Religia w szkole – czy wystarczy nam życzliwości i dobrej woli?

Religia w szkole – czy wystarczy nam życzliwości i dobrej woli?
Depositphotos.com (68997563)

Znowu się zaczęło. Po uformowaniu w końcu nowego rządu po wyborach, koalicja sprawująca władzę, ustami swojej pani minister edukacji zapowiedziała, że zrealizuje przedwyborcze obietnice i wyruguje lekcje religii ze szkoły, a jeśli nie całkowicie, to zmniejszy do 1 godz. tygodniowo, w grafiku umieści je na pierwszej lub ostatniej lekcji oraz nie będzie ocen na świadectwie i nie będą one zaliczane do średniej. Powodem jest to, że ‘ponoć’ rodzice – obywatele sobie nie życzą tych lekcji, młodzież jest przeciążona i przestaje chodzić, a ponadto – jak powiedział inny przedstawiciel władzy – Kościół (w domyśle biskupi i księża) powinien zostać ‘opiłowany’ z przywilejów.

Moje doświadczenie uczenia religii w szkole nie jest za bardzo bogate i było dosyć dawno, jeszcze za ‘starej lewicy’, w połowie lat 90’ XX wieku. Uczyłem w renomowanym II LO w Opolu, w klasach III i IV, maturalnej. Jako ksiądz nie byłem opłacany za tę pracę, bo takie były wtedy rozwiązania. Lekcje religii były na pierwszej lub ostatniej godzinie. Nie były obowiązkowe. Stopnie nie były wpisywane na świadectwo i nie było mowy o liczeniu ich do średniej. Klasyfikowanych na koniec roku była połowa uczniów. Dla wielu z nich było to rzeczywiste ‘opowiedzenie się’ za wiarą i przynależnością do Kościoła, wbrew presji, która była wywierana. Udajemy, że dajemy młodym wybór – chodzę nie chodzę, pierwsza lub ostatnia lekcja, a tak naprawdę jest to przysłowiowym ‘mydleniem oczu’. Nie dajemy wyboru, ale ‘wystawiamy ich na próbę’. I wielu nie ma wystarczającej siły, aby oprzeć się takiej presji.

DEON.PL POLECA

Jestem przekonany, że wynik klasyfikowania połowy uczniów był co najmniej przyzwoity, bo idę o zakład, że gdyby jakikolwiek inny przedmiot miał takie ‘uwarunkowania’, jakie były i są forsowane wobec lekcji religii, klasy świeciłyby pustkami. Nie dlatego, że coś jest nie tak z religią czy innymi przedmiotami, ale taka jest ‘natura ucznia’. Pasuje tutaj, ‘jak ulał’ powiedzenie jednego z moich, nieżyjących już współbraci: „jak muszę, to chętnie”.

W całej dyskusji o katechezie w szkole nie możemy stracić z pola widzenia najważniejszej prawdy, że lekcje religii są przede wszystkim dla dzieci i młodzieży oraz ich rodzin. Nie dla biskupów czy Kościoła jako instytucji, ale też nie dla polityków. Młodzi nie powinni stać się zakładnikami rozgrywek władzy na szczeblu centralnym czy samorządowym. Wydaje mi się, że dzisiaj tego nam bardzo brakuje. Dzieci i młodzież wraz z ich rodzicami wpadli w wir ‘politycznego magla’. Jak inaczej to nazwać, kiedy przy takiej zmasowanej nagonce medialnej na lekcje religii w podstawówkach chodzi ok. 80% dzieci, a młodzieży nawet w wielkich miastach ponad jedna trzecia? Czy nie zasługują na szacunek dla ich przekonań i wsparcie ze strony władzy, a nie rzucanie kłód pod nogi?

Lekcje religii, do których dzieci i młodzież mają prawo to przekazywanie im duchowego i kulturowego dziedzictwa ludzkości. To pomoc, by mogli zrozumieć świat i historię. To inspiracja do wychowania człowieka na miarę powołania, jakim go Bóg obdarzył. Przeżyliśmy już okres wymuszanej, strukturalnej ateizacji. Nie powinniśmy drugi raz wchodzić do tej samej rzeki. Jakże prorocze były słowa Jana Pawła II, kiedy 2 czerwca 1991 r. w Lubaczowie, u zarania na nowo wolnej Polski, wołał: „Potrzeba wiele wzajemnej życzliwości i dobrej woli, ażeby się dopracować takich form obecności tego, co święte w życiu społecznym i państwowym, które nikogo nie będą raniły i nikogo nie uczynią obcym we własnej ojczyźnie, a tego niestety doznawaliśmy przez kilkadziesiąt ostatnich lat. Doświadczyliśmy tego wielkiego, katolickiego getta, getta na miarę narodu… My, katolicy, prosimy o wzięcie pod uwagę naszego punktu widzenia: że bardzo wielu spośród nas czułoby się nieswojo w państwie, z którego struktur wyrzucono by Boga, a to pod pozorem światopoglądowej neutralności.”

Mam nadzieję, że nie zabraknie odwagi nam wszystkim, także władzom do tego, by szukać takich ‘form obecności’, które posłużą większemu dobru. Może mój język jest za bardzo kościelny, ale dla mnie ‘minister’ to z łac. ten, który ‘służy, pomaga’. Co prawda współczesna polityka nadaje temu zgoła inne znaczenie i prerogatywy, ale mimo wszystko mam nadzieję, że nie zabraknie nam „wzajemnej życzliwości i dobrej woli”.

 

DEON.PL

Wcześniej duszpasterz akademicki w Opolu; duszpasterz polonijny i twórca Jezuickiego Ośrodka Milenijnego w Chicago; współpracownik L’Osservatore Romano, Studia Inigo, Posłańca Serca Jezusa i Radia Deon oraz Koordynator Modlitwy w drodze i jezuici.pl;

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Zbigniew Marek SJ
Niniejsza publikacja skierowana jest do tych wszystkich, którzy z poczuciem osobistej odpowiedzialności podejmują się i zarazem odpowiadają we własnym sumieniu za jakość procesu szkolnego nauczania religii, jak i tych, którzy przygotowują się do pracy katechetycznej...

Skomentuj artykuł

Religia w szkole – czy wystarczy nam życzliwości i dobrej woli?
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.