Papież wzywa do rozeznawania duchowego. Co to znaczy?
Chciałbym dzisiaj poruszyć ten temat, wykorzystując wirtualną debatę, która się odbyła pomiędzy kilkoma jezuitami.
Papieska intencja modlitwy na marzec brzmi:
"Aby cały Kościół uznał pilną potrzebę formacji do rozeznania duchowego w aspekcie indywidualnym i wspólnotowym."
Trochę dziwna intencja jak na intencje Apostolstwa Modlitwy, ale nie jest ona dziwna jak na jej autora, to jest papieża Franciszka, gdyż wiele razy zwracał on uwagę na znaczenie i na potrzebę rozeznania duchowego. Mówił o nim nie tyle w kontekście teorii duchowości, ile raczej w odniesieniu do zagadnień duszpasterskich.
Chciałbym dzisiaj poruszyć ten temat, wykorzystując wirtualną debatę, która się odbyła pomiędzy kilkoma jezuitami. Oto niektóre spostrzeżenia.
Pierwszy głos zabrzmiał trochę sceptycznie: rozeznanie duchowe to znakomita wymówka na odroczenie decyzji i jednocześnie doskonały sposób na forsowanie swojego zdania, bo jeśli ktoś się z nim nie zgadza, wówczas nie trzeba ucinać definitywnie rozmowy, ale odkłada się ją na później, aby móc ją "lepiej rozeznać", czyli praktycznie czekać na lepszą okazję, by ją przeforsować.
Były też głosy pozytywne, które wyrażały się z uznaniem o rozeznaniu duchowym, powołując się na Pismo Święte. Jeden z dyskutantów powiedział, że szczególnie jest mu bliska w tym względzie modlitwa Salomona, o której wspomina Stary Testament, umieszczając rozeznanie duchowe w kontekście biblijnego tematu Bożej mądrości. Młody król Salomon otrzymał pochwałę i błogosławieństwo od Boga, bo nie prosił o przyjemności, bogactwo, długie życie i militarne zwycięstwa, ale o mądrość która by mu pozwoliła dobrze kierować sprawami swojego narodu. Bóg udzielił mu wielkiej mądrości, czyli nadzwyczajnego daru rozróżniania dobra od zła.
Tutaj dotknęliśmy newralgicznego punktu dotyczącego rozeznania duchowego. Jego celem jest przecież szukanie i znalezienie woli Bożej, a nie - jak to się często uważa - kolekcjonowanie motywów usprawiedliwiających akt wyboru, który już wcześniej został dokonany, z odwołaniem do własnych upodobań i kalkulacji.
W tym momencie włączył się do rozmowy pewien poważny jezuita, znany ze swej solidnej duchowości, i powiedział nieco mentorskim tonem, że rozeznanie duchowe to nie jest deliberacja czyniona tylko na poziomie racjonalnym, i zaraz się zastrzegł, iż bynajmniej nie znaczy to, aby przyjmował tezę, że rozum sprzeczny jest z tym, co duchowe.
Należy szukać harmonii pomiędzy tymi dwoma poziomami - mówił - dlatego rozeznania duchowego nie można traktować jak jakiegoś negocjowania oferty handlowej. Tutaj chodzi przecież o wolę Pana Boga - powtórzył kilkakrotnie - chodzi o duchowe rozeznanie (!) - podkreślił dobitnie.
Aby ono mogło się powieść, konieczna jest wolność wewnętrzna tego, kto rozeznaje, by nie kierował się, często nawet nie zdając sobie z tego sprawy, przede wszystkim własnym interesem, twierdząc jednocześnie, że jest skoncentrowany na tym, aby znaleźć wolę Bożą. Chodzi bowiem o rozpoznanie woli Bożej i o zdolność jej przyjęcia, nawet wówczas gdy zabraknie dla niej spontanicznego, wewnętrznego aplauzu.
