Msza pogrzebowa Benedykta XVI. Księża powinni brać z niej przykład
Msza pogrzebowa Benedykta XVI była krótka i prosta. Nie miała słynnych "trzech kazań", jej liturgia była piękna, a homilia - nieprzegadana i pozbawiona niepotrzebnych odniesień. Niestety w Polsce nie jesteśmy przyzwyczajeni do takiego sposobu odprawiania mszy.
Pisząc o tym, nie chodzi mi o ograniczenia wynikające na przykład z braku osób, które mogłyby zatroszczyć się o piękno liturgii. Mam na myśli to, że w Polsce nie wyobrażamy sobie mszy świętych - szczególnie tych uroczystych - bez przywitania celebransa, bez luźno lub wcale nie związanego z Ewangelią kazania, bez przydługawych ogłoszeń duszpasterskich i podziękowań. Każdy z tych elementów tak bardzo wpisał się w nasze przeżywanie Eucharystii, że przestały nas już one dziwić. Gdyby zabrakło któregoś z wymienionych wcześniej "niezbędnych elementów", moglibyśmy nawet poczuć się nieswojo.
Czy w Eucharystii jest ktoś ważniejszy od Jezusa Chrystusa? Odpowiedź na to pytanie wcale nie jest oczywista. Niektóre msze święte w Polsce naprawdę odprawiane są tak, jakby śmietankę splendoru spijali ludzie, a Bóg był gdzieś w tle. Owszem, jeśli liturgia nie jest "poprawiana", w jej centrum jest Jezus Chrystus. W praktyce jednak wielu księży wplata w liturgię niepotrzebne rozpraszacze, które skutecznie odwracają od Niego uwagę.
Osobną sprawą jest homilia. Franciszek w adhortacji "Evangelii gaudium" z 2013 roku zachęca, by homilia była m.in. krótka i miała pozytywny przekaz. Papież dodaje również, że kapłan głoszący homilię powinien mieć nie tyle dar głoszenia ile dar słuchania. "Kaznodzieja powinien także słuchać ludu, aby odkryć to, co wierni potrzebują usłyszeć. Kaznodzieja jest człowiekiem kontemplującym Słowo, a także kontemplującym lud. W ten sposób odkrywa on «pragnienia, bogactwa i ograniczenia, sposoby modlenia się, kochania, patrzenia na życie i świat - to wszystko, co wyróżnia daną społeczność ludzką»" - napisał papież Franciszek.
Czy tak wyglądają homilie w polskich parafiach? Gdy słyszę wykład historyczny lub list, w którym jest więcej odniesień do bieżących wydarzeń i sytuacji polskich uczelni katolickich niż do Ewangelii, szczerze w to wątpię.
Homilia Franciszka, którą wygłosił w czasie mszy pogrzebowej Benedykta XVI była wolna od jakichkolwiek odniesień do bieżącej sytuacji geopolitycznej i problemów Kościoła. Co więcej, jedyny żyjący już papież nie zawarł w niej nawet zbyt wielu odniesień do swojego zmarłego poprzednika. Ciekawą opinię na ten temat wyraził na Twitterze Tomasz Terlikowski. Publicysta porównał Franciszka do księdza, który przemawia nad grobem kogoś, o kim nie ma "wielkiego pojęcia". Tomasz Terlikowski napisał wprost, że kazanie Franciszka było zbyt ogólne. Czy jednak na pogrzebie na pewno musimy słuchać o wszystkich dokonaniach zmarłego? Czy homilia pogrzebowa koniecznie musi być hołdem, który mu składamy? Franciszek wcale nie pominął papieża seniora - wspomniał zarówno o trudzie związanym z "prowadzeniem trzody", jak również o nadziei ostatecznego spotkania z Ojcem, którego Benedykt XVI już słyszy i będzie słyszeć zawsze. Nie jestem pewien, czy w dniu pogrzebu papieża seniora wierni zgromadzeni na placu św. Piotra i przed ekranami telewizorów i komputerów na całym świecie chcieliby słuchać wykładu o życiu Benedykta XVI i trudach, które musiał znosić w związku z abdykacją i oskarżeniami pod koniec życia. Homilia papieża była w punkt - o Ewangelii i o zmarłym. Trudno o lepsze wyczucie.
Każda Eucharystia mogłaby wyglądać jak msza pogrzebowa Benedykta XVI. Była prosta, a jednocześnie piękna i skupiona na Chrystusie. Nie wyłączając homilii. Myślę, że właśnie taką mszę chciałby zobaczyć Benedykt XVI na swoim pogrzebie. Wielu polskich księży powinno brać przykład z tego, jak odprawiana była msza pogrzebowa papieża seniora - z jednej strony uroczysta, dla czterdziestu tysięcy osób, a z drugiej prosta i nieprzegadana, bez "trzech kazań", niekończących się ogłoszeń i podziękowań dla głównego celebransa.
Skomentuj artykuł