Ordynariat nie jest dodatkiem do armii - wywiad
Ordynariat polowy nie jest dodatkiem do armii, ale jej integralną częścią. Rząd może podjąć polityczną decyzję o redukcji duszpasterstwa wojskowego do stanu, który uniemożliwi regularną posługę żołnierzom zawodowym, ich rodzinom, chorym w szpitalach wojskowych, czy kombatantom. Tak zdobyte oszczędności nie wystarczą nawet na zakup jednego czołgu. Jakie więc będą polskie Siły Zbrojne, gdy pozbawimy je moralnego i duchowego wsparcia? Jaka będzie armia, gdy szukając oszczędności, bezrefleksyjnie odrzuci się tych, którzy troszczą się o psychikę i ducha żołnierza? - mówi w wywiadzie dla KAI biskup polowy WP Józef Guzdek.
Oto pełen tekst wywiadu:
- Ostatnio media okazują duże zainteresowanie restrukturyzacją w ordynariacie polowym. Jest to temat popularny w związku ze zmianami, jakie zachodzą w Wojsku Polskim. Musimy jednak pamiętać, że w duszpasterstwie struktury są ważne, ale nie są najważniejsze. Najważniejszy jest człowiek, jego żywa wiara. Jeśli księża kapelani będą na co dzień żyć według wskazań ewangelii, jeśli ze szczerym zaangażowaniem będą głosić Jezusa, wówczas ewangelizacja żołnierzy i ich rodzin będzie przynosić obfite owoce. Kapelan - świadek wiary, który rozumie wojsko i jest z wojskiem, może liczyć na to, że będzie cieszył się zaufaniem, i to zarówno wtedy, gdy towarzyszy żołnierzom na trudnej misji w dalekim Afganistanie czy Kosowie, jak i na poligonach i w garnizonach w kraju. Oczywiście, niezbędne są również struktury, w tym etaty dla kapelanów, kościoły, kaplice i sieć parafii wojskowych. Od tego bowiem także w dużej mierze zależy skuteczność duszpasterskiej posługi wśród żołnierzy, pracowników wojska i ich rodzin.
Ordynariat polowy nie jest dodatkiem do armii, ale stanowi jej integralną część. Troska o wymiar duchowy życia żołnierzy, o ich morale, o właściwą motywację, są nie mniej ważne od zabezpieczenia logistycznego. Można mieć dużą i dobrze wyposażoną armię, ale sparaliżowaną poczuciem bezsensu podejmowanych działań i brakiem woli poświęcenia sił, a nawet życia Ojczyźnie. Należy pamiętać, że dla ludzi wierzących ważna jest motywacja religijna. Rolą kapelana jest ukazać żołnierzowi sens jego służby i pomóc uporać się z problemami, które przeżywa na płaszczyźnie wiary. Jestem przekonany, że motywacja religijna pomaga łatwiej znieść konieczne ograniczenia i wyrzeczenia, a nawet, jeżeli jest to konieczne, zdobyć się na heroizm. Mamy tego liczne przykłady w naszej historii.
- Nawet więcej. Do 31 grudnia 2011 r. odeszło na emeryturę ośmiu kapelanów, natomiast 31 stycznia 2012 dalszych pięciu. W ostatnim roku po uzgodnieniach z kolegium konsultorów, zostały zamknięte dwie parafie: w Ciechanowie i w Ełku. W Ciechanowie przestała istnieć jednostka wojskowa, zaś koszary zostały przekazane Agencji Mienia Wojskowego celem ich sprzedaży. Takie przeznaczenie spotkało także budynek, w którym mieściła się kaplica. W Ełku Ministerstwo Obrony Narodowej zamierzało do 30 czerwca 2011 r. przekazać szpital wojskowy lokalnej administracji. Po rozmowach z MON podjąłem więc decyzję, aby opiekę nad chorymi i kaplicę przekazać miejscowej diecezji. Szpital wojskowy do tej pory nie został przekazany poza struktury MON. To świadczy o tym, że decyzja o likwidacji parafii wojskowej w tym miejscu była przedwczesna. Ten przykład jest doskonałym argumentem na to, że z ostatecznymi decyzjami nie należy się spieszyć.