Nie znaczy to bynajmniej, aby lekceważyć wszelkie osobiste obiekcje, jakie mogą się pojawić w procesie rozeznawania. Wprost przeciwnie, wszystkie one powinny być wzięte pod uwagę, ale w stadium poprzedzającym podjęcie decyzji, nie zaś w stadium przejścia do jej wykonania.
Ktoś dorzucił słuszną uwagę, że mówiąc o rozeznaniu duchowym i reklamując potrzebę wewnętrznej wolności, aby móc je prawidłowo przeprowadzić, chodzi nam zawsze o DOBRE propozycje, to znaczy takie, które nie są grzeszne, bo tylko one mogą stanowić przedmiot duchowego rozeznawania.
Dodałem, że ponieważ chodzi o DUCHOWE rozeznanie, ważne jest, aby odwoływać się podczas rozeznawania rzeczywiście do Ducha Świętego, a nie psychologizować, to znaczy ubierać psychologię w pobożne, religijne słownictwo.
Z tego samego względu i w imię tej samej autentyczności duchowej potrzeba dużej uwagi i dużej dojrzałości duchowej, aby z jednej strony nie ulec płytkim emocjom, a z drugiej, nie popaść w kompleks "naukowej" racjonalności, która wyklucza albo dyskryminuje to wszystko, co jest pozaracjonalne, gdy tymczasem to właśnie stanowi samą istotę procesu rozeznania duchowego, gdyż chodzi w nim przecież o rzeczywiście wyczuwalną manifestację Ducha Świętego.
W ten sposób wydawało się, że zasadnicze myśli odnoszące się do papieskiej intencji na marzec zostały poruszone i w tym momencie właśnie któryś z dyskutantów przypomniał jeszcze bardzo ważną sprawę, a mianowicie, że święty Ignacy Loyola, który jest ojcem i twórcą oryginalnego systemu rozeznania duchowego opartego na tzw. Ćwiczeniach Duchowych, polecił pewną ciekawą praktykę, a mianowicie, aby w momencie, kiedy rozeznanie duchowe już zostało dokonane i jego wynik ustalony, nie zamykać jeszcze ostatecznie całej sprawy.
Polecił odwołać się w modlitwie jeszcze raz do Bożego Ducha, ofiarując Bogu całą rozważaną sprawę, wraz z jej owocem, a więc powziętą decyzją. Stanowić to ma ostateczny akt upewnienia się, czy ta decyzja jest autentyczna, to znaczy, czy rzeczywiście wyraża poszukiwaną przez nas wolę Bożą.
Nie znaczy to absolutnie, że powraca się w ten sposób znów do procesu rozeznawania, ale o prostą rozmowę z Bogiem, podobną do colloquium w Ćwiczeniach Duchowych. Krótko mówiąc, chodzi o spojrzenie Panu Bogu "w oczy", aby w tym spojrzeniu odczuć Jego aprobatę dla tego, co zostało zdecydowane, czy dostrzec brak tej aprobaty.
Gdyby więc pojawił się wówczas jakiś znak zwątpienia, który zbyt boleśnie i zbyt mocno zakłóciłby wewnętrzny pokój, tak że nie można by go potraktować jako zwykłą pokusę, wówczas być może należy uznać całe rozeznanie duchowe za niekompletne i niespełnione. Wykonanie dokonanego wyboru w takich warunkach należy zawiesić, by w jakimś innym czasie, jeżeli to okaże się właściwe, rozeznanie duchowe powtórzyć.
Na koniec warto tylko krótko powiedzieć o formacji do rozeznania duchowego, o czym wspomniał papież. Najprostszą i najbardziej skuteczną metodą, jaka w tym względzie istnieje, jest wzięcie udziału w Ćwiczeniach Duchowych św. Ignacego.
Zygmunt Kwiatkowski SJ - jezuita, misjonarz, spędził 30 lat w Egipcie, Libanie i Syrii.
Skomentuj artykuł