Sakramenty dla Jaruzelskiego
Chciałbym, by to wybrzmiało bardzo wyraźnie: żadna ekskomunika nie może być przeszkodą w nawróceniu na łożu śmierci.
Pojawiła się wiadomość, że przed śmiercią gen. Jaruzelski przyjął sakramenty święte, ale nie wiadomo, czy Kościół uzna je za ważne, ponieważ wspomniany generał podpadał pod ekskomunikę. Mógłby ktoś wysnuć z tego wniosek, że ekskomunika utrudnia drogę nawrócenia. A stąd, logicznie rozumując, należałoby stwierdzić, że działania Kościoła są, delikatnie mówiąc, niemądre, gdyż jednym z jego celów jest pomoc w nawracaniu się ludzi a nie utrudnianie tego procesu.
Ekskomunika ma wstrząsnąć zatwardziałym grzesznikiem, zwłaszcza wtedy, gdy nie dostrzega swojego grzechu, gdy nie chce uznać za grzech tego, co robi. Ma dzięki niej otrzymać dodatkową motywację. Chodzi właśnie o to, by mu pomóc w nawróceniu, by się zastanowił, by zmienił swoje podejście. Na to oczywiście potrzeba czasu, zwłaszcza, gdy ma to być na serio. Poważne przemiany wymagają weryfikacji, szczególnie wtedy, gdy dotyczą zachowań publicznych, ogólnie znanych.
W obliczu rychłej śmierci nie ma czasu. Dlatego wtedy wszystkie tego typu zachęty i obwarowania schodzą na dalszy plan, a wręcz tracą automatycznie swoją ważność, i liczy się już tylko akt woli grzesznika wobec Boga, chęć pojednania, wyrażona np. przez przyjęcie sakramentów świętych.
Chciałbym, by to wybrzmiało bardzo wyraźnie: żadna ekskomunika nie może być przeszkodą w nawróceniu na łożu śmierci.
Nie wiem, co się dokładnie stało w ostatnich chwilach życia pana Jaruzelskiego. Nie mi wyrokować o jego stanie, o jego relacji wobec Pana Boga. Natomiast, tak jak przestrzegłem, przed przyjmowaniem jednej skrajnej opcji o "unieważnianiu" sakramentów przez Kościół, tak wydaje mi się, że warto również wystrzegać się pewnego automatyzmu w tej sprawie. Tzn. musimy szanować ludzką wolność i nikogo nie można "zbawiać" na siłę.
Jeżeli Jaruzelski był świadomy w chwili przyjmowania sakramentów i dobrowolnie w nich uczestniczył, to nie ma sprawy. Natomiast zdarza się, że umierający tracą świadomość lub jest ona bardzo ograniczona i nie wiemy do końca, czy są świadomi tego, co się z nimi dzieje. W takich sytuacjach również otrzymują sakramenty święte (oczywiście w formie wtedy możliwej; np. zwykle wyznanie grzechów nie jest możliwe). Kapłan ich udzielający suponuje, że gdyby mogli, to by wyrazili wolę ich przyjęcia. Nieraz robi to na życzenie rodziny, opierając się na jej zapewnieniach. Jednakże gdyby ksiądz był przekonany, że umierający nie chciałby pojednania z Bogiem, to nie powinien udzielać mu sakramentów. W praktyce jest to bardzo trudne i w swojej gorliwości księża najczęściej starają się znaleźć jakiś powód do tego, by nie mieć takiego przekonania.
Spieszę tu z wyjaśnieniem. Gdyby się zdarzyło, że ktoś, kto nie pragnie pojednania z Bogiem, otrzymał np. rozgrzeszenie, gdy był nieprzytomny, to ono nie "chwyta" automatycznie. Nie ma żadnego automatyzmu. Bóg nie łamie naszego sumienia, nie narusza ludzkiej wolności. Jest to bardzo dramatyczne stwierdzenie w obliczu wieczności, ale Bóg szanuje nasz wybór.
W praktyce jednak nie wszystko jest takie proste, bo nam ludziom zależy na tym, jak nas będą widzieli, a to m.in. oznacza pragnienie pogrzebu katolickiego. Rodzina stara się wpłynąć na kapłana, by ten udzielił sakramentów, by potem mieć podkładkę do żądania pogrzebu kościelnego (nawet wbrew woli zmarłego).
Skomentuj artykuł