Redukcja dekanatów została podyktowana zmianami jakie zaszły w wojsku. Ilość i zasięg dekanatów został dostosowany do nowego podziału Sił Zbrojnych. W ostatnim roku rozwiązano m.in. Śląski Okręg Wojskowy oraz Pomorski Okręg Wojskowy. Spowodowało to zniesienie dwóch dekanatów: śląskiego i pomorskiego.
- Po tzw. uzawodowieniu armii i rezygnacji z poboru do służby zasadniczej zmniejszyła się liczba żołnierzy. Na początku lat dziewięćdziesiątych wojsko liczyło ok. 250 tys. żołnierzy zawodowych i służby zasadniczej, obecnie zaś liczy ok. 100 tys. żołnierzy zawodowych. Jednakże musimy pamiętać, że znacznie poszerzyło się pole działalności duszpasterskiej. W okresie PRL działalność kapelanów była ograniczona do przysłowiowej zakrystii, zaś obecnie kapelan jest wszędzie tam, gdzie żołnierz pełni służbę. Duszpasterską opieką objęte zostały także rodziny wojskowych oraz liczne grupy kombatantów i emerytów.
Od kilku lat w Wojsku Polskim trwa restrukturyzacja. W niektórych miejscach likwidowane są garnizony, przenoszone są jednostki wojskowe, zmienia się ich liczebność. A ponieważ kapelan powinien być tam, gdzie wojsko, powoduje to konieczność dokonania zmian w strukturze i w funkcjonowaniu duszpasterstwa.
- Zmianie uległ przede wszystkim sposób posługi wojskowym. W czasach, kiedy armia opierała się na żołnierzach z poboru, życie w koszarach tętniło przez cały tydzień. Kapelan spotykał się z żołnierzami w dzień powszedni, ale także w sobotę i w niedzielę. Obecnie, poza nielicznymi garnizonami, gdzie szkolą się żołnierze Narodowych Sił Rezerwowych, zajęcia w koszarach trwają od poniedziałku do piątku. Kapelani uczestniczą w cotygodniowych odprawach, prowadzą zajęcia z etyki normatywnej, są na ćwiczeniach i poligonach. Często prowadzą też indywidualne rozmowy z tymi, którzy potrzebują wsparcia. Ponadto, towarzyszą wojskowym i ich rodzinom w świętach rodzinnych, a szczególnie kiedy dotyka ich cierpienie, śmierć bliskich… Przygotowują też uroczystości związane ze świętem jednostki oraz uroczystości religijno-patriotyczne. Natomiast w niedziele, jeżeli nie pełnią posługi w kościele garnizonowym, często angażują się w pomoc w pobliskich parafiach terytorialnych, gdzie mieszkają rodziny wojskowych.
- Od początku istnienia ordynariatu polowego, czyli od 1919 r. biskupi polowi kładli duży nacisk na duszpasterstwo małżeństw i rodzin wojskowych. Zdawali sobie sprawę, że są one wystawione na wiele prób. Wystarczy wskazać na częstą nieobecność w domu męża i ojca, spowodowaną służbą w odległych garnizonach, udziałem w ćwiczeniach na poligonach oraz wielomiesięczną służbą poza granicami kraju na misjach pokojowych i stabilizacyjnych. Poświęciłem temu zagadnieniu list pasterski na tegoroczny Wielki Post. Kapelan ma więc wspierać rodzinę żołnierza, która doświadcza różnych trudności i zagrożeń wynikających ze specyfiki służby w wojsku.
