Odzyskać utracone piękno
Adwent jest dla nas szansą na powtórne odkrycie wychodzącego ku nam miłosiernego Boga, który jest źródłem naszego piękna i wolności. Dlatego nie sposób pominąć pytania o to, co najbardziej nas oszpeca. Co niszczy nasze piękno? Co nas zniewala?
Mają w sobie coś niezwykłego i ujmującego słowa proroka Barucha skierowane do mieszkańców Jerozolimy, które słyszymy w pierwszym czytaniu II niedzieli adwentu.
„Odłóż, Jeruzalem, szatę smutku i utrapienia swego, a przywdziej wspaniałe szaty chwały, dane ci na zawsze przez Pana” (Ba 5,1). „Bóg chce pokazać wspaniałość twoją wszystkiemu, co jest pod niebem” (Ba 5,3).
Co jest ową wspaniałością Jerozolimy, z powodu której to miasto stanie się najistotniejszym punktem odniesienia dla wszystkich myślących i poszukujących swego miejsca pod niebem? Tą wspaniałością według Barucha jest Bóg Izraela, który nie siedzi gdzieś w zaświatach, w bezpiecznym niebie, gdzie nie docierają żadne ziemskie głosy i odgłosy, lecz prowadzi swój naród z sobie właściwą sprawiedliwością i miłosierdziem. Tą wspaniałością Izrael podzielił się ze wszystkimi narodami, stąd jest ona i naszym, chrześcijan, Kościoła, skarbem.
Adwent to czas prostowanie dróg naszego życia, ale także odzyskiwania utraconego piękna i wolności. Bóg ustami proroka Barucha wzywa nas, tak jak niegdyś wzywał Jerozolimę: „Odłóż, (tutaj wstaw swoje imię), szatę smutku i utrapienia swego, a przywdziej wspaniałe szaty chwały, dane ci na zawsze przez Pana” (Ba 5,1). „Bóg chce pokazać wspaniałość twoją wszystkiemu, co jest pod niebem” (Ba 5,3).
Co jest źródłem naszej wspaniałości i piękna? Jest nim Bóg Abrahama, Izaaka i Jakuba. Nie jakiś grecki Absolut, nieznane bóstwo, wprawdzie istniejące, myślące, świadome siebie, ale niepamiętające o świecie. Bóg proroka Barucha i Jana Chrzciciela – nasz Bóg – to Bóg kochający, bliski człowiekowi i zawsze ku niemu wychodzący.
Jest tym, który nie zważa na to, co z Nim wyprawiamy, nie zważa na żadne wyrządzane Mu krzywdy, pozostaje niezmienny w swym do nas nastawieniu. Co bowiem oznacza bycie miłosiernym, jeśli nie to, że mimo odrzucenia nadal kocha się tego, kto naszą miłością gardzi?
Adwent jest dla nas szansą na powtórne odkrycie wychodzącego ku nam miłosiernego Boga, który jest źródłem naszego piękna i wolności. Dlatego nie sposób pominąć pytania o to, co najbardziej nas oszpeca. Co niszczy nasze piękno? Co nas zniewala? Mówiąc bez owijania w bawełnę, zabójcą naszego piękna jest grzech, który robi z nas również niewolników. Dlatego Jan Chrzciciel, który każdego roku staje przed nami w Adwencie, proponuje każdemu z przychodzących doń pobratymców (i każdemu z nas), by się zanurzył w Jordanie, „wyznając przy tym swoje grzechy” (por. Mk 1,5).
Wszyscy wiemy, jak bardzo jest to trudne – wypowiedzieć swój grzech. Wolimy się z nim schować, zatrzymać go w tajemnicy, nie zdając sobie sprawy z tego, iż tak długo, jak długo nie potrafimy i nie chcemy o nim mówić – to on w gruncie rzeczy oszpeca nas, trzyma nas w niewoli i panuje nad nami. Walka o to, by nazwać swój grzech, jest – w swojej istocie – początkiem walki o wolność. To nie ja sam walczę. Walczy we mnie, walczy o moje piękno – walczy ze mną i przeciw mnie – Duch Święty, który „przekonuje mnie o grzechu” (por. J 16,8).
Dlatego właśnie Jan głosi chrzest nawrócenia – odzyskania utraconego piękna i wolności. Tam – w tłumie nad Jordanem – obok Jana stoi już Ten, który ma moc zgładzić ludzki grzech. Przychodzi Ten, który ma moc wyzwolić nas z niewoli i przywrócić nam utracone piękno. To Ten, który podobnie jak ustami proroka Barucha mówił niegdyś do mieszkańców Jerozolimy, ta i dzisiaj mówi do mnie i do Ciebie: „Odłóż szatę smutku i utrapienia swego, a przywdziej wspaniałe szaty chwały, dane ci na zawsze przez Pana” (Ba 5,1).
Skomentuj artykuł