Między wirusem a Jasną Górą

Między wirusem a Jasną Górą
fot. YouTube / Nowy Łowiczanin

Zrozumiała tęsknota za tym, żeby również w Kościele i w kościołach znów było tak, jak przed wybuchem epidemii, nie może być usprawiedliwieniem dla podejmowania działań sprzecznych z przykazaniem miłości bliźniego.

W najbliższym czasie zostanie opublikowany dokument dotyczący szczegółów organizacji pielgrzymek. Taką zapowiedź zawarł przewodniczący KEP abp Stanisław Gądecki w komunikacie ogłoszonym niemal natychmiast po tym, jak rząd ogłosił zniesienie kolejnej partii związanych z pandemią ograniczeń. Jak wiadomo, ma być zniesiony m. in. limit wiernych mogących uczestniczyć w liturgii w kościołach.

Nie wiadomo, czy konieczność wydania odrębnych uregulowań dotyczących pielgrzymek dostrzeżono w związku z wydarzeniami, jakie w ostatnim tygodniu tegorocznego maja rozegrały się między Łowiczem a Częstochową. Z pewnością dają one do myślenia. Nie tylko o konieczności szczegółowych wewnątrzkościelnych przepisów na temat pielgrzymowania w najbliższych tygodniach i miesiącach.

Wiadomo, że problemy, przed jakimi staną w tym roku pieszy pątnicy, w Kościele w Polsce zauważono nieco wcześniej. Jak podała Katolicka Agencja Informacyjna, 14 maja br. na Jasnej Górze „kierownicy kompanii”, spotkali się z przewodniczącym Rady ds. Migracji, Turystyki i Pielgrzymek Episkopatu Polski, bp. Krzysztofem Zadarko, krajowym koordynatorem pielgrzymek, paulinami i przedstawicielami różnych służb. Szef Rady przypominał wtedy, że pielgrzymki piesze, zwłaszcza na Jasną Górę, odbywały się nawet w najtrudniejszych momentach polskiej historii. Podkreślał, że zawsze miały i mają wymiar pokutny. Dodawał, że choć epidemia wymusza konieczność wielu zmian, to jednak organizowanie ich jest wciąż możliwe. „Oczywiście w bardzo okrojony sposób wręcz symboliczny i chcemy właśnie ten symbol pielgrzymowania podtrzymać i nadać temu charakter jak najbardziej bezpieczny” - deklarował. Zapewniał, że jeśli pójdą pielgrzymki, to na pewno będą bezpieczne.

Trudno uniknąć pytania, czy wyjście na polskie drogi grupy około 130 pątników z Łowicza, 25 maja, w chwili, gdy świetle obowiązujących wtedy państwowych przepisów, ta forma religijnej aktywności była zakazana, było spełnieniem zapowiedzi składanych przez bp. Zadarko. Najwyraźniej policja była innego zdania, skoro podjęła interwencję. Trzeba też zadać pytanie, dlaczego musiała wkraczać dwukrotnie. Kościół w naszej Ojczyźnie wyraźnie i wielokrotnie podkreślał, że w duchu zrozumienia dla istniejących zagrożeń zdrowotnych, akceptuje państwowe przepisy ingerujące w jego funkcjonowanie i wzywa katolików (w tym także duchownych), do ich przestrzegania. Skoro taki był stan faktyczny, jaki sens miało doprowadzenie do sytuacji dwukrotnego rozwiązywania pielgrzymki? Co, kto i komu chciał udowodnić? Czy mieliśmy do czynienia z próbą przechytrzenia państwowych służb, w imię...? No właśnie, czego? Zachowania nieprzerwanej tradycji pielgrzymkowej, trwającej od roku 1656? Czy chodziło o to, aby jak mówił bp Józef Zawitkowski, wszystkim pokazać, że w czasie epidemii wyszła z Łowicza pielgrzymka? „Zapiszą to wszystkie parafie i urzędy miasta” - zapowiadał podczas poniedziałkowej Mszy poprzedzającej pielgrzymkę. Czy późniejsze (po policyjnej interwencji) odniesienia w komentarzach dla mediów do czasów zaborów i okupacji naprawdę były potrzebne i trafione? Sam biskup Zawitkowski zauważył, że jesteśmy dziś w wolnym kraju. A skoro tak, to my, katolicy, powinniśmy kierować się troską o wspólne dobro (a więc nie tylko swoje, ale również innych obywateli) i praworządnością.

Tegoroczną łowicką pielgrzymkę do Matki Bożej Częstochowskiej zapiszą nie tylko wszystkie parafie i urzędy miasta. Zapisano ją także w policyjnych (i nie tylko) spisach łamania obowiązującego prawa. Czy warto było do tego doprowadzić, aby przejść do historii?

Odnotowało ją również mnóstwo mediów. Niestety, najczęściej jako przykład nieroztropności i niezrozumiałych w sytuacji trwającego zagrożenia zachowań członków Kościoła katolickiego w naszym kraju. A czasami wręcz jako farsę. To bolesne. Zwłaszcza dla tych, którzy przez ostatnie tygodnie w imię bezpieczeństwa nie tylko własnego, ale również, a często przede wszystkim innych, rezygnowali z udziału we Mszy św., przyjmowania Komunii św., pożegnania zmarłych bliskich i znajomych.

Gdy ogłaszano w Polsce kolejne obostrzenia dotykające sfery życia religijnego, niejednokrotnie można było usłyszeć ze strony duchownych i świeckich argumentację, że ich przestrzeganie jest wyrazem troski o innych członków wspólnoty wiary. Z biegiem czasu przyzwyczailiśmy się do życia z wirusem i oprócz zmęczenia sytuacją coraz częściej pojawia się ignorowanie przepisów i lekceważenie zagrożenia. Ono jednak wciąż istnieje, o czym świadczą wciąż pojawiające się nowe ogniska zakażeń. Dlatego zrozumiała tęsknota za tym, żeby również w Kościele i w kościołach znów było tak, jak przed wybuchem epidemii, nie może być usprawiedliwieniem dla podejmowania działań sprzecznych z przykazaniem miłości bliźniego.

Dziennikarz, publicysta, twórca portalu wiara.pl; pracował m.in. w "Gościu Niedzielnym", radiu eM, KAI

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
abp Wojciech Polak, Marek Zając

Bez kompromisów i skrępowania. Po ludzku

Czy Kościół powinien mieszać się do polityki? Czy Polska powinna przyjmować uchodźców? W jaki sposób mierzyć się z problemem pedofilii wśród księży? Co Kościół ma do powiedzenia kobietom, które...

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Między wirusem a Jasną Górą
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.