Obojętność, a nie atak
To dojmująca obojętność, a nie atak jest głównym problemem chrześcijaństwa i Kościoła. Fundamentalnie, ale i egzystencjalnie niezbędna jest nam odpowiedź o jej źródła.
To była niezwykle interesująca intelektualnie debata. Kilku, niewątpliwie niezwykle elokwentnych, świetnie przygotowanych do dyskusji i znakomitych erudycyjnie naukowców i publicystów rozmawiało o relacji między Kościołem a polityką. Ton był konserwatywny, i to tak bardzo, że na tym tle wyglądałem raczej na człowieka o poglądach lewicowych. I w pewnym momencie padło - tak się składa, że skierowane do mnie - pytanie: skąd się biorą tak mocne ataki na nas, na Kościół, na wierzących? Zamurowało mnie, bo nie ukrywam, że moim zdaniem diagnoza o nieustannym ataku na Kościół w Polsce jest nie tylko błędna, ale też uniemożliwia skupienie się na prawdziwym wyzwaniu, które leży zupełnie gdzie indziej.
Jest błędna, bo w Polsce nie mamy wciąż jeszcze do czynienia z walką z Kościołem, a jedynie ze zdjęciem parasola ochronnego, jakie media i politycy przez lata nad nim roztaczały, a także z ujawnianiem skrywanych przez lata problemów, a także z postępującym wykorzystaniem Kościoła w walce politycznej. To właśnie te elementy mogą sprawiać wrażenie, że toczy się jakaś walka, ale w istocie trudno na poważnie o niej mówić.
Diagnoza ta rodzi jeszcze jeden problem. Otóż, gdy zajmujemy się atakiem - to nasza uwaga zostaje skupiona - na jego domniemanych źródłach, na siłach, które za nim stoją, a nie na realnym problemie, jaki mamy. A jest nim nie tyle atak, nie tyle to, że jesteśmy ofiarami (bo w kraju, gdzie rządzi prawica, która nieustannie odwołuje się do katolicyzmu, a media publiczne nie informują zazwyczaj nawet o karach nakładanych na biskupów przez Stolicę Apostolską, trudno mówić o prześladowaniu czy byciu ofiarą), ile kompletna obojętność na przekaz Ewangelii, jaki ma Kościół. Współczesna kultura, globalna, ale także globalny styl myślenia ogromnej większości ludzi, sprawia, że choć chrześcijaństwo ma spójne, logiczne, intelektualnie wyzywające odpowiedzi na ogromną większość pytań, jakie zadawała ludzkość, to pytania owe nie są już zadawane. To zaś oznacza, że nikt nie oczekuje odpowiedzi. Obojętność - i to postępująca - jest największym naszym problemem.
Z przemocą, agresją, walką umiemy sobie radzić, męczeństwo buduje Kościół. Kościoły milczenia w krajach bloku Sowieckiego, choć zniszczono tam tak wiele, były i są znakiem nadziei i wiary. Wyzwaniem jest dla nas sytuacja, gdy w miejsce agresji pojawia się całkowita obojętność na przekaz, jaki posiadamy. Protesty pod znakiem błyskawicy wypaliły się w ciągu kilku miesięcy, mazanie po murach kościołów czy próby przerywania Mszy spacyfikowane przez media i uczestników zlikwidowano jeszcze szybciej. Ale to w niczym nie zmieniło faktu, że młodsze pokolenie jest już w większości zsekularyzowane. W liceach, w wielkich miastach, chodzą jednostki, a młodzież z Podkarpacia czy Podlasia, gdy wyjeżdża na studia, także traci więź z Kościołem. Starsi, moje pokolenie, także opowiadają o poczuciu wypalania się więzi z Kościołem. „Chodziłem, ale jakoś przestałem. Złościł mnie ksiądz, niewyjaśnione problemy, i przestałem czuć potrzebę” - mówił mi ostatnio jeden ze znajomych. Odpływ odbywa się po cichu, bez fajerwerków, bez spektakularnych apostazji… Z dnia na dzień więcej ludzi traci relację i więź z Kościołem, a także - co trzeba odnotować odrębnie - z Bogiem.
Skąd ten brak potrzeb religijnych? Ze zmian kulturowych i cywilizacyjnych, które zastępują fundamentalne dla każdej religii pytanie o sens cierpienia kwestią techniczną tego, jak je zlikwidować. Z głębokiego zerwania więzi, jakie charakteryzuje nasz, zdominowany przez media społecznościowe, sposób życia. Wirtualne plemiona dają poczucie przynależności, ale nie budują więzi, a właśnie więź jest fundamentem religii. Brak nam wreszcie zakorzenienia, a to właśnie korzenie często trzymają wiarę. Współczesne rozumienie wolności, ale także prawdy sprawia - o czym w niezwykle mocny sposób pisał Joseph Ratzinger w „Prawdzie i wolności. Rozważania o współczesności” - że coraz trudniej nam przyjąć, że prawda może trwać w jednej wspólnocie, a nawet, że może być osiągnięta… Relatywizm poznawczy stał się postawą codzienności, której wcale nie przezwycięża fundamentalizm, bowiem on sam dowodzi przede wszystkim niewiarę w symfoniczność Prawdy, a jest próbą przykrojenia jej do ludzkich rozmiarów.
I to jest wyzwanie, z którym musimy się zmierzyć. I to nie poprzez dawanie błyskawicznych odpowiedzi, bo tych nikt od nas na tym etapie nie oczekuje, a my ich nie znamy, ale poprzez uważne wsłuchanie się w świat, współodczuwanie z nim, analizę tego, co widzimy i słyszymy, tego, co czytamy w literaturze i sztuce współczesnej, w filmie i w teatrze, ale także w codziennych rozmowach. Słuchanie świata, słuchanie przyjaciół, milczące i akceptujące, a nie od razu polemiczne, przyjmowanie tego, co świat i ludzie chcą nam powiedzieć, to pierwszy krok. Bez niego, bez zatrzymania się, pozostaniemy ze swoimi odpowiedziami sami, i nikomu już nie będziemy w stanie przekazać najważniejszej prawdy naszego życia, jaką jest spotkanie Boga Ojca, który objawił się nam w Jezusie Chrystusie w mocy Ducha Świętego. Naszym celem nie jest restaurowanie przeszłości, nie jest serwowanie spójnych odpowiedzi na pytania, których nikt nie zadaje, ale właśnie opowiedzenie o spotkaniu. Ale, żeby się spotkać trzeba nauczyć się słuchać świata i ludzi wokoło.
Skomentuj artykuł