- Centrum pomocy rodzinie jest kościół lub kaplica, do której przychodzą wierni pełniący służbę wojskową oraz ich rodziny. Tam modlimy się razem, podejmujemy próby ewangelicznego naświetlania problemów, wspieramy duchowo. W parafiach i ośrodkach duszpasterskich odbywa się przygotowanie do sakramentu małżeństwa, zawierane są związki małżeńskie, dzieci przystępują do Pierwszej Komunii Świętej. W tych miejscach wreszcie rodziny żegnają swoich bliskich, którzy odeszli do wieczności. Organizujemy również spotkania z psychologiem mające na celu wsparcie, najczęściej żon - matek samotnie wychowujących dzieci, ponieważ mąż i ojciec przebywa na misji poza granicami kraju. Caritas ordynariatu polowego organizuje także letni wypoczynek dla dzieci i młodzieży z rodzin mniej zamożnych.
- Zależy mi na tym, aby zmiany dokonywały się z rozwagą i roztropnością. Od roku 1991, kiedy został odnowiony ordynariat polowy, do duszpasterstwa wojskowego zostało przyjętych wielu księży z kilkunastoletnim stażem pracy kapłańskiej. Obecnie osiągają oni wiek emerytalny i podejmują decyzję o wycofaniu się z pracy w wojsku. Niektórzy wracają do swoich diecezji, podejmując dalszą pracę duszpasterską, lub jako emeryci pomagają w parafiach, na terenie których mieszkają. Księża inkardynowani do ordynariatu polowego, już jako emeryci, nadal angażują się w pracę duszpasterską w wojskowych szpitalach, przy parafiach wojskowych, a nade wszystko towarzyszą licznym grupom kombatantów i weteranów wojennych. Odwiedzają chorych i wreszcie uczestniczą w odprowadzaniu zmarłych "na wieczną wartę".
Kapelani, podobnie jak żołnierze, biorąc udział w misjach czy w zajęciach poligonowych, narażeni są na utratę zdrowia, choroby i kontuzje, dlatego niektórzy z przyczyn zdrowotnych wycofują się z duszpasterstwa wojskowego.
- Mówi się o nich: "byli żołnierze", ale takie stawianie sprawy jest głęboko krzywdzące, bo żołnierzem się nie bywa, ale się nim jest od przysięgi aż do śmierci. Wielu z nich w ostatnim czasie dosięgła bieda, a nawet nędza. Niedawno otrzymałem list od kontradmirała w stanie spoczynku, który stawia dramatyczne pytania: "Czy Ojczyzna w osobach jej władzy jest wierna swoim synom, emerytowanym żołnierzom, skoro miała odwagę pozbawić ich prawie wszystkiego... i na koniec pozostawić samym sobie?". Pisze on, że "w wielu miejscach nie mogą nawet liczyć na wojskową pomoc medyczną, pozbawiono ich dostępu do kultury, likwidując kluby garnizonowe, zamknięto kasyna, gdzie spotykali się emeryci. Świadczenia emerytalne są niejednokrotnie uwłaczająco niskie, wojskowi emeryci żyją ubogo, niektórzy poniżej minimum socjalnego, wspomagani materialnie przez równie mało zasobne ośrodki pomocy społecznej. Są to ludzie bardzo starzy lub w podeszłym wieku, schorowani, którzy stracili młode lata i zdrowie wskutek wyczerpującej, ciężkiej służby w wojsku, na okrętach, a dzisiaj nie mogą nawet kupić leków, gdyż ich na ten wydatek nie stać".
Takich głosów nie można lekceważyć. Często jedyną wojskową instytucją, która po likwidacji garnizonu okazuje zainteresowanie emerytom i rencistom, jest parafia wojskowa. Kościół i jego zaplecze duszpasterskie są jedynym miejscem umożliwiającym wspólne spotkania. Stąd też płynie do nich pomoc materialna świadczona poprzez wojskową Caritas.
