Testament Jana Pawła II. Utopia?
Dokładnie dziesięć lat temu, 16 sierpnia 2002 roku, rozpoczęła się ostatnia pielgrzymka Jana Pawła II do Polski. Pielgrzymka niezwykle ważna, bo do dzisiaj traktowana przez część Polaków jak testament pozostawiony przez kogoś bliskiego.
Ujrzeliśmy wówczas człowieka sędziwego, schorowanego i budzącego współczucie, dobrotliwego. Kogoś, kto mówi rzeczy naprawdę ważne, nie grożąc przy tym palcem i nie strasząc. Pozostawiając nam wolność w przyjęciu Ewangelii.
Pamiętam, że w 2002 roku ktoś porównał Papieża do św. Jana Apostoła. Punktem odniesienia stała się opowieść św. Polikarpa wspominającego Jana jako człowieka bardzo już starego, który - dodajmy - z racji wieku mógł mieć problemy z pamięcią. W starożytnym Kościele traktowano go jak relikwię: był przecież "umiłowanym uczniem" Chrystusa. Sadzano go zatem na honorowym miejscu i proszono, żeby opowiadał o swoim Nauczycielu i Mistrzu. On zaś powtarzał bez końca: "Bóg jest miłością" i "Miłujcie się, bracia moi". Niektórych słuchaczy raziła monotematyczność tych kazań, więc lekko znudzeni prosili Apostoła, żeby powiedział wreszcie coś nowego. On ponoć rozkładał wtedy bezradnie ręce i mówił: "Ale to jest właśnie to, czego nauczył mnie Jezus".
Zachowując proporcje, z Janem Pawłem II było całkiem podobnie. A to, co w sierpniu 2002 roku pozostawił Polakom, stanowiło kwintesencję Chrystusowego nauczania.
Było to bowiem − po pierwsze − wezwanie do miłości Boga. Papież, modląc się na Wawelu (dosłownie na oczach świata, bo tę jego osobistą i cichą modlitwę - w co trudno dziś uwierzyć - w całości transmitowała telewizja) i w Kalwarii Zebrzydowskiej, a także odwiedzając krakowskie klasztory kamedułów i benedyktynów, wskazywał palcem na Niebo. I przypominał starą prawdę, że dopóki "Pan domu nie zbuduje, na próżno się trudzą ci, którzy go wznoszą".
Bóg, o którym opowiadał nam wtedy Jan Paweł II, jest "bogaty w miłosierdzie", kochający człowieka ("cziełowiekolubiec", jak mawiają prawosławni) - pomimo ludzkiej ograniczoności i słabości. Mimo jego ubóstwa i całkiem zrozumiałych lęków. "Przestań się lękać - mówił Ojciec Święty. - Jest z tobą Chrystus, niezawodny Dawca nadziei".
Tu nie chodzi, rzecz jasna, o nadzieję "matkę głupich". Tu idzie raczej o nadzieję, że ostatnie słowo będzie należeć do Boga. Że to On ostatecznie zwycięży. Że dobro, które jest w nas (i w tym świecie) zostanie ocalone…
Ta wiara i nadzieja - to po drugie - domaga się jednak od nas współpracy: udzielenia Bogu odpowiedzi. Wyraźnie mówi o tym Ewangelia: "Bądźcie miłosierni, bo i Ojciec wasz jest miłosierny". Oraz: "Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią". Miłosierdzie Boga - dopowiada Papież - domaga się "nowej «wyobraźni miłosierdzia», której przejawem będzie nie tyle i nie tylko skuteczność pomocy, ile zdolność bycia bliźnim dla cierpiącego człowieka [i] solidaryzowania się z nim (…)". Po prostu: domaga się miłości.
O tych papieskich sierpniowych rekolekcjach dla Polski powinniśmy pamiętać. Lepszego programu reformy - zaczynającej się od przemiany serc - jak dotąd bowiem nie wymyślono.
Oczywiście, można wybrzydzać, że to piękna utopia, "gadka dla pobożnych". Cóż, podobnie traktowano kiedyś marzenia o jedności Europy i o rychłym upadku komunizmu. Na szczęście znaleźli się tacy, którzy w to uwierzyli…
Skomentuj artykuł