnie uzasadniać tego typu rozumowanie, jeśli wiemy, że Wojtyła wiedział o takich sprawach z wcześniejszego okresu.
Drugi wniosek też jest dość oczywisty. Stosunek Karola Wojtyły do takich spraw był analogiczny, jak ogromnej większości biskupów i księży z tamtych czasów. I to nie tylko w Polsce, ale w całym ówczesnym Kościele. Dane, jakie mamy z Niemiec, Francji, Stanów Zjednoczonych są w tej sprawie dość oczywiste, i naprawdę nie widać powodów, by w Polsce miało być inaczej. Nie ma też powodów, by akurat Karol Wojtyła, dla którego Kościół - po śmierci ojca - stał się nowym domem, który kapłaństwo cenił ponad wszystko - miał być radykalnie inny. Ten wniosek nasuwa się zresztą, gdy analizujemy początkowe postępowanie papieskie w tych sprawach. Papież nie do końca rozumie problem, ignoruje go, a w pierwszych swoich wystąpieniach większy nacisk kładzie na dobre imię duchowieństwa i zgorszenia, niż na dobro dzieci.
Mam świadomość, że to, co napisałem, będzie dla wielu czytelników atakiem na świętość Jana Pawła II i jego nauczanie. Ale tak wcale nie jest. Święci są ludźmi swoich czasów, myślą i odczuwają tak jak inni, nie są wyjęci z powszechnych błędów, nie są wolni od zaniedbań czy złego wpływu swoich czasów. Św. Maksymilian Kolbe uznawał prawdziwość "Protokołów mędrców Syjonu", a św. Bernard z Clairveaux promował krucjaty, które Jan Paweł II uznał za grzech ludzi Kościoła. Niewolnictwo - nawet jeśli wzywano do szacunku dla niewolników - było przez wieki akceptowane przez Kościół, a - i to też możemy już powiedzieć - dla spoistości instytucji i dobrego imienia duchowieństwa przez pokolenia nie chciano dostrzec przestępstw i nadużyć wobec małoletnich. Instytucja i kapłaństwo były ważniejsze niż dzieci. To nas obecnie szokuje, tak jak szokuje nas powszechna zgoda na niewolnictwo czy system zniewolenia pierwszych ludów Ameryki (protestowali przeciw temu systemowi nieliczni, i nie była to ani większość, ani wszyscy, ówczesne zakony także miały swoich niewolników), ale tak niestety bywa, że pewne nadużycia widzi dopiero kolejne pokolenie. Święci nie są zaś od tego wolni. Nieomylny jest tylko Bóg.
Informacje jakie do nas docierają (nawet jeśli niekiedy słusznie zwraca się uwagę na ahistoryczność części zarzutów) nie powinny być zbywane konkluzją, że to atak na Jana Pawła II. Dlaczego? Bo to po pierwsze jest wbrew duchowi myślenia samego Karola Wojtyły, który sam przepraszał za grzechy przeszłości. Wyznanie win jest elementem wojtyliańskiego projektu, i nie widać powodów, by nie mówić także o grzechach, zaniedbaniach także Jana Pawła II. Mniej istotne, ale także ważne jest także to, że jest to działanie nieskuteczne. Jeśli chcemy pokazać papieskiego ducha, to powinniśmy raczej odważnie podejść do pytań, powołać Komisję, która zajęłaby się nie tylko oceną działalności Karola Wojtyły, ale wszystkich polskich biskupów w latach 1945-2020, skalą pedofilii, systemowymi metodami jej tuszowania. To byłby nie tylko gest odważny, ale też pozwalający odpowiedzieć na pytanie, na ile postępowanie Wojtyły było wyjątkowe, a na ile typowe, na ile różnił się on od innych biskupów, na ile nie? Taka komisja pomogłaby także w prowadzonych procesach beatyfikacyjnych niektórych polskich biskupów, by uniknąć pytań po ewentualnym wyniesieniu na ołtarze. To jedyny rozsądny sposób zachowania. Czy możliwy na tym etapie? Obawiam się, że przy tym składzie Episkopatu nie.
Skomentuj artykuł