Synod to proces. Zmiany nie zajdą od razu
Od jesieni 2021 roku trwa w Kościele synod o synodalności. W ostatnich tygodniach ukazało się w mediach – głównie katolickich – sporo ciekawych wywiadów na jego temat. Ordynariusz opolski biskup Andrzej Czaja wprost mówi, że synod jest szansą na uzdrowienie Kościoła. Wtórują mu abp Grzegorz Ryś, bp Adrian Galbas i wielu innych hierarchów. Tyle tylko, że ich głosy nie bardzo schodzą w dół, do parafii i wspólnot, w których powinna toczyć się synodalna debata.
Z danych serwisu synod.org.pl wynika, że diecezje w większości (ponad 80 proc.) informują o synodzie na swoich stronach internetowych, ale aż na 35 proc. diecezjalnych serwisów poświęconych synodowi trudno znaleźć jakiś kontakt do zespołu odpowiadającego za synod. Media społecznościowe prawie wcale nie są wykorzystywane do promowania idei synodalności. To mogłoby tłumaczyć dlaczego w styczniu codziennie w wyszukiwarce Google zapytanie o synod pojawiało się tylko 1,5 tys. razy.
Ale internet to tylko jeden kanał. Znacznie lepiej informowanie o przebiegu prac synodalnych wygląda w katolickich mediach. Sęk w tym, że grupa ich odbiorców jest relatywnie niewielka. Tak naprawdę najlepszą tubą jest ambona. I choć są w Polsce parafie, gdzie niemal do znudzenia się o synodzie mówi, to jednak w większości zupełnie się o tym nie mówi, albo po prostu „odhacza” się temat. Znam taką – wcale nie małą – podwarszawską parafię, gdzie zorganizowano cztery spotkania synodalne i temat zamknięto, bo nie było czasu na dyskusje, gdyż trzeba szybko zrobić kolędę. W innej – też pod Warszawą – temat synodu pewnie zostałby przemilczany, gdyby nie zebrała się grupka świeckich zapaleńców, którzy niemal zmusili proboszcza do debaty. Jakież było ich zdziwienie, gdy na spotkaniu synodalnym nie pojawił się nikt z Rady Parafialnej, która ponoć przy parafii istnieje. Takie niestety są realia…
Czego lękają się księża, że nie chcą ze świeckimi rozmawiać o sprawach parafii? Wydaje się, że tego iż usłyszą parę krytycznych uwag pod swoim adresem. Odwołam się do anonimowej ankiety jaką przeprowadzono w jednej z parafii, której wyniki miałem okazję poznać. Na co ludzie zwracają uwagę? Okazało się – i wcale się temu nie dziwię – że problemy ogólnokościelne wcale ich nie interesują. Odpowiedzi koncentrowały się wokół problemów lokalnych. Przede wszystkim zwracano uwagę na stosunek księży do wiernych. Wytykano im brak otwartości, kontakty właściwie biurokratyczne, brak jakichkolwiek kontaktów poza świątynią, brak związków z młodzieżą, kiepskie kazania czytane z kartki, itp. Jeden z księży próbował się lekko bronić, mówiąc, że przez kilka niedziel chodził po mszach wokół kościoła, ale nikt do niego nie podszedł i nie zagadał. Hmmm… A jakby tak on zagaił? O tym chyba nie pomyślał.
Trochę pesymistyczne wyniki tej ankiety, ale przynoszące odpowiedzi na zasadniczą kwestię synodu: słuchalność. Bez rozmowy, bez wzajemnego słuchania się, nic nie da się zbudować. Lęki są po to, by je przełamywać. I o to też w tym synodzie idzie. Kościół da się zmienić od dołu. Idąc od tego co lokalne, do tego co globalne.
Lider parafialnej grupy synodalnej, który pokazywał mi tę ankietę, był załamany. Zupełnie niepotrzebnie. Bo przecież w synodzie nie idzie o to, by zmiany zadziały się tu i teraz, lecz, by odwołując się do papieża Franciszka, zainicjować proces. Proces, który być może będzie trwał przez wiele lat, ale coś gdzieś ulegnie zmianie. Namawiałem owego lidera do tego, by po zakończeniu synodu na etapie diecezjalnym nie przerywali swoich spotkań, ale by je ciągnęli, by uruchomili oddolny proces przemiany. Czy to się uda? Nie wiem, ale proces synodalny postrzegam jako nie jednorazowe wydarzenie, lecz proces ciągły.
Zakończę małym apelem do księży: nie bójcie się ludzi. Nie bójcie się do nich wychodzić, nie bójcie się krytyki. Po prostu z nami bądźcie. Bo i wam, i nam też na przyszłości Kościoła zależy.
Skomentuj artykuł