O problemach Kościoła w Polsce
Jak widać, punkt widzenia zależy nie tylko od punktu siedzenia. Zależy od perspektywy myślenia. Gdy myślimy w kategoriach ogólnych, powtarzamy to, o czym akurat najgłośniej mówią w telewizji czy piszą w sieci. Nie tylko w temacie Kościoła. Gdy natomiast myślimy o tym, co nas bezpośrednio dotyka, z czym mniej lub bardziej osobiście się stykamy, zaczynamy dostrzegać zupełnie inne problemy. Zwykle bardziej namacalne.
Dwa lata temu, dokładnie 18 października 2011 roku, Deutsche Welle informowało: "O ile w 1992 roku aż 8,6 procent kobiet i 2,8 procent mężczyzn podało informacje na temat wykorzystania seksualnego przed 16. rokiem życia, to aktualnie liczba takich przypadków zmalała do odpowiednio 6,4 i 1,3 procent. Okazuje się też, że molestowanie seksualne przez księży czy zakonników praktycznie nie odgrywa w tym zakresie żadnej roli. Tylko jedna osoba podała informację nt. wykorzystania seksualnego przez księdza, stwierdził Pfeiffer. 8,6 procent wskazało jako sprawców nauczycieli szkół, w których się uczą, względnie uczyli się. Podkreślić należy, że wzrosła gotowość do wskazywania sprawców molestowania przez ofiary, co zwiększa reprezentatywność badań.
Jak wykazano, najpowszechniejsze jest zjawisko pedofilii i molestowania małoletnich w rodzinie i w kręgu znajomych. Aż 48,3 procent kobiet podało, że wykorzystali je znajomi, a 41 procent wykorzystanych kobiet jako sprawców wskazało własnych ojców, ojczymów czy wujów. Z kolei wykorzystani seksualnie mężczyźni jako sprawców wskazali znajomego (28 procent) albo mężczyznę-członka rodziny (42 procent). Minister oświaty w Berlinie, Annette Schavan, (CDU), stwierdziła, że wyniki badań mogą pomóc w określeniu struktur sprzyjających molestowaniu i służących ochronie dziecka. Temat będzie opracowywany naukowo w ramach projektów badawczych. Resort przeznacza na ten cel 30 mln euro. Badania to jedno z ustaleń tak zwanego okrągłego stołu na szczeblu rządowym na temat molestowania seksualnego".
Z jakiego powodu przytaczam tę wiadomość? Ponieważ właśnie przeczytałem obszerne omówienie opublikowanego we wtorek, 22 października br., sondażu CBOS, pokazującego, jakie sprawy Polacy uważają aktualnie za największe problemy Kościoła w ich kraju. Według ankietowanych największymi problemami są: pedofilia księży, homoseksualizm wśród osób duchownych oraz nadmierne zaangażowanie instytucji Kościoła w życie polityczne.
Gdyby ktoś przed publikacją wyników badania pytał mnie, jaki będzie wynik tego sondażu, wskazałbym dokładnie te trzy tematy. Śledzę przecież media. Widzę, o czym piszą gazety, jakie tematy rozgrzewają Internet i wypełniają sporą część czasu telewizyjnych programów informacyjnych. I proszę się nie dać zmylić zastrzeżeniom, że ankietę przeprowadzono, zanim wybuchła sprawa z Dominikany wraz ze wszystkimi następstwami i uzupełnieniami na niwie krajowej. Trzy wymienione tematy są obecne w przestrzeni medialnej już od dawna i zapewne jeszcze jakiś czas w niej będą eksploatowane. Są nośne. Trudno wobec nich przejść bez emocji. Dotykają sfer wrażliwych. Domagają się napiętnowania. I na pierwszy rzut oka nie wymagają szczególnie specjalistycznej wiedzy.
W omawianym sondażu moją uwagę zwróciło co innego. Pojawiają się w nim dwie różne perspektywy, dwa punkty widzenia, dwa spojrzenia. Jedno - "ogólnokrajowe". Drugie "parafialne". Okazało się, że z perspektywy parafii ani pedofilia ani homoseksualizm księży nie znalazł się w pierwszej trójce. Na "podium" trafiły dwie kwestie materialne i jedna duchowa. Najważniejsze okazały się dla polskiego katolika, patrzącego z pozycji parafianina, "zbyt wysokie opłaty pobierane przez proboszcza przy okazji udzielania sakramentów", na trzecim miejscu uplasował się "za wysoki poziom życia księży/osób duchownych". Ale drugie co do ważności z perspektywy parafii okazało się "odchodzenie wiernych z Kościoła, spadek religijności". W wynikach z punktu widzenia "ogólnokrajowego" wcale się ta kwestia nie pojawia.
Jak widać, punkt widzenia zależy nie tylko od punktu siedzenia. Zależy od perspektywy myślenia. Gdy myślimy w kategoriach ogólnych, powtarzamy to, o czym akurat najgłośniej mówią w telewizji czy piszą w sieci. Nie tylko w temacie Kościoła. Gdy natomiast myślimy o tym, co nas bezpośrednio dotyka, z czym mniej lub bardziej osobiście się stykamy, zaczynamy dostrzegać zupełnie inne problemy. Zwykle bardziej namacalne.
Gdyby rzeczywiście najważniejszym problemem Kościoła katolickiego w Polsce miała być pedofilia, cytowana wyżej informacja Deutsche Welle mogłaby się okazać ważną podpowiedzią (co nie znaczy, że nie warto, by Kościół katolicki w Polsce głęboko się zastanowił nad poważnym współudziałem w zwalczaniu zjawiska seksualnego wykorzystywania nieletnich w skali całego społeczeństwa).
Z perspektywy, w której najczęściej sytuuje się moje myślenie, do najważniejszych problemów Kościoła katolickiego w Polsce zaliczyłbym niewystarczające przełożenie wiary na życie codzienne (zarówno wśród wiernych świeckich, jak i duchownych), czyli realny brak świadectwa, powierzchowność wiary, słabą znajomość prawd wiary, nasilanie się w Kościele relacji klient-usługodawca, petent-urzędnik, malejące uczestnictwo we Mszy św. niedzielnej, coraz gorszą komunikację wewnątrz Kościoła i komunikację "ze światem", zbyt małą świadomość misyjną (nie tylko w wymiarze międzykontynentalnym, ale we własnym środowisku), stopniowe odchodzenie młodych, którzy nie potrafią odnaleźć swego miejsca we wspólnocie Kościoła, ideologizację wiary i panoszące się moralizatorstwo, nie tylko w kazaniach, ale również w innych formach przekazu wiary (np. w rodzinach).
Takich sondaży, jak właśnie ogłoszone badanie CBOS "O problemach Kościoła w Polsce" nie należy lekceważyć. One pokazują, w jaki sposób Kościół, jak wspólnota i jako instytucja, jest postrzegany przez tych, którzy niekoniecznie się z nim identyfikują, ale także przez siebie samego. Warto też mieć świadomość istniejących nieustannie różnic spojrzenia i rozmaitych perspektyw, z jakich patrzą na niego, na nas, ci sami ludzie. Z jakich sami na swój Kościół spoglądamy.
Skomentuj artykuł