- Rzeczywiście, o zdrowie psychiczne żołnierzy troszczy się około 350 psychologów i psychiatrów, co według wielu jest jeszcze liczbą niewystarczającą. Kapelanów zawodowych reprezentujących Kościół katolicki jest 144. W psychologach nie widzimy konkurentów, ale partnerów. Żołnierz powinien mieć po jednej stronie lekarza i psychologa, po drugiej kapelana, którzy będą go wspierać w realizacji niełatwych zadań wymagających pełnej mobilizacji fizycznej, psychicznej i duchowej. Zarówno psycholog, jak i kapelan starają się pomóc żołnierzom. Każdy z nich ma właściwy sobie obszar i kompetencję. W wielu przypadkach żołnierz musi równoczesne otrzymać wsparcie ze strony psychologa i kapłana.
Spotykam się często ze słowami wdzięczności za posługę kapelanów w kraju i na misjach. Podczas wizyty w jednym z garnizonów doświadczony pułkownik powiedział mi: "Księże biskupie, w sercu noszę dozgonną wdzięczność wobec Kościoła. Mój syn, który służył w Iraku, doznał wielkiej traumy. Po powrocie do ojczyzny nie mógł powrócić do normalnego życia w rodzinie. Pomógł mu w tym kapelan. Błagam, proszę, aby kapelani służyli w armii, są tam niezwykle potrzebni".
- Jak podaje "Polska Zbrojna", w minionym roku MSZ wydał 23 mln zł na pomoc Afgańczykom. Nikt tego nie kwestionuje, wszak z pomocą militarną powinna iść w parze pomoc materialna w odbudowie kraju zniszczonego przez wojnę. Tymczasem na ordynariat polowy przeznacza się rocznie 19,5 mln zł. W tym kontekście warto zapytać, czy jest to pieniądz zmarnowany, wydany niepotrzebnie?
Przypomnę, że od 1954 r. około 100 tys. polskich żołnierzy uczestniczyło w misjach pokojowych i stabilizacyjnych w wielu rejonach świata: Haiti, Czad, Liban, Irak, Kosowo, Bośnia i Hercegowina, Afganistan… Podczas niełatwej służby towarzyszyło im ponad 100 kapelanów. Odwiedzając żołnierzy w Afganistanie, wielokrotnie spotkałem się ze słowami wdzięczności za posługę kapelanów. Przytoczę tylko fragment raportu o posłudze kapelana, jaki otrzymałem od jednego z dowódców w zeszłym roku. "Pragnę serdecznie podziękować za wsparcie i postawę podwładnego ks. NN, który pełni trudną i odpowiedzialną służbę w PKW Afganistan. Pomimo niezwykle trudnych warunków ksiądz w każdym momencie jest gotowy wspierać osoby potrzebujące i w sposób umiejętny rozładowuje potencjalne napięcia, podtrzymując tym samym na duchu żołnierzy służących w Afganistanie z dala od domu i najbliższych. Postawa księdza jest przykładem na to, w jaki sposób służba duszpasterska może podnosić morale i sprawiać, że wykonywanie zadań w warunkach zagrożenia zdrowia i życia staje się łatwiejsze dla młodych, często niedoświadczonych żołnierzy". Dowódca nie musiał tego pisać, ale czuł potrzebę podzielenia się z biskupem prawdą o roli, jaką spełnia kapelan, towarzysząc żołnierzom podczas misji.
Ponad 160 tys. osób pobiera świadczenia związane z udziałem w misjach zagranicznych - w tym żołnierze oraz rodziny poszkodowanych. Nagłośniony ostatnio przypadek byłego żołnierza, który służył w Iraku, stał się okazją do tego, aby powiedzieć społeczeństwu, że nawet do 20 proc. żołnierzy nosi w sobie konsekwencje stresu bojowego. W tym kontekście widać, jak ważną rolę do spełnienia mają kapelani. Nie tylko w Klinice Psychiatrii i Stresu Bojowego Wojskowego Instytutu Medycznego, ale w parafiach wojskowych na terenie całego kraju, gdzie mieszkają weterani i ich rodziny.
- Każda armia, z wyjątkiem państw zdominowanych przez ideologię komunistyczną, posiadała i posiada duszpasterstwo wojskowe. Skoro tak jest - to znaczy, że w każdej armii kapelan pełni niezwykle ważną rolę. Na wiosnę tego roku, w kurii polowej, odbędą się spotkania z przedstawicielami armii serbskiej i ukraińskiej, gdzie obecnie powstaje duszpasterstwo wojskowe. Pragną oni skorzystać z naszych doświadczeń.
Chcąc znaleźć oszczędności, absurdem byłoby likwidowanie etatów psychologów, oficerów wychowawczych, osób zajmujących się kulturą, ale także księży kapelanów. Żołnierz nie jest i nie może być bezmyślnym automatem pozbawionym uczuć, woli i poczucia własnej godności. Z racji specyfiki swojego zawodu musi odnajdywać sens żołnierskiego zaangażowania i uzasadnienie dla swoich działań.
- Biskup polowy nie może podejmować decyzji, by komukolwiek się przypodobać. Reorganizując ordynariat polowy, mam na celu wyłącznie dostosowanie struktur kościelnych do zmieniających się struktur wojskowych. A jest to proces ciągły. Już abp Sławoj Leszek Głódź podejmował decyzje nie tylko o tworzeniu nowych parafii wojskowych i budowie kościołów garnizonowych, ale także o likwidacji w tych miejscach, skąd wyprowadziło się wojsko. Taka sytuacja zaistniała np. w Gubinie. Podobnie było w czasie sprawowania posługi przez bpa Tadeusza Płoskiego, który zniósł parafię wojskową w Legnicy. Moją wolą jest kontynuowanie zmian w oparciu o logiczne przesłanki.
- Prowadzę korespondencję z biskupami diecezji, gdzie od kilku lat w niektórych miejscowościach zostało już niewielu żołnierzy, aby dokonać tam sensownych regulacji. Zależnie od sytuacji proponowane jest przekazanie świątyni w użytkowanie diecezji terytorialnej, utworzenie parafii cywilnej złączonej z parafią wojskową lub też wymiana dotychczasowego kościoła na świątynię położoną bliżej jednostki wojskowej. Równocześnie zabiegam o stworzenie miejsca kultu sakralnego tam, gdzie przybywa żołnierzy.
- Jak już wspomniałem, jesteśmy integralną częścią wojska. Rząd może podjąć polityczną decyzję o redukcji duszpasterstwa wojskowego do stanu, który uniemożliwi regularną posługę żołnierzom zawodowym, ich rodzinom, chorym w szpitalach wojskowych, podchorążym w szkołach oficerskich, emerytom i rencistom, a także kombatantom. Tak zdobyte oszczędności nie wystarczą nawet na zakup jednego czołgu. Należy więc postawić pytanie, jakie będą polskie Siły Zbrojne, gdy pozbawimy ich moralnego i duchowego wsparcia? Jaka będzie armia, kiedy szukając oszczędności, bezrefleksyjnie odrzuci się tych, którzy troszczą się o psychikę i ducha żołnierza?
- To nieprawda. Owszem, spotykam się z pytaniami: po co kapelanom stopnie wojskowe i awanse? Wówczas odpowiadam pytaniem na pytanie: czy w diecezjach terytorialnych księża katecheci uczący w szkołach nie awansują, zdobywając kolejne stopnie aż po nauczyciela mianowanego i dyplomowanego? Awanse i wyróżnienia związane są z rozwojem i osiągnięciami księdza, podobnie jak to jest w każdej innej grupie społecznej i zawodowej. Poza tym, przyjmując stopień wojskowy, kapelan staje pośród innych oficerów, podlega takim samym rygorom jak inni żołnierze, jeszcze bardziej utożsamia się z tym środowiskiem, któremu posługuje.
- Nigdy nie powiedziałem, że rezygnuję ze stopnia generała. Wszyscy moi poprzednicy, poczynając od biskupa polowego Stanisława Galla aż do bpa Tadeusza Płoskiego, nosili ten stopień. Czy mam prawo przerwać tę tradycję sięgającą początku II Rzeczypospolitej? Decyzja w tej sprawie nie należy jednak do mnie.
Skomentuj artykuł